No to tak... Kolejne dni wpisywania ankiet, wypatrywania oczu przed kompem i końca nie widać. A mi się tak marzy laba, urlop i czas na czytanie. Dziś więc zamiast zwykłej notki, coś na szybko, to może wyrwę choć kilka kwadransów z dnia na lekturę.
Przypominam tylko, że do jutra czekam na Wasze zgłoszenia do pakietu z książkami na maj, jutro będę rozdawał kolejne tytuły. Blog żyje mimo braku czasu. To jak się doliczyłem 1611 notka opublikowana na blogu, a nawet się nie zorientowałem kiedy na liczniku odwiedzin wybiło 700 000. Wielka frajda!
Teraz tylko trochę więcej czasu na czytanie i pisanie... Obiecywałem sobie już dawno, żeby ograniczyć sięganie po książki do recenzji, żeby nie kupować, żeby zaprowadzić sobie jakiś rygor i żeby różne tytuły nie czekały tyle na swoją kolej. To chyba uzależnienie. Miłe, bo miłe, ale jednak uzależnienie. Tak właśnie wygląda stos rzeczy pilnie do przeczytania i najnowszych zdobyczy - bez e-booków, bo tylko tych jest kilkadziesiąt i też kuszą.
1. Donna Tartt - doszło w tym tygodniu i na razie uśmiecha się pięknie, ale przeraża grubością.
2. biografia Gaudiego na szczęście kupiona, więc poczeka. Podobnie jak i Beśka.
3. Też kupione (bo zbieram wszystko co wydaje wydawnictwo Dowody na istnienie) - Świadek i Cudowna, ale w tym przypadku jestem tak ciekaw, że nie będę ich długo odkładał. No i Zdarzyło się pierwszego września kusi!
4. Łysiak, Orwell i Mularczyk to rzeczy przyniesione z ostatniej wymianki książek u nas w mieście i pewnie niestety na razie zostaną odłożone na bok.
5. Pilniejsze przecież są egzemplarze do recenzji jak Czas Beboka, Ukryta historia Nabokowa, najnowsza Wassmo, Kerr, Hołownia i kolejne tytuły z Uniwersum Metro. I jeszcze Rozdroża, Bonda, Jan Sowa, i Pan Przypadek, który dziś wyjąłem ze skrzynki (podziękowania dla autora!)
6. Lektura na DKK, czyli Eli, Eli musi być przeczytana w pierwszej kolejności, podobnie jak i Mroczkowski - bo inaczej biblioteka kary mi naliczy.
Niełatwo w takiej sytuacji ustalić jakąś sensowną kolejność. A tyle innych tytułów kupowanych wcześniej woła do mnie, że chyba o nich zapomniałem. Obiecywałem sobie przeczytanie całej serii Zwrotnice czasu, sięgnięcie po coś z Japonii, Afryki, zebranie sobie zaległych kryminałów na wakacje... Nie chcę żadnego odwyku, bo dobrze mi z moim uzależnieniem (już chyba 50 tytułów w tym roku), ale jakby ktoś tak opracował jakiś program terapii i uczenia umiejętności kontroli, by nie rzucać się tak na wszystko i opracować sobie jakiś sensowny system. Nie chcę by wciąż przyjemność z moich lektur psuło mi poczucie żalu, że na jeden przeczytany, 10 innych fajnych tytułów umknęło mi przed nosem, a jak nawet doczekają się na swoją kolej, to w otoczeniu już 100 innych...
Jest na to jakiś sposób?
niedziela, 31 maja 2015
sobota, 30 maja 2015
Houdini, czyli całe życie uciekał przed śmiercią
Ostatnio nie mam zbyt wiele czasu na polowanie na seriale, zresztą jakoś niewiele widzę fajnych nowości, ale za to co i rusz zwracają moją uwagę miniseriale - dwa, trzy odcinki nagrane jeden po drugim i można przy wpisywaniu ankiet połknąć je za jednym razem. Tym razem coś historycznego. Niby jednak kostiumowo, ale nakręcone bardzo nowocześnie, z nerwem, ba, nawet z dość nowoczesną muzyką. No i postać cholernie ciekawa - słynny iluzjonista, facet, który jako pierwszy potrafił tak dobrze wykorzystać media do nagłośnienia swojego show. Proszę Państwa przed Wami Wielki Houdini.
piątek, 29 maja 2015
Łowca. Samotna zemsta na Sowietach okupujących polskie "Ziemie odzyskane" - Zbigniew Lubieniecki, czyli nie chcę być ofiarą
Robię porządek z notkami książkowymi - zostały
mi jeszcze dwie do opisania i będę "na bieżąco". Aha, przypominam przy
okazji iż to ostatnie dni na zdobycie czegoś z trzech tytułów w
rozdawajce. Zajrzyjcie koniecznie. Na czerwiec też już mam coś wybrane, ale to ogłoszę dopiero za czas jakiś.
A dziś o cieniutkiej książce wydanej przez PWN we współpracy z ośrodkiem Karta. Od dawno kusiła mnie seria "Karty historii" - wydaje się nieźle pomyślana i jeżeli na podstawie zebranych dokumentów i wspomnień, można wydawać takie pozycje troszkę popularyzatorskie, to czemu nie? Nawet daruję wydawcom próby (okładka, tytuł) nadania temu bardziej sensacyjnego wydźwięku. Widać tak dziś łatwiej przyciągnąć uwagę czytelnika. Czy ktoś by sięgnął po tytuł "wspomnienia dziecka wywiezionego na Sybir i powracającego na Ziemie Zachodnie"? Pewnie nie, choć byłby on dużo bardziej adekwatny w tym wypadku niż "Łowca". Można odnieść wrażenie, że kreuje się tu jakąś symboliczną postać samotnego wojownika, który będzie polował na Sowietów. A tymczasem to młody chłopak (nawet nie pełnoletni), który pełen jest różnych emocji, delikatnie mówiąc "nosi go", zbiera broń i od czasu do czasu szuka okazji by jej użyć. A jako człowiek dorosły, sam ocenia to swoje zachowanie jako szczeniackie, dość głupie. Po co więc robić z tego bohaterstwo i czy na miejscu jest używanie wielkich słów o walce za ojczyznę?
