sobota, 24 września 2022
To jeszcze nie koniec - Michala Sýkora, czyli nie daje mi to spokoju
W przypadku To jeszcze nie koniec, można rzec, że jest jeszcze bardziej nietypowo, bo to nie jest do końca oficjalne śledztwo. Przecież sprawa została zamknięta ponad dwadzieścia lat temu, szybko ją rozwiązano, więc czemu do niej wracać?
Too Late for Edelweiss - The Tallest Man on Earth, czyli najlepsze piosenki to te, które już znamy
Smutna informacja o śmierci Franciszka Pieczki, człowiek nie ma więc za bardzo ochoty na śmieszkowanie, robi się jakoś nostalgicznie. I na chybił trafił szukam czegoś jak zwykle w sieci muzycznego, żeby pomogło w kolejnych godzinach przed komputerem. I oto świeżynka. Premiera dziś. A wykonawca? Cóż. Nie wiem czy kojarzycie pana o pseudonimie The Tallest Man on Earth. Ukrywa się za nim szwedzki song writer Kristian Matsson, który na swoim koncie ma już kilka płyt i sporo koncertuje. Taki to już chyba los człowieka z gitarą :) Wciąż w trasie. I jak się okazuje, pomiędzy pisaniem piosenek własnych, facet bawi się dla relaksu również nagrywaniem coverów. Taki właśnie bowiem materiał znalazł się na tym krążku. Od Lucindy Williams, Yo La Tengo, the National, Hanka Williamsa po The Beatles.
piątek, 23 września 2022
Roxy - Neal i Jarod Shusterman, czyli po co się wysilać, skoro są "wspomagacze"
Ano właśnie - to jest ten myk, który dla jednych będzie genialny, a dla innych trochę przekombinowany (ja należę do tych drugich). Zakład zawierają personifikowane używki, która jako pierwsza sprowadzi swojego wybrańca/ofiarę na imprezę jako swojego towarzysza. Spytacie na jaką imprezę? I to jest właśnie dziwna moim zdaniem wizja jakoby wszystkie używki urządzały sobie jakieś spotkania w dziwnym domu, konkurowały między sobą, podbierając sobie wzajemnie osoby towarzyszące. W końcu wiadomo, że z jednymi środkami efekt uzyska się szybciej, może mocniejszy... Jak więc mają zdobyć szacunek "na dzielni" te, które nie są aż tak bardzo spektakularne?
czwartek, 22 września 2022
Gunda, czyli empatia również dla braci mniejszych
I chyba dlatego rozumiem ludzie, którzy po obejrzeniu Gundy przestają jeść mięso. Gdy widzisz rodzinę świnek i potem przeżywasz dramat ich matki, gdy szuka swoich dzieci, to działa lepiej niż setka wykładów prowadzonych przez ekologów - zwierzęta mają swoje uczucia i nie możemy ich traktować jak przedmiotów.
Prima Facie, czyli prawo a sprawiedliwość
***
MaGa: Mocny, wstrząsający i nieoczywisty. Spektakl marzenie do podjęcia szeroko zakrojonej dyskusji na temat przemocy seksualnej. Do określenia i zrozumienia roli ofiary, którą przemoc dotyka często z rąk osoby znajomej, bliskiej.
Robert: O tak! Do dyskusji jak najbardziej. W kontekście całego ruchu Me too, mówienia o tym co dozwolone, a co zdecydowanie jest już naruszeniem granic, mówienia o szacunku, o tym że milczenie nie jest równoznaczne ze zgodą. To uderzenie w patriarchalny system, który jest widoczny nie tylko w prawie, gdzie to ofiara musi "udowodnić" swoją krzywdę, ale i w latach myślenia o tym, że wiele może ujść na sucho, że to przecież "przygoda", "niewinny flirt", czy "zabawa dla obopólnej przyjemności". Dyskusyjne tym bardziej, że i sama przemoc dla wielu nie będzie tu jednoznaczna - skoro ofiara bawiła się cały wieczór ze sprawcą, sama zaprosiła do łóżka, to czemu po jednym stosunku mówi nagle: „nie” i podkreśla brak zgody? Ma prawo nazwać to gwałtem czy nie?
