piątek, 31 maja 2013

Rosencrantz i Guildenstern powstają z martwych, czyli szekspir kontra wampiry i roztrzygnięcie konkursu

Obecnie mam sporo roboty przy wpisywaniu ankiet, ratuję się wiec jak mogę aby nie zgłupieć, aby te godziny przed kompem się nie dłużyły i wciąż aktywizować mózg do wysiłku... Jednym ze sposobów są audiobooki, albo muza, ale jeszcze lepszym są filmy, szczególnie takie oglądane po raz kolejny (albo seriale, gdzie i tak niewiele się dzieje). Albo takie, na które można zerkać od czasu do czasu, ze świadomością, że niewiele tracisz gdy nie patrzysz cały czas (dialogi są tak rozbrajające, że same w sobie stanowią rozrywkę). Po różnych krajowych produktach typu "Wyjazdu integracyjnego" mam kolejnego kandydata na najgłupszy film oglądany w tym roku.
Uwaga - nie pomylcie tylko tytułów filmu: bo film Rosencrantz i Guildenstern nie żyją wcale nie jest taki głupi. Tu w tytlu pojawiają się dwie literki, a w tłumaczeniu brzmi to: Rosencrantz i Guildenstern powstają z martwych.

czwartek, 30 maja 2013

Rozstanie, czyli nie myśląc o konsekwencjach

O tym filmie wszędzie gdzie się nie obejrzysz same peany, po innym obrazie Asghara Farhadiego "Co ty wiesz o Ally" sam też byłem nastawiony bardzo pozytywnie. Ale pojawia się we mnie sporo wątpliwości czy gdyby nie było to kino z Iranu, z innego obszaru kulturowego, wzbudziłoby tyle zachwytów? Obawiam się, że nie. Tego typu moralitetów, filmów pokazujących wydawałoby się normalne życie, które nagle stawia przed człowiekiem sytuacje przekraczające jego możliwości i stawiające go przed etycznymi wyborami - przecież to nie żadna nowość. W warstwie wizualnej surowy, nie ma w nim nic wyjątkowego (oprócz odrobiny tej egzotyki). Co więc w tym filmie tak urzeka?

Małe podsumowanie akcji "Podaj książkę dalej", czyli zalety i wady uwalniania

Korzystając z tego, że nowa rozdawajka przyciąga uwagę również nowych odwiedzających, postanowiłem zrobić małe podsumowanie akcji, która trwa już u mnie od pół roku, a w której możecie również załapać się na ciekawe tytuły. Kilkadziesiąt osób już skorzystało. Przy okazji dorzucam dwa tytuły - zapraszam więc nie tylko nowe osoby, ale i tych, którzy już wiedzą o co chodzi. Chciałbym się przy okazji zapytać Was o zdanie na temat tego typu akcji - czy lepiej organizować konkursy, gdzie na własność zdobywa nagrodę jedna osoba, czy widzicie sens w tego typu inicjatywach. Jest ich już trochę w sieci - choćby Wędrowniczek, ale kto powiedział, że nie mogą pojawiać się nowe? Zasady są proste jak drut (taki nie gnący się) - chętni zapisują się w kolejce do książki, ja wysyłam do pierwszej osoby, ona po przeczytaniu do kolejnej itd. 
Zalety: 
- każdy doczeka się swojej kolejki - jeżeli Ci zależy na lekturze to te kilka miesięcy nie zrobi różnicy;
- masz okazję pobawić się w przygotowanie wysyłki do kolejnej osoby - wszelkie sympatyczne dodatki sprawiają ogrom frajdy, jest szansa na nowe znajomości;
- okazja do wymiany opinii na temat danej pozycji - staram się gromadzić linki od tych, którzy mają własne blogi i zamieszczają po lekturze recenzje, ale przecież nikt nie broni dołączyć do książki jakiegoś własnego listu - wkładki, gdzie można notować własne uwagi
...
Wady: 
- musisz wyskrobać na wysyłkę ok 5 złotych kiedy już przyjdzie Twoja kolej by puścić do kolejnej osoby - czy to dużo - sami oceńcie
- zwracano mi uwagę, że ludzie niechętnie piszą się na tego typu akcje, bo nie chcą przekazywać zbyt wielu osobom swoich danych, ale prawdę mówiąc nie wiem czy to taka duża różnica w porównaniu z tym jak wygrywasz konkurs i dajesz adres do wysyłki;
- niestety (pewnie mimo pokusy) nie możesz książki zatrzymać dla siebie (chyba, że jesteś na końcu kolejki i masz na to zgodę), ani czytać zbyt długo - masz świadomość, że ktoś na to czeka. I tu muszę powiedzieć, że póki co chyba tylko jedna osoba troszkę mnie zawiodła (na szczęście innych chętnych na tą pozycję nie było) - nie ma z nią kontaktu, nie odpowiada na maile, książkę więc muszę wykreślić z listy pozycji, które mogą krążyć dalej. Reszta szybciej lub wolniej frunie do następnych rąk. Dzięki wielkie Wam za to!
Zapraszam kolejne osoby, no i jeżeli macie jakieś własne pomysły, uwagi jak to ulepszyć - piszcie w komentarzach! Jeżeli ktoś chce pomóc w reklamie akcji - banerek na końcu :)
A poniżej lista książek, które podajemy dalej :) zasady i link główny tutaj

