niedziela, 22 lutego 2015

Whiplash, czyli przekraczać ograniczenia


Z obejrzeniem Joanny na Ninatece były spore kłopoty, tylu chętnych zdaje się po prostu nie przewidziano, ale to przecież powód do radości :) 
Na miejsce mojego poprzedniego wpisu pewnie w ciągu kilku dni pojawi się coś innego, a dziś jeszcze emocje Oscarowe. 
Pisałem już, że jednym z moich faworytów jest Birdman, ale i Whiplash, tak przecież mało hollywoodzki liczę, że zgarnie jakąś statuetkę. Zasługuje na to jak mało który obraz. Rzadko się zdarza, żeby skromny film, wywoływał takie dreszcze, jakich nie powstydziłby się najlepszy thriller z budżetem liczonym w setkach milionów dolarów. 


Perkusiści chyba w tym roku świętują wyjątkowo. Rzadko zauważani, a tu proszę - wychodzą na pierwszy plan i to nie tylko w ścieżce dźwiękowej. 
Pewnie wszyscy już Whiplash widzieli, więc specjalnie nie będę się rozgadywał, ale jeżeli jeszcze ktoś się uchował, to natychmiast starajcie się to nadrobić!  

Uczeń i mistrz. Młody chłopak, Andrew Neyman (Miles Teller), który marzy o tym by grać jak najlepsi, by ktoś kiedyś go zauważył i profesor Fletcher (kapitalny J.K. Simmons), który jest legendą - jego zespół wygrywa wszystkie konkursy i każdemu zależy by u niego grać. Ile trzeba ćwiczyć by zostać dostrzeżonym? Ile żeby zadowolić mistrza? Na ile sława jest pewna i na ile można zapracować na nią pracą? Choćby nie wiem ile człowiek się starał, sam pot, krew i łzy, idealne trzymanie się nut, to zdaniem profesora zbyt mało. Trzeba czegoś jeszcze... Prawdziwych emocji, przekroczenia swoich granic, wybuchu adrenaliny, która będzie tą iskrą wniesioną do gry.
came2
Dramat i zarazem thriller psychologiczny. Demoniczny nauczyciel, masakrujący swoich podopiecznych, przyprawia nas o ciarki równie mocno jak i zachowania chłopaka, który sam się nakręca, nie widzi nic innego poza tym swoim celem...
Jazz. Perkusja. Jejku, jakie to mało pociągające gdy to się pisze albo o tym czyta. I jaki fenomenalny film można było zrobić, praktycznie pokazując tylko to. Oni tym żyją. Poświęcają wszystko. I dzięki temu (o zgrozo!) mogą stworzyć coś genialnego, nieosiągalnego dla tych, którzy po drodze wymiękają. 
Whiplash to jeden z najlepszych duetów aktorskich na ekranie w ostatnich latach. Scenariusz, montaż, muzyka - to wszystko stworzyło dla nich idealne warunki, w których mogli błysnąć.   

3 komentarze:

  1. Reżyser w jakimś wywiadzie mówił, że chciał stworzyć film wojenny, tylko zamaist karabinów z pałeczkami od perkusji w dłoniach. Wyszło lepiej niż dobrze. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ku swojemu zaskoczeniu od pewnego czasu polubiłem słuchanie klasyków jazzu. Ogólnie słucham wszystko od poważnej aż po techno. Jazz razem z disco-polo i country leżał sobie obok. Ale polubiłem i Jazz.
    A dziś obejrzałem ten film i naprawdę rewelacyjny. Nie wiem czy jak dla mnie nie poziom Amadeusza w moim prywatnym rankingu. Zobaczymy ile we mnie pozostanie po dłuższym czasie bo czasami emocje opadają ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. och jazz i u mnie odkrywany wciąż jakby bardziej. Spora zasługa w tym kina z lat 60, czy nawet wczesniejszych rzeczy, ale i to co pojawia się teraz (choćby tego samego reżysera tak chwalony teraz LaLaLand) sprawia dużo frajdy. Albo ścieżka muzyczna do serialu Treme (choć tam nie tylko jazz). Miodzio!

      Usuń