Ostatni wpis czerwca. I jednocześnie to 9 i pół roku Notatnika. Dzień po dniu, kolejne notki do kolekcji. Wiele z nich jest jakoś dla mnie istotnych, były emocje przy ich pisaniu, a czasem z zaskoczeniem do nich wracam i odkrywam zupełnie nowe emocje przy lekturze. Czasem mam ochotę wrócić do książki czy filmu... Choć wiele wpisów może wydawać się komuś mało istotnych, ot kolejna rozrywka, która zostanie wyparta za rok czy dwa przez inny modny/głośno reklamowany tytuł, są i takie, przy których nagle Notatnik staje się miejscem do wpisów bardzo osobistych i rekomendacji, które będą - jestem tego pewien, ważne i za kilka lat.
I dzisiejsza książka będzie do nich należeć. Być może będą czytelnicy, których ona znudzi, którzy będą marudzić, że to zbyt rozwlekłe, za dużo cytatów z innych, a za mało akcji. Jestem jednak przekonany, że znajdzie się sporo takich osób jak ja, których z pewnych powodów ta książka mocno poruszy. Nie tylko tym jakie tematy porusza, ale też właśnie w jaki sposób to czyni.
wtorek, 30 czerwca 2020
Incognito, czyli czy tylko biologia?
Mimo tego, że teatry wciąż funkcjonują w rzeczywistości troszkę schizofrenicznej (widzowie w maseczkach, aktorzy bez, połowa miejsc i sporo innych mniej lub bardziej wygodnych rozwiązań), nie obawiają się startować z premierami. W sumie czas pandemii można było wykorzystać na próby (przynajmniej częściowo), więc może dobrze, że nie odkłada się tego do jesieni. W teatrze WARSawy powraca też cykl społecznej sceny debiutów, czyli spektakli, w których amatorzy, studenci aktorstwa i młodzi absolwenci, którzy nie mieli jeszcze wielu okazji do pracy na scenie, pod okiem profesjonalistów mogą pokazać swoje umiejętności. Na Notatniku jest już kilka recenzji ze spektakli przygotowanych w ostatnim roku w ramach tego cyklu, więc wiecie już, że:
1. bywa naprawdę wybornie, z czego wynika dość oczywiste 2
2. warto dać szansę tym spektaklom.
Najpierw napisałem własny tekst, ale M., zaproponowała rozmowę, więc zapraszamy do kolejnego dialogu po spektaklu (jej propozycje podtytułu to Wszechświat w pigułce).
1. bywa naprawdę wybornie, z czego wynika dość oczywiste 2
2. warto dać szansę tym spektaklom.
Najpierw napisałem własny tekst, ale M., zaproponowała rozmowę, więc zapraszamy do kolejnego dialogu po spektaklu (jej propozycje podtytułu to Wszechświat w pigułce).
poniedziałek, 29 czerwca 2020
Zabawnie i niegłupio, czyli Late night i Gdzie jesteś Berandette?
Pierwsza produkcja obejrzana chyba głównie z sympatii do Emmy Thompson i tak naprawdę ona ratuje ten film. Pewnie można by wyciągnąć z tego pomysłu coś więcej, ale zamiast ostrego humoru, twórcy w którymś momencie chyba wybrali drogę bajeczki nie dość, że propagującej polityczną poprawność, to raczej z miałkim morałem i niewielką ilością humoru. A przecież film o kobiecie prowadzącej program satyryczny (czy też po prostu autorskie show), powinien być ostry jak brzytwa. Zwłaszcza, że chodzi nie tylko o jedną prowadzącą, ale o cały zespół, który specjalizuje się w pisaniu żartów i monologów.A tego pazura jaki znamy ze stand-upu tu brak.
niedziela, 28 czerwca 2020
Świrus - Jacek Ostrowski, czyli a wszystko przez ten sowiecki szajs
A nie mówiłem, że czwarty tom z Zuzą Lewandowską nie będzie długo czekać u mnie na swoją kolej? Od razu trafił na wierzch duuuużego stosu i połknąłem ten tytuł w jeden dzień.
Wszystko co napisałem o poprzednich książkach z tego cyklu podtrzymuję i nie zamierzam odwoływać. Dobra, charakterna postać bohaterki to połowa sukcesu. I choćby sama sprawa kryminalna wydawała nam się zagmatwana i mało wciągająca, to ze względu na niebanalne poczynania pani mecenas, trudno się oderwać o lektury, wciąż kombinując co takiego ona jeszcze wymyśli i do czego ją to doprowadzi? Zatłuką ją ci, którym wejdzie na odcisk? A może znajdą inny sposób na to by jej się pozbyć, choćby zgadzając się na przyznanie paszportu i sugerując, żeby nie wracała? Lewandowska od zawsze z władzą ludową się nie lubiła, z radością przyjmuje sprawy, w których widzi szansę na to, żeby utrzeć jej nosa, ale teraz trafiła naprawdę na nie lada zagwozdkę. I nie chodzi bynajmniej o to, iż wszystko zaczyna się od spadającego na kamienicę w Płocku radzieckiego satelitę, bo walka o odszkodowanie dla człowieka, któremu spadło to cholerstwo na głowę raczej była symboliczna. Gorzej, że człowiek któremu stara się pomóc, nagle przejawia jakieś zaćmienia umysłowe i zaczyna gadać o tym, iż zamordował człowieka. Milicji dużo więcej nie trzeba. A gdy do tego znajdują ciało tam gdzie im o tym opowiedział, chłopak stał się dla nich świetnym kozłem ofiarnym i sposobem na to, by zrobić kariery na bezprecedensowym procesie zbrodniarza.
Wszystko co napisałem o poprzednich książkach z tego cyklu podtrzymuję i nie zamierzam odwoływać. Dobra, charakterna postać bohaterki to połowa sukcesu. I choćby sama sprawa kryminalna wydawała nam się zagmatwana i mało wciągająca, to ze względu na niebanalne poczynania pani mecenas, trudno się oderwać o lektury, wciąż kombinując co takiego ona jeszcze wymyśli i do czego ją to doprowadzi? Zatłuką ją ci, którym wejdzie na odcisk? A może znajdą inny sposób na to by jej się pozbyć, choćby zgadzając się na przyznanie paszportu i sugerując, żeby nie wracała? Lewandowska od zawsze z władzą ludową się nie lubiła, z radością przyjmuje sprawy, w których widzi szansę na to, żeby utrzeć jej nosa, ale teraz trafiła naprawdę na nie lada zagwozdkę. I nie chodzi bynajmniej o to, iż wszystko zaczyna się od spadającego na kamienicę w Płocku radzieckiego satelitę, bo walka o odszkodowanie dla człowieka, któremu spadło to cholerstwo na głowę raczej była symboliczna. Gorzej, że człowiek któremu stara się pomóc, nagle przejawia jakieś zaćmienia umysłowe i zaczyna gadać o tym, iż zamordował człowieka. Milicji dużo więcej nie trzeba. A gdy do tego znajdują ciało tam gdzie im o tym opowiedział, chłopak stał się dla nich świetnym kozłem ofiarnym i sposobem na to, by zrobić kariery na bezprecedensowym procesie zbrodniarza.
Dirty sun - Robert Cichy, czyli potrafią i u nas!
Dzieci się śmieją, że w muzyce lubię tylko to co już znam, ale to nie do końca prawda - raz na jakiś czas odkrywam coś, co wpada mi w ucho i nie chce wyjść, coś gdzie wszystko mi pasuje. Klimat, wokal, pomysły muzyczne, solówki... Tak właśnie mam z najnowszym krążkiem Robert Cichego, muzyka który współpracował z wieloma znanymi artystami, a od niedawana nagrywa też sam.
Podoba mi się to, że mimo iż wyczuwa się jego inspiracje, to w czym dobrze się czuje, czyli folkowe granie (blues, country), to brzmienie tego co robi jest na wskroś nowoczesne. Nie boi się eksperymentów, łączenia stylów, chwilami jest więc i popowo, są kawałki z ciężkim graniem, ale wciąż w tym wyczuwamy ducha grania jak sprzed lat.
Podoba mi się to, że mimo iż wyczuwa się jego inspiracje, to w czym dobrze się czuje, czyli folkowe granie (blues, country), to brzmienie tego co robi jest na wskroś nowoczesne. Nie boi się eksperymentów, łączenia stylów, chwilami jest więc i popowo, są kawałki z ciężkim graniem, ale wciąż w tym wyczuwamy ducha grania jak sprzed lat.
sobota, 27 czerwca 2020
Niewiarygodne, czyli taka kara to ja rozumiem
Z Netflixem wciąż jakoś "nie chwyciło" tak jak to reklamowali mi inni. Wybieram sobie kilka rzeczy, ale oglądam powoli, nie mam zamiaru robić sobie maratonów. "Niewiarygodne" jednak oceniam dość dobrze - nawet nie tyle jako kryminał, czy też thriller kryminalny, ale trochę za coś innego.
Nie chodzi tu przecież o jakieś spektakularne tempo, trzymanie w napięciu itp. Akcja rozwija się dość wolno, a twórcom chyba nie zależało na tym, by trzymać widza za gardło. Starają się dość wiernie odtworzyć pewną autentyczną historię oraz zwrócić dzięki temu uwagę na pewne sprawy. Sam tytuł można interpretować dwuznacznie - sama opowieść jest trudna do uwierzenia, ale i chodzi o drugi aspekt - o to, że czasem ofiara jakiegoś przestępstwa (tu akurat gwałtu), ze względu na jakieś okoliczności, może przeszłość, może rozbicie psychiczne i nieskładne zeznania, uznana zostaje za niewiarygodną. Czy może być coś gorszego? Zostać skrzywdzonym i to dwukrotnie, bo zamiast dostać wsparcie, zostajesz sama, zarzuca ci się kłamstwa, nie jesteś rozumiana...
Nie chodzi tu przecież o jakieś spektakularne tempo, trzymanie w napięciu itp. Akcja rozwija się dość wolno, a twórcom chyba nie zależało na tym, by trzymać widza za gardło. Starają się dość wiernie odtworzyć pewną autentyczną historię oraz zwrócić dzięki temu uwagę na pewne sprawy. Sam tytuł można interpretować dwuznacznie - sama opowieść jest trudna do uwierzenia, ale i chodzi o drugi aspekt - o to, że czasem ofiara jakiegoś przestępstwa (tu akurat gwałtu), ze względu na jakieś okoliczności, może przeszłość, może rozbicie psychiczne i nieskładne zeznania, uznana zostaje za niewiarygodną. Czy może być coś gorszego? Zostać skrzywdzonym i to dwukrotnie, bo zamiast dostać wsparcie, zostajesz sama, zarzuca ci się kłamstwa, nie jesteś rozumiana...
środa, 24 czerwca 2020
Serce - Bartosz Szczygielski, czyli pozostała zemsta
Bartosz Szczygielski Serce Wyd. W.A.B. 2019 416 stron |
To na dziś kolejny thriller. Tym razem męski, krwawy, brutalny. I nie chodzi bynajmniej o akcję, o jakieś gangsterskie porachunki itp. U Szczygielskiego to nie tylko ci "źli" są w stanie dokonać czegoś ekstremalnego. Wszak każdy ma jakąś swoją wytrzymałość i jeżeli otrzymuje wciąż ciosy, to w którymś momencie może mieć dość i będzie w stanie rzucić się na oprawców, nie licząc się z konsekwencjami. I o tym między innymi jest "Serce". O bólu tak dużym, że nie ma już chęci do życia, do robienia planów, no chyba że dotyczą one zemsty na tych, którzy ten ból zadali.
wtorek, 23 czerwca 2020
Ene, due, rike, fake, czyli było, jest i będzie
Teatr jest tym miejscem, gdzie można poruszać każdy temat, nie ma tabu. Na szczęście. Bo są tematy, które od zarania dziejów były, są i będą. Pedofilia. Wykorzystywanie seksualne. Dużo się teraz o tym mówi (chociażby akcja #metoo, filmy braci Sekielskich), a jednak to dalej trwa. Spektakl „ENE DUE RIKE FAKE” w Teatrze Druga Strefa nie daje odpowiedzi dlaczego tak się dzieje, co należy z tym robić. Bije nas jedynie jak młotem w mózg: zobacz jakie spustoszenie dzieje się w głowie dzieci, które doświadczyły molestowania, przemocy seksualnej, gwałtu i jak usiłują sobie z tym poradzić w dalszym życiu. Spróbuj chociaż zrozumieć. Pilnuj dzieci!
poniedziałek, 22 czerwca 2020
Ostatni lot - Julie Clark, czyli zacząć od nowa
Na później odkładam coś mięsistego, krwawego i raczej męskiego, a na dziś thriller w wydaniu kobiecym. Nie chodzi jedynie o to, że bohaterkami są postacie kobiece, w dodatku osaczone i zagrożone przez mężczyzn, ale nie po raz pierwszy trafia w moje ręce książka, które styl narracji, cały pomysł na fabułę, skupienie się na emocjach, są bardzo "kobiece". Niby thriller, ale taki wiecie... Bez większej przemocy, zagrożenia, nawet bez większego napięcia, liczy się raczej pomysł na to jak postawić czytelnika wobec jakiegoś zaskoczenia. Przeszłość, powiązania między postaciami, jakieś decyzje, sekrety. I już. Nie spodziewajcie się jakiegoś dramatycznego finału, bo zwykle go nie dostaniecie. A zagadka? Też do rozgryzienia jeżeli nie na samym początku, to w trakcie.
