sobota, 31 grudnia 2022

Przeczytane 2022, czyli lekkie czy poważne

No i ostatnia notka w tym roku, tym samym kończę dwunasty rok pisania na Notatniku. Jedna notka dziennie przez tyle czasu to lekkie szaleństwo, ale póki sprawia to frajdę i jest o czym pisać, nie zamierzam rezygnować. Zobaczymy czy w roku 2023 uda się utrzymać założony rytm. Kończąc rok i oddychając z ulgą, że się udało (czasem M ratowała mi tyłek, gdy nie chciało mi się pisać), pragnę podziękować wszystkim Wam, którzy zaglądacie na Notatnik Kulturalny. Każdy komentarz, dobre słowo, daje motywację do tego by nie rezygnować, choć przecież mój blog raczej nie ma szans konkurować z tymi gdzie wydaje się spore pieniądze na ich dopieszczenie, reklamę, zasięgi. A ja po prostu siadam na kwadrans dziennie i stukam w klawiaturę, przelewając tu swoje uczucia i refleksje. Dla mnie to ważne, jeżeli więc kto pisze że to dla niego było interesujące, to jakby miód wylany na moje serce. Dziękuję.

Zwykle ostatnia notka w roku dotyczyła podsumowania książkowego, chyba najbardziej przeze mnie lubianego (sprawdźcie co polecałem w poprzednich latach). Oczywiście nie mam zamiaru udawać, że ten wpis w jakiś realny sposób odnosi się do tego co ukazywało się na rynku książkowym - nie mam takich ambicji. Różne rzeczy trafiają na stos czytelniczy, na półki ebookowe, czy nawet do zeszyciku rzeczy "do zdobycia", sam czytam rzeczy starsze, czasem te mniej ambitne, rozrywkowe, więc te moje zapiski dotyczą tylko tego co przeczytałem sam (bo M też pisze u mnie o książkach), co zwróciło moją uwagę. Z przyjemnością zerkam na podsumowania u innych, czasem nawet mam wyrzuty sumienia, że tyle ciekawych tytułów przegapiłem, a czytałem głupotki, no ale od początku miałem takie założenie - sięgam po lektury dla przyjemności, czasem zmotywowany wyborem w DKK, czy zleceniem, ale piszę o wszystkim, nawet o mniej udanych tytułach. Po co? Trochę dla siebie, żeby pamiętać po roku, czy dwóch (tak szybko to ucieka), ale i może komuś się to przyda?
 

No dobra - 137 notek książkowych w tym roku, do tego 5 komiksów, 4 książki przeczytane jako recenzent wewnętrzny, więc o nich póki co nie mogę napisać. Czytane w różny sposób, bo w tym roku sporo weszło w wersji audio lub jako e-booki, ale i tak najbardziej kocham papier. Często rzeczy połykam równolegle, może stąd dużo więcej tu tytułów rozrywkowych, lekkich, bo te wchodzą po prostu szybciej. I może od nich zacznijmy.

piątek, 30 grudnia 2022

Ucieczka niedźwiedzicy - Joanna Bator, czyli przepoczwarzamy się

Gdybym próbował w kilku słowach ująć najnowszą książkę Joanny Bator, czyli zbiór opowiadań Ucieczka niedźwiedzicy, to pewnie byłyby to: samotność, pragnienie zmian, ucieczka. I choć wydawałoby się pozornie, nie łączą się jakoś mocno ze sobą, mozaika tych tekstów tworzy ciekawą całość. Magia, skomplikowane losy ludzkie, jakaś dziwna atmosfera, jakby zawieszenie między jawą i snem, to rzeczy które już znamy z twórczości tej autorki, więc pewnie ten zbiór nie zaskoczy. A dla kogoś kto jej nie zna? Cóż. Może to właśnie dobry sposób, by trochę popróbować wejść w budowane przez nią światy? Będzie i Wałbrzych i natura, jakieś elementy kultury Japonii i piękno wysp greckich, a realne życie, choroby, dramaty, przeplatają się z tym co baśniowe, magiczne, fantastyczne. Wyobraźnia pisarki pozwala spojrzeć na jej bohaterów inaczej, zobaczyć zmianę jaka ma szansę się w nich dokonać.

czwartek, 29 grudnia 2022

Podsumowanie filmowe, czyli na wielkim i mniejszym ekranie w 2023 i na Notatniku

Pora na drugą część podsumowań - tym razem filmy. Ponad 140 notek w tym roku poświęconych różnych produkcjom (no może mniej, bo niektóre były na temat 2-3 tytułów) wydaje się ilością sporą, a przecież do kina przez długi czas chodziło się z dużą ostrożnością. A i repertuar nie powalał. Coraz więcej produkcji pojawia się od razu premierowo choćby na netflix czy innych platformach, a pandemia jeszcze bardziej ten trend umacnia. Cieszy to, że ogląda się legalnie, ale martwi fakt, że tracimy tą magię jakiej doświadcza się na dużym ekranie. Niektóre obrazy wręcz należałoby tak oglądać! I nie mówią jedynie o Avatarze (wciąż przede mną) czy innych wielkich produkcjach, ale również o kinie kameralnym, wymagającym skupienia.
Co tam ciekawego sobie wynotowałem z moich wpisów tegorocznych?Cały spis znajdziecie na końcu notki.

środa, 28 grudnia 2022

Zło pójdzie za tobą - Mark Edwards, czyli co tam do cholery Was spotkało?

Dwójka młodych Brytyjczyków z plecakami w ciemnym lesie w Transylwanii? Oj to nie może skończyć się dobrze. Utrata dokumentów nagle odbiera im cały komfort podróży i urok przygody. I choć sceny z lasu mogą nam się kojarzyć z horrorami, lub mrocznymi baśniami, to co spotkało parę bohaterów, a co próbują mocno wyprzeć ze świadomości, ma dość realistyczne korzenie i niestety wynika nie z żadnych paranormalnych przyczyn, a z natury ludzkiej. Do czego zdolny jest człowiek, gdy wydaje mu się, że jest ponad normy etyczne? Gdy zetkniesz się z takim złem, nawet jeżeli fizycznie cię nie dotknie, będziesz mieć koszmary i długo nie będziesz mógł się z tego otrząsnąć.
Nic dziwnego, że po traumatycznych przeżyciach i powrocie do Anglii Daniel i Laura przeżywają kryzys - rozstają się, ona myśli o tym by uciec na drugi koniec świata, on znowu chodzi na terapię. Jednak jak zdobyć się na odwagę, by opowiedzieć o wszystkim co się wydarzyło, skoro uciekli, nie ufając nawet policji? A może ktoś będzie ich za to obwiniał?

Na scenie, czyli co tam się takiego widziało i słyszało

Co prawda przede mną jeszcze dwa spektakle teatralne do końca roku, ale ponieważ zostało już tylko kilka dni i trzeba robić tradycyjne podsumowania, wpadną one już na Notatnik już w styczniu. 


Pandemia, ale i trochę zmiana zachodząca w mojej aktywności (sporo wypadów w góry, Camino, więcej pracy, ale i sytuacja domowa), wpłynęły, że w tym roku zarówno teatralnie, jak i koncertowo było skromniej w porównaniu z innymi latami na Notatniku. Na pewno było co czytać, bo tekstów M z wypadów do teatru, na spektakle baletowe czy operowe pojawiło się całkiem sporo, ale moich wpisów, które mógłbym ułożyć w jakiś ranking było dużo mniej. Skoro jednak podsumowania stały się pewnego rodzaju tradycją, to nie ma co tego zmieniać. No i w końcu nie o same podium tu chodzi, a raczej o wskazanie tego co moim zdaniem było najciekawsze.

Zacznijmy może od muzyki. Wszystkie linki do notek tegorocznych, czyli recenzji płyt, koncertów, czy spektakli znajdziecie na końcu niniejszego wpisu.

wtorek, 27 grudnia 2022

W trójkącie, czyli ma być pięknie, wyjątkowo, na bogato...

Pora robić małe podsumowanie roku, a ja wciąż zalegam z notkami rzeczy przeczytanych lub obejrzanych. O trzecim sezonie Kruka postanowiłem nie pisać, choć jest dobry (!), do Na noże dopiero się przymierzam, jeszcze parę rzeczy innych w planach kinowych, ale o "W trójkącie", choć premierę oficjalną ma dopiero na początku stycznia, postanowiłem napisać już teraz. Może dlatego, że recenzji będzie tego sporo (już są, bo Gutek Film pokazuje to dość szeroko), a w tym przypadku chyba dobrze mieć pewien dystans do zachwytów krytyków. Nagrody, peany, w tym przypadku uważam że są zasłużone, jeżeli jednak nie wiesz czego się spodziewać, może wyjść z kina zniesmaczony. Dla jednych będzie to więc arcydzieło, dla innych, najbardziej obrzydliwy film roku.
Ruben Östlund jedzie bowiem po bandzie i spora część humoru tu zawartego może zostać uznana za zbyt prostacką. Czy satyryczne przedstawianie bogatych opływających w luksusy, jak są bezbronni i żałośni, gdy pozory swojej wyjątkowości utracą, nie ma w sobie czegoś z obrzydliwej nagonki np. realizowanej przez komunistów? Owszem, śmiejemy się, bo udało się świetnie napiętnować fanaberie bogaczy, ale przerysowując niektóre sceny mam wrażenie, że posunięto się ciut zbyt daleko. Skoro ktoś odbiera godność i prawo do równości innym, można go zgnoić i to w dosłownym sensie? Gdybyś wszystko udało się utrzymać w tonie początku filmu albo scen z parą młodych bohaterów - w mojej ocenie wcale nie byłoby mniej celnie, a wyszło by to tylko z korzyścią dla filmu.

niedziela, 25 grudnia 2022

Małe Licho i krok w nieznane - Marta Kisiel, czyli nie daj rozpaczy

To już piąty raz piszę o książce z cyklu o Małym Lichu. Boże Narodzenie to dobry czas, by właśnie o tym tytule wspomnieć. Nie tylko dlatego, że i w fabule się o świętach wspomina, nie tylko dlatego, że niewiele jest tak pełnych ciepła i klimatu rodzinnego książek, ale również z powodu większej ilości czasu, który możecie poświęcić na czytanie - może wspólnie z Waszymi pociechami? To książka dla małych i dużych. I nie wiem kto się nią cieszy bardziej. Młodsi cieszą się fantastycznymi postaciami, humorem, przygodą, klimatem, a dorośli nieodmiennie zachwycają się tym jak mądrze można mówić o niełatwych emocjach i sprawach, jak uczyć tego co w takich chwilach jest ważne. Czytajcie Małe Licho! Tym bardziej, że to już chyba koniec cyklu.
Troszkę smuteczek, ale może i dobrze - nie ma co ciągnąć na siłę, a tak w naturalny sposób można towarzyszyć młodemu bohaterowi w dorastaniu, w pierwszych przyjaźniach, problemach, lękach i nadziejach.
Bożydar tak jak wielu nastolatków nie lubi zmian i trochę się ich boi. Zdobył prawdziwych przyjaciół, akceptację mimo swojej dziwności, cieszy się ze szczęśliwego domu... I nagle wydaje mu się, że wszystko zaczyna się rozlatywać. Mama chce się wyprowadzać z domu, w którym nie tylko się wychował, ale i który jest dla niego całym życiem, w szkole wszyscy mają jakieś swoje sprawy i nie bardzo mają dla niego czas, a wśród tych, na których pomoc liczył, dzieje się coś bardzo dziwnego, jakby wszystkich nagle ogarnęła jakaś nostalgia, która sprawia, że skupieniu są tylko na swoich emocjach i obawach. Zdecydowanie trzeba temu przeciwdziałać!