A dziś o cieniutkiej książce wydanej przez PWN we współpracy z ośrodkiem Karta. Od dawno kusiła mnie seria "Karty historii" - wydaje się nieźle pomyślana i jeżeli na podstawie zebranych dokumentów i wspomnień, można wydawać takie pozycje troszkę popularyzatorskie, to czemu nie? Nawet daruję wydawcom próby (okładka, tytuł) nadania temu bardziej sensacyjnego wydźwięku. Widać tak dziś łatwiej przyciągnąć uwagę czytelnika. Czy ktoś by sięgnął po tytuł "wspomnienia dziecka wywiezionego na Sybir i powracającego na Ziemie Zachodnie"? Pewnie nie, choć byłby on dużo bardziej adekwatny w tym wypadku niż "Łowca". Można odnieść wrażenie, że kreuje się tu jakąś symboliczną postać samotnego wojownika, który będzie polował na Sowietów. A tymczasem to młody chłopak (nawet nie pełnoletni), który pełen jest różnych emocji, delikatnie mówiąc "nosi go", zbiera broń i od czasu do czasu szuka okazji by jej użyć. A jako człowiek dorosły, sam ocenia to swoje zachowanie jako szczeniackie, dość głupie. Po co więc robić z tego bohaterstwo i czy na miejscu jest używanie wielkich słów o walce za ojczyznę?
czwartek, 28 maja 2015
Szkoła Babel, czyli różnimy się, ale jesteśmy podobni
Dziś prawie cały dzień na konferencji z ludźmi realizującymi fajny program profilaktyczny dla maluchów i dużo przemyśleń na temat psychologii pozytywnej, więc w tym nastroju sięgam po rzecz, której co prawda jeszcze na ekranach nie ma, ale premiera już za tydzień, więc można powoli sprawdzać program w Waszych kinach studyjnych.
Odwiedzający Notatnik Kulturalny wiedzą, że na punkcie oświaty i wychowania mam trochę hopla, wyszukując gdzie się da filmy na ten temat i ciągle mi mało. Często bowiem w naszych potocznych rozmowach o szkole, ale również w mediach, w filmach, czy książkach dominuje obraz pesymistyczny - dzieją się rzeczy straszne, boimy się o nasze dzieci, uważamy, że nauczyciele niewiele im dają... Na gimnazja słychać same narzekania i gromy - używki, przemoc, degeneracja - ta reforma była błędem (też tak uważam) i należało by je zlikwidować (tu już bym się tak nie spieszył). Naszym nastrojom towarzyszą raz na jakiś czas jeszcze bardziej dołujące filmy jak np. Plemię, który będzie miał premierę jutro. Czasem potrzeba wstrząsu, żeby coś przemyśleć, otworzyć oczy. Ale do cholery, czemu tak mało mówimy o pozytywnych przykładach w edukacji - o dobrych wzorcach, fajnych, mądrych nauczycielach, wychowawcach, ciekawych lekcjach, sukcesach, pomocy i wsparciu? Nie istnieją na to przykłady? No nie wierzę.
Trochę właśnie w takich klimatach jest film "Szkoła Babel" - dokument nakręcony przez Julie Bertucelli (współpracowała kiedyś z Kieślowskim). Łezka się kręci, człowiek się uśmiecha i mocno trzyma kciuki za te dzieciaki.
środa, 27 maja 2015
Ewa Ewart - Widziałam, czyli opowiem Wam o sobie
Dziwnie się czyta tę książkę. To trochę tak jakby komuś kazać przez długi czas opowiadać w czym jest dobry. Może się to sprawdzić na rozmowie wstępnej, na konferencji biznesu, ale w książce? Szanuję Ewę Ewart, lubię jej filmy i nie raz zerkam sobie na to co tvn24 puszcza w ramach jej cyklu, dodatkowo z jej wstępem. Podoba mi się między innymi to co zawsze podkreśla: że w swoich filmach chce pokazać drugiego człowieka, że nie ma tam zbyt wiele miejsca dla niej.
Szkoda tylko, że przy pisaniu zdaje się, że o tym kompletnie zapomniała.
Nie wiem kto ją namówił na taką książkę - może i zamysł by pokazała kulisy pracy producentki i reżyserki filmów dokumentalnych był dobry, ale efekt niestety jest co najwyżej średni.
Mamma Mia, czyli ileż pokoleń przy tym się bawi
Kolejny wypad teatralny z okazji Dnia Matki. To już chyba od 5 lat zwiedzamy sobie różne sceny i przyszedł czas na powrót do Teatru Roma. Tym bardziej, że o Mamma Mia jest głośno już od kilku miesięcy, więc jak tu się nie wybrać i nie zabrać obu mam na taki spektakl? W końcu to poniekąd czas ich młodości. Film widziały, ale chyba dość dawno, więc nie kojarzyły wszystkich detali, ale przecież i tak sama fabuła nie jest w tym spektaklu najważniejsza. Króluje muzyka, śpiew i taniec.
A ode mnie jeszcze brawa za scenografię. Trudno mi było sobie wyobrazić jak uda się oddać klimat greckiej wysepki, a tu proszę: fajny pomysł z przesuwanymi ekranami, dość prosta, ale pomysłowa budowla na środku i już.
Sam bardzo lubię film, więc wybrałem się z dużą ciekawością do Romy. I z góry uprzedzam - o bilety niełatwo. Na maj musiałem kupować już w styczniu i wcale nie miałem dużego wyboru. Jakieś szaleństwo. Można jednak gratulować tylko pomysłu i świetnej promocji.
A ode mnie jeszcze brawa za scenografię. Trudno mi było sobie wyobrazić jak uda się oddać klimat greckiej wysepki, a tu proszę: fajny pomysł z przesuwanymi ekranami, dość prosta, ale pomysłowa budowla na środku i już.