Oczywiście jako facet jestem nieobiektywny - przecież kobiety mogą w bohaterkach dostrzec coś czego ja tam nie zobaczyłem, zachwycić się determinacją, trzymać kciuki za to, żeby udało się rozwiązać problemy i podjąć właściwe decyzje. Bo mnie to prawdę mówiąc średnio obeszło - całość wydała się dość schematyczna i mało wciągająca. Ale cóż - zdarza się. W końcu ile w ciągu roku może się trafić prawdziwych bestsellerów, mimo że wydawcy prawie każdą książkę chętnie by tak nazywali.
Oczywiście jako facet jestem nieobiektywny - przecież kobiety mogą w bohaterkach dostrzec coś czego ja tam nie zobaczyłem, zachwycić się determinacją, trzymać kciuki za to, żeby udało się rozwiązać problemy i podjąć właściwe decyzje. Bo mnie to prawdę mówiąc średnio obeszło - całość wydała się dość schematyczna i mało wciągająca. Ale cóż - zdarza się. W końcu ile w ciągu roku może się trafić prawdziwych bestsellerów, mimo że wydawcy prawie każdą książkę chętnie by tak nazywali.
niedziela, 21 czerwca 2020
Dzień wagarowicza - Robert Ziębiński, czyli krew się leje, kończyny latają
Nie jestem jakimś wielkim zwolennikiem slasherów, ani generalnie horrorów, jednak przy pewnym "zmęczeniu materiału", czyli tym że kryminały i thrillery coraz mniej sprawiają mi frajdy, obserwuję że groza w wydaniu literackim daje miły powiew świeżości i kupę zabawy.
Robert Ziębiński w fajny sposób we wprowadzeniu opowiada o tym jak popularne były tego typu rzeczy np. w USA w połowie XX wieku, a u nas poza Grabińskim nie mieliśmy zbyt wielu pisarzy, którzy potrafili straszyć, a potem na długo takie tematy były zakazane. Nawet rozrywka musiał edukować, a co to za jakieś mordowanie wszystkich bohaterów po kolei i uganianie się z potworami. Niby teraz możemy sobie odreagować, bo wszystko wolno, a mimo to nadal niewielu pisarzy sięga po grozę, a szczególnie w takim lekkim, rozrywkowym stylu. Mamy oczywiście Dardę, Urbanowicza, można by znaleźć jeszcze kilku, ale zwykle to rzeczy budzące niepokój klimatem, a nie ma w nich aż tak wielkiej jatki, z jaką kojarzymy slashery. Ziębiński postanowił napisać książkę właśnie w takim stylu, ale przenosząc akcję w ciekawy moment historyczny, mieszając fantazję z realizmem, wcale nie zrobił bezmyślnej rąbanki (jak to czasem się zdarza w wersji filmowej tego gatunku). Jego historia chwilami jest całkiem poważna, szczególnie gdy pokazuje atmosferę po śmierci Bieruta, losy różnych ludzi, którzy musieli się ukrywać przed komunistami, czy państwo w państwie, czyli obecność Rosjan na naszych ziemiach.
Robert Ziębiński w fajny sposób we wprowadzeniu opowiada o tym jak popularne były tego typu rzeczy np. w USA w połowie XX wieku, a u nas poza Grabińskim nie mieliśmy zbyt wielu pisarzy, którzy potrafili straszyć, a potem na długo takie tematy były zakazane. Nawet rozrywka musiał edukować, a co to za jakieś mordowanie wszystkich bohaterów po kolei i uganianie się z potworami. Niby teraz możemy sobie odreagować, bo wszystko wolno, a mimo to nadal niewielu pisarzy sięga po grozę, a szczególnie w takim lekkim, rozrywkowym stylu. Mamy oczywiście Dardę, Urbanowicza, można by znaleźć jeszcze kilku, ale zwykle to rzeczy budzące niepokój klimatem, a nie ma w nich aż tak wielkiej jatki, z jaką kojarzymy slashery. Ziębiński postanowił napisać książkę właśnie w takim stylu, ale przenosząc akcję w ciekawy moment historyczny, mieszając fantazję z realizmem, wcale nie zrobił bezmyślnej rąbanki (jak to czasem się zdarza w wersji filmowej tego gatunku). Jego historia chwilami jest całkiem poważna, szczególnie gdy pokazuje atmosferę po śmierci Bieruta, losy różnych ludzi, którzy musieli się ukrywać przed komunistami, czy państwo w państwie, czyli obecność Rosjan na naszych ziemiach.
Wstyd, czyli ślub odwołany, a może nie
„Wstyd” Marka Modzelewskiego w reżyserii Wojciecha Malajkata to opowieść o zderzeniu dwóch światów i jednym mezaliansie. Niby historia stara jak świat, on piękny, młody, bogaty, z lepszej sfery, ona – piękna, młoda, wykształceniem równa – jednak z biedniejszego domu, gdzieś z prowincji. Na zapleczu sali bankietowej rozgrywa się sytuacja, której nikt z nas nie chciałby przeżyć. Oto bowiem pan młody zostawił przed ołtarzem pannę młodą i zniknął.
piątek, 19 czerwca 2020
Ogrodzenie, czyli my tu, oni tam
MaGa: Teatr Druga Strefa wszedł z przytupem w sezon po epidemiczny wystawiając premierowy spektakl „Ogrodzenie”, sztukę nad wyraz aktualną w obecnej polskiej rzeczywistości, jednocześnie ponadczasową w swojej wymowie.
R.: Odważny ruch, by mimo ograniczonej liczby widzów proponować coś nowego, a nie największe hity teatru - za to na pewno szacunek. Za sięgnięcie po ten tekst, rzeczywiście mocno nawiązujący do wszystkich podziałów polityczno-światopoglądowo-obyczajowych tak żywych w Polsce, również należą się brawa. Choć może całość sprawia wrażenie sztuki przygotowywanej w pośpiechu, w surowych warunkach, to treść myślę że będzie mocno rezonować w widzach, skłaniać do rozmów, a przecież o to chodzi.
R.: Odważny ruch, by mimo ograniczonej liczby widzów proponować coś nowego, a nie największe hity teatru - za to na pewno szacunek. Za sięgnięcie po ten tekst, rzeczywiście mocno nawiązujący do wszystkich podziałów polityczno-światopoglądowo-obyczajowych tak żywych w Polsce, również należą się brawa. Choć może całość sprawia wrażenie sztuki przygotowywanej w pośpiechu, w surowych warunkach, to treść myślę że będzie mocno rezonować w widzach, skłaniać do rozmów, a przecież o to chodzi.
czwartek, 18 czerwca 2020
Lekcja z klasyką, czyli Złodzieje rowerów, Lolita i Andriej Rublow
Wiem, że to zupełnie inne filmy - ale trochę je łączy: wszystkie mają już całkiem sporo lat, są czarno białe i przez wielu nazywane są klasykami, które warto zobaczyć, żeby znać historię kina. O każdym z nich sporo napisano, dlatego postanowiłem nie robić każdemu osobnej notki, tylko połączyć je, podobnie jak to często robię z filmami, ale w spisie oczywiście pojawią się osobno (wciąż go porządkuję, ale jest już tam grubo ponad 1000 pozycji).
Lolita znana jest chyba bardziej z ekranizacji z lat 90, ale film z roku 1962 to trochę inne spojrzenie na ten sam temat. Kubrick nakręcił film, który może nie epatuje tak bardzo seksualnością, jak powieść i produkcja bardziej nam współczesna, na tamte lata chyba i tak mógł szokować, choćby poprzez sugerowanie istnienia takiej relacji. Wersja Kubricka ma w sobie trochę z thrillera, ale i groteski.
Treść chyba wszyscy znają: Profesor Humbert Humbert jest Europejczykiem i postanawia przyjechać do Ameryki. Wynajmuje mieszkanie u wdowy Charlotte Haze, która miesza razem ze swoją nastoletnią córką. Samotna kobieta próbuje uwieść nowego lokatora, mimo że mężczyzna wyraźnie nie jest zainteresowany. Jego uwagę za to przyciąga piękna córka, postanawia więc być jak najbliżej niej, więc godzi się nawet na ślub, stając się dla tej, która go fascynuje troskliwym ojczymem. I dodajmy dość zadrosnym ojczymem.
Lolita znana jest chyba bardziej z ekranizacji z lat 90, ale film z roku 1962 to trochę inne spojrzenie na ten sam temat. Kubrick nakręcił film, który może nie epatuje tak bardzo seksualnością, jak powieść i produkcja bardziej nam współczesna, na tamte lata chyba i tak mógł szokować, choćby poprzez sugerowanie istnienia takiej relacji. Wersja Kubricka ma w sobie trochę z thrillera, ale i groteski.
Treść chyba wszyscy znają: Profesor Humbert Humbert jest Europejczykiem i postanawia przyjechać do Ameryki. Wynajmuje mieszkanie u wdowy Charlotte Haze, która miesza razem ze swoją nastoletnią córką. Samotna kobieta próbuje uwieść nowego lokatora, mimo że mężczyzna wyraźnie nie jest zainteresowany. Jego uwagę za to przyciąga piękna córka, postanawia więc być jak najbliżej niej, więc godzi się nawet na ślub, stając się dla tej, która go fascynuje troskliwym ojczymem. I dodajmy dość zadrosnym ojczymem.
środa, 17 czerwca 2020
Po słowiczej podłodze - Lian Hearn, czyli japoński balsam na duszę
Przeleżała długi czas na półce, bo ta książka to „nie moje klimaty”. Nie ma w niej nic co mnie w książkach kusi. Nie lubię fantastyki, nie ciągnie mnie w bardzo dawne czasy, nadprzyrodzone zdolności – złoszczą, opisy maltretowania ludzi - odrzucają. I nagle książka, która zawiera to wszystko… po przeczytaniu siedzi mi w głowie i staje się balsamem dla duszy.
Baśniowy, fantastyczny świat, który jakby od niechcenia opisuje społeczne zależności feudalnej Japonii. Autorce udało się stworzyć wyimaginowany obraz krainy, w której (jak zawsze i wszędzie) ludzie walczyli o władzę, wpływy i pieniądze, a nawet o kobiety. To walka na śmierć i życie, okupiona okrucieństwami i zdradami, a miłość często przypłacona była wyrzeczeniami lub kończyła się śmiercią. Jednak Lian Hearn tak pięknie otuliła tę opowieść mgłą i zapachem, że nie boli tak mocno jakby mogła. Wprowadza nas w obyczajowość japońską, zaczynamy rozumieć rytuały, które rządzą ich zachowaniami i rozumiemy dlaczego tak być musi, dlaczego bohaterowie dokonują takich a nie innych wyborów, często sprzecznych z naszymi wartościami.
Baśniowy, fantastyczny świat, który jakby od niechcenia opisuje społeczne zależności feudalnej Japonii. Autorce udało się stworzyć wyimaginowany obraz krainy, w której (jak zawsze i wszędzie) ludzie walczyli o władzę, wpływy i pieniądze, a nawet o kobiety. To walka na śmierć i życie, okupiona okrucieństwami i zdradami, a miłość często przypłacona była wyrzeczeniami lub kończyła się śmiercią. Jednak Lian Hearn tak pięknie otuliła tę opowieść mgłą i zapachem, że nie boli tak mocno jakby mogła. Wprowadza nas w obyczajowość japońską, zaczynamy rozumieć rytuały, które rządzą ich zachowaniami i rozumiemy dlaczego tak być musi, dlaczego bohaterowie dokonują takich a nie innych wyborów, często sprzecznych z naszymi wartościami.
wtorek, 16 czerwca 2020
Jedyne wyjście - Ryszard Ćwirlej, czyli staraj się, a może cię zauważą
Dziś pierwsze wyjście do teatru po zniesieniu zakazów, więc na dniach wreszcie notka teatralna (mimo różnych propozycji online jakoś nie miałem okazji pisać o teatrze przez ostatnie miesiące, a obejrzany przy moim słabym łączu wieczór z "Szalonymi nożyczkami" w maseczkach nie uważam za warto opisywania).
Dziś lektura. Skończyłem o pierwszej w nocy, więc jestem dowodem na to, że wciąga. Ryszard Ćwirlej to już renomowana firma jeżeli chodzi o kryminały, czy też raczej policyjno-sensacyjne thrillery. Sprawdził się w retro, najbardziej znany jest z serii milicyjnej, a od kilku lat pisze też fabuły współczesne, ciekawie łącząc bohaterów poprzedniego cyklu. Jak układają się dalsze losy milicjantów w realiach po roku 89? Czy młodzi mają od kogo się uczyć fachu?
W pracy śledczej nie ma zbyt wiele miejsca na politykę, na czystki, decyzje o tym czy ktoś zostanie w zawodzie raczej wynikały z frustracji finansowej, lepszych propozycji, zamkniętych dróg awansu, czy też rozgoryczenia, że zawód w nowych czasach wcale nie zyskał zbyt wiele na szacunku społecznym. Pewnych rzeczy jednak się nie zapomina, do niektórych tęskni, no i znajomości pozostały, dlatego czasem "inicjatywa prywatna" korzysta z informacji od policji lub odwrotnie.
poniedziałek, 15 czerwca 2020
Operacja Overlord, czyli Zombie w Normandii
Ależ do było dziwne. I w sumie nawet zabawne. Oczywiście jedynie dla tych, którzy przymkną oko na brak realizmu, którzy lubią taką mieszankę jatki, absurdu, akcji. No i dodajmy jeszcze, że to wszystko w realiach II wojny światowej. A ponieważ od czasu do czasu lubię rozerwać przy takich produkcjach - odrobinę bardziej wypełnionych przemocą i czarnym humorem niż wszystkie komiksowe młodzieżówki Marvella czy DC, to obiecuję, że jeszcze coś Wam wygrzebię w tym stylu. Jak nie Zombie to jakieś eksperymenty, które dają nadprzyrodzoną moc - czyż to nie daje okazji do popuszczenia wodzów fantazji?
niedziela, 14 czerwca 2020
Pokaż mi swoją bibliotekę - Aleksandra Rybka, czyli czy aby nie Grochola?
Lubię czytać książki o książkach, zawsze staram się wynotowywać coś ciekawego z tego co polecą ludzie, dla których pisanie i czytanie to ważna część życia, dlatego obok tego tytułu nie mogłem przejść obojętnie.
Mam jednak kłopot z tą lekturą. Nie chodzi nawet o to, że gdy opowiada się o wyglądzie swoich zbiorów, ich miejsca w mieszkaniu i życiu, aż prosi się o zdjęcia, choćby fragmentarycznie prezentujące to o czym się opowiada. Raczej chodzi o dość schematyczne podejście autorki, która prawie bez wyjątków serwuje rozmówcom ten sam zestaw pytań - słowo w słowo. Tak jakby nie była ciekawa ich samych, ich historii, ale wypełniała jakąś ankietę, tyle że jest miejsce na opisówkę w miejscach na odpowiedzi. Mocno to psuje przyjemność z lektury. Jak rozumiem miało to nadać jakieś ramy, żeby nie wymknęło się wszystko spod kontroli, ale niestety wypada to bardzo słabo.
Mam jednak kłopot z tą lekturą. Nie chodzi nawet o to, że gdy opowiada się o wyglądzie swoich zbiorów, ich miejsca w mieszkaniu i życiu, aż prosi się o zdjęcia, choćby fragmentarycznie prezentujące to o czym się opowiada. Raczej chodzi o dość schematyczne podejście autorki, która prawie bez wyjątków serwuje rozmówcom ten sam zestaw pytań - słowo w słowo. Tak jakby nie była ciekawa ich samych, ich historii, ale wypełniała jakąś ankietę, tyle że jest miejsce na opisówkę w miejscach na odpowiedzi. Mocno to psuje przyjemność z lektury. Jak rozumiem miało to nadać jakieś ramy, żeby nie wymknęło się wszystko spod kontroli, ale niestety wypada to bardzo słabo.
The Outsider, czyli horror czy kryminał
Przymiarki robię do "W głębi lasu", robiąc sobie spore nadzieje, ale póki co notka o czymś zaległym - HBO parę miesięcy obdarowało nas świeżą ekranizacją powieści Stephena Kinga, na którą też wielu widzów miało chrapkę. Co prawda z Kingiem na ekranie rzadko kiedy się udaje, ale tu liczono na to, że to połączenie mrocznej atmosfery, zagadkowości i pomysłów rodem z serialu Detektyw (przecież świetny!) uda się tej stacji przynajmniej na mocną 4.
Cóż, jeżeli mam postawić 4, to raczej z minusem. Całość na pewno ma ciekawy klimat, do muzyki i zdjęć też nie mam zamiaru się czepiać, ale przy scenariuszu przydałoby się popracować, bo ewidentnie z odcinka na odcinek jesteśmy coraz bardziej zniecierpliwieniu i nawet chwilami znudzeni. Niby zmierzamy do odkrycia tajemnicy, jednak dzieje się to w takim tempie, że traci się prawie całą ciekawość. Niełatwo przedstawić na ekranie wszystkie obawy, dylematy, wątpliwości bohaterów, a tu wygląda na to, że próbowano to robić. Siedzą, patrzą się przed siebie, myślą...
Cóż, jeżeli mam postawić 4, to raczej z minusem. Całość na pewno ma ciekawy klimat, do muzyki i zdjęć też nie mam zamiaru się czepiać, ale przy scenariuszu przydałoby się popracować, bo ewidentnie z odcinka na odcinek jesteśmy coraz bardziej zniecierpliwieniu i nawet chwilami znudzeni. Niby zmierzamy do odkrycia tajemnicy, jednak dzieje się to w takim tempie, że traci się prawie całą ciekawość. Niełatwo przedstawić na ekranie wszystkie obawy, dylematy, wątpliwości bohaterów, a tu wygląda na to, że próbowano to robić. Siedzą, patrzą się przed siebie, myślą...
sobota, 13 czerwca 2020
Ja Cię kocham, a Ty miau - Katarzyna Berenika Miszczuk, czyli Lord to idealne imię dla kota
Niezobowiązująca komedyjka kryminalna, w którą docenią chyba przede wszystkim kociarze. Skoro był już kryminał pod psem, to nie można było czekać, żeby narratorem i głównym bohaterem zrobić kota - przecież te zwierzaki nadają się dużo bardziej na śledczego, który jest niezależny, inteligentny i wszędzie się wciśnie. W wydaniu audio (Leszek Filipowicz) wszystkie humory, podejmowane decyzje i obserwacje, dokonywane przez Lorda (czyż nie cudowne imię dla kota, który zawsze chce być w centrum uwagi i rządzić domem), stanowią źródło humoru, który właśnie kociarze docenią najbardziej. Leniwy? Tylko się tak zdaje. Przytulaśny? Poczekaj aż pokaże pazury. Miły kanapowiec? Gdy zapadnie noc, wyruszy na wędrówkę, do której człowiek nigdy nie byłby zdolny.
Dla swojej Pani zrobiłby wszystko, zresztą ona dla niego też. I jeżeli okazuje się, że wspólnie mogą wygrać konkurs dla artystów, którzy swoimi pracami mogą zyskać życzliwość starzejącego się kolekcjonera sztuki, Lord nie będzie się przed tym wzbraniał. W końcu takiemu kotu jak on wygodniej by było w wielkim pałacu, niż w M3.
Dla swojej Pani zrobiłby wszystko, zresztą ona dla niego też. I jeżeli okazuje się, że wspólnie mogą wygrać konkurs dla artystów, którzy swoimi pracami mogą zyskać życzliwość starzejącego się kolekcjonera sztuki, Lord nie będzie się przed tym wzbraniał. W końcu takiemu kotu jak on wygodniej by było w wielkim pałacu, niż w M3.
15:17 do Paryża, czyli zwyczajni, niezwyczajni
Niby Clint Eastwood przyzwyczaił nas do tego, że promuje w swoich filmach proste wartości jak przyjaźń, uczciwość, odwagę, oddanie, patriotyzm, stara się jednak pokazać, że mogą one być realizowane przez ludzi zwyczajnych, podobnie jak my mających jakieś problemy i słabości. Trochę mnie jednak tym filmem mnie zaskoczył. Nie chodzi bynajmniej o to, że to produkcja jak na amerykańskie warunki i takie nazwisko, wyjątkowo skromna. Raczej zaskoczyło mnie to, że to jest tak... słabe.
