niedziela, 2 września 2012

Przyjeżdża orkiestra, czyli spotkanie przed duże S. I odrobina porządków


Im więcej oglądam, tym później mam kłopot by na bieżąco od razu robić jakieś notatki. A przecież już nie raz doświadczyłem tego, że najlepiej pisać na gorąco, bo potem z głowy ulatuje. Mogę więc z ręka na sercu powiedzieć Wam, że tuż po obejrzeniu tego filmu bylem zachwycony. Ale teraz jak to po kilku dniach ubrać w słowa i Wam wytłumaczyć dlaczego?
Punkt wyjścia "Przyjeżdża orkiestra!" wydaje się dość komediowy. Oto ośmioosobowa orkiestra policjantów z Egiptu przyjeżdża na zaproszenie do Izraela. Mają zagrać na otwarciu Centrum Kultury Arabskiej w  Petah Tikvah, tyle, że na skutek pomyłki językowej trafiają do Bet Hatikvah, czyli na jakieś betonowe pustkowie. Ostatni autobus odjechał, oni nie znają języka, kasy też niewiele. Tak zaczyna się ta historia - cudowna, prosta i kameralna opowieść o spotkaniu grupy ludzi. Wiele ich dzieli, ale jak pokazuje też ten jeden wieczór i jedna noc, poranek, wiele też może ich łączyć, upodabniać do siebie.
Jest tu i humor, jest trochę melancholii, smutku, jakichś życiowych mielizn - tak to już bywa i to niezależnie kto w jakim kraju mieszka, czy jaką religię wyznaje. Wszyscy jesteśmy do siebie podobni i gdy sobie to uświadomimy, zobaczymy, że możemy w czymś pomóc, wysłuchać, pobyć z tym kimś, nagle różne bariery, podziały, uprzedzenia znikają... Nadzieje, tęsknoty, emocje wszyscy przeżywają podobnie.
I to jest w tym filmie piękne. Niby chciałoby się ciągnąć tę historię dalej - pewnie Amerykanie zakończyli by to jakimś pojednaniem i dozgonną przyjaźnią, ale to co otrzymujemy jest chyba najlepszym z możliwych zakończeń. Lekkie niedopowiedzenie, ta radość życia i spokój jaki jest w naszych bohaterach... I już.
Skojarzenia pewnie można by mieć np. z filmami Jarmusha, ale polecam nie tylko tym, którzy lubią tego reżysera.
Jest w tym filmie może nie tyle optymizm, ale tak dawka ciepła i życzliwości do innych, że zostaje w głowie na długo.
Film obejrzałem na platformie iplex.pl

I jeszcze zanim zwiastun słów kilka o porządkach. Takie kiedyś zrobiłem założenie i tego się trzymam - notka z samym konkursem, szczególnie gdy już nieaktualny, niema racji bytu, nie dziwcie się więc, że nowe notki pojawiają się czasem w różnych dziwnych miejscach. A więc zapraszam Was do przeczytania:
Trzeciego już spotkania z Bolesławem Prusem
 krótkiej notki o Robin Hoodzie
 i wreszcie kilku słów o książce Tochmana - Dzisiaj narysujemy śmierć
Ta ostatnia sprawiła mi chyba najwięcej dylematów i trudności - w końcu dopisywałem swoje uwagi po wcześniejszej recenzji Doroty...
A jutro pewnie porządków ciąg dalszy. Ach i obiecywany konkurs!  
    

10 komentarzy:

  1. Film zapowiada się naprawdę dobrze... szkoda że z platformy mogą korzystac wyłącznie osoby w Polski...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co zrobić... ale film pewnie do znalezienia również gdzie indziej

      Usuń
    2. szukam szukam ale póki co znalazłam tylko na płatnych platformach. tak czy siak tytuł odnotowałam i w końcu gdzieś się znajdzie :-)

      Usuń
  2. o paragrafie pierwszym - jakże cię rozumie. Oglądam i zaraz myślę, koniecznie trzeba o tym napisać, a potem zapominam co to ja miałam. Wiem oczywiście jakie moje wrażenia, ale jak je przekazać?

    OdpowiedzUsuń
  3. zaciekawiłeś mnie tym filmem :) myślę, że może mi się spodobać

    OdpowiedzUsuń
  4. Oglądałam Przyjeżdża Orkiestra w ferie zimowe i przyznam, że Pogorzelisko wywarło na mnie większe emocje,wrażenie, szczególnie zakończenie....
    Polecam Pornografię wg Gombrowicza

    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to zupełnie inne filmy, trudno je porównywać. Ale choć zakończenie w Pogorzelisku waliło po głowie, to jednak to otwarte zakończenie w Przyjeżdża... też było ciekawe.
      A polecankę muszę sobie przypomnieć. Bo mówisz o filmie sprzed wielu lat m.in. z Majchrzakiem?

      Usuń
    2. Zgadza się, film na podstawie powieści Gombrowicza w reżyserii J.J. Kolskiego:)

      Usuń
    3. kiedyś widziałem, ale rzeczywiście dawno!

      Usuń