środa, 21 września 2022
Nienarodzona - Ewa Przydryga, czyli to niemożliwe żeby ona...
Ewa Przydryga konstruuje zgrabną intrygę, choć mam wrażenie że trochę daje się ponieść fantazji w końcówce i tam staje się to mniej realistyczne. Za to za atmosferę, zagadkę, która nam towarzyszy przez większą część książki naprawdę brawa.
Na pewno wykorzystanie powoli odsłanianych fragmentów przeszłości mocno pomogło w budowaniu nastroju, w myleniu tropów, bo kierowało podejrzenia na konkretne osoby. A potem wracaliśmy do współczesności i okazywało się, że nic nie jest do końca takie jak nam się wydawało.
Wszystko zaczyna się od zniknięcia kobiety. Podejrzewane samobójstwo podważane jest zarówno przez matkę kobiety, jak i jej przyrodnią siostrę. Ta druga jest szczególnie zdeterminowana w poszukiwaniach prawdy. Jednak czy na pewno znała Laurę na tyle dobrze, żeby powiedzieć z ręką na sercu, że nic nie ukrywała i nie mogła targnąć się na swoje życie? Przecież nie miała lekko: z mężem układało się coraz gorzej, a tu nie dość, że wymagająca wiele uwagi córka ze spektrum autyzmu, to jeszcze kolejna ciąża. Może więc naprawdę coś pchnęło ją w stronę tak wielkiej desperacji?
Gynoelectro - Panilas, czyli w tej głowie co masz
Chyba powinienem z góry zaznaczyć - muzycznie nie moja bajka. Trochę drażni, ale nie tylko wysłuchałem do końca z ciekawością i pewnymi ciarkami na plecach, ale i wróciłem do tego krążka w kolejnym dniu. Doceniam bowiem siłę jaka w tym materiale tkwi - to głos kobiecy i przede wszystkim dla kobiet czytelny. Dużo elektroniki i specyficzny, surowy styl sprawiają, że pewnie nie będzie szans na bardzo szeroką promocję, jednak warto się w to wsłuchać. Ciekawie jest przede wszystkim tekstowo, ale to projekt zbudowany na emocjach, dość bezkompromisowy, szczery, więc nawet ta prostota w warstwie muzycznej czemuś służy. Ma nie odciągać uwagi, ma być tłem, bo to przede wszystkim przekaz jest istotny. To kobiece doświadczenie w polskiej rzeczywistości, a muzycznie wyruszamy jakby w podróż kosmiczną.
wtorek, 20 września 2022
Broad Peak, czyli gdy mróz przenika do kości
Produkcja Netflix mocno reklamowana i powiem Wam, że choć w różnych recenzjach widzę trochę narzekań, to ja jestem zadowolony. Znając historię, trudno przecież stawiać na jakieś spektakularne budowanie napięcia - wszyscy wiemy kto z wyprawy nie wrócił. Są więc emocje, ale trochę inne, nie tyle widz ma czuć niepewność kto zginie a kto nie, a raczej ma się zastanawiać nad tym ile się poświęca by realizować swoją pasję, ile wysiłku trzeba w to włożyć, jak silne to musi być, że wygrywa nawet z uczuciem do ukochanych osób.
Większa część filmu to wyprawa z lat 80, czyli ta pierwsza, w trakcie której Maciej Berbeka samotnie wszedł na Broad Peak, jak mu się wydawało na sam wierzchołek, a potem przez lata gryzł się tym, że jednak szczytu nie osiągnął. Ledwie przeżył, ale chyba cały czas myśli o tym, więc gdy pojawia się szansa...
Piękny nieczuły, czyli czy można kochać za bardzo
MaGa: Dla mnie ten spektakl jest przestrogą jak i wielkim wzruszeniem. Przestrogą przed miłością, która spala, niszczy, upokarza a wzruszeniem, bo połączony został w całość piosenkami Edith Piaf, którą uwielbiam.
Robert: Ponieważ nie czytałem nic przed udaniem się do Teatru, byłem trochę zaskoczony, zarówno formą monodramu (no nie oszukujmy się, to spektakl jednej aktorki), jak i tak dużą częścią muzyczną. Przyznaję jednak, że dla mnie to się ładnie spina i uzupełnia. Oczywiście doszukujemy się w bohaterce "Małego wróbelka", jej piosenki w wykonaniu Natalii Sikory mają wiele barw i siły, ale sam spektakl można oczywiście odczytywać bardziej uniwersalnie. Tak jak mówisz: czasem kochamy tak bardzo, że nie zauważamy jak bardzo toksyczna dla nas stała się ta relacja, ile dla niej/dla niego jesteśmy w stanie poświęcić.
poniedziałek, 19 września 2022
Monomiasto - Monofon, czyli gdzie ja nie byłem, czego nie widziałem
Włosi - John Hooper, czyli czy jest jedna prawda o mieszkańcach Italii?
Jeżeli ktoś interesuje się Italią, to książka Johna Hoopera będzie nie lada gratką. Pisze nie tyle o kraju, ale o jego mieszkańcach, o ich mentalności, próbując odpowiedzieć na pytanie czy istnieje coś takiego jak stereotyp Włocha i czy jest on prawdziwy. W naszych głowach oczywiście takowy istnieje, ale czy ma coś wspólnego z prawdą? W końcu to kraj, który zjednoczony w obecnym kształcie jest od niedawna, wcześniej zaś był przez wieku mocno podzielony, różne regiony walczyły ze sobą, a ogromny wpływ na to, które z nich brały górę, miały obce mocarstwa. Co w takim razie z naszymi wyobrażeniami o wspaniałej kulturze, zabytkach, dziełach sztuki, wielkiej historii sięgającej aż do starożytnego Rzymu. Ano oczywiście ślady tej przeszłości można odnaleźć, tyle że często nie mają one wiele wspólnego z całym terytorium dzisiejszych Włoch i wszystkimi ich mieszkańcami. Może więc trzeba by mówić raczej o regionach, które bardzo się od siebie różnią, o miastach, które były niezależnymi księstwami?
I tak właśnie Hooper prowadzi nas przez historię, przez czasy współczesne, przez politykę, kulturę, modę, kuchnię, zwyczaje i zainteresowania.
niedziela, 18 września 2022
Ulica szpiegów - Mick Herron, czyli nie są doskonali, ale też nie mają nic do stracenia
Czy można się obawiać tego, że w służbach istnieje praktyka cichego pozbywania się takiego kłopotu? Czytając "Ulicę szpiegów", może pojawić się taki pomysł, a przynajmniej przychodzi on do głowy Riverowi, wnukowi Dawida Cartwrighta, tajnego agenta z czasów zimnej wojny i szarej eminencji MI5. To właśnie dziadek zainspirował go kiedyś do podjęcia tej pracy, a jego opowieści były dla Rivera przez lata fascynującą lekcją na temat działalności wywiadu. Teraz, ma jednak w sobie lęk, że staruszek może narozrabiać i komuś wysoko postawionemu może się to nie spodobać. Obawy mężczyzny dość szybko nabierają realnych kształtów - obaj znajdą się na celowniku centrali, choć wszystko będzie się próbowało załatwiać po cichu. Pewnych rzeczy lepiej nie ujawniać, bo mogą posłużyć krytykom służb wywiadowczych i spowodować jeszcze większy wpływ polityków nad ich działalnością, co jak wiadomo nie służy skuteczności. A do cholery, czasy takie, że lepiej nie osłabiać MI5 - właśnie dokonano w Londynie krwawego zamachu, więc wszystkie ręce potrzebne są na pokładzie, aby to wydarzenie wyjaśnić i nie dopuścić do kolejnego.
sobota, 17 września 2022
Kryptonim Polska, czyli ku chwale na kwartale?
