Na zakończenie kwietnia - czwartego już miesiąca blogowania :) parę słów na temat zbiorku opowiadań Andrzeja Pilipiuka. Jedni zwą go największym grafomanem RP, inni pieją z zachwytu i kupują wszystko jak leci (od Pana Samochodzika aż po przygodowy Norweski dziennik) - jedno trzeba przyznać, że pisanie przychodzi mu wyjątkowo lekko (kilka książek w roku) i mimo pewnej wtórności pomysłów (wielu już Wędrowycz sie przejadł) wciąż potrafi zaciekawić, postraszyć czy rozśmieszyć. Ja od pierwszego opublikowanego tomu lubię go właśnie za krótkie formy - Rzeźnik drzew jest już trzecim takim zbiorem.
Pilipiuk często nazywany jest nie tyle pisarzem artystą czy mistrzem (jak choćby Dukaj czy Lem) co po prostu rzemieślnikiem, na podstawie bowiem luźnego pomysłu, jakiegoś bohatera czy faktów, tworzy własne wersje wydarzeń. I tak jest tutaj - od tych realnych choć pełnych tajemnicy, przez bardziej fantastyczne - niby zawsze w rzeczywistości nam znanej współcześnie lub historycznie - zapełniając je duchami, agentami z groźną bronią, wampirami, przybyszami z kosmosu itd. Po prostu bajarz tylko taki bardziej współczesny. Nie musi wymyślać obych światów skoro fajnie fantazjuje mu sie o tym, który zna (z wykształcenia gość jest archeologiem).