Sam bardzo lubię film, więc wybrałem się z dużą ciekawością do Romy. I z góry uprzedzam - o bilety niełatwo. Na maj musiałem kupować już w styczniu i wcale nie miałem dużego wyboru. Jakieś szaleństwo. Można jednak gratulować tylko pomysłu i świetnej promocji.
wtorek, 26 maja 2015
Trafny wybór, czyli między nami dobrze jest
O powieści J. K. Rowling (tak, tak to ta od Harry'ego Pottera) już kiedyś pisałem. I już wtedy sporo osób po lekturze wspominało, że to prawie gotowy pomysł na scenariusz serialu. I oto doczekaliśmy się! Trzyodcinkowa produkcja BBC i HBO mocno modyfikuje historię opowiedzianą w "Trafnym wyborze", ale jak sobie pomyślę o tym, że można by było próbować wcisnąć wszystkie wątki, to w efekcie mielibyśmy niestrawny tasiemiec. Udało się pokazać więc pewien zamysł autorki jedynie w zarysie - są najważniejsze postacie, małe miasteczko, w którym żyją i ogromny zalew brudów, jakie każde z nich próbuje ukrywać przed światem.
poniedziałek, 25 maja 2015
Potrzebny nam dobry szeryf, czyli Za kilka dolarów więcej i Dobry zły brzydki
No dobra, mamy nowego prezydenta.
I pozostaje nadzieja, by nie zawiódł pokładanych nadziei. Bo o to łatwo. Ludzie często mają tendencję do tego by marudzić, wyczekiwać zmian, marzyć o szeryfie, który zrobi porządek, janosiku, który odbierze bogatszym i doda trochę do ich portfeli. Sprawiedliwym, odważnym, aktywnym, mądrym... I tak by można ciągnąć tą listę.
I sami widzicie obok z jakimi filmami dziś skojarzyło mi się to nasze wyborcze szaleństwo i emocje. Do estetyki westernu tym razem nikt się nie odwoływał, ale przecież wiadomo, że to tylko symbole pewnego porządku. Chaosu i bezprawia, w które wkracza ten, który ma zrobić porządek. Najlepiej sam. Albo dając przykład i pociągając swoim wzorem innych. Żeby tylko rzeczywistość była tak mało skomplikowana, a podziały tak wyraźne, to jeszcze pół biedy. Pozostaje nam chyba marzyć i oglądać westerny. Ostatnio z ogromną przyjemnością obejrzałem dwa (i poluję na trzeci) ze słynnej trylogii Sergio Leone. Po tylu latach, wciąż bawią i zachwycają pomysłami.
I pozostaje nadzieja, by nie zawiódł pokładanych nadziei. Bo o to łatwo. Ludzie często mają tendencję do tego by marudzić, wyczekiwać zmian, marzyć o szeryfie, który zrobi porządek, janosiku, który odbierze bogatszym i doda trochę do ich portfeli. Sprawiedliwym, odważnym, aktywnym, mądrym... I tak by można ciągnąć tą listę.
I sami widzicie obok z jakimi filmami dziś skojarzyło mi się to nasze wyborcze szaleństwo i emocje. Do estetyki westernu tym razem nikt się nie odwoływał, ale przecież wiadomo, że to tylko symbole pewnego porządku. Chaosu i bezprawia, w które wkracza ten, który ma zrobić porządek. Najlepiej sam. Albo dając przykład i pociągając swoim wzorem innych. Żeby tylko rzeczywistość była tak mało skomplikowana, a podziały tak wyraźne, to jeszcze pół biedy. Pozostaje nam chyba marzyć i oglądać westerny. Ostatnio z ogromną przyjemnością obejrzałem dwa (i poluję na trzeci) ze słynnej trylogii Sergio Leone. Po tylu latach, wciąż bawią i zachwycają pomysłami.
sobota, 23 maja 2015
Kot rabina, czyli lepiej z nim nie zaczynajcie dysputy
Kurcze, zdecydowanie za rzadko sięgam po komiksy... A to taka frajda. Tylko skąd je brać, jeżeli nie wszystkie biblioteki je mają w ofercie, a w księgarniach ceny po prostu z kosmosu. Po lekturze Kota rabina naprawdę mam jednak ochotę wygospodarować trochę miejsca na swoich półkach na albumy komiksowe. Czemu u nas uważa się, że to dobre dla dzieci, młodzieży, ale na pewno nie dla dorosłych? Wszak animacje oglądamy i zachwycamy się nimi, tam nie ma już marudzenia, że to dziecinne, bo są produkcje, które są skierowane raczej właśnie dla widzów dorosłych. I zachwycają pomysłem, wykonaniem, humorem, przesłaniem. Z komiksami jest podobnie, tylko wciąż jest to rzecz raczej niszowa, nie widać ani tylu recenzji, omówień, nakłady są niskie, ceny wysokie, a i miejsc gdzie to można zdobyć niewiele.
Album autorstwa Joanna Sfara tylko na pierwszy rzut oka może kojarzyć się z tym co powszechnie u nas rozumiane jest pod hasłem komiks, czyli prostymi obrazkowymi historiami. Ileż tu jednak inteligentnego humoru, przewrotnej ironii, rozważań filozoficznych i religijnych dysput na temat tego co powinno być ważniejsze - litera prawa czy jego duch. Bóg daje prawo mojżeszowe, ale daje też serce i rozum, by wtedy, gdy jest to konieczne, kierować się właśnie nimi, bo przecież wiara nie powinna być męką i więzieniem, ale właśnie dawać prawdziwą wolność i pokój serca.
Album autorstwa Joanna Sfara tylko na pierwszy rzut oka może kojarzyć się z tym co powszechnie u nas rozumiane jest pod hasłem komiks, czyli prostymi obrazkowymi historiami. Ileż tu jednak inteligentnego humoru, przewrotnej ironii, rozważań filozoficznych i religijnych dysput na temat tego co powinno być ważniejsze - litera prawa czy jego duch. Bóg daje prawo mojżeszowe, ale daje też serce i rozum, by wtedy, gdy jest to konieczne, kierować się właśnie nimi, bo przecież wiara nie powinna być męką i więzieniem, ale właśnie dawać prawdziwą wolność i pokój serca.
Znowu trzy raz Hitchcock, czyli Psychoza, Złodziej w hotelu i Ptaki
Który to już raz ten Pan pojawia się na moim blogu? Wciąż jeszcze jednak do kompletu jego filmów sporo mi brakuje, na razie zbieram te najsłynniejsze, odświeżam sobie, by choć w kilku słowach o nich napisać.
