Trudno mi stwierdzić, który z obejrzanych filmów w ramach tegorocznego festiwalu był najlepszy. Pewnie jednak na podium znalazły by się aż dwa z filmów, o których chcę napisać dziś.
Pierwszy to francuski dramat - opowieść o młodym chłopaku i trudnej drodze do dojrzałości. Już jako dziecko został odebrany matce, młodej i nieodpowiedzialnej narkomance, potem coraz częściej sam wpadał w różne tarapaty. Od początku oko na niego miała sędzia z sądu rodzinnego (Catherine Deneuve), która nawet gdy traciła cierpliwość, nie zapominała o tym, by dalej interesować się Malony'm. Chłopak przechodzi od jednej rodziny zastępczej do drugiej, nie potrafi panować nad swoją agresywnością, wciąż czuję się kontrolowany, co doprowadza go do szału. I nawet nowy opiekun (kurator?), który wydaje się mieć dobry kontakt z trudną młodzieżą (w tej roli niezły Benoit Magimel) nie daje rady. No bo jak tu uwierzyć w słowa o szansie, skoro potem bijesz głową o mur uprzedzeń i podejrzeń?
Kino zaangażowane społecznie, bo przecież mimo wybryków, wciąż mamy nadzieję, że chłopakowi uda się wyjść na prostą, myślimy o tym, że system powinien być nie tylko surowy, ale i dawać szansę. I u nas nie brakuje takich historii - ludzie zajmujący się resocjalizacją, czy pomocą społeczną to grupa zawodowa, która ma na początku wielkie ambicje, a potem bardzo szybko się wypala. A ich podopieczni to temat rzeka - roszczeniowi, kompletnie niechętni do brania odpowiedzialności, agresywni... Poranieni, a jednocześnie nieufni i pełni niechęci do świata.
Może trochę "zawodowo" stawiam temu filmowi wyższą ocenę, ale jak najbardziej polecam! Dobre kino.
Kolejna produkcja jest już w kinach i jeżeli jej jeszcze nie widzieliście to gnajcie czym prędzej. Dawno nie widziałem nic tak poruszającego. Turecka reżyserka Deniz Gamze Erguven swoim debiutem po prostu podbija serca publiczności. Wzruszenie, wściekłość, żal - wychodzimy z sali pełni różnych emocji i długo potem myślimy jeszcze o różnych scenach "Mustanga". Niby opowiedziane jest to dość prosto, zagrane bardzo naturalnie, ze swobodą, jakby twórcy nie dążyli do doskonałości, ale dzięki temu może jest nawet lepiej, bardziej naturalnie.
Wyobraźcie sobie jak muszą czuć się młode dziewczyny, które dotąd funkcjonowały w szkole w grupie rówieśników podobnie jak większość nastolatków (telefony, muzyka, rozmowy i żarty z chłopakami), gdy nagle, z dnia na dzień, ktoś próbuje im to wszystko odebrać. Wychowywane przez babcię (rodzice zginęli w wypadku) siostry, stają się ofiarą tradycji i surowych zasad religijnych, w których najważniejsze dla rodziny to wydać córkę za mąż, zanim ktoś mógłby o niej "coś złego pomyśleć".
Czy ma lat 15 czy 13 to już sprawa drugorzędna. Z czasem może nawet go pokochasz - słyszą z ust babci. Mężczyźni są tu "silną ręką", która ma pilnować zasad, ale tak naprawdę to kobiety skazują kolejne młode pokolenia na tą samą drogę, którą kiedyś same przeszły. Różne "brzydkie rzeczy" trzeba jak najgłębiej ukrywać a jedynym sposobem na ich ukrócenie, jest wydanie dziewczyny jak najszybciej za mąż.
Zgorszenie - to słowo ma tu siłę kamienia rzuconego prosto w plecy. Skoro mogą o tobie plotkować, że się prowadzasz z chłopakami, to znaczy, że już nie jesteś dziewczynką, ale kobietą. Wtedy ktoś musi "nauczyć cię co to znaczy porządną kobietą być".
W tej historii jest pięć sióstr, ale to najmłodsza buntuje się najmocniej, nie chce przyjąć tego co się dzieje do wiadomości. Walczy najpierw o to, żeby siostry mogły z nią zostać, a później o prawo do własnej wolności.
Czy to problem jedynie Turcji? Pewnie nie aż tak radykalne, ale przecież gdzieś w mniejszych miasteczkach, poza stolicą, bez większych szans wyrwania się z domu, szukania pomocy, mogą takie historie zdarzać się również gdzie indziej.
Że niby feministyczne? Cholera, ale czy można zignorować taki zwracający uwagę na prawo do decydowania o sobie, na prawo do dzieciństwa?
Dramat, który pewnie nie byłby tak ciekawy, gdyby nie grająca główną rolę Margita Gosheva. To dzięki jej grze, jesteśmy skłonni uwierzyć w tę historię, w to jak bohaterka daje się wciągnąć w coraz większą spiralę szaleństwa.
Zawsze przestrzegająca zasad i porządku, próbująca uczyć tego swoich uczniów nauczycielka, sama stanie w sytuacji, gdy będzie musiała przekonać się, że nie zawsze da się ich przestrzegać. Długi rodzinne, zaciągnięte przez okłamującego ją męża, zagrożenie, że straci się dom, duma, by nie prosić o pomoc ojca, który mieszka z dużo młodszą od siebie kobietą... Jak dużo trzeba, by zdeterminowany człowiek podjął decyzję, której konsekwencji nie przewidywał?
Jakoś pewne rzeczy mi tu zgrzytały, wydawały się mało realistyczne, ale mimo wszystko - jako dramat o desperacji, ogląda się świetnie.