piątek, 23 grudnia 2022

Z Matką Boską na rowerze - Wojciech Koronkiewicz, czyli jak co roku: lektura i życzenia

Co roku na Notatniku w okolicach Wigilii znikam na trochę z sieci, a zostawiam Was z jakąś wyjątkową notką i życzeniami, niech tak będzie więc i w tym roku. Czego Wam życzyć? Pewnie tego samego, czego chciałbym i dla siebie.
Pisząc niedawno życzenia dla świetlic do których z pracy wysyłaliśmy paczki z grami i książkami, napisało mi się tak:

By to co dobre i piękne zawsze przynosiło wiele radości i pozytywnych emocji, a to co trudne i bolesne nie odbierało sił i nadziei.

I to chyba sedno. Zabiegani wokół gotowania, przygotowań, sprzątania, myśląc o prezentach i innych rzeczach, które wydają się ważne, zapominamy o tym co najważniejsze. Boże Narodzenie jak chyba żaden inny czas, zwraca nam uwagę na potrzebę bliskości, wartość rodziny, uczy nas opiekowania się słabszymi, wymagającymi wsparcia. Biegając po sklepach i skupieni na pieniądzach, zapominamy że ważniejsze od tego jest obecność, bliskość, szczerość, czas spędzony razem. Wtedy może narodzić się przebaczenie, wdzięczność, radość i miłość. Tego więc Wam życzę. Żebyście nie czuli się samotni i żebyście dostrzegali innych, którzy mogą tak się czuć. Byście byli dla innych i czuli, że ktoś chce się odwdzięczać tym samym wobec Was.

I dorzucam lekturę, która mnie zachwyciła. Czy osoba, która jak sama o sobie pisze - jest lewakiem i nie do końca czuje religijne uniesienia, może napisać z wrażliwością dla sacrum książkę o miejscach, do których pielgrzymowały setki tysięcy ludzi? Koronkiewicz udowadnia że jak najbardziej. To reportaż, migawki pełne ludzi, magicznej atmosfery Podlasia, ale i ciekawe zderzenie historii i współczesności, kultur, narodów, religii, emocji. Wschód i Zachód. Tu się spotykają, przenikają, pozwalają dotknąć. Tu ikony wiszą w kościołach katolickich, a ksiądz i batiuszka potrafią z równą pasją opowiadać o ich historii, o cudach za jakie przychodzili dziękować wierni. Warto mieć otwarte oczy i uszy, bo czasem najciekawszych rzeczy można doświadczyć wcale nie tam gdzie spotyka się tłumy wiernych. 

czwartek, 22 grudnia 2022

Ty pieronie! Biografia Franciszka Pieczki - Magda Jaros, czyli aktor i człowiek, a nie gwiazda i celebryta

Dziwna rzecz, to nie jest biografia, która by zaskakiwała, nie ma w niej wiele rzeczy odkrywczych, nie należy też do tekstów, które by się jakoś cudownie lekko czytały... A mimo to sięgnąłem po nią z przyjemnością, a kończyłem nawet z łezką w oku. Postać pana Franciszka naprawdę jest wyjątkowa. Wspaniały aktor, ale i człowiek, który fascynuje, bo wszystkim kojarzy się bardzo pozytywnie: z ciepłem, życzliwością, łagodnością. To nie tylko role, dobierane z głową (choć podobno np. w Niemczech często obsadzano go w rolach czarnych charakterów, co dla nas może być dość zaskakujące), a raczej fakt iż w granych przez niego postaciach była dostrzegalna i odczuwalna przez widza jakaś pozytywna energia. Gdy się pojawiał, choćby w małej roli, nie dało się go nie zapamiętać. Głęboki, charakterystyczny głos, ale i serce wkładane w wypowiadane słowa, sprawiały że to kreacje, które się pamięta. Moje pokolenie oczywiście będzie widzieć w nim m.in. Gustlika, smakosze kina kreacje choćby w filmach Kolskiego, a najmłodsi pewnie będą go pamiętać z ławeczki w Ranczu. Nie można mu odmówić tego, że miał szczęście i nie został skazany na zapomnienie, co niestety spotyka wielu aktorów na starość i to było piękne. Choć jego rodzimy teatr potraktował go bardzo nieładnie, na szczęście miał jeszcze radio, telewizję i kino. A gdy się pojawiał na ekranie zawsze to było dla widza jakaś magia, chyba nigdy nie zrobił żenującej wtopy (a innym się zdarza, oj zdarza).

Jak być kochaną, czyli ból niekochania

W młodości film Hasa o tym samym tytule zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Zresztą kreacje stworzone przez Barbarę Krafftównę i Zbigniewa Cybulskiego zasłużenie przeszły do klasyki kina polskiego. Byłam bardzo ciekawa jak teatr poradzi sobie z adaptacją utworu Kazimierza Brandysa i jak Gabriela Muskała i Jan Frycz wypadną w konfrontacji z moimi wspomnieniami i pierwowzorami ich postaci. I powiem tak: są inni, ale bardzo dobrzy.

Zaznaczę od razu, że spektakl bardzo mi się podobał, a delikatność i melancholijny smutek Gabrieli Muskały jako Felicji wspominającej dzieje swojej okupacyjnej miłości naprawdę niosły w sobie ogromną moc. Wzruszały, miało się ochotę podejść i utulić tę drobną kobietę. Pięknie zagrana rola, a przecież nad wyraz wymagająca.

poniedziałek, 19 grudnia 2022

Szalony świat Louisa Waina, czyli piękne kolory, słodkie kociaki i dojmujący smutek

Do końca roku jedynie 12 notek, przynajmniej trzy na podsumowania i zaczynam się martwić czy zdążę o wszystkich co mi się spodobało w ostatnich dniach i tygodniach napisać. Będę w każdym razie próbował. Najwyżej jakiś tytuł zostanie wspomniany, a notka przejdzie na rok przyszły. Odkrycie wydawnictwa Paśny Buriat sprawiło sporą przyjemność, kolejne Małe Licho jak zwykle rozczuliło, a tu jeszcze kilka innych ciekawych książkowych rzeczy w czytaniu...
Dziś jednak film upolowany wczoraj w TV. Szczerze? Spodziewałem się czegoś innego. Może te plakaty, cała otoczka wokół filmu, słodka twórczość Waina, sprawiły że spodziewałem się czegoś komediowego, w miarę lekkiego. Tymczasem...

Cravate Club, czyli męska przyjaźń w krzywym zwierciadle

Lubię takie komedie, które swoją wartką akcją, szalonym tempem i błyskotliwymi dialogami bawią od początku do końca, a jednocześnie czujemy skryty w nich morał. W dodatku Wojciech Malajkat jest moim ulubieńcem i tym razem nie zawiódł, zarówno jako reżyser i jako bohater sztuki.

Dwóch wspólników , architektów, przyjaciół poróżni w pewnym momencie fakt, że jeden z nich (Adrien) posiada małą tajemnicę, o której nie wie Bernard. Adrien jest człowiekiem zdolnym, pracowitym, przyjacielskim i bardziej uważnym od Bernarda – mężczyzny raczej egocentrycznego i apodyktycznego.

niedziela, 18 grudnia 2022

Wiele hałasu o nic, czyli niby klasyka, a wciąż bawi

MaGa: Oderwanie się od gorączki przedświątecznej zaprowadziło nas (wraz z nazywowkinach.pl) na spektakl Szekspira „Wiele hałasu o nic”. Wprawdzie nie przepadam za tego typu komediami, ale mając w pamięci „Sen nocy letniej” z Londynu postanowiłam zobaczyć co tym razem zaproponują. I w ten sposób spędziłam miły wieczór.

Robert: Znając tą komedię, nie spodziewałem się wielkich emocji, obawiałem się nawet, że nie oprę się porównaniom z tak lubianym przeze mnie filmem z końcówki lat 90. A jednak - po raz kolejny Londyn udowadnia, że nawet niewiele dłubiąc w tekście oryginalnym, nie próbując na siłę czegoś uwspółcześniać, jednocześnie potrafią zaproponować coś lekkiego, zabawnego, bliższego naszym czasom.

sobota, 17 grudnia 2022

Pocztówka z Mokum. 21 opowieści o Holandii - Piotr Oczko, czyli słowem i obrazem malowane

Uwielbiam ten dreszcz, gdy kończysz jakąś świetną książkę i z radością myślisz z nadzieją, że może kolejna będzie równie dobra. U mnie od razu rodzi się chęć łapania za klawiaturę i na gorąco przelewania myśli - dlatego często te moje notki są tak chaotyczne. Czasem, gdy jest to jakiś dobry tytuł, pojawia się też obawa - jak opowiedzieć o wszystkich moich emocjach jakie się pojawiły w trakcie lektury, jak to napisać. Z pocztówką z Mokum chyba tak właśnie mam. Zachwyciła mnie zarówno forma (genialne reprodukcje), jak i słowo. I choć trzeba podkreślić: to nie jest reportaż, a raczej felietony, to można dzięki tej książce dowiedzieć się o Holandii więcej niż z niejednego przewodnika. Piotr Oczko to profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Jagiellońskiego, zajmujący się w pracy naukowej głównie literaturą, kulturą i historią sztuki krajów niderlandzkojęzycznych, mający w swoim dorobku już niejedną publikację na ten temat. Ta jest jednak wyjątkowa, bo napisana jest tak przystępnie, a jednocześnie od serca, że czytamy ją z fascynacją, z każdym rozdziałem lepiej rozumiejąc miłość autora do Holandii. Dzieli się swoją pasją, opowiadając o tym kraju raczej z perspektywy jego przeszłości, niż teraźniejszości, ale po pierwsze śladów tej pierwszej można znaleźć całą masę, a po drugie, jak udowadnia, miała ona ogromny wpływ na to jakim społeczeństwem jest dziś ludność zamieszkująca Niderlandy. Co jest jedynie stereotypem, jakimś uproszczeniem, a gdzie szukać tego co może nam powiedzieć więcej o Holendrach? 

PLAY, czyli nie przegap siebie

Rzadko mi się zdarzało oglądać balet nowoczesny na scenie, choć zaczyna mnie on mocno ciekawić. Jest bardziej zadziorny w odbiorze, przynajmniej ja go tak odbieram. Jednocześnie jest dalej baletem. Jeśli usiłuje nieść jaką opowieść to jest ona bardziej współczesna i – podobnie jak w pantomimie – każdy może odczytać ją na swój sposób.

„Play” Alexandra Ekmana, szwedzkiego choreografa, wystawiony przez Balet Opery Paryskiej w 2017r. jest baletem innowacyjnym, lekko szalonym, z rewelacyjną muzyką Mikaela Karlsona i wydaje się być oparty na myśli filozoficznej mówiącej, że na końcu życia nie czeka na nas nic, więc ważna jest sama droga a nie cel, do którego wiedzie. W wystroju swojej choreografii Ekman wykorzystuje przede wszystkim kostki, piłki i sześciany, ale również inne rekwizyty – raczej nieoczywiste dla baletu - którymi tancerze bawią się w tańcu. Również muzycy i śpiewaczka umieszczeni na antresoli są elementem raczej innowacyjnym. Całość jednak jest bardzo przyjemna w odbiorze, choć bez muzyki Karlsona ten balet byłby przyjęty zapewne mniej entuzjastycznie.

piątek, 16 grudnia 2022

Over and Out - Collage, czyli oto powrócili i to w jakim stylu

Pierwsze dźwięki... zaraz, zaraz czy to Jean Michael Jarre? Potem już wchodzą gitary i świetny wokal, wchodzisz więc w zupełnie inny klimat. Ale znów znajomy. Czyżby to Marillion? Tylko Kossowicz to nie Fish. Ale skojarzenie chyba wcale nie takie od czapy, bo okazuje się, że panowie z Collage zaprosili do udziału w tym albumie gitarzystę z tamtej formacji.
Może gdyby nie zniknęli na tak długo ze sceny muzycznej, to moje skojarzenie nie wskazywałoby na innych, bo panom trudno odmówić klasy i oryginalności, przynajmniej na naszym rodzimym poletku. Pewnie fani rocka progresywnego z wypiekami na twarzy czekali na ten powrót - po ponad 25 latach. I choć dziś taka muza może nie jest aż tak popularna jak kilka dekad temu, to muszę przyznać, że brzmi to prostu świetnie!

Mamy morderstwo w Mikołajkach - Marta Matyszczak, czyli obserwując poczynania niewolników i służących

Seria lekkich kryminałów z psem Guciem chyba już w całości za mną, z ciekawością więc zanotowałem fakt, iż Marta Matyszczak wypuściła już dwa tytuły z nowego cyklu, w którym tym razem jednym z narratorów wydarzeń jest kot (czy raczej kotka). Jako kociarz nie mogłem tego przegapić. Po lekturze stwierdzam jednak, że chyba tamten pomysł podobał mi się bardziej. Gucio wypadał jakoś tak naturalnie, a i pozostali bohaterowie tamtego cyklu mieli w sobie sporą dozę szaleństwa (szczególnie Róża), więc humoru tam nie brakowało. Tu jest trochę inaczej - oś wydarzeń to jedno, a komentarze kotki o męsko brzmiącym imieniu Burbur, są trochę od niej oderwane. Ona nie uczestniczy w żadnym śledztwie, nie ogarnia różnych napięć, ma swoją wizję świata, w której ona jest w centrum, a reszta jest mało istotna. Jest więc spory rozdźwięk między charakterem jej komentarzy, chwilami aż na siłę wypełnionych niby dowcipnymi fragmentami, a akcją w której humoru raczej mało. Więcej tu obrazków obyczajowych, no i są aż dwa trupy, więc nie ma tam za bardzo śmichów chichów.

środa, 14 grudnia 2022

Kobieta na dachu, czyli tak dłużej się nie da

Mirka ma 60 lat, jest świetną położną, ale trudno powiedzieć by czerpała z tego wielką satysfakcję. Dla otoczenia jest raczej niewidzialna, dopóki nie upomni się o uwagę. Tego raczej jednak ona nie chce. Wykonuje wszystkie prace domowe, bez większej skargi, chodzi do pracy, wszystko trochę w powtarzającym się rytmie, w którym niewiele jest radości. Męża raczej unika, zresztą on chodzi do pracy na inną zmianę, dorosły syn siedzi w swoim pokoju i ich kontakt ogranicza się do gotowania i podawania mu posiłków. I oto ta kobieta wychodzi z domu po pokarm dla rybek, a zaraz potem wchodzi do banku i mówi że potrzebuje pieniędzy. Gdy kasjerka mówi, że nie wie o co jej chodzi, wyciąga nóż i mówi, że to napad.

Cóż takiego mogło popchnąć kobietę z wydawałoby się normalnym życiem, do tak dramatycznego kroku? Najciekawsze w filmie Anny Jadowskiej, że nie ma oczywistych odpowiedzi, usprawiedliwiania, oskarżania systemu itp. Nie ma też oskarżania bohaterki o to, że przekroczyła jakieś moralne granice. Co za to jest?