środa, 29 maja 2013

Abel, czyli ja się wami zaopiekuję


Wciąż mało czasu na gruntowne porządki na blogu, a ja na dodatek (chyba mi się nudzi :) zacząłem się bawić na Boolikes. Rzeczywiście całkiem przyjazne, proste narzędzie - tam więc pewnie będą pojawiać się fragmenty recenzji książkowych, a tu nadal będę pisał tyle ile chcę. Z zaległości zapraszam do zerknięcie na notkę o płycie Żywiołaka (niestety starej, bo nowej nie mam). A dziś kontynuacja podróży filmowej po świecie - tym razem Meksyk!
Abel to historia 9-letniego chłopca, który po wyjeździe ojca przestał się odzywać i został umieszczony w szpitalu psychiatrycznym. Po pewnym czasie matka postanawia zabrać na próbę chłopca do domu, licząc na to że domowe ciepło pomoże mu się na nowo otworzyć. I rzeczywiście tak się staje, ale chłopiec widząc sytuację w domu wchodzi w rolę głowy rodziny. Wkłada sygnet, za duże spodnie, marynarkę i zaczyna ustawiać rodzinę po kątach - zachowuje się tak jak sobie wyobraża rolę ojca i męża (z telenowel?). 

wtorek, 28 maja 2013

Świteź, czyli Polak potrafi

Na profilu Notatnika na FB mocno przypominałem o premierze telewizyjnej tego filmu - kto przegapił niech próbuje może szukać go w sieci. Rzecz to ciekawa, po raz kolejny pokazująca, że w Polsce nie brakuje ludzi utalentowanych. Pomyśleć tylko gdyby np. nasz Semafor miał takie możliwości budżetowe jak Disney czy Pixar (albo chociaż jedną dziesiątą), jakie cudeńka moglibyśmy oglądać. Po raz kolejny widać też, że nie musimy wzorować się na tym co amerykańskie, tylko szukamy własnych środków wyrazu, nawet jeżeli może to wpłynąć na mniejszą komercyjną siłę rażenia. Żałuję tylko, że nie mogłem zobaczyć tego w 3D, bo efekt pewnie jeszcze ciekawszy. Produkcja 20 minutowego filmu trwała... 7 lat, a pracowało nad nim ponad 100 osób. Brawa za wytrwałość i za to, że twórcy nie zwątpili w realizację pomysłu. Efekt świetny. 

niedziela, 26 maja 2013

Płytki grób, czyli wielka pokusa, wielkie szaleństwo. I rozdawajka

Pamiętam ten film sprzed lat i wtedy jakoś wzbudził spore emocje, dziś oglądany już niestety czuję, że troszkę "wywietrzał". Chyba po różnych pomysłach m.in. Tarantino czy Ritchiego nie znajduję w tej opowieści tyle oryginalności. Wtedy gdy moja edukacja filmowa nie była chyba aż tak bogata, to połączenie przemocy i lekkiej wydawało by się opowieści o przyjaźni zaskakiwało. Bo też trzeba przyznać, że początek nie zapowiada tego co nastąpi potem... Trójka przyjaciół mieszka w sporym mieszkaniu i szuka lokatora do jednego z pokoi. Mają spore wymagania, bo nie chcą by był to ktoś banalny, nudny. I wreszcie znajdują kandydata, wprowadza się i...

Lęk wysokości, czyli ojciec i syn


Pisząc różne notki, wciąż łapię się na tym, że nie potrafię wyrazić różnych emocji i wrażeń w jakiś skondensowany sposób. Dziś taką mamy rzeczywistość medialną, że 90% odbiorców ogranicza się do czytania nagłówków i wszystko co ma więcej niż jeden akapit (i to nie za długi) powoduje zniechęcenie. A u mnie nawet jeżeli próbuję ograniczyć się do kilku zdań, potem wychodzi elaborat. Tak mam trochę też z tym filmem. Z jednej strony poruszającym, a z drugiej strony mam wrażenie, że trochę przekombinowanym.
Reżyser Bartosz Konopka w wywiadach wspominał o tym iż ta historia jest oparta na jego osobistych przeżyciach i to się trochę czuje. W tym filmie emocje i chwile uchwycone w kadrze maja większe znaczenie niż próba oceny całości fabuły, czy też doszukiwania się historii, która ma początek, środek i koniec.

piątek, 24 maja 2013

Matka diabła - Wiktor Suworow, czyli z rakietami stoimy tak samo jak z produkcją kiełbasy

Już dawno nie czytałem nic Suworowa (a raczej Rezuna, bo przecież to tylko pseudonim), dałem się wiec skusić na jedną z nowszych pozycji wydaną przez Rebis. I powiem Wam, że mam jakiś niesmak i spory zawód po jej przeczytaniu. Zacznijmy od tego, że Suworow bawi się w historyka - przekopuje różne źródła i przedstawia nam sporą ilość liczb, nazwisk, nazw jednostek i zakładów, niestety dla osób, które trochę interesują się historią powojenną większość wydarzeń jakie opisuje jest znanych. Jesteśmy zarzuceni detalami, a pomija się inne wydarzenia, które działy się w tym samym czasie - Suworow opisuje bowiem tylko to co uznał za przydatne do opowiedzenia jego własnej historii. Na tle pierwszego lotu w kosmos, wyścigu zbrojeń między ZSRR i USA, rządów Chruszczowa, opisuje on bowiem przebieg spisku radzieckich generałów, którym według hipotezy autora zawdzięczamy uratowanie ziemi przed wojną nuklearną i zagładą. I rzeczywiście - hipoteza ciekawa, o misji specjalnej pułkownika Pieńkowskiego, który miał przekazać Amerykanom tajne informacje, przeciętny czytelnik nigdy nie słyszał. Tyle, że treści starczyłoby może na dobry artykuł, góra na jeden rozdział.

książka do kupienia m.in. tu

czwartek, 23 maja 2013

Hannibal, czyli wytrawnie czy niestrawnie

Po milczeniu owiec postać psychiatry i psychopaty zarazem, weszła do popkultury i nic dziwnego, że różni twórcy próbują do tego tematu wracać. Zaskoczenia nie ma, bo i być nie może, pojedynek zatem jest trochę na to kto bardziej zaszokuje widza, kto lepiej ukażę tę postać, kto uzyska większy nastrój grozy (i obrzydzenia). Jeżeli chodzi o to ostatnie to twórcy najnowszego serialu moim zdaniem wysforowali się do przodu. Po litrach keczupu i latających kończynach w kolejnych sezonach Spartakusa, teraz widz ma się delektować kolejnymi organami wycinanymi z ciała i przyrządzanymi na różne sposoby... Prawdę mówiąc raczej niesmaczne niż wstrząsające. Straszne raczej jest to oswajanie z najbardziej okrutną zbrodnią, pokazywanie mordercy jako kogoś fascynującego. 
Po 8 odcinkach stwierdzam, że jedna rzecz na pewno się twórcom udała. 

środa, 22 maja 2013

Mróz - Marcin Ciszewski, czyli twardzi, sprawiedliwi, niezłomni, ale z własnym kodeksem moralnym

Tą lekturą kończę na razie przygodę czytelniczą z Panem Marcinem Ciszewskim. Kończę nie dlatego iż mam go dość, wręcz odwrotnie - po prostu przeczytałem już wszystko co wyszło spod jego pióra i pozostaje mi tylko czekać na kolejen rzeczy. Historyk, który wszedł jak burza na rynek serią o przeniesieniu się w czasie grupki dobrze przeszkolonych żołnierzy, sprawdza się równie dobrze jako twórca thrillerów sensacyjnych mocno osadzonych w naszej rzeczywistości politycznej. "Mróz" rozpoczyna ten cykl, "Upał" już za mną, czekam na kolejne anomalie pogodowe :) Kto ciekaw niech zerka - zakładka przeczytane, tam znajdziecie linki do wszystkich notek na temat książek tego Pana.  

wtorek, 21 maja 2013

Co lepsze kawałki - Lecha Janerka, czyli wszyscy inteligentni mężczyźni idą do...

Notki powoli wypełniają różne puste miejsca - kto ciekaw niech zerka....
Chattahoochee, czyli wzorzec psychola z Sevres

A propos tytułu notki - potraficie dokończyć ten tytuł?
Notka Ani o publikacji zawierającej teksty Lecha Janerki zainspirowała mnie wtedy by przegrzebać półki i odświeżyć sobie trochę klasyków tego muzyka. Notkę odkładałem długo, ale okazja nadarzyła się fenomenalna - oto jeden ze sklepów zrobił promocję na płytki, gdzie legalnie można zdobyć sporo ciekawych rzeczy od 10 do 20 zeta, w tym świetny zestaw Lecha Janerki - płytę "Co lepsze kawałki". Jak przegapić taką okazję? Nie żałujcie kasy! 

poniedziałek, 20 maja 2013

House of cards, czyli zastanów się dobrze zanim wejdziesz w to bagno

Pisząc o serialach lubię to robić od razu po pierwszych odcinkach, gdy wiem już czy coś mnie wciąga czy nie, a nie mam jeszcze jasności co do kierunku w jakim się wszystko potoczy... Można by oczywiście czekać na finał, analizować każdy kolejny sezon, ale tą robotę zostawiam fanom poszczególnych produkcji, krytykom i zapaleńcom. Przecież i tak mało kto zacznie oglądać od któregoś sezonu, omijając początek. A jak się wciągniesz to przecież będziesz oglądał, aż do jakiejś totalnej obsuwy (wiadomo, że sztuką jest nie zarżnąć pomysłu i zakończyć tak aby ludzie jeszcze chcieli trwać przy odbiornikach)... W serialach ostatnich miesięcy mam swojego faworyta - to trzynastoodcinkowy dramat polityczny „House of Cards”, oparty na brytyjskiej produkcji BBC (i powieści z Wielkiej Brytanii). Jestem przy siódmym odcinku (przez wyjazdy miałem sporą przerwę) i tylko żal, że już tak mało mi zostało do końca... Już samo nazwisko Finchera, któremu zaproponowano czuwanie nad całością może narobić smaku, a przecież kolejne odcinki dopracowywali spece od takich produkcji jak Sześć stóp pod ziemią, Zakazane imperium, Upadek, czy Tudorowie... O House of Cards głośno było ze względu na dystrybucję - to jeden z pierwszych seriali, który nie był produkowany z myślą o żadnej telewizji, ale zainwestowała w niego firma Nettflix, która udostępnia treści w internecie. Ale to tylko kolejny dowód na wartość tej produkcji - dzięki szeptanej reklamie i nagłośnieniu przez samych internautów rzecz stała się wydarzeniem sezonu i toruje drogę kolejnym tego typu inwestycjom...   

niedziela, 19 maja 2013

Żywiołak - Nowa Mix Tradycja, czyli dawne i nowoczesne. I roztrzygnięcie konkursu


Czasem jakieś płyty powędrują do znajomych i wracają do mnie po kilku miesiącach, albo nawet latach. Żal i zgrzytanie zębów. Ale jest i korzyść - nagle ma się ochotę odkrywać różne rzeczy na nowo. Tak trochę miałem z ta płytą. 
Jedyna płyta Żywiołaka jaką mam (niestety), to remixy tego co zwykle robią, nie daje więc takiej frajdy jak ich zwykłe nagrania. Czy to zabawa, czy próba dotarcia do słuchaczy, którzy właśnie siedzą w techno i elektronice? Na co dzień kapela, która gra folk z niesamowitą punkową energią tu wchodzi do strefy, która mnie niespecjalnie kręci (ale taka to już moda - Sweet noise też strasznie mnie rozczarowało takim kierunkiem) i łączy wodę z ogniem... 

sobota, 18 maja 2013

Drive, czyli samotny jeździec

Kolejna zaległość filmowa. Film, który narobił naprawdę sporo szumu, podzielił widzów i zgarnął też trochę nagród. Ostatnio kompletnie nie mam czasu na kino, pozostaje mi więc zapisywać sobie różne tytuły, czytać Wasze recenzje, a potem polować w różnych miejscach jak jest chwila. 
Nawet nie wiem jak Drive określić. Thriller? Romans? Pierwsza połowa filmu to delikatna, przepełniona wrażliwością opowieść i chłopaku, którego miłością jest jazda samochodem. Niby wszystko zaczyna się od scen kradzieży, gdzie bohater robi za kierowcę, który ma wywieźć rabusiów z danej dzielnicy, zwiać policji, ale całość niczym raczej nie zapowiada tego co otrzymujemy w części drugiej.

Sędzia Di: Naszyjnik i tykwa - Robert Hans van Gulik, czyli detektyw Państwa Środka

Zbliżają się ciepłe miesiące i już tradycyjnie nasz DKK z Ochoty wybiera lżejsze lektury, wychodzi w plener. Na czerwiec zastanawialiśmy się nad jakimiś kryminałami retro, ale długo żadna z propozycji nie zdobyła aplauzu wszystkich obecnych. I wreszcie: Robert van Gulik i jego historie o sędzim Di! Tak - to spodobało się wszystkim - tomów do wyboru sporo, nie są ze sobą powiązane, a jak się przeczyta jeden, już znamy klimat i styl pozostałych. Wracam więc do tych historii z przyjemnością, do czego i Was namawiam - książki tego autora to zwykle czytadła na jeden, dwa dni, a w sieci ich ceny oscylują gdzieś koło 6 złotych (czyli taniej niż kioskowe śmieciowe wydania). Tym razem wybrałem sobie "Naszyjnik i tykwę" - książkę, w której jak na tę serię jest całkiem sporo akcji i tym razem niedużo filozofii (cytowanie nauk Konfucjusza i koloryt chińskiej kultury, tradycji i zwyczajów są elementami charakterystycznymi dla tych powieści).

piątek, 17 maja 2013

Jacek Piekara - Szubienicznik, czyli słuchamy tedy waści pilnie

Ponieważ jeden z konkursów trwa jeszcze do niedzieli, kolejny raz przypominam - zajrzyjcie do zakładki konkursy. Powoli ogarniam notatki, ale stwierdziłem, że mimo powrotu do domu z delegacji czasu wcale nie jest więcej, a raczej mniej (nawet Targi Książki muszę odpuścić). Ubocznym efektem różnych wyjazdów jest też odzwyczajenie się od tv, ale póki co do tego nie tęsknię (szczególnie do wiadomości). Dziś o książce (jednej z tych, które oddaję w konkursach). Piekara obok Komudy wyrobił sobie już trochę markę, ale dotąd najbardziej znany był z opowiadań o inkwizytorze Mordimerze. Po raz kolejny (m.in. po Charakterniku) próbuje się zmierzyć z powieścią czysto historyczną (bez elementów fantastycznych). I wiecie co Wam powiem?

środa, 15 maja 2013

Mech - ZWO, czyli heavy nie musi być jedynie serio

Nie wiem jeszcze co nam zagra w odtwarzaczu w samochodzie, na co będziemy mieli ochotę (a trasa przecież długa), ale póki co jeszcze notka o czymś, co zaciekawiło mnie i gdzieś tam towarzyszy od kilku tygodni. Chodzi o płytę Mech - kapeli, która debiutowała jeszcze w latach 70-tych, a ostatnio się reaktywowała i dzięki wsparciu WOŚP zdobyła troszkę rozgłosu. Mocne brzmienie, gitarowe riffy i ciekawy wokal Macieja Januszko (niewiele kapel grających cięższą muzę ma tak rozpoznawalne teksty) - to granie trochę mocniejsze niż na dawnych płytach, stylem bliższe temu co np. robiło TSA, Black Sabbath (a Januszko przypomina stylem śpiewania Ozzy'ego).

wtorek, 14 maja 2013

Posłuchaj to do Ciebie - Kult, czyli znowu wspomnienia, tym razem muzyczne

Podobno na dniach pojawia się nowa płyta Kultu, a mnie wzięło na wspomnienia - płyta trafiła do auta i spory kawałek drogi do Zakopanego ożywiała i powodowała, że człowiek sobie coś nucił (jak się jedzie z kimś i ma taki głos jak ja, lepiej głośno nie śpiewać). To już blisko 30 lat! Tyle wspomnień, tyle fantastycznych numerów - to właśnie na tej płycie znajduje się sporo moich ulubionych kawałków tej formacji. Z jednej stron to po prostu hiciory, do których znam prawie całe teksty (po tylu latach), ale to też okazja by posłuchać od czego Kult zaczynał - jakże dziwnie chwilami się słucha wokalu Kazika i tych lekko drażniących, psychodelicznych numerów z brzęczącymi organami Hammonda...

poniedziałek, 13 maja 2013

Intermezzo - Teatr Witkacego, czyli w górach! Garść wspomnień i przypominajka

Dziś chyba notka w wersji light, bo rozpoczyna się konferencja, a to zawsze oznacza sporo pracy. Wrzucam więc garść wspomnień z ostatnich dni i przypominajkę. Przecież wciąż trwają dwa konkursy (zakładka konkursy na górze bloga), w których do zdobycia audiobook i książka. Im większe zainteresowanie, tym oczywiście większa frajda dla mnie - a to oznacza większą motywację do organizowania kolejnych tego typu zabaw. Aha - nie zapominajcie też o akcji Podaj dalej książkę - już kilkanaście tytułów krąży między ludźmi! 
To tyle przypominajki, a teraz garść wspomnień i ogromne pokłady radochy, satysfakcji. Wiadomo, że jak jedzie się organizować konferencję, to zwykle nie ma czasu na nic i nawet jak miejsce jest atrakcyjne to i tak z hotelu się prawie nosa nie wystawia. Ale gdy udaje się zorganizować wyjazd kilka dni wcześniej, tak by swój wolny czas i własną kasę wykorzystać by w danym miejscu pobyć chwilkę dłużej? I oto Tatry po raz kolejny - niby mieliśmy tylko dwa dni (jeden nocleg w schronisku), ale ileż emocji i wrażeń.
Poniżej jeszcze trochę o samej wyprawie, ale okazja do napisania notki jest jeszcze jedna - po raz pierwszy wśród tylu pobytów w Zakopanem, udało się wreszcie znaleźć chwilę by sprawdzić repertuar Teatru Witkacego. Nie trafiliśmy na ich główną scenę, a na gościnny mini recital w Dworcu Tatrzańskim (jedno z najstarszych miejsc spotkań w tym mieście) - spektakl intermezzo z wierszami Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej.

Życie na podsłuchu, czyli sonata o dobrym człowieku



Tą notką wreszcie wyczerpuję zaległości filmowe i teraz mogę z czystym sumieniem oglądać kolejne rzeczy, nie martwiąc się, że coś mi umknie zanim znajdę czas napisać notkę.
Temat teczek, działań bezpieki wobec różnych ludzi w państwach socjalistycznych to temat cholernie ciekawy, choć wciąż niewielu twórców ma odwagę go tykać Trochę dlatego, że "umoczonych" było  bardzo wiele osób, ale część z nich świetnie poradziła sobie w czasach obecnych, mają spore wpływy i nie dopuszczą by coś na ich temat wyszło na światło dzienne. Ale jest jeszcze jedna sprawa - u nas po pierwsze część teczek została zniszczona, część zniknęła, a część jak się podejrzewa stanowi fałszywki, które mają być bronią przeciw tym, którzy zbyt mocno będą naciskać na zrobienie z tym tematem porządku. Opozycjonista atakował i żądał ujawnienia wszystkiego - to podsuwano mu jako argument dowody na jego przyjaciół, jakieś autorytety, po to by zwątpił w jakość materiałów (wszystkich), albo przynajmniej stracił zapał... Niemcy jakoś sobie dość szybko poradzili i nie nastąpiło nic takiego czym straszyły u nas "autorytety" (dojdzie do przelewu krwi). Tam sobie poradzono, u nas wciąż trwają przepychanki i straszy ten trup w szafie. Takie refleksje mi się nasunęły w trakcie oglądania tego filmu. "Życie na podsłuchu" jest próbą pokazania nam nie tylko jak wyglądało wciąganie ludzi we współpracę i sama procedura obserwacji, ale co ciekawe, pokazuje też trochę to co stało czasem za decyzjami w tych sprawach.

sobota, 11 maja 2013

Róża, czyli film o miłości


Kolejna notka, a dla mnie kolejny dzień poza domem, kolejny hotel. Ech, miło czasem spotkać się z ludźmi, wyjechać z biura, zrobić tzw. "event" albo jak my się śmiejemy "fajerwerki", ale ja szybko zaczynam tęsknić za rodziną i chyba nie bardzo potrafię cieszyć się w pełni z możliwości takich wyjazdów. Tym razem Zakopane, może nawet uda się na chwilę wypaść gdzieś w góry, a jak dobrze pójdzie to może i Teatru Witkacego się uda zakosztować... Jak się uda - na pewno napiszę! A dziś kolejna notka: o filmie, który jak dotąd chyba jest jednym z najlepszych, najbardziej poruszających filmów polskich ostatnich lat. Jak to jest zagrane, jak to jest opowiedziane. Czyste emocje, rozpacz, ból, strach. I miłość. Bo ona potrafi wszystko przetrzymać, wszystko znieść. 
W czym pokładają nadzieję bohaterowie tego filmu? W sobie nawzajem? 

piątek, 10 maja 2013

Anna German, czyli fenomen białego anioła


Na kilkanaście godzin w domu, a jutro znowu w trasę - tym razem na południe. A że pewnie czasu przez kilka dni na notki nie będzie dziś więc korzystam z okazji, by przypomnieć Wam o konkursach (zakładka na górze) i napisać choć kilka zdań o serialu, który chyba ku zaskoczeniu wielu, przyciągnął do ekranów telewizorów tłumy jak dawno żaden inny serial. No wiadomo - różne kanały telewizyjne mogą chwalić się swoją oglądalnością, ale możliwości tvp chyba nigdy nie przebiją. Ponad 6 milionów widzów oglądających jeden odcinek? Z samej ciekawości warto zerknąć samemu, zwłaszcza że przecież to dodatkowy temat rozmów np. z rodzicami czy dziadkami (choć to nie tylko oni stanowili widownię serialu).
I wiecie co?

czwartek, 9 maja 2013

Janusz Radek - Z ust do ust, czyli lekko, poetycko i w klimacie retro

Dzisiejsza notka w biegu, bo lada chwila powrót z Gdańska. Szkoda tylko, że na odpoczynek będzie mało czasu, bo zaraz potem kolejny wyjazd. Tym razem w aucie bez radia i bez płyt, zostaje więc albo rozmowa, albo kombinowanie muzyki z laptopa, z różnych rzeczy pozgrywanych na dysk. Być może zabrzmi m.in. ta płyta, bo ostatnio słucha mi się jej całkiem przyjemnie. 
Janusz Radek ma świetny głos i potrafi nim nieźle czarować, a że nie boi się eksperymentować z różnymi stylami każda jego płyta może być miłą niespodzianką nie tylko dla fanów tego artysty.

środa, 8 maja 2013

Zniknąć - Petra Soukupova, czyli z precyzją chirurga pokroić rodzinę

Oj ciężko znaleźć czas na pisanie na konferencji. Na dodatek gdy piękne słońce praży człowieka szlag trafia, że nie ma czasu wyjść z hotelu nawet na pół godzinki... No ale nic, łapię klawiaturę, bo już wczoraj Wam obiecałem notkę na temat jednej z lepszych książek jakie czytałem w ostatnich miesiącach. Jeżeli chodzi o wydawnictwo (Afera) dobry poziom nie jest dla mnie zaskoczeniem, ale kto słyszał o tej autorce? Ze zdjęcia na skrzydełkach okładki patrzy na nas młodziutka dziewczyna, a tu cholera dostajemy powieść nie tylko dojrzałą, ale i poruszającą. Jeżeli tylko lubicie dobrą literaturę, a w szczególności jesteście ciekawi co czytają Czesi - nie możecie przegapić tej pozycji. I możecie sobie tylko pluć w brodę, bo jeszcze tydzień temu książka była u mnie na blogu do zdobycia. Pozostaje Wam biec do księgarni, albo klikać w sieci na stronie wydawnictwa (albo prosić swoją bibliotekę o zakup, bo to teraz często praktykowane i możliwe). 
Przy okazji gdy wspominam już o wydawnictwie Afera i klimatach czeskich - jeszcze jedno info: otóż wszyscy ci, którzy czytali już "Gówno się pali", "Masłem do dołu", "Przygody konika morskiego" (o wszystkich pisałem u siebie) lub po prostu ciekawi są tego z czego śmieją się Czesi (i nie tylko) informuję iż Wydawnictwo organizuje dwa majowe spotkania z jednym z najpopularniejszych autorów czeskich, czyli Petrem Sabachem.
15.05.2013 (środa), godzina 18.00
Petr Šabach. Pierwszy raz w Krakowie - spotkanie z czytelnikami
Kraków, Księgarnia Pod Globusem, ul. Długa 1 (róg Długiej i Basztowej)
wstęp wolny plus bonus: ulubiony napój autora dla wszystkich gości!

16.05.2013 (czwartek), godzina 17.00
W czeskim humorze. Rozmowy z Petrem Šabachem o literaturze, Czechach i śmiechu
(spotkanie w ramach festiwalu Czuli barbarzyńcy. O kulturze czeskiej w XX wieku)
Bielsko-Biała, Kolegium Nauczycielskie w Bielsku-Białej, ul. Krakowska 30
wstęp wolny

Chattahoochee, czyli wzorzec psychola z Sevres i konkurs

Przy tym obrazie jedynie nazwisko zwróciło moją uwagę i już widziałem, że muszę to zobaczyć... Gary Oldman należy do aktorów, którzy przyciągają do siebie uwagę widza niczym magnes i nawet jeżeli gra w słabszych produkcjach role drugoplanowe to i tak potrafi nie raz być jedynym godnym zapamiętania. No i to  szaleństwo w jego twarzy, spojrzeniu, mimice, gestach.
Teraz już wiem skąd się to bierze - skoro w jednej ze swych pierwszych produkcji dostał taki wycisk na planie. Jak mało kto pasował do tej roli...
O fabule powiedzmy w skrócie tak: żołnierz amerykański wraca z Wietnamu i zaczyna przezywać coraz większe problemy psychiczne. W końcu zdeterminowany zaczyna strzelać przez okno swojego domku. Choroba psychiczna, czy zaplanowane działanie (sam w którymś momencie sugeruje, że zrobił to po to by go zastrzelono i by żona otrzymała wtedy odszkodowanie, bo w przypadku samobójstwa by go nie wypłacono)? Uznano go za niepoczytalnego i trafia do zamkniętego ośrodka w Chattahoochee. Tam z coraz większym przerażeniem obserwuje samowolę personelu, łamanie praw człowieka, przemoc wobec ludzi, fatalne warunki higieniczne. Przy pomocy swojej siostry rozpoczyna batalię o wolność.
Dodajmy, że historia jest autentyczna - oparta na wspomnieniach Emmetta Foleya.
Oldman naprawdę dobry, ale sam film niestety mało przykuwający uwagę - większość fabuły dzieje się już w ośrodku (trudno go nazwać szpitalem, bo nikt nikogo nie leczy), trochę to wszystko bez większej ciągłości i bez możliwości zaangażowania emocjonalnego widza. Jedyne ciekawe sceny to widzeń z żoną lub z siostrą...
Jeden aktor nie uratuje słabego scenariusza i całości. Jeżeli wiec interesują Was takie klimaty, chyba jednak lepiej sięgnąć po "Lot nad kukułczym gniazdem", który jest ciekawszy.

A poniżej jeszcze o konkursie.

wtorek, 7 maja 2013

Nie tylko pomarańcze - Jeanette Winterson, czyli gdy świat dzieli się na dobrych i złych

Ta książka była kolejną pozycją przeczytaną w ramach klubu dyskusyjnego u Anki. Dawno nie sięgałem po wybierane przez Nią pozycje, ale po raz kolejny muszę przyznać, że jak zwykle jest niebanalnie.
Niestety nie ominąłem wstępu, w którym autorka strasznie puszy się jaka to wielce oryginalna powieść wyszła spod jej ręki, ważna, wyjątkowa itd. Lubimy takie rzeczy, prawda? Zwłaszcza gdy przy okazji podsuwa nam się klucz do odczytania powieści, tak jakbyśmy sami mogli go nie dostrzec. To mam wrażenie, że trochę problem przeróżnej twórczości spod znaku kolorowej tęczy, poruszającej jakieś ważne dla środowiska LGBT treści - dla nich każdy film, książka jest niczym broń w walce "o sprawę", musi coś atakować, udowadniać, tak jakby nie wystarczyło by była po prostu dobra i broniła się sama. Trzeba kłuć w oczy, drażnić i wszędzie gdzie się da podkreślać swoje stanowisko, opowiadać o prześladowaniu, walce o prawa i dogryzać tym, których postrzega się jako wroga...

Lincoln, czyli krótka zaległa notka o świetnej roli i takim sobie filmie

Piękne słoneczko za dnia, wieczorem w trakcie spaceru po gdańskiej Starówce, okazało się raczej marną i oszukańczą nadzieją na ciepły wieczór, ale co tam. I tak było miło posiedzieć i pogadać, a przynajmniej dowiedziałem się tego wieczoru co nieco o piwie Pilzner Urquell :) Ale, że to blog poświęcony nie tyle trunkom, ale kulturze i mimo, że po nocy pisze się ciężko - jedna z ostatnich zaległych notek filmowych. Pewnie się domyślacie czemu tak długo czekała na swoją kolej. Co można bowiem powiedzieć o najnowszym filmie Spielberga poza tym, że pewnie jest ważny i ciekawy dla Amerykanów?

sobota, 4 maja 2013

Jo, czyli znana twarz nie wystarczy by pociągnąć serial

Zanim przyjdzie czas na notki o nowszych produkcjach jak Hannibal czy House of Cards wykorzystam chwilę by napisać czymś kryminalnym - od dawna bowiem takie seriale preferuję i wciąż szukam jakichś nowinek. Telewizja Fox postawiła na znaną twarz i tak naprawdę to trochę serial jednego aktora, ze względu na niego nawet cała akcja dzieje się w Paryżu (tylko cholernie drażnią angielskie dialogi, bo Reno wypada w nich sztucznie). Mamy więc twardziela z pogmatwanym życiem osobistym, działającego na pograniczu prawa, ale za to gołębim sercu. Skąd my to znamy. Jean Reno pasuje mi jednak do tej roli, więc się nie czepiam schematyzmu. To taki odpowiednik naszego Bogusia Lindy i prawdę mówiąc oglądając Jo cały czas w głowie robiłem sobie porównania z jedną z ostatnich produkcji telewizyjnych u nas, czyli Paradoksem. Oba łączy więcej niż tylko pomysł na bohater, podobna jest konstrukcja serialu (każdy odcinek to inna sprawa, ale jest jakiś wątek, który przewija się przez całość), trochę mroczna atmosfera i postawienie nie tyle na akcję i pościgi, a bardziej na zagadki i dochodzenie.

piątek, 3 maja 2013

Kraina miodu i krwi, czyli wojna okiem kobiety

Wciąż uzupełniam braki i nadrabiam zaległości - kolejka filmów do opisania zmniejsza się szybko i tylko żal, że stosy książek do przeczytania nie maleją tak samo prędko. Polecam Wam notkę na temat Biutiful, czyli wcale nie pięknego filmu o poszukiwaniu tego co piękne. A dziś coś równie ciężkiego. 
Angelina Jolie. Mówi Wam to coś? Otóż ta pani, wzorem wielu swoich kolegów i koleżanek postanowiła sprawdzić się po drugiej stronie kamery. Być może odkryła coś w tym scenariuszu, poczuła że chce to opowiedzieć i oto efekt. Amerykańska produkcja (tego o dziwo się nie czuje) o wojnie w na Bałkanach.

czwartek, 2 maja 2013

Marillion - Clutching At Straws, czyli bar to nie zawsze wesołe miejsce i konkurs

Kolejna płyta do której wracam z ogromnym sentymentem po latach, gdy miałem ją jeszcze na nagraną na kasecie... Czwarta płyta kapeli, która zdobyła u nas niesamowitą popularność (nie wiem czy gdzie indziej było aż tak) i niestety ostatnia w tym składzie. Odejście charyzmatycznego wokalisty - wielkiego Szkota nazywanego "Fish" spowodowało niestety wyparowanie tej magii z ich muzyki. To jego teksty i jego głos sprawiały, że całość przyciągała uwagę (przynajmniej takie jest moje prywatne zdanie). Dziś gdy słucha się tych numerów, człowiek aż wzdycha czasem jakże to różne od tej całej sieczki jakiej mamy teraz pełno w radiu i wokół nas. Te numery mocniej osadzone są muzycznie jeszcze w suitach rockowo-progresywnych lat 70-tych niż w tym co potem nadeszło, czyli robieniu na siłę przebojów łatwych, krótkich i przyjemnych (nawet świetny the Cure popłynął w tę stronę). Clutching at straws jest interesujący zarówno w warstwie tekstowej (historie krążą wokół uzależnionego od alkoholu pisarza), jak i muzycznej, choć rzeczywiście przebojów raczej zbyt wielu tu nie znajdziemy (chyba tylko szybki Incommunicado pozostał w świadomości przeciętnego słuchacza.  

środa, 1 maja 2013

Syberiada polska, czyli przeżyć i pamiętać

Dzisiejszy dzień jak przystało na święto pracy, częściowo w ogródku przy pracy, ale jest też chwila by pouzupełniać różne zaległości. Nie wiem tylko czy to dobry czas by pisać o czymś wartościowym, bo jakoś nastój ciąży mi w kierunku złośliwości marudzenia. Zobaczcie sami:  
Wyjazd integracyjny, czyli pisać właściwie nie ma o czym
Baby są jakieś inne, czyli zamiast ryku lwa, skomlenie szczeniaczka

Syberiada polska już długo czeka na swoją notkę, ale czas ewidentnie jej nie służy - chyba lepiej było pisać o niej od razu, bo teraz jak sobie o tym filmie myślę, jeszcze bardziej drażnią mnie w nim różne rzeczy, a wtedy po wyjściu z kina, nie byłem aż tak rozczarowany. Od razu zaznaczam, że książki nie znam i nie chcę wchodzić w rozstrzygnięcia i oceny ani twórczości ani osoby autora, czyli Zbigniewa Domino (bo bym się jeszcze bardziej denerwował). Skupmy się na filmie. Chyba po raz pierwszy w naszej kinematografii pojawia się na taką skalę wątek Sybiraków - cywilów z terenów Polski, wysiedlanych przez NKWD w trakcie II wojny światowej, by "dobrowolnie" budowali nową ojczyznę daleko na wschodzie. Może nie ma w tym filmie aż takiego rozmachu, do jakiego w swych epickich obrazach przyzwyczaili nas Rosjanie, czy Amerykanie, ale losy jednej rodziny ze wsi Czerwony Jar i towarzyszących im Polaków dają przecież okazję do opowiedzenia ważnego fragmentu naszej historii.