Powracam do serii z Żurawiem od Wydawnictwa Bo Wiem (Uniwersytet Jagielloński) i po raz kolejny wędruję do Japonii. Mam wrażenie, że jest coś co łączy różne historie stamtąd - emocje tu się bardziej wyczuwa, niż widzi je wyraźnie, często są skrywane, paradoksalnie jednak wcale nie ma się wrażenia, że jest to surowe i chłodne (jak np. czasem w literaturze skandynawskiej). Tu ta pewnego rodzaju nieporadność w okazywaniu uczuć, niepewność, fascynują, a nie odpychają.
"Sto kwiatów" to intymna opowieść rodzinna. Syn, wychowywany samotnie przez matkę, teraz już dorosły, z własną rodziną oraz ona, żyjąca coraz bardziej przeszłością niż teraźniejszością. Po raz kolejny wraca do mnie tak mocno przeżywany też przez kilka ostatnich lat temat demencji u osób starszych, choroby Alzheimera, opieki nad bliskimi, zmian jakie zachodzą w ich funkcjonowaniu.
Tu jednak nie epatuje się cierpieniem, choć czuje się np. bezradność, zaskoczenie tempem zachodzących zmian. Czemu nie zwróciłem na to uwagi? Kiedy to się zaczęło? Czy można zatrzymać? Jeszcze nie tak dawno witała mnie posiłkami, mieliśmy własne rytuały, ma chwilę znowu czułem się jak dziecko, a teraz to ona wymaga opieki. Potrafi wybiec z domu, bo wydaje jej się, że jej malutki synek gdzieś się zagubił i musi go odnaleźć. To co ich łączyło, nagle wydaje się zanikać, coraz trudniej znaleźć to co może być wspólne. To trochę jak z dzieckiem, które potrafi się przy czymś uprzeć, okazywać humory, zachcianki, uciekać, a potem trudno to wyjaśnić...