wtorek, 15 listopada 2011

Bezsenność w Tokio - Marcin Bruczkowski czyli wesołe jest życie gajdzina

Notka może będzie chaotyczna bo chciałoby się i o książce i o klubie dyskusyjnym na Ochocie (pozdrawiam wszystkich!), bo to przecież pierwsza wybrana przez nas lektura. Pewnie też dlatego do książki podszedłem z dużo większą uwagą niż do innych rzeczy. Robić notatki czy nie? A może lepiej notować jakieś pytania, aby łatwiej było dyskutować? I ciekawość jak to będzie w realu gdzie wszyscy się widzimy, a nie na blogu, gdzie czasem na odpowiedź czeka się kilka dni. Moje przygotowania jednak trochę spełzły na niczym - lektura jest lekka i z gatunku tych, które średnio do dyskusji się nadają. Najbliższa "Bezsenność" jest chyba reportażowi, ale niewiele informacji "ogólnych" o kulturze, zwyczajach, różnicach, raczej można by to wrzucić do worka "moje przygody, anegdoty i ciekawostki".
Czy żałuję w takim razie lektury? Ależ skąd. Czyta się dobrze, autor wybiera co ciekawsze fragmenty swojego (10-letniego) pobytu w kraju kwitnącej wiśni, za każdym razem swoje perypetie ubarwiając jakąś ogólną myślą, którą chciałby nam przedstawić (np. jak są przygotowani Japończycy do trzęsień ziemi, jak doświadczają kryzysu, jak imprezują, czy też jak wyglądają ich mieszkania). Migawki z życia samotnego gajdzina (gaijin czyli cudzoziemiec, ale łatwiej mi zapisać to w formie jaką sobie wyobrażam jako wymowę) z Polski - od życia studenckiego i prowadzenia lekcji angielskiego (by zarobić choćby na mieszkanie), przez stałą pracę na etacie, po próby bycia "wolnym strzelcem" zbierającym zlecenia na prace informatyczne. Życie mogłoby wydawać się, że składa się tylko z epizodów pracy, specarów po knajpach, urlopów, załatwiania różnych prywatnych spraw (np. zakupów) i imprezowania (z naciskiem na to ostatnie). Bo Bruczkowski widać, że obracał sie głównie w środowiskach singli, bez zobowiązań i lubiących życie towarzyskie.
Nie jest to wiec na pewno pełen obraz tego jaka jest Japonia i jak się tam żyje. Ale spokojnie można to potraktować jako subiektywne fotki i wspomnienia - dzięki temu może pozbędziemy się trochę stereotypów, mitów na temat Japonii, dowiemy się kilku ciekawych rzeczy (np. po co do cholery te maseczki noszone na twarzach?). Lekko i barwnie spisane różne przygody, własne wpadki, ale i sukcesy. Humor nie nachalny, na pewno nie poturlamy się ze śmiechu, ale parę razy uśmiechnąć się można. Żeby jeszcze tylko zdjęcia nie były tak koszmarnej jakości (czarno białe, na kiepskiej jakości papierze sprawiają, że wszystko jest rozmazane).
Jeżeli więc szukacie przewodnika, analiz, głębokiego spojrzenia to odradzam. Ale jeżeli coś lekkiego na początek o tym kraju, lub po prostu lektury na jeden dzień do pociągu, a nie lubicie kryminałów, spokojnie mogę polecić. Dotyczy to rzeczywistości z lat 90-tych, ale to specjalnie nie przeszkadza... Nawet mini słownik pojęć się znajdzie.
U mnie w kolejce jeszcze z tego samego regionu widziane przez Polaka "Tatami kontra krzesła" Tomańskiego, ciekawe jak wypadnie porównanie.
No i wracając do klubu: niby gorącej dyskusji nie było, ale atmosfera i owszem całkiem ciepła... Po prostu wymieniliśmy się uwagami, ciekawostkami, anegdotami, a w podsumowaniu nawet ku zaskoczeniu większości okazało się, że książka może być nie tylko leciutką lekturą jakich wiele. Autor swoją przebojowością, pewną odwagą i gotowością do zmian i poszukiwania okazuje się, że może inspirować do przemeblowań i odważnych decyzji w życiu :) No i proszę - a Cejrowski już dawno powtarza: weź sprzedaj lodówkę, wyrzuć telewizor, nie zazdrość tylko sam jedź do Amazonii, a jakoś odważnych nie tak wielu...
No to trzymamy kciuki za odważne decyzje! Oby procentowały już wkrótce!

ps. jak się grupa dorobi zakładki w sieci to wrzucę Wam linka. A ludzi z Warszawy i okolic zapraszam do nas na spotkania! Następna lektura - ks. Tishner i "Historia filozofii po góralsku". 

11 komentarzy:

  1. Mnie Japonia nigdy nie fascynowała, ani nie inspirowała. Sama książka może być ciekawą alternatywą na długi wieczór

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło wspominam tę książkę. Kolejne tego autora już nie są takie fajne, tzn, według mnie mniej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie czytało się świetnie, poczucie humoru autora bardzo fajne i czas spędzony z książką wspominam z uśmiechem:)

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawa jestem, jakby tak wszyscy ten telewizor sprzedali, to kto by Cejrowskiego oglądał? Taka drobna złośliwość, zgadzam sie z nim.
    Takie kluby dyskusyjne są świetne, wiem, że są blogi, ale nic nie zastąpi fajnej dyskusji o książkach na żywo. Ja jestem w book club tutaj i bardzo sobie chwalę.
    A do książki Bruczkowskiego się przymierzam, wiele dobrego slyszałam

    OdpowiedzUsuń
  5. zdaję się że nasze kluby dyskusyjne wspierane przez Instytut ksiązki były wzorowane na brytyjskich, jedyne co mnie na razie trochę mierzi to "nadrzędna" rola animatora... ale może to z czasem się trochę zmieni.
    Wciąz też mam nadzieję, że wreszcie uda nam sie uruchomić taki klub w naszym miasteczku. Najchętniej nawet dwa - czytelniczy i filmowy bo w obu chętnie bym się angażował...

    OdpowiedzUsuń
  6. A notka z "Traktatu..." będzie? Bo z wiadomych przyczyn czuję niedosyt po wtorkowej dyskusji;)

    OdpowiedzUsuń
  7. robi się, robi, ale teraz mam mało czasu na pisanie a net mi nawala w domu :( a jednocześnie próbuję ubrać w słowa wrażenia z Habemus Papam i Cinema Veritas bo na świeżo najlepiej...

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam, byłam zadowolona, potem chciałam sięgnąć po inne jego książki i jakoś nie umiałam ich znaleźć, a może mi się nie chciało?...

    OdpowiedzUsuń
  9. podobno pozostałe już wcale nie takie chwytliwe...

    OdpowiedzUsuń
  10. No i pewnie właśnie dlatego tak mi niemrawo idzie :)

    OdpowiedzUsuń