Kto jest ciekawe niech wbija na poprzednie notki:
M jak morderstwo, Nieznajomi z pociągu i Zawrót głowy
Północ, północny zachód
Okno na podwórze
i dwie biografie - epizod gdy kręcił Psychozę, i gdy kręcił Ptaki.
Chyba każdy kto ma ciut więcej lat na karku niż naście, zna twórczość tego pana i na słowa: Alfred Hitchcock kojarzy któż to jest. Bez niego pewnie współczesne kino by wyglądało inaczej. No chyba, że kto inny wymyślił by i poskładał tak zgrabnie w całość elementy strachu, napięcia, tajemnicy, zbrodni... Dziś trzy filmy, ale obiecuję, że to nie koniec - wypatruję następnych!
Kto jest ciekawe niech wbija na poprzednie notki:
M jak morderstwo, Nieznajomi z pociągu i Zawrót głowy
Północ, północny zachód
Okno na podwórze
i dwie biografie - epizod gdy kręcił Psychozę, i gdy kręcił Ptaki.
Chyba każdy kto ma ciut więcej lat na karku niż naście, zna twórczość tego pana i na słowa: Alfred Hitchcock kojarzy któż to jest. Bez niego pewnie współczesne kino by wyglądało inaczej. No chyba, że kto inny wymyślił by i poskładał tak zgrabnie w całość elementy strachu, napięcia, tajemnicy, zbrodni... Dziś trzy filmy, ale obiecuję, że to nie koniec - wypatruję następnych!
piątek, 22 maja 2015
Poważny problem, czyli czy możemy zważyć i zmierzyć świadomość?
Zakładka z różnymi wydarzeniami realizowanymi przez Multikino coraz dłuższa, teraz tylko trochę więcej czasu, by z tego korzystać. Jedynie przedstawień teatralnych staram się nie omijać, ciekawy tego co gra się u nich. I strasznie się cieszę, że w ramach projektu realizowanego wspólnie z British Council, pokazywana jest nie tylko klasyka, ale i współczesne, dyskutowane tam produkcje.
Tym razem pokazano nową sztukę słynnego brytyjskiego dramaturga Toma Stopparda (Zakochany Szekspir, Rosenkrantz i Guildenstern nie żyją, Arkadia) w reżyserii Nicholasa Hytnera (Othello, Hamlet). Bez większych gwiazd na scenie (przynajmniej ja ich nie rozpoznałem), zagrane średnio, ale za to sam tekst ciekawy.
Tym razem pokazano nową sztukę słynnego brytyjskiego dramaturga Toma Stopparda (Zakochany Szekspir, Rosenkrantz i Guildenstern nie żyją, Arkadia) w reżyserii Nicholasa Hytnera (Othello, Hamlet). Bez większych gwiazd na scenie (przynajmniej ja ich nie rozpoznałem), zagrane średnio, ale za to sam tekst ciekawy.
środa, 20 maja 2015
Kraków - dokrętka, czyli bloger to jednak ma fajne życie
Nie tak dawno pisałem o wypadzie do Krakowa z córką, nie minął miesiąc i znów tu jestem. Bałem się, że w trakcie konferencji, podobnie jak w poprzednich latach niewiele miasta "użyję", skończy się na tym iż posiedzimy w knajpkach na Rynku lub na Kazimierzu. O jak bardzo się myliłem.
Zaczęło się odkryciem tego iż w tym dziwnym miejscu na peryferiach Krakowa gdzie wylądowaliśmy, znajduje się parafia Franciszkanów, którą ozdabiał Jerzy Nowosielski. Zawsze fascynowały mnie proste, surowe, świątynie, gdzie możesz skoncentrować się na modlitwie, a wzroku nie rozpraszają te wszystkie zdobienia i fantazyjne dziwactwa. Barok jest piękny, ale jednak świątynia, w której chce się pobyć jak dla mnie mogłaby wyglądać właśnie tak. Na następną wizytę w Krakowie muszę sobie zaplanować jeszcze Kanoniczą i kaplicę ekumeniczną z pracami Nowosielskiego.
Na konferencji wiadomo, że jest intensywnie, zwłaszcza gdy jest się organizatorem, ale wieczory na szczęście można zawsze coś wybrać z oferty kulturalnej miasta Kraka. Tym razem był duży dylemat, bo nic nie kusiło od pierwszego spojrzenia (Janusz Radek ma być dzień po naszym wyjeździe, a szkoda, bo wtedy Alchemia byłaby oczywistym wyborem). Zdecydowaliśmy się na koncert muzyki poważnej (nazwijmy to taki the best of) i choć koncert był sympatyczny, obiecuję sobie, że wydarzenia nastawione na turystów zagranicznych będę omijał z daleka. Ileż trzeba mieć tupetu i bezczelności by nazwać pokoik na drugim piętrze kamienicy Royal Chamber Orchestra Hall, a potem żądać 100 złotych za składankę na CD.
Drugi dzień zaczął mi się jeszcze lepiej. Najpierw humor poprawiły wieści ze skrzynki pocztowej (Audioteka i wydawnictwo Czerwone i Czarne podziękowania!). A po południu czekała mnie jeszcze większa frajda. Też związana z blogiem, ogromnie zaskakująca i sprawiająca masę przyjemności.
Zaczęło się odkryciem tego iż w tym dziwnym miejscu na peryferiach Krakowa gdzie wylądowaliśmy, znajduje się parafia Franciszkanów, którą ozdabiał Jerzy Nowosielski. Zawsze fascynowały mnie proste, surowe, świątynie, gdzie możesz skoncentrować się na modlitwie, a wzroku nie rozpraszają te wszystkie zdobienia i fantazyjne dziwactwa. Barok jest piękny, ale jednak świątynia, w której chce się pobyć jak dla mnie mogłaby wyglądać właśnie tak. Na następną wizytę w Krakowie muszę sobie zaplanować jeszcze Kanoniczą i kaplicę ekumeniczną z pracami Nowosielskiego.