Z tej historii naprawdę można by wyciągnąć dużo więcej emocji, a mimo to taki fachura jak Eastwood postanowił opowiedzieć to w sposób, który te emocje zabija. To taki paradokument, w którym 90% filmu to opowieść o dojrzewaniu bohaterów, o ich przyjaźni, czyli ma to nam uświadomić, że to normalne chłopaki, nawet nie wielkie orły, a potem uświadomić nam, że byli zdolni do czynów heroicznych.
Z tej historii naprawdę można by wyciągnąć dużo więcej emocji, a mimo to taki fachura jak Eastwood postanowił opowiedzieć to w sposób, który te emocje zabija. To taki paradokument, w którym 90% filmu to opowieść o dojrzewaniu bohaterów, o ich przyjaźni, czyli ma to nam uświadomić, że to normalne chłopaki, nawet nie wielkie orły, a potem uświadomić nam, że byli zdolni do czynów heroicznych.
piątek, 12 czerwca 2020
Odrobinę paranormalu, czyli Strefa mroku, Nos4a2, Russian Doll
Kolejna notka serialowa, choć trochę zwalniam tempo ostatnio i niewiele mi podpasowuje. Z dzisiejszych też tylko jeden obejrzałem do końca, a dwa porzuciłem w trakcie, bo jakoś nie porywały. No to do rzeczy.
Russian Doll - jeżeli pamiętacie Dzień świstaka, fabuła Was specjalnie nie zaskoczy, natomiast w detalach ta nowa produkcja jest dużo bardziej zakręcona, ma więcej charakteru. Bohaterka ćpa, pije i bawi się na całego, choć nadciągające urodziny troszkę ją dołują - najchętniej by się zresetowała, żeby nie myśleć o tym co przykre.
Wieczór nie kończy się jednak dobrze. Tyle, że to nie jedna śmierć, tylko maraton, który nie ma końca - jakkolwiek nie próbowałaby uniknąć wypadku lub innego sposobu uśmiercenia, ono i tak jej się trafia, a potem znów znajduje się w łazience na swojej imprezie... Jej życie może potrwać kilka minut, kilka godzin, a może prawie cały dzień.
wtorek, 9 czerwca 2020
Sarkofag - Jacek Ostrowski, czyli ona jest nie do zdarcia
W oczekiwaniu na czwarty tom serii z papugą (lada dzień) szybko uzupełniam zaniedbanie i kilka zdań o części trzeciej. Tylko od razu uprzedzam, że ja Zuzę Lewandowską pokochałem tak mocno, iż chyba nie jestem obiektywny w ewentualnych ocenach i rekomendacjach. Mam bowiem wrażenie, że niezależnie czego dotyczyłaby intryga kryminalna, to i tak frajdę mam z samego spotkania z panią mecenas, jej zwierzyńcem i uroczym stosunkiem do bliźnich, a w szczególności do tych, którzy jej nadepną na odcisk.
Nie, zdecydowanie nie jestem obiektywny, ale i Wy pewnie stracicie obiektywność, jak sięgnięcie po którąś z książek p. Jacka o Lewandowskiej. Przy pierwszej zachwycałem się realiami PRL, płockimi układzikami, tym że nawet z "wrogiem" się czasem tu trzeba spotkać, bo skoro wszyscy się znają, to i wzajemnie trzeba się wspierać (albo coś wyprosić albo wymusić). Potem już dla mnie ważna była ona - idealna kandydatka na królową życia, która nie przejmuje się tym co mówią o niej inni, cyniczna, niepokorna, bezpośrednia, szanowana przez żuli i raczej unikana przez władzę. No, może nie całą władzę, bo władza obywatelska bardzo chętnie by się nią zajęła, tylko jakoś haka nie mogą znaleźć.
Nie, zdecydowanie nie jestem obiektywny, ale i Wy pewnie stracicie obiektywność, jak sięgnięcie po którąś z książek p. Jacka o Lewandowskiej. Przy pierwszej zachwycałem się realiami PRL, płockimi układzikami, tym że nawet z "wrogiem" się czasem tu trzeba spotkać, bo skoro wszyscy się znają, to i wzajemnie trzeba się wspierać (albo coś wyprosić albo wymusić). Potem już dla mnie ważna była ona - idealna kandydatka na królową życia, która nie przejmuje się tym co mówią o niej inni, cyniczna, niepokorna, bezpośrednia, szanowana przez żuli i raczej unikana przez władzę. No, może nie całą władzę, bo władza obywatelska bardzo chętnie by się nią zajęła, tylko jakoś haka nie mogą znaleźć.
poniedziałek, 8 czerwca 2020
Jej wysokość gęś. Opowieści o ptakach - Jacek Karczewski, czyli braciszkowie skrzydlaci
Obawiam się, że o tej książce nie będę potrafił napisać nic mądrego, mimo że przecież jestem nią zachwycony. Trzeba jednak mieć dar gawędzenia i niesamowitą pasję, by o ptakach pisać tak jak pan Jacek. A ja nie mam ani jednego ani drugiego.
Czytałem z wypiekami na twarzy, czując się trochę tak jak ... lat temu, gdy jako małe dziecko oglądałem Zwierzyniec i dowiadywałem się pierwszych ciekawostek o zwierzętach. Okazuje się, że nie tylko to co egzotyczne może zainteresować. Tak mało zwracamy uwagę na naszych mniejszych braci fruwających, przyzwyczajeni do ich obecności, że zanim się obejrzymy, może się okazać, że już wcale wokół nas ich nie ma. To dopiero byłoby przerażające.
Jacek Karczewski pisze zarówno o tych mniej u nas gatunkach spotykanych, jak i tych, które może widujemy jeszcze dość często, jak choćby pospolite wróble. I pisze tak, że aż ma się ochotę wyjść na spacer, by szukać ich obecności.
Czytałem z wypiekami na twarzy, czując się trochę tak jak ... lat temu, gdy jako małe dziecko oglądałem Zwierzyniec i dowiadywałem się pierwszych ciekawostek o zwierzętach. Okazuje się, że nie tylko to co egzotyczne może zainteresować. Tak mało zwracamy uwagę na naszych mniejszych braci fruwających, przyzwyczajeni do ich obecności, że zanim się obejrzymy, może się okazać, że już wcale wokół nas ich nie ma. To dopiero byłoby przerażające.
Jacek Karczewski pisze zarówno o tych mniej u nas gatunkach spotykanych, jak i tych, które może widujemy jeszcze dość często, jak choćby pospolite wróble. I pisze tak, że aż ma się ochotę wyjść na spacer, by szukać ich obecności.
niedziela, 7 czerwca 2020
Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa, czyli nie tylko Vega
To jeszcze jedna produkcja jako uzupełnienie do wczorajszej notki. I powiem Wam, że pełnokrwista. W kinie jakoś sobie odpuściłem, bo jakoś nie przepadam za klimatami mafijnymi w polskim wydaniu w stylu Masy - wolę Pasikowskiego niż Vegę, który zjada własny ogon. A tu okazuje się, że Maciej Kawulski potrafił mnie zaskoczyć. Opowiedział historię, w której jest może i jest trochę przerysowań, uproszczeń, ale ona daje sporo frajdy, bo są w niej ciekawe postacie, jest humor i jest krew. W uproszczeniu można powiedzieć: to opowieść gangusa (a twórcy twierdzą, że większość wydarzeń miała miejsce naprawdę), który może i nie zrobił kariery takiej jak bossowie z Pruszkowa, ale równolegle z nimi zbijał majątek i robił "karierę". Jego komentarze do tego co widzimy na ekranie, to nie tylko życiorys, ale i jakaś ocena tamtej rzeczywistości, pokazania, że w tamtych czasach tak właśnie dochodziło się do majątku. Bohater uwielbiał adrenalinę, nie miał oporów, by łamać prawo (byle nie krzywdzić kobiet i dzieci), a nie miał specjalnie innych perspektyw.
sobota, 6 czerwca 2020
Krajowe znaczy gorsze, czyli Ukryta gra i Czarny mercedes
Zdaje się, że nie wspominałem, że na miejsce jakiegoś postu chwilowego wepchnąłem recenzję filmu "Konwój" no to łapcie.
A do kompletu dorzucam jeszcze dwie produkcje krajowe. W tytule notki powinien być jeszcze znak zapytania - bo w sumie nie uważam, żeby naprawdę wszystko co robimy było tak dużo gorsze do produkcji zachodnich. Wiadomo, budżet robi swoje, ale jeszcze większe znaczenie ma scenariusz, aktorstwo, reżyseria. No i producenci, którzy znają się na swojej pracy, mogą bardzo pomóc w podniesieniu jakości. W przypadku "Ukrytej gry" na pewno mieli oni znaczny wpływ na całość i do promocji, do castingu, do przemyślanej koncepcji produkcji, raczej nie mam zamiaru się czepiać. Gdyby jeszcze tylko debiutujący w długim metrażu Łukasz Kośmicki potrafił w tej historii nie zagubić tego co najważniejsze byłoby idealnie. A co w niej moim zdaniem było najważniejsze?
A do kompletu dorzucam jeszcze dwie produkcje krajowe. W tytule notki powinien być jeszcze znak zapytania - bo w sumie nie uważam, żeby naprawdę wszystko co robimy było tak dużo gorsze do produkcji zachodnich. Wiadomo, budżet robi swoje, ale jeszcze większe znaczenie ma scenariusz, aktorstwo, reżyseria. No i producenci, którzy znają się na swojej pracy, mogą bardzo pomóc w podniesieniu jakości. W przypadku "Ukrytej gry" na pewno mieli oni znaczny wpływ na całość i do promocji, do castingu, do przemyślanej koncepcji produkcji, raczej nie mam zamiaru się czepiać. Gdyby jeszcze tylko debiutujący w długim metrażu Łukasz Kośmicki potrafił w tej historii nie zagubić tego co najważniejsze byłoby idealnie. A co w niej moim zdaniem było najważniejsze?
piątek, 5 czerwca 2020
Stulecie kryminału, czyli na taki cel warto!
Kryminały mają dobrą passę, rynek się rozwija, gatunek też, coraz więcej ciekawych debiutów i choć czasem w tej masie tytułów trudno wyłowić to co najciekawsze, to ja nie zamierzam marudzić. Z radością przyjmuję też fakt iż popularność kryminałów dostrzegana też jest w urzędniczych gremiach - sto razy bardziej podoba mi się pomysł wydania kasy na konkurs literacki, niż rauty, jubileusze czy pływanie jachtem po świecie (do dziś świetnie wspominam pomysł na cykl SF Narodowego Centrum Kultury). Wartość dodana konkursu gdzie startują też debiutanci, to fakt, że może pojawić się jakiś nowy talent! Biuro Programu Niepodległa otrzymało chyba ponad 300 prac, z czego wybrano najciekawsze i oto przed nami zbiór będący podsumowaniem projektu. O tyle ciekawym, że oprócz nagrodzonych prac, swoje dołączyli również jurorzy. 100 lat mija nie tylko od uzyskania przez Polskę niepodległości, ale w roku 2019 świętowaliśmy również 100 rocznicę powołania na naszych ziemiach Policji - w sumie to takie narodziny kryminalistyki. Choć mieliśmy trochę ludzi, którzy służyli w służbach zaborców, ale teraz trzeba było zbudować nie tylko nowe kadry, ale i scalić wszystko mimo niesnasek terytorialnych i historycznych. Trochę pisał o tym np. Ćwirlej, również inni. Trochę takich ciekawostek pojawia się również w tym tomie - pierwsze kobiety w Policji, uczenie się nowych technik (np. daktyloskopii).
I jeszcze ważna informacja - dochód ze sprzedaży książki idzie na rzecz Fundacji Pomocy Wdowom i Sierotom po Poległych Policjantach. To co, przekonałem? Nie? To jeszcze parę zdań.
I jeszcze ważna informacja - dochód ze sprzedaży książki idzie na rzecz Fundacji Pomocy Wdowom i Sierotom po Poległych Policjantach. To co, przekonałem? Nie? To jeszcze parę zdań.
czwartek, 4 czerwca 2020
Dlaczego nikt nie widzi, że umieram - Renata Kim, czyli historie ofiar przemocy psychicznej
Podtytuł mówi bardzo wiele o tym z czym mamy do czynienia. Zebrane historie, jedne podane w całości, inne podzielone na fragmenty i przeplatane z innymi na zasadzie podobieństwa, a do tego jakieś niewielkie fragmenty podsumowania, czyli komentarza ze strony specjalistów, którzy takie historie słyszą często.
Niełatwa to lektura i to z dwóch powodów. Po pierwsze ciężar bólu, który się wylewa z tych opowieści jest trudny do przyjęcia w takiej dawce. Po drugie niestety wiele schematów w tych historiach się powtarza - cykl przemocy, dochodzenie do siebie po rozstaniu ze sprawcą, tęsknota i brak zrozumienia ze strony otoczenia. Tak to już jest, że przemoc kojarzy nam się z przemocą fizyczną, a co z przemocą psychiczną, która śladów nie zostawia?
Niełatwa to lektura i to z dwóch powodów. Po pierwsze ciężar bólu, który się wylewa z tych opowieści jest trudny do przyjęcia w takiej dawce. Po drugie niestety wiele schematów w tych historiach się powtarza - cykl przemocy, dochodzenie do siebie po rozstaniu ze sprawcą, tęsknota i brak zrozumienia ze strony otoczenia. Tak to już jest, że przemoc kojarzy nam się z przemocą fizyczną, a co z przemocą psychiczną, która śladów nie zostawia?
środa, 3 czerwca 2020
Człowiek człowiekowi, czyli czteropak: Klasa pracująca, Potwory, Zła edukacja, Człowiek jutra
Jutro w planach dłuższa trasa rowerowa, ale może i na notkę czasu starczy. Będzie książka, tylko dziś jeszcze nie powiem Wam jaka - w szkicach mam aż trzy rzeczy, a dziś kolejny tytuł chyba skończę.
Ale na razie filmowo.
Najpierw kilka mnie znanych tytułów, a potem coś nowszego z HBO. Klasa pracująca - moim zdaniem całkiem ciekawy pomysł, ale nie do końca wykorzystany. Oto facet, który całkowicie poświęca się swojej pracy - non stop pod telefonem, podejmuje niełatwe decyzje, skupiony na celu, by firma zarabiała jak najwięcej, a dzięki temu jemu sypią się premie. Rodzina? Cóż. Musi im wystarczyć jego kasa, bo czasu dla nich nie ma.
Gdy jednak popełnia błąd, zamiast go chronić, firma się go pozbywa. A nowe stanowisko niełatwo zdobyć. Facet ma swój wiek, doświadczenie, ale na rynku zastój, a fama już poszła.
Ale na razie filmowo.
Najpierw kilka mnie znanych tytułów, a potem coś nowszego z HBO. Klasa pracująca - moim zdaniem całkiem ciekawy pomysł, ale nie do końca wykorzystany. Oto facet, który całkowicie poświęca się swojej pracy - non stop pod telefonem, podejmuje niełatwe decyzje, skupiony na celu, by firma zarabiała jak najwięcej, a dzięki temu jemu sypią się premie. Rodzina? Cóż. Musi im wystarczyć jego kasa, bo czasu dla nich nie ma.
Gdy jednak popełnia błąd, zamiast go chronić, firma się go pozbywa. A nowe stanowisko niełatwo zdobyć. Facet ma swój wiek, doświadczenie, ale na rynku zastój, a fama już poszła.
wtorek, 2 czerwca 2020
Teściowe muszą zniknąć - Alek Rogoziński, czyli groźne bo nieprzewidywalne
Filmy odkładam na jutro, do szykowanego trzypaku dorzucę jeszcze czwarty, w miarę świeży tytuł. Tym razem... niech będzie, że to kino społeczne.
A ponieważ ostatnie kilka godzin spędziłem robiąc fotki i porządkując kolekcję autografów i różnych wspomnień, postanowiłem napisać o najnowszej książce Alka Rogozińskiego (jest do słuchania w Empik Go).
Ten facet to pewnego rodzaju fenomen. Może nie pisze tak szybko jak Remigiusz Mróz, ale ma już chyba prawie równie oddaną i liczną rzeszę fanów (z naciskiem na płeć piękną), wypuszcza swoje komedie kryminalne na tyle często, by nie dać o sobie zapomnieć no i jest jeszcze coś, co chyba stanowi podstawę jego fenomenu (przynajmniej ja się na to łapię).
Jego cudowne poczucie humoru, autoironia, luz, objawia się nie tylko na spotkaniach w cztery oczy, ale i w tym jak komunikuje się on choćby na swoim FB z czytelnikami. Powiem szczerze - te jego miniaturowe humoreski są czasem nawet lepsze od książek (nie bijcie tylko). Popatrzcie kiedyś sami i zrozumiecie o co mi chodzi. I za to go polubiłem. Choć parę razy odłożyłem książkę raczej z rozczarowaniem, że spodziewałem się więcej, lepiej, śmieszniej, to i tak, właśnie ze względu na sympatię do autora, kupuję kolejne tytuły. Późno zacząłem, ale nadrabiam (mam jeszcze dwie kolejne na stosie). A co powiem o najnowszej?
A ponieważ ostatnie kilka godzin spędziłem robiąc fotki i porządkując kolekcję autografów i różnych wspomnień, postanowiłem napisać o najnowszej książce Alka Rogozińskiego (jest do słuchania w Empik Go).
Ten facet to pewnego rodzaju fenomen. Może nie pisze tak szybko jak Remigiusz Mróz, ale ma już chyba prawie równie oddaną i liczną rzeszę fanów (z naciskiem na płeć piękną), wypuszcza swoje komedie kryminalne na tyle często, by nie dać o sobie zapomnieć no i jest jeszcze coś, co chyba stanowi podstawę jego fenomenu (przynajmniej ja się na to łapię).
Jego cudowne poczucie humoru, autoironia, luz, objawia się nie tylko na spotkaniach w cztery oczy, ale i w tym jak komunikuje się on choćby na swoim FB z czytelnikami. Powiem szczerze - te jego miniaturowe humoreski są czasem nawet lepsze od książek (nie bijcie tylko). Popatrzcie kiedyś sami i zrozumiecie o co mi chodzi. I za to go polubiłem. Choć parę razy odłożyłem książkę raczej z rozczarowaniem, że spodziewałem się więcej, lepiej, śmieszniej, to i tak, właśnie ze względu na sympatię do autora, kupuję kolejne tytuły. Późno zacząłem, ale nadrabiam (mam jeszcze dwie kolejne na stosie). A co powiem o najnowszej?
poniedziałek, 1 czerwca 2020
Bigbitowy dzień dziecka, czyli szalone dżwięki ze smutnych czasów
Dziś krótka notka muzyczna. I w sumie trochę nawiązująca do dzisiejszego dnia - w końcu dziecko w sobie nosi po troszku każdy z nas. A więc ci którzy pamiętają bigbit niech przygotują się na wspomnienia, a wszyscy młodsi, w tym dzieci niech nie patrzą na rodziców i dziadków jak na dinozaury, tylko niech spróbują docenić rytm, proste teksty i fakt, iż mimo że tak niewiele było powodów do radości w tamtych czasach (z perspektywy) to jest w tej muzyce kupa radości. Bo też ludzie chcieli się wtedy bawić, chcieli kochać, chcieli żyć.
Płyta o której dziś to zarejestrowany koncert z ubiegłego roku, próba połączenia kilku pokoleń w ramach finału 22 Biennale Sztuki dla Dziecka w Poznaniu. Na scenie głównie młodzi muzycy, ale repertuar można by rzec: ponadczasowy. Przecież wiele z tych kawałków pamiętanych jest do dziś, a czasem przerabiane są i wykorzystywane we współczesnych brzmieniach.
Płyta o której dziś to zarejestrowany koncert z ubiegłego roku, próba połączenia kilku pokoleń w ramach finału 22 Biennale Sztuki dla Dziecka w Poznaniu. Na scenie głównie młodzi muzycy, ale repertuar można by rzec: ponadczasowy. Przecież wiele z tych kawałków pamiętanych jest do dziś, a czasem przerabiane są i wykorzystywane we współczesnych brzmieniach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)