Jutro może o kolejnych dwóch filmach z nominowanych do Oscara, a dziś, mimo że padam na nos, choć kilka zdań, żeby liczba notek w lutym się zgadzała :) Tyle miesięcy się udawało, to jeszcze jeden by wypadało dołożyć do kolekcji.
Znikająca Polska jest dość niepozorna, cieniutka, czyta się też dość szybko, chwilami ma się wrażenie, że to wszystko już było, gdzieś się o tym czytało... A jednak. Wcale nie żałuję lektury. Nie chodzi jedynie o możliwość przyjrzenia się trochę jakby przez lupę jednego, średniej wielkości miasta, procesom transformacji ustrojowej i przemianom gospodarczym lat 90. Wszyscy pamiętamy różne przejmujące sceny sprzed upadających zakładów pracy, fabryk, PGR-ów, galopujące bezrobocie i zupę kuroniówkę. Czy Włocławek na tym tle się wyróżnia? Być może nie. Zabrakło mu jednak szczęścia i potem - przy podziale administracyjnym, przy inwestycjach, miasto więc dziś wygląda tak, że stanowiłoby niezły materiał do filmu o jakiejś katastrofie. ruiny zakładów, rozwalające się kamienice, zamknięte sklepy i ludzie, w których twarzach nie widać wiele radości.
Jak wspomniałem, nie chodzi jedynie o to, że Witwicki bombarduje nas dołującymi obrazkami i snuje opowieść o upadku miasta. Chodzi też o to, iż w tym pesymizmie można też dostrzec całkiem smakowite fragmenty, które pokazując nie tylko zmysł obserwacji, ale i talent do tworzenia ładnych fraz. Dla przykładu mogę jedną scenkę zacytować, ale znajdzie się tu takich więcej.
Mężczyźni,
jak pomniki, stoją przy kolejnych bramach. Chcą wyglądać groźnie, ale
większość sił wkładają w utrzymanie równowagi. Kobiety przemykają gdzieś
obok z reklamówkami pełnymi browarów. W zależności od fazy imprezy mają
martwe spojrzenia albo, jak śpiewała Nosowska "kołyszą biodrami w takt
tylko sobie znanej melodii".
I może trochę żal, że autor tak pesymistycznie ocenia współczesność, chyba tylko w jednym rozdziale o człowieku, który trenuje z dzieciakami piłkę nożna, można dostrzec trochę nadziei. Po ponad 20 latach patrzenie wstecz na to jak szybko upadło to co utrzymywało życie miasta i wielu rodzin, ma w sobie coś z użalania się. Nie nad sobą, nad konkretnymi ludźmi i warto oczywiście wsłuchać się w ich historię, ale autor nie pokusił się nawet o to, by wspólnie z nimi poszukać gdzieś tego co dziś, spojrzenia na jutro. Czyżby naprawdę go nie było.
Zachwycałem się więc fragmentami i zastanawiałem się nad tym, co stoi tak naprawdę za tym, że niektóre miasta, o których snuto podobne historie (albo i gorsze), dziś wyglądają jednak zupełnie inaczej. Miały więcej szczęścia? Lepszego gospodarza? Czy jednak ktoś postanowił pomóc im w tym, żeby odbili się od dna. Włocławek też na to zasługuje.
Fajna lektura jako wstęp do dalszej dyskusji, poszukiwań. No i cholera, żeby takie rzeczy czytali politycy, żeby potrafili wsłuchiwać się nie tylko w głosy swoich doradców i klakierów, ale i tych, którzy z rozczarowaniem myślą o sobie, że o nich zapomniano, nie za jednych, ale za wszystkich rządów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz