wtorek, 31 lipca 2018

Człowiek, który zabił Don Kichota, czyli czy warto było tyle czekać?





Premiera w Polsce zdaje się, że na Festiwalu Nowe Horyzonty, ale już za kilka dni wszyscy będą mogli sprawdzić, czy warto było czekać 25 lat. Bo mniej więcej tyle czasu ten projekt czekał na swój finał. To chyba jeden z bardziej pechowych obrazów, ale Terry Gilliam nie przestał marzyć, mimo kłopotów finansowych, prawnych, zdrowotnych, czy nawet śmierci aktorów. Obsada się zmieniła, ale film wreszcie ukończono. Oglądając go prawdę mówiąc miałem bardzo mieszane uczucia. Na pewno zachwycił mnie rozmach tej opowieści, pewna konsekwencja w mieszaniu elementów z powieści, miraży i realizmu. To przygoda, baśń i komedia w jednym. Zabrakło mi jednak w tym wszystkim chyba właśnie humoru, jakiegoś charakterystycznego rysu szaleństwa jaki był odczuwalny w poprzednich obrazach reżysera.

poniedziałek, 30 lipca 2018

Fogg - pieśniarz Warszawy - Młynarski-Masecki Jazz Camerata Varsoviensis, czyli piękne wspomnienia

Okładka płyty 'Fogg - pieśniarz Warszawy' / Materiały prasoweZnowu wracam do przedwojennych piosenek, zresztą wspominałem o tym, że podobnie jak w latach poprzednich wybieram się na koncert do Parku Wolności, przy Muzeum Powstania Warszawskiego. Różne już bywały tam koncerty, ostrzejsze, bardziej nawiązujące do samego Powstania, ale ten rzeczywiście był dość wyjątkowy.
Dla wielu z walczących Mieczysław Fogg, nie był postacią anonimową, był już artystą znanym i lubianym, a swój talent traktował jako coś czym może się dzielić, również podczas okupacji, często występując na nielegalnych koncertach. Sam był żołnierzem AK, odznaczonym za swą postawę, jak najbardziej jest więc to postać, która z Powstaniem się łączy. Choć równie ważna jest też jego postawa po wojnie - przybył do niej jako jeden z pierwszych i w ruinach otwierał swoją kawiarnię, by podnosić na duchu tych, którzy do stolicy powracali, by dać im namiastkę tamtego miasta, które pamiętali.

niedziela, 29 lipca 2018

Podejrzany - Paulina Świst, czyli mięśniaki i ich długonogie piękności po raz trzeci

Jakoś tak dziwnie się złożyło, że jeden po drugim wpadły mi w łapki książki Pauliny Świst. Zresztą w tej chwili są gdzie byście się nie obejrzeli, w każdym kiosku one leżą. Z reklamą ostry seks, ostry język, ostra jazda, obiecują coś wyjątkowego.
Przy trzeciej można już przyzwyczaić się do tego stylu, gdzie prawie wszyscy bohaterowie są tacy sami - w każdym tomie inna para jest na pierwszym planie, ale ponieważ wszystko kręci się wokół rodzeństw, znajomych i w kręgach prawniczo-policyjno-mundurowych, to może i podobieństwa da się wyjaśnić. Trzeba trochę przymknąć oczy na pewne schematyzmy, by się bawić powtarzanymi rozwiązaniami: nawet gdy się kłócą, są na siebie wściekli, to wystarczy iskra, by lądowali w łóżku i by odbywało się jak to delikatnie opisuje autorka "ostre rżnięcie". Choć intryga w drugim i trzecim tomie jest bardziej rozbudowana i ciekawsza, wciąż jest we mnie podejrzenie, że tak naprawdę najbardziej rajcują piszącą właśnie takie sceny. I może stąd jej popularność? W końcu Greya też czytało podobno tysiące ludzi.

sobota, 28 lipca 2018

1984, czyli Wielki Brat patrzy


Książka legenda. Ale też cholernie ciężko mam wrażenie, że przenieść ją na ekran. Michael Radford był chyba najbliżej tego, by oddać tę atmosferę schizofrenii, strachu, podejrzeń. Tu jednak dosłowność, nawet najbardziej straszna to trochę mało, bo nie chodzi przecież o czołgi, obrazy wojny, szarość, mundurki. Może nawet bardziej chodzi o spojrzenia pełne podejrzliwości albo spuszczony wzrok, tę radość, że może udało się znaleźć miejsce gdzie nie jestem podsłuchiwany i podglądany.

Przedawnienie - Jiří Březina, czyli sprawa sprzed lat

Czytam w tej chwili aż 6 rzeczy równolegle, ale to już u mnie tradycja, że jak się dorwę do dobrego kryminału, to wszystko odkładam i w jeden dzień kończę to co najbardziej wciąga. Tak miałem z poprzednimi książkami od Wydawnictwa Afera - czeskie krymi to dopiero trzy pozycje (2 tytuły Procházkovej), ale każda zdecydowanie warta uwagi. I w przypadku Březiny też możemy liczyć na ciąg dalszy, bo widać, że ten bohater aż prosi się o dalsze tomy. Młody policjant Tomáš Volf "zesłany" do archiwum za zawalenie jakiejś sprawy (być może w kolejnych tomach dowiemy się jakiej), za wszelką cenę próbuje znaleźć sposób na to, by zwrócić na siebie uwagę przełożonych, by wrócić do łask i do dochodzeniówki. W papierach się męczy, ale nie stracił nosa, grzebiąc więc w starych sprawach, wyszukał coś, co zwróciło jego uwagę. Dochodzenie w sprawie morderstwa w niewielkiej wsi na pograniczu czechosłowacko-austriackim, prowadzone tuż po roku 1989, gdy wszystko się zmieniło, nigdy nie zostało zamknięte, brakuje pewnych dokumentów, ale jest pewna kwestia, która być może pozwoliłaby na skazanie sprawcy mimo upływu lat. Byle tylko potwierdzić swoje podejrzenia. Nie będzie to jednak proste, bo osoby, które prowadziły dochodzenie albo nie żyją, są zbyt chore lub też nie chcą opowiadać o tym co się wtedy działo. Jedyną nadzieją jest dotarcie do znanego polityka, kandydata na ministra spraw wewnętrznych, obecnie prowadzącego kampanię do wyborów, który wtedy rozpoczynał swoją karierę i to była jedna z pierwszych jego spraw.

piątek, 27 lipca 2018

Noc w wielkim mieście - Jazz Band Młynarski-Masecki, czyli co mnie tak wzięło na przedwojenne klimaty


Dziś premiera płyty z piosenkami Foga i koncert w Muzeum Powstania Warszawskiego, ale nie chcę pisać o tych nagraniach (choć można ich już słuchać w sieci) przed koncertem. Może na dniach. Sięgam więc po poprzedni krążek tej ekipy z piosenkami przedwojennej Warszawy. Wracają piosenki Henryka Warsa, Jerzego Petersburskiego, czy braci Goldów w ciekawych mocno jazzowych aranżacjach. Tu jest właśnie ten niewielki detal, który trochę różni ich nagrania od tego co robi np. Mała Orkiestra Dancingowa, o której pisałem po koncercie w Krakowie (a propos też wydają płytę!). Tamci starają się wiernie odtworzyć wszystko co do nutki, tu panowie bawią się trochę tymi klimatami, zachowując oczywiście melodię, ale mocno rozbudowując niektóre partie instrumentalne (np. improwizacje na fortepianie). Wszystko jednak nawet nagrane jest tak, by tworzyło atmosferę nagrań przedwojennych, jedynie trzasku płyty nie słychać :)

A ja żem jej powiedziała - Katarzyna Nosowska, czyli kto ma zrozumieć, ten zrozumie

Przyznam się, że gdy usłyszałem, że Kasia Nosowska, zwariowany projekt z sieci, przerabia na książkę, byłem bardzo sceptyczny. I na Targach książki nie kupiłem, strasznie dziwiąc się tłumom po autograf, pewnie równie wielkim jak do Pamuka.
Ciekawość jednak zwyciężyła, choć sięgnąłem po audiobook, wychodząc z założenie, że najlepiej chyba właśnie ona sama będzie potrafiła tchnąć w te słowa jakiś sens. I nie żałuję. Pal licho obrazki, humor zawarty w pewnych absurdach tam zawartych, w wersji audio może coś tam tracę, ale i coś paradoksalnie zyskuję. Trudno bowiem zaprzeczyć, że sporo z tych krótkich rozdziałów, to rzeczy bardzo osobiste. Wiadomo, że część z nich to teksty pasujące do jakiegoś szyderczego felietonu w piśmie dla pań, można się przy nich nieźle uśmiać, ale to co ciekawsze (przynajmniej dla mnie), to próba zmierzenia się z ciut poważniejszymi tematami.

czwartek, 26 lipca 2018

Lot nad kukułczym gniazdem, czyli musisz się dostosować do oczekiwań społeczeństwa

Na blogu coraz większy chaos, nie jestem w stanie zaktualizować list z filmami, ale wciąż zbieram sobie tytuły do swojej prywatnej kolekcji. Po niektóre, jak choćby po ten, sięgam po raz kolejny.
Choć wciąż obiecuję sobie przeczytanie powieści Keseya, nie wiem czy cokolwiek zmieni on w mojej głowie, czy ktokolwiek mógłby w moich wyobrażeniach zastąpić w roli głównego bohatera Jacka Nicholsona. Te jego pierwsze filmy, najbardziej utkwiły mi w głowie i podobnie jak w przypadku De Niro, żałuję że w ostatnich kilkunastu latach raczej rozmieniał swój talent na drobne. Tu w roli buntownika, dowcipnisia, który chce walczyć z systemem, jest po prostu genialny. W rolach szaleńców zawsze sprawdzał się fenomenalnie, choć tu przecież jedynie szalonego udaje.

środa, 25 lipca 2018

Prokurator - Paulina Świst, czyli bardziej erotyk niż kryminał

Przygodę z książkami Pauliny Świst rozpocząłem do części drugiej, czyli "Komisarza", może bez wielkich peanów, ale doceniając pomysł, bo u nas tak się niewiele pisało. Gdy jednak bierze się trochę większą dawkę tej twórczości, zaczyna dostrzegać się w niej trochę więcej wad. A może przy pierwszej części zamierzam trochę więcej marudzić, bo ewidentnie intryga kryminalna ustępuje tu miejsca sercowym, a raczej członkowym uniesieniom. No, jeżeli przy kolejnych tomach ta tendencja wzrastającej ilości adrenaliny i akcji się utrzyma, to sięgnę i po kontynuację, ale jeśli mają wrócić klimaty z "Prokuratora" to chyba podziękuję. Jeżeli gustujecie w lekturach typu 50 twarzy kogoś tam, to może się Wam spodoba. Poziom językowy opisywanych relacji i ich głębokości jest pewnie podobny (wbił mnie na swój pal itp.). No co ja poradzę... Tracę przyjemność z czytania jak widzę takie nieporadne próby podniecenia czytelnika (a może raczej czytelniczek i one inaczej reagują?) - miałem tak chwilami przy młodym Miłoszewskim i też na razie omijam kontynuację, choć ciekawość zżera co też Ruscy wyczyniają na naszych terenach.
A przecież gdyby tak trochę w "Prokuratorze" pogłębić intrygę kryminalną, mielibyśmy całkiem niezłą rozrywkę.

