niedziela, 9 lutego 2014

Amerykański przekręt - Robert W. Greene, czyli liczy się iluzja

Film jeszcze przede mną, ale cieszę się, bo tym razem udało się jeszcze przed gorącym i nominowanym do Oscara seansem przeczytać powieść, które była inspiracją dla scenarzystów. A historia rzeczywiście jest dość niesamowita, nic więc dziwnego, że wzbudziła zainteresowanie. W stanach to rzecz normalna, że do bohaterów różnych wydarzeń - obojętnie czy są oni postaciami pozytywnymi (np. kogoś uratowali), czy też przestępcami - ustawiają się kolejki pisarzy i dziennikarzy, którzy daną historię chcą sprzedać. Na wszystkim przecież można zarobić. I w tym przypadku było podobnie - tytułowy przekręt jeszcze trwał, a już trwały dyskusje na ile kulisy tajnej przecież operacji mogą zostać przedstawione w publikacji zaraz po jej zakończeniu. 
Wyobraźcie sobie coś takiego u nas: ktoś współpracuje z CBA, albo z Policją np. przeciw mafii i od razu negocjuje kontrakt na sprzedaż praw autorskich do swej opowieści, by zaraz po procesie mógł pojawić się na rynku gorący tytuł.
Do drugiego pytania jakie mi się pojawiło przy tej lekturze a propos naszego poletka, powrócę jeszcze na koniec notki.

Amerykański przekręt to opowieść o tajnej operacji FBI mającej na celu wyłapywanie oszustów finansowych tzw. białych kołnierzyków. Podejrzane operacje na giełdzie, fałszywe obligacje, lipne kredyty, sprzedaż lipnych dzieł sztuki - to wszystko było w latach 70-tych trochę poza obszarem zainteresowania państwa, można było co najwyżej ścigać sprawców z oskarżenia prywatnego. Służby federalne postanowiły zainteresować się tym rodzajem przestępczości - w końcu przecież to olbrzymia szara strefa, bo te pieniądze nigdy nie są nigdzie zgłaszane ani obejmowane żadnymi podatkami. Jak się dobrać do oszustów, tak aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń? Najlepiej namówić do współpracy jednego z nich.      
Mel Winberg, który wychował się w Bronxie, od małego uczył się kombinowania. Nie tylko dlatego, że w domu się nie przelewało, ale po prostu dlatego, że pokochał życie na poziomie, imponowało mu i z całego serca pragnął aby stało się ono jego udziałem. Od pierwszych przekrętów za niewielkie pieniądze szybko doszedł do obracania setkami tysięcy dolarów. Jego popisowym numerem było udzielanie pożyczek przez nie istniejące banki. Kluczem do sukcesu tego "interesu" było stworzenie takiej iluzji, by nawet nie trzeba było szukać klientów - oni sami lecieli do niego niczym ćmy do światła. Właśnie te umiejętności sprawiły, że gdy wreszcie wpadł, zaproponowano mu współpracę z FBI. Miał uwiarygodnić ich akcję, przygotować agentów do tego, by lepiej sprzedali ich historię. Oto cwaniak, oszust i geniusz, dla którego cała akcja stała się też świetną (choć pełną napięcia) zabawą.
Mieli łapać oszustów, ale szybko okazało się, że akcja szybko nabierze dużo większego rozmachu. Wieści o tym iż bogaty szejk chce inwestować w Stanach, szuka możliwości ulokowania swoich funduszy, szybko zainteresowała nie tylko małych kombinatorów, ale prawdziwe grube ryby. Chyba nawet szefowie zatwierdzający tę akcję byli zdumieni, gdy na ich biurkach lądowały coraz większe ilości nazwisk oficjeli, urzędników, kongresmenów. Gdy na horyzoncie widzieli oni możliwość korzyści finansowych, aż przebierali oni nogami by zaproponować jaką "pomoc" w załatwieniu różnych spraw lub wspólny interes.    
Miliony dolarów, obietnice, układy, załatwianie ustaw i koncesji na kasyna, ukryte udziały, a nawet sprzedaż broni albo narkotyków... Długo by wymieniać to wszystko co udało się nagrać w trakcie operacji „Abscam”. A nam się tylko oczy otwierają szeroko ze zdumienia. Nie, nie dlatego, że nas to dziwi, ale że znaleźli się odważni by ruszyć to bagno, że sprawa nie została zatuszowana na samym początku. Przypomnijcie sobie jaki u nas był krzyk o sprawę pewnej posłanki, która wzięła walizę pieniędzy: że to prowokacja, że tak się nie godzi, że została zmanipulowana itd. I jakoś wszystkim mediom i sądowi zupełnie umknął uwagi fakt najważniejszy: złamała prawo, wzięła łapówkę za załatwienie sprawy. Czy naprawdę istotne jest to czy ktoś ją o to prosił, czy też sama to wykombinowała? Doprawdy, zakochanie okazało się świetną linią obrony. Ale takich sytuacji z naszego podwórka jest więcej. I wciąż słyszymy gromy, że to skandal i nadużywanie władzy, że wolno łapać tylko tych którzy już kradną (tylko jak ich znaleźć?), a zastawienie pułapki na złodzieja jest już niezgodne z prawem. 
Cóż, na podstawie przykładu akcji przedstawionej w "Amerykańskim przekręcie" i jej plonów, możemy jedynie domyślać się ilu naszych polityków i urzędników by się złapało na taki lep. Najdroższe hotele, piękne jachty, prywatne odrzutowce. Miraż lepszego życia. Wystarczy, że coś załatwisz i już możesz cieszyć się udziałem w tym samym. Walizka czeka.    


Greene umiejętnie wplata w relację z operacji fragmenty taśm operacyjnych z podsłuchu, dzięki temu mamy możliwość jeszcze lepiej poznać kulisy takich działań. Ileż potrzeba zuchwałości, pewności siebie i umiejętności zachowywania się tak jak oszuści, by nawet na chwilę nie stracić nic ze swej wiarygodności. Może się wydawać nam to dziwne, że najlepsze limuzyny, wystawne kolacje, drogie garnitury kupowane są za państwowe pieniądze, ale warto zdać sobie sprawę, że bez tego do pewnych środowisk nigdy by się nie dotarło. 
Napisane niby dość sucho, ale zdecydowanie wciąga! Fragment tekstu książki można zobaczyć tu.
Wybieracie się na film? Koniecznie przeczytajcie też książkę!

W ciągu najbliższych tygodni jeszcze kilka notek zahaczających o temat oszustw finansowych ("Wall Street. Pieniądz nie śpi", "Wilk z Wall Street"), ale muszę przyznać iż książkowa opowieść o Melu Winbergu na pewno ma jeden plus na ich tle. On okrada jedynie innych oszustów i złodziei :)  

Za możliwość przeczytania egzemplarza do recenzji dziękuję wydawnictwu ZNAK.

5 komentarzy:

  1. Sama w sobie ta książka nie zainteresowałaby mnie na tyle, by sięgnąć po nią, ale twój "suchy" opis jest zachęcający :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja już po seansie i trochę jestem zdziwiony, bo zupełnie inaczej rozłożone akcenty, zupełnie inne historie

      Usuń
  2. o tu tu
    http://pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/2014/02/amerykanski-przekret.html megaciekawa (że tak się wyrażę) recenzja tej książki. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. książka jest naprawdę super, mnie bardzo wciągnęła, czasem zaskakująca, ale na pewno się spodoba, każdemu. Mnie bardziej się podobała niż film.

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę obejrzeć - przyznam, że nie miałem jeszcze okazji.

    OdpowiedzUsuń