wtorek, 17 grudnia 2013

Morderstwa we Fjallbace, czyli rozwiązanie tajemnicy tkwi w przeszłości

Im bliżej Świąt, tym człowiek powinien jakoś się trochę wyciszać, uspokajać, a tu jak na złość coraz większa gonitwa. Nic dziwnego, że nawet pisać się specjalnie nie chce - jakiś kryzys na horyzoncie. Ratują mnie jeszcze szkice notek, ale wciąż wybieram mniej poważne, takie przy których nie muszę specjalnie długo siedzieć. Zamiast "Wielkiego Liberace" macie więc dziś serial, w którym maczała palce Camilla Lackberg. Często tak się dzieje, że wykorzystując sukces jakiejś powieści, zaprasza się autora do współpracy przy scenariuszu, by nie tylko zekranizować jego powieści, ale by do maksimum wcisnąć danego bohatera i jego popularność. Możemy więc pewnie spodziewać się, że nie skończy się na sześciu 90- minutowych filmach, ale pewnie powstanie tego więcej. I tylko dziwne, że twórcy nie kręcą tego po kolei i bardzo rozrzucili te historie chronologicznie (najlepiej widać to nie tyle po bohaterce, bo ona niewiele się zmienia, ale po jej dzieciach), lepiej pewnie byłoby nie cofać się teraz w czasie w kolejnych odcinkach...
  
Przypomnijmy dla porządku - bohaterka książek Lackberg to Erika Falck, pisarka, która jakoś ot tak mimochodem trafiła na pierwszą sprawę po powrocie do rodzinnej Fjallbaki po śmierci rodziców i postanowiła napisać o tym powieść. Potem już idzie z górki - poznany inspektor policji Patrick Hedstrom zostaje jej mężem, a nic przecież nie pobudza tak bardzo ciekawości i weny pisarza, jak bliskość "źródła" informacji na temat zbrodni. W filmie wygląda to chwilami dość zabawnie, bo Erika (ponieważ to mała miejscowość) często korzysta ze swych kontaktów - widzimy jak plącze się po miejscu zbrodni (niby przyszła do męża), rozmawia o sprawie, przegląda akta, a nawet uczestniczy ot tak przez przypadek w przesłuchaniach. 
Oczywiście stoi za tym chęć wyjaśnienia sprawy, jakaś ludzka ciekawość, czasem bliska relacja z kimś zamieszanym w sprawę, ale nie ukrywajmy tego: to przekonanie, że zamiast powiedzieć o swych podejrzeniach policji, lepiej coś sprawdzić samemu, związane jest z pragnieniem zdobycia jak najbardziej sensacyjnego materiału do kolejnej powieści. 
Sprawy może nie są bardzo skomplikowane, to najczęściej jakieś zwykła ludzka namiętność np. chęć zemsty, albo pragnienie by jakaś tajemnica z przeszłości nie ujrzała światła dziennego. Romanse, zawiść, podejrzenia - ot świat niczym z Sandomierza Ojca Mateusza. Żadnych seryjnych morderców, gangów itd., ale zwykłe małe społeczności, w których ludzie się znają, ale nie znaczy to, że wszyscy się kochają. Do tego by popchnąć do zbrodni czasem wystarczy całkiem niewiele. To kryminały, w których mniej jest akcji i napięcia, a ważniejsze jest zbieranie poszlak z różnych rozmów, wskazówek. No i tło obyczajowe :) Nie tylko relacja Eriki i Patryka, ale np. to jak dzielą się opieką nad dziećmi. 
A urokliwe zdjęcia z południowej Szwecji to już wartość dodana.
 
Pierwszy odcinek serii to "Niemiecki bękart", który powstał na kanwie powieści o tym tytule (mroczna historia z przeszłości), ale pozostałe 5 chyba nie ma oparcia w książkach, to nowe scenariusze, które jedynie wykorzystują luźne pomysły Lackberg. 
Gdy to porównuję z innymi serialami to wypada raczej średnio. Wolę Wallandera i z nowych rzeczy Top of the lake, a i serial na podstawie powieści Anny Janson był jakiś bliższy moim klimatom. Po prostu tu nieporadność policji i cudowny instynkt Eriki, która zawsze jest przed nimi i przynosi im gotowe rozwiązania, jest jakaś mało realistyczna.  

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, chyba nie jestem przekonana do tego serialu. I szkoda, że nie została zachowana chronologia. Jak już będą wszystkie części to wówczas obejrzę, w odpowiedniej kolejności. Tak myślę. Chyba, że się do tego czasu rozmyślę.

    OdpowiedzUsuń