Co prawda nie przepadam za tym, by film kinowy potem szatkować na odcinki i robić z tego mini serial, ale Furiozę obejrzałem z ciekawością. Można się trochę smucić, że oto próbuje się dorabiać do zwykłego huligaństwa środowisk kibicowskich jakąś aurę niesamowitego braterstwa, wartości, których siły zwykli frajerzy nie są w stanie zrozumieć, honoru, ale trudno odmówić temu obrazowi tego, że testosteron aż się z niego wylewa. I ogląda się to naprawdę dobrze.
Dla samej roli Damięckiego warto to zobaczyć. Cholera, jak on tu zagrał.
Fabułę można by sprowadzić do gangsterskich porachunków i bajki z morałem, gdzie zło prędzej czy później zostanie ukarane. Pytanie czy ci "odrobinę lepsi" będą w stanie odpowiednio wcześniej się opamiętać i wycofać. Jeżeli jednak nie znają innego życia albo bez kumpli, bez klubu wydaje się ono puste... Jeden z policjantów wypowiada tu kwestię: kto stał się kibolem, już do końca nim zostaje.
I choć jedną z jego podwładnych jest dziewczyna, która właśnie z tego środowiska się wyrwała (ciekawa rola Książkiewicz), nie ma do niej do końca zaufania. Jej motywacja była osobista - to zemsta za śmierć jej brata.
Zieliński i Banasiuk, grają braci, z których jeden zerwał ze środowiskiem, ale by chronić brata próbuje do niego wrócić, a drugi przywódcę grupy, który próbuje zapobiec temu, by wykorzystywać "jego" chłopaków do interesów mafii. Niestety pokusa jest duża - pieniądze, narkotyki, dobra zabawa, a przecież im się wydaje, że są nieśmiertelni, że cały świat mają u stup. W tą stronę ciągnie Furiozę, czyli ich grupę, prawa ręka szefa, grany brawurowo przez Mateusza Damięckiego. Konflikt jest nieuchronny, a dla przestępców są oni tylko pionkami, które można przestawiać na planszy.
Film chwilami jest dość brutalny, ale nie tylko w dość głupawym stylu późnego Vegi. Trzeba przyznać, że sceny z ustawek i walk na pięści są tak dobrze sfilmowane, że człowiek aż na chwilę zapomina o niesmaku - skoro to za obopólną zgodą, skoro tak szukają adrenaliny, to niech się tłuką. I to jest siła tego obrazu - wejście na teren, który chyba rzadko był tak realistycznie i z sercem pokazywany. To nie są bezmyślne łysole, ale chłopaki, które trzymają się razem, bo tak jest łatwiej, bo mają wsparcie i sprawy, które ich łączą (nie tylko mecze). Humor, poczucie wspólnoty (również w niechęci do policji), pewnie spodobają się nie tylko młodemu pokoleniu, choć to mało pedagogiczne. Razem z muzyką, tworzy jednak przekonującą całość.
Nawet jeżeli nie uwierzymy w tak uszlachetniony obraz, jeżeli można tu dostrzec trochę uproszczeń, to i tak ogląda się to lepiej niż ostatnie kinowe produkcje, które próbowano nam sprzedać jak polskie przeboje sensacyjne. Dość prosta intryga w tym przypadku okazała się zaletą, a nie wadą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz