wtorek, 25 lutego 2014

Long way down - Tom Odell, czyli talent do melodii

Gdyby dotarł do mnie jakiś ankieter i spytał jakiej stacji radiowej słucham, to chyba długo bym się zastanawiał nad odpowiedzią. Jeszcze kilka lat temu to było dla mnie istotne - miałem swoje typy, ulubione playlisty, prowadzących i za nic bym nie zmienił częstotliwości. A teraz? Jakoś mam wrażenie, że większość stacji równa poziom i to niestety w dół, coraz mniej oryginalności, audycji autorskich, a w muzyce miło słucha się rzeczy, które już się zna, ale coraz trudniej o nowe perełki muzyczne. A przecież to dzięki jednokrotnemu przesłuchaniu gdzieś jakiegoś jednego numeru odkrywałem takich wykonawców jak Train, Gotye, Coldplay, Beirut. Niektórzy okazywali się artystami jednego numeru/płyty, a inni zostali ze mną na dłużej. W tej chwili więcej informacji i odkryć wszyscy czerpiemy z sieci. Jednym z wyłowionych ostatnio i przemiłych w słuchaniu wykonawców jest właśnie Tom Odell, którego debiut w wersji deluxe (dodatkowych 5 numerów) udało się dorwać. 
Pierwsze skojarzenie - oczywiście Coldplay, choć tu mniej gitar i rocka, a więcej pianina i grania akustycznego. Ale głos młodziutkiego Odella jako żywo chwilami przypomina wokal Chrisa Martina. No i te melodie! Wpadające w ucho i od razu do nucenia - trzeba mieć talent do takich słodkich, harmonijnych i troszkę cukierkowych kawałków, a jednocześnie nie popaść w banał. Czemu u nas tak mało takiej muzy? Czy dlatego, że w knajpach tak rzadko gra się na żywo? Jak macie knajpę - apeluję wstawcie tam pianino! Kto wie czy za parę lat nie zaowocuje to kolejnym tego typu odkryciem, tym razem na naszej scenie muzycznej.
Pogodna muza, emocjonalne teksty o miłości i świetna energia. Zdecydowanie dla mnie dobry czas na odkrycie tej przecież nie najnowszej płyty. Od razu robi się wiosennie i cieplej.
Chwilami jest bardziej melancholijnie, ale dla mnie mocną stroną tej płyty są wszystkie szybsze i bardziej energetyczne lub rozkręcające się numery (choćby jak „Can’t Pretend”, "Hold me").
Ciekawe czy uda mu się utrzymać na fali i podtrzymać zainteresowanie kolejnymi płytami. Bo jak na debiut jest świetnie! Komercja? No owszem, ale do komponowania takich rzeczy okazuje się, że można mieć talent.
Zresztą co ja będę gadał. Posłuchajcie. Piano man i jego muza. 

4 komentarze:

  1. Prawie nie słucham radia. Chyba, że robię coś w kuchni, albo jadę samochodem to wtedy Zetki, albo Rmfu, albo Eski Rock. Toma Odella uwielbiam. Kilka tygodni temu mogłam słuchać "Another love" po kilkanaście razy pod rząd. Cała jest bardzo przyzwoita, a moi faworyci to Can't Pretend, I Know i Hold me. Najgorsze, że przegapiłam, że jest koncert w Palladium a biletów już dawno nie ma :/

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie, zgadzam się z początkiem tekstu - też właściwie przestałem słuchać radia. Wszystko na jedno kopyto - nowoczesna tandeta, której w zasadzie na trzeźwo nie da się przyswoić ;) Od czasu do czasu włączam sobie tylko TOK FM, zwłaszcza na audycje książkowo-kulturalne :)
    A samego muzyka, który jest tematem wpisu, nie znam. Zaraz sobie odsłucham tych utworów z YT :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sieć jest w tej chwili dużo lepszym źródłem muzy :) nie musisz czekać na koniec utworu, a jak wykonawca wpadnie ci w ucho to możesz sobie od razu zgromadzić materiał na minimum godzinę słuchania.
      No i odsłuch nowości w sieci (np. Deezer) przed kupnem to kapitalna sprawa!

      Usuń