Nie tak dawno pisałem o książce Michorzewskiego "Wspulnicy", wspominając o farsowości i dość piętrowej komediowej intrydze, to teraz musiałbym chyba do pomnożyć jeszcze razy cztery. O ile tam jest w miarę wyraźny jeden wątek, to w przypadku "Urzędnika" postaci i wątków, przecinających się nieustanie, jest dużo więcej. Wyraźniejsza jest też rola policjantów, znajomej już pary, czyli komisarza Bzichota oraz jego pomagiera, zapatrzonego w szefa niczym w obrazek. Ich śledztwo powinno splatać wszystkie nitki, oczywiście w ich wykonaniu raczej jednak kumuluje problemy i sprawia, że determinacja poszczególnych postaci jedynie rośnie. Oczywiście masę tu sytuacji absurdalnych, ale nie chodzi tu przecież o logikę, a o zabawę. W tej komedii zbiegów okoliczności jest cała masa i w sumie to nawet nie są one zabawne same w sobie, lecz to jakiej interpretacji one podlegają i jak je widzi np. policja. Gdy raz bowiem staniesz się w jej oczach przestępcą, kimś podejrzanym, to i nie masz już wiele do stracenia. Skoro okazja sama nasuwa się w ręce, to...
No właśnie. A może to jest kwestia charakterologiczna? Przecież Marian Sopel, typowy urzędas i postrach wszystkich przedsiębiorców jak kontroler skarbowy, człowiek bez serca (choć sam o sobie mówił, że to służba dla kraju) i bezwzględny drań, nosił już w sobie jakiś okruch zła. Jemu przekroczyć tę barierę chyba było dość łatwo. A małżeństwo Gołębiów, których kiedyś puścił w skarpetkach? Ich znowu do kolejnych kroczków na drodze przestępczej popycha chyba determinacja, by zapewnić dzieciom jakąś przyszłość. Nawet jeżeli sami wylądują w więzieniu, przynajmniej coś odłożą. Początkowo w porównaniu z twardzielami i zawodowcami, nasi bohaterowie wydają się słabeuszami, jak się jednak okaże mogą nieźle zamieszać.
Marihuana, która okazuje się czymś zupełnie innym, kradzież dzieł sztuki z muzeum, mordercy na zlecenie, no i oczywiście policja, która buduje coraz bardziej piętrowe hipotezy, by ich sukces w walce z przestępcami okazał się jak największy - to po prostu szalone połączenie, które może naprawdę bawić. O ile oczywiście kupicie tą konwencję i nie będzie Wam przeszkadzało przerysowanie postaci wydarzeń. Ach i oczywiście czarny humor, przemoc i trochę wulgaryzmów. Niektórych jednak czytanie o zadawaniu bólu czy zabijaniu bawi. Michorzewski raczej nie przejmuje się czymś tak banalnym jak empatia wobec ofiar...
Poziom idiotyczności i absurdu spory, ale też fajne urozmaicenie między poważniejszymi fabułami. Jeżeli lubicie powieści w stylu komedii Galińskiego, będziecie się dobrze bawić. Chociaż nie, tam jednak nie jest aż tak brutalnie i bez trzymanki.
Książka dla każdego, kto potrzebuje dosyć mocnych wrażeń...
OdpowiedzUsuńjesli ktoś lubi taką tematykę to napewno będzie zadowolony.....
OdpowiedzUsuń