Spodziewałem się thrillera psychologicznego, ale tym razem chyba bliżej jest dramatowi i powieści obyczajowej. Brakuje trochę zaskoczeń, jakiejś zagadki, bo tych kilka niespodzianek przygotowanych przez autorkę to ciut mało i nawet one są dość przewidywalne. Czy to znaczy, że to zła książka? W sumie, to że mi średnio leżała, nie znaczy, że ktoś inny się nią nie zachwyci. Szczególnie jeżeli uzna za odkrywcze pokazanie sposobu myślenia osoby uzależnionej oraz mechanizmów współuzależnienia. Jeżeli dla kogoś to nowa wiedza, poruszanie się pomiędzy rozdziałami pisanymi z perspektywy żony, tolerującej różne wybryki męża i tymi, w których widzimy jego emocje i myśli, sposoby obrony i atakowania, może zapewnić niezłą huśtawkę uczuciową. Jak to możliwe? To przecież pytanie, które niejeden raz zadaje sobie otoczenie osoby pijącej. Tyle razy mu się mówiło, tyle razy obiecywał... A z drugiej strony tak trudno podjąć radykalne decyzje i odejść.
Czy on zawsze taki był? Czy to znaczy, że nigdy nie będzie w stanie porzucić picia?
Adele Parks w ciekawy sposób pokazuje sposób myślenia osoby pijącej, typowe odwracanie kota ogonem, bagatelizowanie, czy nawet doszukiwanie się wrogich zamiarów nawet w niewinnych uwagach i przejawach sympatii. Nie chcę pomocy - nic mi nie jest, kurwa, odwalcie się, poradzę sobie, tylko jeszcze nie dziś... Bo dziś chcę spokoju, chcę zatopienia się w kolejnej szklaneczce. Żeby zapomnieć.
W tytułowych kłamstwach nie chodzi jedynie o samo picie, bo autorka pokazuje pewien proces ukrywania przed sobą wzajemnie różnych rzeczy, bo niby tak będzie lepiej dla dobra małżeństwa. Efektu się domyślacie. Kłamstwa zawsze wyjdą na wierzch i to, że było się przez tyle czasu okłamywanym boli jeszcze bardziej niż sama prawda. Miłość rozkłada więc nie tylko uzależnienie, choć ono tu jest tematem wiodącym, stanowi pewien dramatyczny przełom, od którego potem można zacząć proces naprawy relacji. Pytanie tylko czy oboje będą na tyle dojrzali, żeby sobie wybaczyć, zrozumieć.
Dość ciekawe, choć jak dla mnie zachowanie kobiety było totalnie niezrozumiałe i zahaczało już o jakąś paranoję - jak można było się poddać takiemu zastraszeniu można by jeszcze zrozumieć, ale chwilami ona ewidentnie wmawiała sobie, że to jej jedna szansa na szczęście. I to może wkurzać i przerażać. Mam wrażenie, że autorka po prostu trochę przeszarżowała z opisem problemów, nadal pokazując jak często mogą być one bagatelizowane i akceptowane (co przy pierwszych sygnałach jest częste). Dzięki temu całość nabiera trochę bardziej dramatycznego i sensacyjnego tonu. Nie wiem czy było to konieczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz