sobota, 21 grudnia 2013

Top of the lake, czyli Nowa Zelandia to nie tylko kraina hobbitów

Ostatnimi tygodniami jakoś mało czasu na oglądanie dłuższych form filmowych, ale za to poluje sobie na różne seriale w tv, albo nadrabiając zaległości albo też szukając sobie czegoś nowego co by przykuło uwagę na dłużej. Jest więc i Da Vinci (Demony) i Mardoch, kolejne sezony Homeland, kontynuacja Rządu. 40 minutek to akurat w sam raz by mimo zmęczenia nie zasnąć po całym dniu.
A wśród tego co ostatnimi tygodniami dawało sporo frajdy jest i ten serial z Nowej Zelandii. Spróbujcie połączyć klimat z The killing i z Miasteczka Twin Peaks, do tego dołóżcie cudowne wprost krajobrazy dzikiej przyrody (jak z Hobbita) i macie w efekcie Tajemnice Laketop (bo tak to u nas przetłumaczono). Niby nic nowego, ale nastrój fenomenalny! Okazuje się, że wystarczy jedno zniknięcie dziewczynki, by utrzymać naszą uwagę przez 7 odcinków.
 

Chyba głównie ten klimat pokochałem, ale i fabułę fajnie poprowadzono. Sporo postaci, wśród których co i rusz jak się pogrzebie to wychodzą jakieś tajemnice, a i sama główna bohaterka, czyli Robin Griffin (Elisabeth Moss), która zaoferowała pomoc miejscowej policji w rozwiązaniu sprawy (bo przyjechała tylko do umierającej matki) też nie jest chodzącym ideałem. Przeszłość, różne sekrety i podchody, specyficzna społeczność, gdzie niby wszyscy o wszystkim wiedzą, ale nikt pary z gęby nie puści. Do tego spora grupka dziwaków (np. społeczność kobiet po przejściach, które założyły sobie komunę w dolinie) i w efekcie ogląda się naprawdę w napięciu i w oczekiwaniu dokąd to doprowadzi. Szkoda tylko, że zakończenie następuje jakoś zbyt szybko i na tle całości wypada trochę sztucznie.
Może nie nie jest to kryminał, w którym liczą się zwroty akcji, zagadka czy akcja, ale choćby dla ciekawego klimatu całości i krajobrazów w jakich rzecz się rozgrywa - polecam!
A za reżyserię spektaklu odpowiada Jane Campion (stąd pewnie mocniej zarysowane postacie kobiece). No, no. Za granicą telewizje nie skąpią pieniędzy, to i nie dziwota, że ściągają samych wielkich (Fincher), a w efekcie seriale coraz ciekawsze. 
Czy mam westchnąć i rzucić pytanie, które ciśnie się mi na usta?
No właśnie kiedy u nas przełom?

3 komentarze:

  1. Ten serial mam już także za sobą. Obejrzałam go na fali Broudchurch. Po tym serialu bardzo chciałam żeby mnie coś tak mocno wkręciło jak serial angielski i House Of Cards. Z tych trzech tytułów Top of the lake wciągnął mnie najmniej ale i tak to bardzo, bardzo dobry serial jest!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Broudchurch wciąż jeszcze przede mną, jakoś w tv nie mogę go znaleźć, a żeby grzebać w sieci jakoś mi się nie chce (czasu brak)

      Usuń
  2. Również zabrałam się za nadrabianie seriali i na pierwszy ogień poszło wspomniane przez Ciebie "Homeland". Trzeci sezon jest o wiele lepszy od drugiego i pozytywnie zaskakuje tym, że Carrie już nie płacze tak często, a motyw miłości został zastąpiony pracą CIA. I wyszło to serialowi na dobre.

    Do "Top of the Lake" zbieram się od dawna i kto wie, może jeszcze przed 2014 rokiem obejrzę przynajmniej pilota :) Liczę na ten klimat i piękne krajobrazy. Chociaż najpierw dokończę "Elementary" (odcinki, które już wyszły) oraz wezmę się za "House of Cards" :)

    OdpowiedzUsuń