Y2K - Ars Latrans Orchestra, czyli twórczy kolektyw znowu w akcji
piątek, 16 września 2022
Drif - Heilung, czyli zabierzemy was na pole bitwy
Fascynuje język, dziwne głosy, szepty w tle, czasem naprawdę czujemy jakbyśmy przenieśli się na plan filmowy albo słuchali słuchowiska z narratorem opowiadającym nam o koszmarnych wydarzeniach. Dodajmy, że to dość mroczna, krwawa historia.
czwartek, 15 września 2022
Ciałaczki. Kobiety, które wcielają feminizm - Karolina Sulej, czyli uczą jak akceptować siebie i cieszyć się życiem
Nie dziwcie się, że to książka średnio dla mężczyzn. Dla mnie to była niezła lekcja, odkrywanie różnych postaci i ich poglądów. Nie zawsze ze wszystkimi bym się w 100% zgodził, warto jednak wsłuchać się w ich głosy. Nie są, tak jak niektórzy chcieliby je widzieć, nawiedzonymi kobietami, którym czegoś w życiu brakuje i dlatego w głowach się przewraca. Do miejsca w którym są, doprowadziły trudne doświadczenia, przez które albo przeszły same albo towarzysząc innym kobietom. Przemoc domowa, dyskryminacja, molestowanie, ocenianie, próby wpychania w ramki, to przecież nie są zjawiska marginalne, ale wciąż niestety dość powszechnie istniejące, czy nawet czasem usprawiedliwiane. I oto coraz częściej kobiety nie chcą z tymi doświadczeniami siedzieć w czterech ścianach, znosić ich same, ale postanawiają głośno o nich mówić. Albo coś zmienią albo przynajmniej inne kobiety zrozumieją, że nie są same, że wspierając się będzie im łatwiej. Nie ma tu bowiem tylko i wyłącznie działaczek społeczno-politycznych, jak czasem postrzega się feministki, agresywnej narracji na temat patriarchalnej opresji - znajdziemy za to wiele mądrych słów o akceptacji, szukaniu równowagi, stawianiu granic, odnajdywaniu siebie. Może dlatego motywem przewodnim Karolina Sulej uczyniła właśnie ciało. Nie tylko w znaczeniu fizyczności, seksualności, zmysłowości, zdrowia psychicznego, ale również psychiki, czy też nawet poszukiwania drogi do przemiany duchowej poprzez bycie w zgodzie z ciałem, porzucenie wstydu, wyzwolenie się bólu. Brzmi dziwnie? Gdy zanurzymy się w spotkania z niektórymi bohaterkami, może i niektórym zrobić się dziwnie, bo przecież nie każdego dnia styka się z osobami odwołującymi się do bycia wiedźmą lub tak otwarcie opowiadającymi o seksualności. Są inspiracją, wsparciem, szansą na zmianę dla innych kobiet, warto więc wsłuchać się w ich historie, doświadczenia i przesłanie. Nawet jeżeli nie zawsze z czymś się zgadasz.
Herkules, czyli jak on to robi
środa, 14 września 2022
Czerwona ziemia - Marcin Meller, czyli zrobię dla niego wszystko
Burning Bright - Laura Cox, czyli dziewczyna z gitarą
wtorek, 13 września 2022
Miasto gangów. Ukryte światy Rio de Janeiro, czyli niektórzy wolą tego nie widzieć
Sopot w trzech aktach - Marta Matyszczak, czyli leniwy odpoczynek nad morzem to nie z nimi
Od czasu do czasu wracam z przyjemnością do serii z Guciem, czyli kryminałów Marty Matyszczak z uroczym, trochę zrzędliwym kundelkiem. Sopot w trzech aktach to już 10 tom cyklu, ale chyba na razie nie będzie końca serii, mimo że pojawiła się równolegle seria z kotem w roli głównej (jej jeszcze nie znam).
Róża i Szymon Solańscy wreszcie chyba przeszli przez wszystkie prywatne zawirowania, ale ich życie małżeńskie napotkało dość prozaiczną przeszkodę - nie bardzo mają gdzie mieszkać, bo remont nie dość że się przeciągnął, to nie idzie wcale tak jak sobie to wyobrażali. Katastrofa. Szymon jednak znajduje pewien sposób na tą sytuację i po prostu daje nogę na urlop. Na szczęście nie zapomina o Róży i Guciu. Ba, okazuje się, że dodatkowo jako ogon przyczepiła się do nich sąsiadka, a w to samo miejsce jedzie również aspirant Barański z mecenas Potomek-Chojarską, która zdaje się zagięła na niego parol. Oj to będzie dziwny urlop. Zwłaszcza, że przecież Szymon niespecjalnie lubi dyskoteki, opalanie, czy spacery po molo. Czemu więc Sopot?
środa, 7 września 2022
Truflarze, czyli czy próbowałeś białego złota?
wtorek, 6 września 2022
Zbrodnie po sąsiedzku, czyli bo o śledztwie trzeba umieć opowiedzieć
Ich podejrzenia i hipotezy są dość szalone, ale to właśnie jest fajne - ta mieszanka absurdu, zabawne i trochę przerysowane postacie... Od psychiatry z ich budynku, który wszędzie powtarza, że przyjmuje płatności nawet blikiem, przez Stinga, który tworzy nową piosenkę, innych mieszkańców głosujących w ważnych sprawach wspólnoty, aż po trójkę naszych bohaterów.
poniedziałek, 5 września 2022
Tobie - Dagadana, czyli tradycja i nowoczesność
Ostatnio przeskakuję z jednego, ciężkiego nastroju muzycznego (i pewnie coś z tego będzie we wrześniu na pewno na Notatniku) do drugiego, który moje dzieci by określiły mianem "smęcenia". Jeden trochę podnosi energię, drugi wycisza, uspokaja i sam nie wiem czego mi teraz potrzeba bardziej. Za dużo do zrobienia, za mało czasu.
A dziś w pracy odkryłem jeszcze coś innego, co leży prawie dokładnie pośrodku, czyli trochę wycisza, ale i miejscami jest bardzo energetyczne. Ten projekt to kolejna płyta polsko-ukraińskiego zespołu Dagadana. Od dawna znani byli z łączenia folku z muzyką jazzową, z próbą pokazania jej słuchaczom na nowo, a tym razem podróżują właśnie na pogranicze, mocno sięgając do muzyki ludowej obu krajów.
Samotność długodystansowca czyli wychowawca w poprawczaku nie pochwali…
MaGa: Wychowawca w poprawczaku nie pochwali takiego myślenia. Bo chciałby z wychowanka poprawczaka uczynić porządnego człowieka. Porządnego… czyli jakiego? Grzecznego, praworządnego, bezproblemowego? A co jeśli wychowanek dokonał innego wyboru, może dla niego niekorzystnego, ale jego własnego?
Robert: No tak, zaczynasz od mojego dylematu, o którym powiedziałem tuż po spektaklu, że o ile rozumiem pewną antysystemowość tekstu, to żałuję że nie daje on nadziei na to że jest powrót do społeczeństwa bez łamania jego norm. Może to naiwna wiara w to, że jednak resocjalizacja nie musi być stratą czasu, ale widzę w niej miejsce również właśnie na takie spektakle, po to żeby rozmawiać o tym co musiałoby się stać, żeby człowiek chciał porzucić swoje dotychczasowe wybory i sposób na zarabianie na życie np. poprzez kradzież.
Pamiętajmy o tym, że książka i film powstały jeszcze w latach 60 - czy dziś naprawdę nie ma żadnych perspektyw, by wyrwać się z biedy i zmienić swój los? To co się niewiele zmieniło, to wpychanie młodych ludzi w sztywne ramy, w jakich chcą ich widzieć dorośli. Wychowawca, nauczyciel, kurator, strażnik, czasem rodzic, nie chcą słuchać, oni chcą by to ich słuchano. I chyba dlatego ta sztuka wciąż porusza, bo wydaje się głosem młodych wciąż brzmiącym szczerze i bardzo aktualnie - nie mów mi jak mam żyć, ja chcę żyć tak jak sam chcę. W adaptacji przygotowanej przez Teatr WARSawy to naprawdę nie jest żadna ramota, ale coś bardzo świeżego.
sobota, 3 września 2022
Fucking Bornholm, czyli to będzie cudowny weekend
Trochę czasu minęło od momentu gdy miałem okazję wysłuchać audiobooka o tym tytule i wtedy zwracałem uwagę na jego "filmowość" i oto proszę - Anna Kazejak, która była autorką scenariusza przerobiła tą historię na wersję ekranową. Niewiele zmieniając, mam jednak wrażenie, że nabrało to trochę kształtu, większej wyrazistości. Może przez to, że tam te skrócone dialogi pozostawiały dużo przestrzeni i całość za szybko się kończyła, sprawiała wrażenie fragmentaryczności, tu podkręcona emocjami aktorskimi tworzy pewną zamkniętą historię.
Jeżeli ktoś jest ciekaw co napisałem o wersji audio niech klika tu: Fucking Bornholm, czyli jak spieprzyć majówkę
Łańcuch - Adrian McKinty, czyli bo rodzic zrobi wszystko, by uratować dziecko
piątek, 2 września 2022
Kora nieskończoność - Michał Pepol, czyli podążając za głosem i za słowem
Przedziwna płyta. Czuć w niej pasję, czuć nabożny więc stosunek do Kory Jackowskiej, ale dla przeciętnego słuchacza to chyba będzie zbyt trudne. Z jednej strony - należy się cieszyć, że to nie jest próba odgrzewania największych przebojów artystki, by na tym zbudować swój sukces, z drugiej - efekt jest naprawdę niszowy. I nie chodzi nawet o to, że z nieznanych nagrań posiadanych w domowych zasobach przez Kamila Sipowicza, Michał Pepol układa bardziej słuchowisko niż płytę muzyczną, wybiera melorecytacje a nie wokalizy. Chodzi też o to, że jako tło do jej głosu również nie ma tu nic czegoś wpadającego w ucho, czego można by się uchwycić.
czwartek, 1 września 2022
Córka Prezydenta - Bill Clinton, James Patterson, czyli nie wkurzaj ojca
To zabawne gdy pisze się codziennie, że można pod wpływem impulsu w ciągu kilku minut zdecydować o zmianie tematu notki. Książka przeczytana, więc leci dziś na bloga. Rano przegapiłem przez nią przystanek w drodze do pracy, po południu jechałem dłuższą trasą, a potem nawet idąc z przystanku wciąż czytałem, żeby skończyć. Przypomniały mi się emocje sprzed lat, gdy czytało się z wypiekami na twarzy Folletta, Forsytha, MacLeana, czy Ludluma. Choć Bill Clinton raczej nie kojarzy się z thrillerami, a James Patterson skazany jest na podejrzliwość, od czasu gdy przyznał się, że sam nie pisze swoich bestsellerów, to muszę przyznać, że Córkę Prezydenta czyta się dobrze. Chwilami przewidywalne, może zbyt dużo patosu i amerykańskiego powiewania flagą, mimo wszystko czasem fajnie zanurzyć się w coś tak prostego, a emocjonującego. Thriller sensacyjny nie musi być super skomplikowany, ale musi wciągnąć, a tym razem chyba jest nawet lepiej niż w części pierwszej cyklu (pisałem u siebie tak: Gdzie jest Prezydent). Matthew Keating, były komandos już nie jest prezydentem, bo okazał się zbyt słaby na polityczne rozgrywki, postanawia więc przynajmniej na jakiś czas odsunąć się na bok, odpocząć, może zebrać siły. I pozwolić żonie i córce odżyć po okresie spędzonym pod ciągłą ochroną.