wtorek, 13 grudnia 2022

Kukły - Maciej Siembieda, czyli ale jak pan to do cholery odkrył

Mało czasu na pisanie recenzji, ale sporo radości bo wpada kilka ciekawych tytułów (i filmowych i książkowych), wypatruję więc jakiejś wolnej chwili, by porządkować wszystko. W końcu koniec roku i podsumowania się zbliżają. Ale na razie nadganiam z notką na dziś. Jakiś czas temu zorientowałem się, że tak lubiany przeze mnie Maciej Siembieda, chyba został przeze mnie na jakiś czas zapomniany, a tu proszę - cztery nowe tytuły i teraz mam co nadrabiać. Na początek prokurator Jakub Kania. To już czwarty tom? Ale nie wiem czemu mam wrażenie, że chronologicznie on jakoś powinien być umieszczony przed niektórymi wydarzeniami z tamtych części, czyżbym się mylił?
Powiedzmy jednak najpierw czemu polubiłem tego autora. Na pewno w grę wchodzi tu moja słabość do łączenia kryminalnej intrygi z zagadką historyczną, pewnie jeszcze z dzieciństwa po prostu Pan Samochodzik mi się tak wdarł w serducho i został. I dlatego z radością wypatruję nie tylko kryminałów retro, ale i bardziej współczesnych historii, tyle że powiązanych z przeszłością. A tu Maciej Siembieda, czy Leszek Herman radzą sobie świetnie. Cykl z prokuratorem Jakubem Kanią pierwszego z wymienionych przypadł mi bardzo do gustu, choć nie ma w sobie może aż tak dużej dawki przygody i sensacji, jak książki drugiego ze wskazanych. Historii za to nie brakuje. I nie jakichś bardzo znanych wydarzeń, postaci, wielkich skarbów, miejsc oklepanych i odwiedzanych przez setki tysięcy ludzi, ale czasem kart z przeszłości mniej nagłośnionych, a my możemy je odkryć dzięki autorowi (jak choćby wątek szlifierni diamentów w obozach koncentracyjnych). Tym razem też będzie ciekawie, zapewniam. Łącząc prawdziwe wydarzenia z odrobiną fantazji autor wciąga nas nie tylko w ciekawą intrygę, ale i inspiruje do dalszych poszukiwań w źródłach. 

poniedziałek, 12 grudnia 2022

Listy do M 5, czyli podobno nikt nie chce oglądać prawdziwego życia, ale sztucznego też mamy dość

TVN wciąż odcina kupony od swojego sukcesu, jednak magii w tej produkcji jest już coraz mniej. Może by warto jednak porzucić to pudrowanie trupa? Ja rozumiem - święta, romantyczna atmosfera, ale skoro miało być przy okazji lekko i zabawnie, a już przy 4 części tego nie było, a teraz jest jeszcze mniej, to niewiele pozostaje. Postacie się zmieniają, ale raczej na gorsze, kolejne wątki są coraz bardziej rzewne i coraz bardziej idiotyczne/nieprawdopodobne, a Adamczyk i Dygant nie wystarczą, by utrzymać odpowiedni poziom pozytywnego wariactwa. 

Od dawna ten film przypomina jakąś oderwaną od życia reklamę, w której Warszawa wydaje się kompletnie sztuczna, trochę kiczowata, ale w tej chwili jeszcze na dodatek i scenariusz w dialogach zaczyna się wypełniać jakimiś absurdami. Dzieci uczą tolerancji dla LGBT, biedni uczą bogatych jak się dzielić, księża to oczywiście pazerni idioci, a tło muzyczne robi zespół z Ameryki Południowej śpiewający kolędy...

Faust, czyli warto było tak pragnąć?


Dobre dzieła są ponadczasowe. „Faust” również. I nie tylko muzycznie, choć muzyka Charlesa Gounoda do tej opery na pewno taka będzie, bo jest bardzo piękna. I wielokrotnie słyszały ją zapewne nawet te osoby, które na słowo: „opera” machają rękoma i twierdzą, że nie lubią.

Faust to mędrzec, uczony, który u schyłku życia czuje się niespełniony. Sądzi, że zmarnotrawił życie czytając mądre księgi, prowadząc badania. Teraz, kiedy jest już starcem, zapragnął młodości, beztroski, hulanek, miłostek i wielkiej miłości. Jednak należy uważać o co się prosi i jaka jest stawka za spełnienie marzeń. Faust jest zdeterminowany a Mefistofeles słucha, jednak stawką jest dusza Fausta. Ach, ta młodość wymarzona, wytęskniona… wiecznie młodym być… Faust podpisuje cyrograf z diabłem, otrzymuje eliksir młodości i zaczyna spełniać marzenia. Poznaje piękną Małgorzatę, ona zachodzi w ciążę, Faust ją zostawia, bo są przed nim inne jeszcze wyzwania. Jej brat po powrocie z wojny pogardza nią, bo nie dochowała czystości, społeczność ją odrzuca. Małgorzata rodzi dziecko, ale je zabija. Trafia do więzienia, ale jej miłość do Fausta, żal za grzechy zostają wysłuchane i wybaczone. Gorzej z Faustem…

niedziela, 11 grudnia 2022

Fałszywe tropy - Katarzyna Wolwowicz, czyli że kobiece, wcale nie znaczy że słabsze

Kolejne nowe dla mnie nazwisko w kryminałach. I aż żałuję, że zaczynam od drugiego tomu cyklu o komisarz Oldze Balickiej, bo jest tu trochę odwołań do pierwszej części. Niby sprawa osobna, ale w tym kryminale, podobnie jak np. u Lackberg, życie osobiste bohaterki jest równie istotne jak i prowadzone przez nią śledztwa.
Facet, z którym ma dziecko postanowił wrócić do rodziny, długi czas się nie odzywał, a drugi, który dotąd raczej miał ją w poważaniu, nagle pojawił się na horyzoncie niczym plaster na ranę. Chce być ojcem dla dziecka, które w drodze, chce mieć kobietę przy swoim boku, bo to pasuje do jego wizerunku, prokuratora ustatkowanego, eleganckiego i mającego poukładane życie. Ale prawdziwy ojciec też postanowił wrócić na Dolny Śląsk i do Olgi. Ba, nawet postarał się o pracę w tym samym komisariacie. Oj nie będzie miała łatwego czasu nasza bohaterka. Nie dość, że raz jeden ją rozczula/wkurza (zamiennie), raz drugi, to i ciało niestety nie pozwala jej tak bardzo angażować się w pracę, jak tego by chciała. Na szczęście pozwoli jej wrócić, bo już świra w domu dostawała.

Kundel, czyli gdy nikt cię nie chce...

Ależ dziwny film. Drażniący bohater, który odrzuca pomoc, nie jakiejś autorefleksji, trwa w beznadziejnym stuporze, że skoro tyle spraw zepsuł w życiu, to nie ma szans, żeby ktoś mu wybaczył. Z drugiej strony, ten bezdomny człowiek nie ma w sobie zbyt wiele cech, które byśmy przypisali "menelowi" - nie pije, nie sępi od nikogo kasy, kocha książki i wynajduje je po śmietnikach, a o swojego psa, dba jakby był najcenniejszą sprawą na świecie. Może dlatego, że nikt inny i nic innego mu nie zostało?
Pies staje się wymówką, by nie iść do szpitala z zakażeniem, by odrzucać oferty pracy, ale i on jest powodem tego, że bohater wreszcie zaczyna odważniej wracać do bliskich, których nie widział przez wiele lat, których unikał ze wstydem.

czwartek, 8 grudnia 2022

Już tu nie wrócę, czyli marząc o szczęśliwym życiu

I kolejny dokument, tym razem bardziej z mojej działki zawodowej. Mikołaj Lizut postanowił zrobić dokument o dziewczynach przebywających w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym, ale co ważne, nie skupia się jedynie na rozmowach o przeszłości, na powodach przez które się tam znalazły. Raczej słucha i obserwuje ich rozmowy o przyszłości, ich marzenia, w których jest nie tylko bunt, ale i pragnienie innego życia. Pytanie tylko, czy jeżeli nie miały dobrych wzorców w domach, czy będą w stanie zbudować szczęśliwe związki, założyć rodziny.
Sporo tu popisywania się przed kamerą, ale czuje się, że twórcy coraz bardziej oswajali swoją obecność i z czasem jest tego mniej, a spoza przekleństw, gadania o ucieczkach, alkoholu, imprezowaniu, chłopakach, wyziera bezradność, lęk przed przyszłością.

środa, 7 grudnia 2022

Camino, czyli jak sam mówi: to był impuls i wyszedł bez przygotowania

Upolowałem na Netlfixie film o pielgrzymce do Santiago de Compostella Holendra Martina de Vries, ale szczerze mówiąc chyba za dużo oglądałem vlogów i różnych filmików z wypraw innych ludzi. Po prostu nie widzę niestety w "Camino" nic takiego wyjątkowego - ani od strony wizualnej (bo gość najczęściej filmuje własne nogi, to co pod nogami lub gada do kamery, którą niesie filmując swoją twarz), ani od strony treści. Wiadomo - Drogę każdy przeżywa na własny sposób i to właśnie jest fascynujące w tym sposobie pielgrzymowania/wędrowania, w tym dokumencie jest więc jakiś element osobisty, dość emocjonalny. Wciąż mi jednak mało.
Wolę nawet jakieś osobiste wynurzenia, doświadczenia, przemyślenia, niż zwykłą, trochę reporterską relację, ale tu nie ma zbyt wiele ani jednego, ani drugiego. 

wtorek, 6 grudnia 2022

Oddaj to nocy - Agata Czykierda-Grabowska, czyli dawna miłość i szukanie sprawiedliwości

Coraz więcej pań bierze się za pisanie thrillerów i kryminałów, a co najciekawsze, wychodzi im to często nawet lepiej niż debiutującym panom. Nie wiem czy to kwestia ciekawych bohaterek, czy tła, większej dawki psychologii i uczuć, ale nie wydają mi się te tytuły tak szablonowe jak to często bywa w przypadku mężczyzn. A może tak po prostu trafiam? Paru nazwisk tak modnych wśród czytelniczych poleceń w mediach społecznościowych na pewno jeszcze nie znam. Chyba też jest trochę tak, że zmęczyły mnie rzeczy makabryczne, pełne przemocy. To już wolę zanurzyć się w coś z wątkami obyczajowymi, ale z klimatem. I nawet jeżeli po całej tajemnicy, w finale czasem zostanę ciut rozczarowany, to nic nie szkodzi. Liczy się przyjemność z lektury, a nie jedynie ta ekscytacja na koniec, że udało się mnie zaskoczyć - takich zresztą książek z tego gatunku jest naprawdę niewiele.

Oddaj to nocy jest książką, w której tajemnic nie brakuje. I choć sporo rzeczy jest podanych na tacy, to do niektórych musimy dojść powoli zbierając różne tropy. Co wiemy na pewno?

poniedziałek, 5 grudnia 2022

String Theory - Marek Napiórkowski feat Aukso, czyli woda i ogień, klasyczne i improwizacyjne

Robiąc porządki w notkach bo jak się okazało do spisów przez parę miesięcy nic nie wrzucałem, szukałem czegoś w nowych krążkach do posłuchania... I o dziwo, żadne tam bardziej znane, czy ostrzejsze nuty wpadły w ucho, tylko jazz. W dodatku wzbogacony o partie smyczkowe bynajmniej nie jazzowe, więc w sumie jak na mnie dość zaskakujący wybór. Przecież w sporej dawce improwizacja wcale nie jest dobra jako tło, wymaga skupienia, drażni jeżeli robisz coś innego w trakcie. To melodie i solówki, które mogą zachwycić, ale bywają też fragmenty dość nużące, rozbudowane aż do przesady wokół jednego motywu. A mimo to ciężko było się oderwać. Marek Napiórkowski już niejednokrotnie udowadniał, że na gitarze potrafi wyczyniać cudowne rzeczy. Tu pokazuje trochę inne oblicze, bo jednak aranżacje z orkiestrą mam wrażenie, że skłoniły go do troszkę innego myślenia o kompozycji.

Straight line crazy, czyli władza i demokracja


MaGa: Ten spektakl to jedna z lepszych biografii oglądanych przeze mnie na scenie. Robert Moses to człowiek, który miał kolosalny wpływ na Nowy York – planista, urbanista, potentat, miłośnik motoryzacji. Charyzmatyczny wizjoner. Jego zasługą jest budowa niemal od zera terenów zielonych, basenów, placów zabaw, boisk, plaż, bibliotek, mostów, ale jego prawdziwą pasją były autostrady, które miały do takich miejsc prowadzić. Miał bardzo duży wpływ na to jak wygląda teraz to miasto. Mógł wiele, ale jego bezkompromisowość po kilku dekadach „rządów” musiała frustrować też wiele osób, tym bardziej, że gardził biedotą i kolorowymi.

Robert: Wydawałoby się, że dyskusje na temat tego, jak prowadzić infrastrukturę miejską to słaby temat na pełen napięcia spektakl, a jednak... Masz rację, że u nas chyba mało znana postać, dla Amerykanów pewnie ktoś istotny, bo tak jak Ford czy inni, prowadził prowadził kraj ku rozwojowi. Początkowo wydaje nam się marzycielem o skłonnościach socjalistycznych - skoro chce walczyć z bogaczami i udostępnić ich ziemię dla szerokich mas społecznych, chce wytyczać drogi, by łatwiej mogli wyjechać na piknik z miasta. Ale im bardziej go poznajemy, tym bardziej widzimy jego zapatrzenie w siebie, ignorowanie innych i upór przy rozwiązaniach, które z dzisiejszego punktu widzenia są dziwne. Czemu autostrady, a nie komunikacja publiczna? Czemu niszczenie slamsów i wypychanie najbiedniejszych do oddalonych od centrum dzielnic?

niedziela, 4 grudnia 2022

Głodna puszcza - Marcin Mortka, czyli plany Doli kontra spryt Kociołka

Drużyna pod wodzą kuchmistrza Kociołka powraca! Jak ja polubiłem ten humor i rozpierduchę jaką potrafią zrobić. W zanadrzu mam jeszcze dwa tomy, a podobno kolejny na horyzoncie, kto wie może więc całkiem niedługo kolejna notka?
Bardzo oryginalna kompania jak zwykle ładuje się w potężne kłopoty, po raz drugi musi zmierzyć się ze Złem, które przesiąka do ich świata coraz śmielej i po raz kolejny będzie lizać rany, wspominając wszystkie przygody. Niby najemnicy, tylko trochę dziwni, bo czasem robią robotę ryzykując życiem za Bóg zapłać, a czasem odmawiają zleceń nawet dobrze płatnych. No weźmy choćby samego Kociołka. Najlepiej się czuje w swojej karczmie, przy żonie i rodzinie, choć czasem go nosi, to po zetknięciu się ze Złem, tym bardziej chce siedzieć na tyłku i chronić najbliższych. A tu koronowane głowy ściągają do niego incognito i żądają żeby się podjął jakiegoś zadania. Odmówić? To się narazi na kłopoty. Przyjąć? Przeczuwając, że ich instrukcje nie oddają wszystkich szczegółów i narażą ich na kłopoty?

Tamara Łempicka - Virginie Greiner, Daphné Collignon, czyli elegancka, fascynująca, odważna

Wciąż jakoś nie po drodze mi na wystawę do Konstancina, choć to już ostatnie dni, ale może jeszcze zdążę. Na razie jeszcze w głowie wystawa lubelska twórczości Tamary Łempickiej, zdecydowanie jednak mi mało. Nic więc dziwnego, że gdy wczoraj byłem w bibliotece w Ożarowie Mazowieckim, gdzie znajomi organizowali wymiankę książek, zobaczyłem wśród komiksów wydawnictwo Marginesów poświęcone artystce, nie mogłem się oprzeć. Towarzystwo czekało aż skończę lekturę :) Choć sama kreska jakoś bardzo nie powala, kompozycja rysunków jest dość klasyczna, to muszę przyznać, że trochę ona oddaje też klimat jej twórczości. Nie kolorystycznie, bo tu jest dużo sepii, ale raczej w uwypuklaniu pewnych fragmentów ciała w wyraźniejszy sposób. No i fantastycznie w tą historię obrazkową wpisane są jej prace! 

sobota, 3 grudnia 2022

Przymknięte oko sprawiedliwości - Jeffrey Archer, czyli złapać to krok pierwszy, ale drugi jest ważniejszy

Trzeci tom z serii o karierze Williama Warwicka, człowieka pochodzącego ze znanej rodziny, mającego szansę na duże pieniądze i dobre stanowiska, który wybrał drogę od samego dołu służby w policji. Zauważony przez przełożonych pnie się w górę, ale i robi sobie sporo wrogów, każdy więc tom cyklu zapewnia nam sporo emocji. W pierwszym tomie zagiął haczyk na pewnego milionera i oszusta, w drugim zmierzył się z narkotykowym bossem, a w trzecim...