Drugi dzień zaczął mi się jeszcze lepiej. Najpierw humor poprawiły wieści ze skrzynki pocztowej (Audioteka i wydawnictwo Czerwone i Czarne podziękowania!). A po południu czekała mnie jeszcze większa frajda. Też związana z blogiem, ogromnie zaskakująca i sprawiająca masę przyjemności.
wtorek, 19 maja 2015
Sonic Higways - Foo Fighters, czyli list miłosny do historii amerykańskiej muzyki
Gdy natrafiam na krążki kapel, które próbują jakoś uczcić swoją rocznicę istnienia, wtedy dociera do mnie, że chyba jednak się starzeję. Jak to - przecież mojego punktu widzenia Nirvana była całkiem nie dawno. No może jakiś czas minął, ale człowiek nie myśli, że to trzeba liczyć dekadami, a nie latami. A tu proszę. Ich były perkusista, który poszedł własną drogą świętuje ze swoim zespołem właśnie dwadzieścia lat istnienia. AAAAA!
Jakoś nigdy nie miałem przyjemności zapoznać się z całym krążkiem tej kapeli. Gdzieś tam obijały mi się o uszy pojedyncze numery, ale nie powalało to na tyle, by płytę kupować. Ot, dobry poziom średni w rockowym graniu.
I teraz też pewnie bym nie przesłuchał całości, gdyby nie film. To własnie ten ich pomysł na pokazanie siebie i swojej twórczości jakby trochę na tle historii amerykańskiej muzyki, zainteresował mnie na tyle, by z muzodajni kupić sobie cały krążek i obejrzeć serial. Dziś więc notka podwójna.
Jakoś nigdy nie miałem przyjemności zapoznać się z całym krążkiem tej kapeli. Gdzieś tam obijały mi się o uszy pojedyncze numery, ale nie powalało to na tyle, by płytę kupować. Ot, dobry poziom średni w rockowym graniu.
I teraz też pewnie bym nie przesłuchał całości, gdyby nie film. To własnie ten ich pomysł na pokazanie siebie i swojej twórczości jakby trochę na tle historii amerykańskiej muzyki, zainteresował mnie na tyle, by z muzodajni kupić sobie cały krążek i obejrzeć serial. Dziś więc notka podwójna.
poniedziałek, 18 maja 2015
Pakiet familijny, czyli audiobook Ryjówka przeznaczenia i film Misja gwiazda
Rzadko piszę o propozycjach kulturalnych dla młodszych, ale to naturalne - moje córki rosną i coraz częściej same dokonują wyborów i coraz mniej mamy okazji do tego by "próbować" różnych rzeczy razem. No i nie są to rzeczy dla dzieci, ale już raczej z wyższej półki. Ale od czasu do czasu pomagają mi w tym by ocenić jakieś propozycje. A już niedługo nowa seria Kosika.
Dziś notka podwójna - coś do oglądania i coś do wysłuchania.
Studio Sound Tropez już nie raz zachwyciło mnie tym jak dopracowują swoje produkcje i wciąż zaskakują wyborami pozycji, sięgając nie po rzeczy oczywiste, czyli książki, ale od dłuższego czasu przerabiając na słuchowiska komiksy. Ryjówka przeznaczenia to właśnie komiks. Tomasz Samojlik stworzył już chyba 3 albumy z tym bohaterem i muszę przyznać, że jest to rzecz naprawdę pomysłowa. Dzieciaki przecież uwielbiają rysunkowe historie, a więc dlaczego nie wykorzystać jakiejś ciekawej historii do tego, by czegoś ich nauczyć? W tym przypadku postaw ekologicznych.
Dziś notka podwójna - coś do oglądania i coś do wysłuchania.
Studio Sound Tropez już nie raz zachwyciło mnie tym jak dopracowują swoje produkcje i wciąż zaskakują wyborami pozycji, sięgając nie po rzeczy oczywiste, czyli książki, ale od dłuższego czasu przerabiając na słuchowiska komiksy. Ryjówka przeznaczenia to właśnie komiks. Tomasz Samojlik stworzył już chyba 3 albumy z tym bohaterem i muszę przyznać, że jest to rzecz naprawdę pomysłowa. Dzieciaki przecież uwielbiają rysunkowe historie, a więc dlaczego nie wykorzystać jakiejś ciekawej historii do tego, by czegoś ich nauczyć? W tym przypadku postaw ekologicznych.
Sen nocy letniej, czyli Brytyjczycy potrafią wyciągnąć z klasyki wciąż żywy humor
No i ponownie Kraków. Nie wiadomo czy będzie czas na jakieś pisanie w trakcie dnia, bo zapowiada się intensywnie, ale się zobaczy. Noc jest długa. A póki co teatralnie.
Znowu namawiam Was na zaglądanie na strony Multikina do działu wydarzeń, bo wciąż pojawiają się tam nowe pomysły i propozycje. Ledwie tydzień temu byłem na kolejnym spektaklu z szekspirowskiego The Globe, a już w tym tygodniu kolejna propozycja z National Theatre z Londynu.
W tym roku częściej oglądam sztuki po angielsku niż bywam w naszych teatrach :) Ale to fajnie mieć porównanie. I aż mam ochotę wybrać się na Sen nocy letniej gdzieś u nas, by zobaczyć jak nasi reżyserzy radzą sobie z tym tekstem. Trzygodzinne wykonanie z teatru odwołującego się do tradycji mistrza, pokazuje, że w tekście są pewne mielizny, które mogą trochę nużyć, ale są też miejsca, która sprawiają, że sala po prostu ryczy ze śmiechu.
sobota, 16 maja 2015
Gra Endera, czyli witaj w szkole kadetów. I Targi książki.
Gra Endera. Ileż emocji wiązało się dla mnie z tą książką. Wyrastałem już z dziecinnej literatury, szukałem czegoś nowego, a rzeczy, które czytał mój starszy brat były dla mnie ciut za poważne. I nagle odkrycie Carda. Jeżeli do czegoś to porównywać to do Harry'ego Pottera - pewnie dla młodszych pokoleń to były podobne zachwyty. A do pierwszej książki z cyklu "Enderowego" do dziś mam sentyment - nawet niedawno robiłem sobie z nią powtórkę.
Natomiast ekranizacji trochę się obawiałem i jak się okazuje raczej słusznie.
Niby zachowano większość elementów historii (przynajmniej tych związanych z Enderem), ale jakieś to wszystkie płaskie i bez wyrazu się wydaje. Powieść mogła się wydawać książką dla młodzieży, ale nawet porównując sobie to z tak popularnymi ostatnio Igrzyskami śmierci, widzę dużo więcej treści w tym co napisał Card.
piątek, 15 maja 2015
Źródło, czyli chciało by się żeby miłość trwała wiecznie
Darren Aronofsky to reżyser, który dość wysoko jest na mojej liście twórców, których chce obejrzeć wszystko co tylko stworzyli. Jak widać po tym tytule, nie zawsze jednak oryginalność i talent idą w parze z efektem końcowym, który dla widza jest strawny. Co z tego, że reżyser wie co chciał opowiedzieć, skoro oglądający nie specjalnie potrafi to wyłapać? Nagle okazuje się, że do czegoś mało skomplikowanego dorabia się wizję, która ma stworzyć wrażenie niesamowitej głębi.
Źródło mogę spokojnie postawić na półce z napisem "dziwne" i jakoś nie specjalnie mam ochotę do niego wracać. Pewne rozwiązania i obrazy są ciekawe, ale całość mnie po prostu nie przekonuje.
czwartek, 14 maja 2015
Party girl, czyli najważniejsze to bawić się, a reszta nieważna
Jutro premiera, więc notka będzie jak najbardziej na czasie. I w zalewie komercji to naprawdę ciekawa propozycja dla tych, którzy lubią kino bardziej do pomyślenia, przedkładają historię ponad widowiskowość i rozrywkę. Bo też francuska propozycja, która zwróciła uwagę widzów już na ubiegłorocznym festiwalu w Cannes, to obraz szczery, ale raczej kameralny. Powiedziałbym, że chyba nawet blisko mu do dokumentu, ale to kwestia pewnego pomysłu na opowiedzenie tej historii.
Historii dodajmy fikcyjnej, ale inspirowanej prawdziwą postacią - matką jednego z reżyserów. Ona sama zresztą tu zagrała razem ze swoimi dziećmi. Nadaje to specyficznego klimatu i podobnie jak w niedawno opisywanym francuskim "Z jednej krwi" to, że role grają amatorzy, w niczym nie osłabia wartości obrazu, a wręcz wzmacnia nasze emocje. Tą szczerość, mieszankę miłości i zażenowania, niepewności, tu się czuje.
środa, 13 maja 2015
Rzeźnia nr 5 - Kurt Vonnegut, czyli ludzie w zoo i pod lupą
W ramach porządku jestem zobowiązany poinformować o nowych notkach - kto ma ochotę niech zagląda - 3 razy filmowo:
A dziś kolejna kniżka. I znowu coś z klasyki. Ostatnio coraz więcej takich trochę starszych rzeczy wpada mi w łapki. Chyba jeszcze w czasach licealnych miałem kontakt z tą powieścią, ale jakoś nie wspominam jej jako porywającej (dużo lepiej zapamiętałem Człowieka z wysokiego zamku, czy Kantyczkę dla Leibovitza), więc z ciekawością sięgałem po nią po latach, tym razem w ramach DKK.
I szczerze mówiąc po ponownej lekturze nadal nie jestem jakimś wielkim fanem tej książki. Nie dlatego, że nie lubię czarnego humoru, ale jak na dość poważny temat, za dużo tu było dla mnie wydziwiania, zabawy różnymi wizjami i symbolami, których części i sensu nawet nie jestem w stanie odczytać i połączyć w całość. Może musi minąć kolejne 20 lat, by wrócić do tej powieści i spróbować odczytać ją na nowo, bez pośpiechu.
wtorek, 12 maja 2015
47 roninów, czyli sepuku popełniać nie trzeba
Keanu Reeves już od dawna stracił w moich oczach, grając w coraz bardziej żenujących produkcjach (to trochę jak Nicolas Cage), ale za to kino nawiązujące do samurajów bardzo lubię. I nie przeszkadza mi, że ostatnimi czasy coraz mniej w nim realizmu, perfekcji walk, a coraz więcej efektów specjalnych. To bardziej w tej chwili bajki, legendy, mieszające elementy historii z mocami ponadnaturalnymi i chociaż wydaje nam się to zabawne, w tamtej kulturze wszystko pasuje jak najbardziej. Tylko co w tych bajkach robią aktorzy zza Oceanu? No dobra, nie marudzę. Bo trzeba przyznać, mimo iż Reeves pasuje mi tu jak pięść do nosa, jakoś sobie radzi, a najważniejsze jest i tak widowisko, a nie ocena umiejętności aktorskich.
poniedziałek, 11 maja 2015
Dwie postacie, czyli Tata Kazika i Inny świat (Danuta Szaflarska)
Dziś szybka notka na temat dokumentów. Bo przecież nie muszą one być wcale nudne, a jak pokazuje wiele przykładów, mogą nawet dawać więcej frajdy niż fabuła.
Dwa zupełnie inne filmy - w jednym ogromną rolę odgrywa muzyka i ona wysuwa się na pierwszy plan, a w drugim... To fenomenalne. Posadzić kogoś przed kamerą i pozwolić mu snuć wspomnienia, a ty widzu oglądasz to z rosnącym z każdą minutą wzruszeniem. No ale Danuta Szaflarska jest tylko jedna. Ona nie musi nikogo grać, udawać.
niedziela, 10 maja 2015
Dożywocie - Marta Kisiel, czyli anielsko i wcale nie sielsko
No i masz. Wyniki wyborów stały się okazją do uświadamiania dziecka i zastanawiania się czy był jakikolwiek prezydent, którego mógłbym nazwać dobrym. Ale to dziecko zadaje trudne pytania. No po prostu stresujący wieczór, choć nie ukrywam, że nie bez odrobiny satysfakcji, że choć trochę utarto nosa zadufanym w sobie politykom.
Wieczór stresujący podwójnie, bo czeka mnie jeszcze coś trudnego. Ano trzeba będzie odszczekać.
Pisałem, że Marta Kisiel nie zachwyca i nie bawi? Pisałem?
No więc, ten tego
Hau! Hau! Hau!
Jak to dobrze, że jednak kuszony przez różnych znajomych blogerów i ich wpisy sięgnąłem po dożywocie. Bo ta książka i bawi i zachwyca.
Polskie gówno, czyli śpiewać każdy może
Pracowity i męczący dzień. Gdy więc już stwierdziłem, że mam dość i chciałbym ciut wyluzować, zerknąć co tam w sieci się urodziło i skrobnąć zwyczajowo notkę, jak bumerang powróciło pytanie: Ale jak pisać jak padnięty jesteś, może sobie odpuść, przecież to zejdzie z pół godziny, a możesz już iść spać... Zerkam na szkice notek i olśnienie! Tak, to jest właśnie to co oddaje mój nastrój po takim dniu, moje refleksje a propos jutrzejszych wyborów i w ogóle. Proszę Państwa będzie czerstwo, siermiężnie i byle jak. Tak śmiesznie, że aż smutno.
piątek, 8 maja 2015
Śmierć przybywa do Pemberley, czyli ile zależy od aktorów
Miałem sobie zrobić dłuższą przerwę na blogu od filmów, ale jakoś nie mogę się powstrzymać. No i tyle ich jest w szkicach notek.Ostatnio brak jest jakichś super seriali kryminalnych, więc biorę się za inne rzeczy (np. teraz za Trafny wybór, czyli ekranizacji Rowling). Chyba powoli zbliżają się wakacje i martwy sezon serialowy... No nic, będzie czas na jakieś zaległości.
A dziś kostiumowo. Brytyjczycy są w tym świetni i to nie tylko dlatego, że ekranizują własne powieści, więc czują dobrze ich klimat i że mają śliczne posiadłości, w których można kręcić takie rzeczy. Po prostu robią tego typu produkcje od wielu lat (głównie dla BBC), więc mają ogromne doświadczenie. Tym razem podstawą do nakręcenia mini serialu była jednak nie powieść sprzed lat, ale coś bardzo świeżutkiego. Może nawet ktoś pamięta - chodzi o kontynuację "Dumy i uprzedzenia" napisaną przez panią P. D. James, o której już pisałem jakiś czas temu.
czwartek, 7 maja 2015
Psy gończe - Jørn Lier Horst, czyli kodeks policjanta
Jakiś czas temu pisałem o kryminale "Jaskiniowiec", troszkę dziwiąc się, że nieznany u nas szerzej Jørn Lier Horst, popełnił już cały cykl powieści z policjantem Williamem Wistingiem w rol głównej, a u nas jako pierwszy wydano chyba tom dziewiąty z kolei. Na szczęście każdy z nich jest odrębną historią i oto dzięki uprzejmości wydawnictwa Smak Słów, spieszę donieść, że właśnie ukazał się kolejny tom tego cyklu. I od razu zdradzę wam - jeszcze lepszy od poprzedniego opublikowanego w Polsce.
środa, 6 maja 2015
Grzegorz Ciechowski - Spotkanie z Legendą, czyli w hołdzie i każdy po swojemu
Jakoś nie mam specjalnie serca do coverów i raczej unikam takich płyt, ale tu ciekawość przeważyła i potem męczyłem komórkową aplikację Deezera powtarzając w kółko te same utwory. Pewnie jak by to zobaczyć i usłyszeć na żywo (koncert był chyba w grudniu ubiegłego roku) to jeszcze inaczej bym to przeżywał. A tak pozostaje dvd i płytka, która ukazała się miesiąc temu.
Orkiestra pod batutą Adama Sztaby (to on był pomysłodawcą aranżacji poszczególnych utworów) i duża grupa polskich artystów, którzy wzięli na warsztat mniej i bardziej znane utwory Grzegorze Ciechowskiego. Muszę sobie jeszcze dla porównania zdobyć ubiegłoroczny projekt "Nowe sytuacje". Tam rozumiem, że jest głównie Republika, tu zdecydowany się na kompozycje Ciechowskiego z różnych okresów twórczości, również tych solowych. Dla kogoś ta różnorodność może być zaletą, dla mnie jednak to nie był najlepszy pomysł. Te kawałki na oryginalnych krążkach były częścią pewnych projektów, miały swoją specyfikę, siłę wyrazu i trochę tracą gdy słucha się ich pojedynczo, wyrwane z kontekstu jako "przeboje". Choć na pewno nimi są.
wtorek, 5 maja 2015
Ostatni raz o Festiwalu Wiosna Filmów, czyli tym razem tylko dla dorosłych: Plemię, Ognie w polu i Stare grzechy mają długie cienie
Festiwal w Warszawie zakończył się już jakiś czas temu, ale na szczęście Wiosna Filmów ruszyła w Polskę, rozglądajcie się więc w kinach studyjnych albo jeszcze lepiej: sprawdźcie terminy i miejsca projekcji na stronach festiwalu.
Dziś ostatnia notka - kolejne trzy obrazy, które albo pojawią się w kinach dopiero za czas jakiś albo nawet dopiero czekają na swojego dystrybutora.
I zostały mi same"mocne" rzeczy - stąd chyba dziś rekomendacje jedynie dla widzów dorosłych.
A przy pierwszym filmie powiedziałbym nawet, że tylko dla wytrwałych kinomaniaków, którzy nie boją się wyzwań. Dla mnie muszę przyznać, że seans był cholernie trudny w percepcji. Nie wyszedłem z kina, bo mam taką zasadę, że raczej tego nie robię, próbowałem dostrzec w tej potwornej historii coś więcej, ale oprócz koszmaru wojny i kompletnej rozsypki psychicznej jednostki nic tam dla mnie ma. A jak na blisko dwie godziny, dawka dziwnych scen, okrucieństwa i okropności była trudna do wytrzymania.
Zabić drozda - Harper Lee, czyli zanim kogoś ocenisz...
Napisać książkę wyjątkową, zdobyć Pulitzera i potem ponad 40 lat milczeć. Książkę, w której wiele rzeczy mogło być tak naprawdę zebranymi obserwacjami i doświadczeniami z dzieciństwa. A teraz, po tylu latach obiecać powrót do tamtych bohaterów i tamtej historii...
Jeszcze nie znacie "Zabić drozda"? Nadrabiajcie koniecznie! To rzeczywiście powieść wyjątkowa. Odwołująca się troszkę do naszej dziecięcej wrażliwości, do poczucia sprawiedliwości i widzenia spraw w sposób bardzo prosty, to przecież dorośli wszystko komplikują i na dodatek upierają się przy tym, że tak trzeba.
Książka często stawiana jest jako przykład "uświadamiania" Ameryki na kwestie rasistowskie (niesłuszne oskarżenie i proces czarnoskórego), poruszania ludzkich serc i sumień. Ale powiem Wam, że nawet bez tego jej przesłania, do którego najczęściej sprowadza się te powieść, można znaleźć tam sporo rzeczy, dla których warto po nią sięgnąć.
niedziela, 3 maja 2015
Zawsze piękne. Życie, śmierć i nadzieja w slumsach Bombaju, czyli stawiamy mur, żeby takich rzeczy nie widzieć
Kolejny raz National Theatre z Londynu. Powoli się przyzwyczajam do tego luksusu, że dzięki Multikinu, raz w miesiącu mam okazję podejrzeć ciekawe rzeczy ze scen brytyjskich (i nie tylko klasykę). No i frajda ze szlifowania języka :) Chociaż w tym przypadku było to dość niezwykłe doświadczenie - akcja sztuki dzieje się w Indiach, więc aktorzy mówią ze specyficznym akcentem, dość prostym językiem. No i ponieważ to raczej nie są wyższe sfery, to i chwilami jest dość soczyście. Przy okazji stwierdzam, że nie tylko u nas część widowni nie bardzo potrafi przyjąć takie dialogi i reaguje wybuchami śmiechu w mało odpowiednich momentach.
Namawiam Was po raz kolejny by zerkać na ofertę Multikina w zakładce wydarzenia, bo można upolować tam fajne rzeczy. Żałuję, że brak czasu nie pozwala mi skorzystać w tym sezonie z transmisji baletu i opery (byłem ciekaw tego na ile te adaptację odbiegają od klasycznych), ale obiecuję sobie, że może od jesieni (o ile tylko będą kontynuować projekt), będę bardziej się mobilizował.
Namawiam Was po raz kolejny by zerkać na ofertę Multikina w zakładce wydarzenia, bo można upolować tam fajne rzeczy. Żałuję, że brak czasu nie pozwala mi skorzystać w tym sezonie z transmisji baletu i opery (byłem ciekaw tego na ile te adaptację odbiegają od klasycznych), ale obiecuję sobie, że może od jesieni (o ile tylko będą kontynuować projekt), będę bardziej się mobilizował.
A co mogę powiedzieć o "Zawsze piękne. Życie, śmierć i nadzieja w slumsach Bombaju"? Na pewno moją uwagę zwróciło już to w jaki sposób przygotowywano sztukę. Katherine Boo, czyli autorka powieści nagrodzonej National Book Award, spędziła spory kawał czasu w Bombaju zbierając różne historie i choć nie jest to reportaż, to czuje się w tym dużo zaangażowania i prawdy. Gdy rozpoczęły się prace nad adaptacją powieści do warunków scenicznych, znowu część ekipy pojechała na miejsce, by na własne oczy zobaczyć to o czym będą opowiadać. Miejsce bowiem jest jak najbardziej autentyczne - tuż przy ogrodzeniu nowoczesnego lotniska i super luksusowych hoteli, rozłożyła się cała dzielnica slumsów, których mieszkańcy żyją głównie z prac dorywczych np. ze zbierania śmieci.
sobota, 2 maja 2015
Atlas: Doppelganger - Dominika Słowik, czyli ten podwójny wędrowiec tkwi w każdym z nas
Przedziwna powieść. Już okładka zapowiada, że zajrzymy do dziwnego świata, pełnego fantazji, będącego przekształceniem naszej szarej rzeczywistości. Ona przecież jest taka nudna, obciążona smutkiem, zgorzknieniem, nie wykorzystanymi szansami. A tam wszystko jest możliwe, barwniejsze, a my ciekawsi, zdolniejsi, przeżywający niesamowite przygody.
Codzienność śląskiego blokowiska, w oczach dzieci zupełnie inaczej wygląda. I nawet jeżeli patrzymy na to wstecz, to i tak nawet sprawy ponure, mało ciekawe, przyziemne, urastają do wielkich wydarzeń, każde się przeżywa, ekscytuje nim, powtarza w opowieściach, a w każdej z nich może być jeszcze groźniej, wspanialej, bardziej niesamowicie.
Najpierw poznajemy dziadka. Mężczyznę, który prawie cały swój czas spędza na wózku inwalidzkim, wpatrując się w okno i zrzędząc, że nie daje mu się spokoju. Ale gdy tylko przychodzą do niego dziewczynki (wnuczka wraz z koleżanką), natychmiast zmienia się on w dzielnego marynarza, który przeżył tysiące różnych przygód i gdy tylko się ładnie poprosi, będzie o nich godzinami opowiadał. Wystarczy, że przyniesie mu się trochę piwa albo czegoś ciut mocniejszego, a jego umysł natychmiast ożywi się i usłyszymy najwspanialsze wspomnienia. Ba, może nawet razem z nim będziemy mogli przeżyć jakieś przygody.
piątek, 1 maja 2015
Nie, czyli sami nie wierzyli w sukces. I majówkowa rozdawajka
Ciekawa rzecz. Może nie powalająca na kolana jakością, nie wciąga jak thrillery, czy super dramatyczne historie, ale mimo wszystko zachęcam by sięgnąć po ten obraz. Nawet nie dlatego, że to chyba pierwszy film z Chile, który był nominowany do Oscara, nawet nie dlatego, że mało znamy historię tego kraju, a jest ona niezwykle dramatyczna. Przede wszystkim dlatego, że historia o jakiej Pablo Larrain opowiada jest ciekawa i pokazuje nam trochę inną stronę wielkich rewolucji i przemian polityczno-społecznych.
Subskrybuj:
Posty (Atom)