poniedziałek, 23 lipca 2018

Przerwana lekcja muzyki, czyli odpoczniesz, dojdziesz do siebie

Pisząc o Ptaśku, Locie nad kukułczym gniazdem, przypomniałem sobie jeszcze jeden film, może mniej znany, ale całkiem ciekawy, którego akcja dzieje się w szpitalu psychiatrycznym. Znowu wraca temat karania za odmienność, społeczeństwa, które cię izoluje, bo jesteś inny, tyle że tutaj historia jest podwójnie mocna, bo dotyczy bardzo młodych dziewcząt, o których losie decydują rodzice. Dla ich dobra...
Wszystko co mogło niepokoić: nieposłuszeństwo, dziwne znajomości, uzależnienie, depresja, próby samobójcze, anoreksja, czy zainteresowanie własną płcią, uznawane było za objawy problemów psychicznych, które przecież lekarze są w stanie "wyleczyć". Wybić z głowy. Aby na powrót stać się normalną.

niedziela, 22 lipca 2018

Czeskie klimaty, czyli czemu tak mało na blogu

Wariacki wyjazd z żoną do Pragi wpłynął mocno na ciszę na blogu. Sieć jest, ale czasu nie ma. Informuję zatem co następuję: w miejscu niniejszym pojawi się garść fotek i pewne wspomnienia. Nie robiłem ich z wyjazdów z córką zdaje się, więc teraz nadrobię.
Z datami 20 lipca i 21 lipca pojawią się notki filmowe - rzeczy starsze, ale może kogoś zainteresują. Chodzi o "Przerwaną lekcję muzyki" oraz "Blair Witch". W planach na najbliższe dni jeszcze książka Nosowskiej i nowy film Terry'ego Gilliama. Ach i pewnie "Prokurator" Świst. I coś z Czech. Bo na wyprawę zabrałem trzy książki. Nie ma kiedy czytać, ale jak ktoś jest wariat, to i tak znajdzie chwilę. Dobranocka i odzywam się pewnie dopiero w środę. Jakby co można szukać mnie na FB: albo notatnikowym albo prywatnym gdzie masa zdjęć już jest.
Robert

sobota, 21 lipca 2018

Blair Witch, czyli zawiesić czas, zawiesić logikę

No tak, fanem horrorów wielkim nie jestem, mam straszne zaległości z klasyką, wybaczcie, zamiast więc pisać o filmie, który rozpoczął cały nurt podobnych produkcji, gdzie wszystko ma przypominać dokument kręcony z ręki, na razie notka o ostatniej z wielu kontynuacji. To trochę jak z Paranormal Activity - o ile na początku pomysł wydawał się oryginalny, potem wszystko już powszedniało, a im twórcy bardziej starali się straszyć, wychodziło marnie.
Pierwotny pomysł był ciekawy: oglądamy taśmy kręcone amatorską kamerą, niby gdzieś odnalezione z zarejestrowanymi prawdziwymi wydarzeniami. Grupka studentów udaje się na wyprawę do lasu, w którym dzieją się dziwne rzeczy, a legenda głosi iż czarownica nie lubi tam nikogo wpuszczać.

piątek, 20 lipca 2018

Amerykańska baśń, czyli duchy w polu kukurydzy


Kolejny obraz to rzecz upolowana na VOD, gdzie od czasu do czasu zaglądam. Ciekawe połączenie realizmu życia farmerów w obliczu kryzysu i baśniowej atmosfery. To połączenie jest możliwe, dzięki temu, że większość wydarzeń widzimy oczami nastoletniej dziewczynki, uwielbiającej fantastyczne historie, wrażliwej i trochę naiwnej. Niczego się nie obawia, wszystko ją ciekawi, więc nic dziwnego, że czasem zagląda w miejsca, w które nie powinna i może zobaczyć coś, co nie było przeznaczone dla jej oczu.

Czerwony pająk - Katarzyna Bonda, czyli jak wszystko skomplikować

Męczyłem się z tą książką prawie dwa tygodnie. Naprawdę męczyłem, bo mimo, że ciekawość była, to nie dawałem rady się przebić przez masę postaci, nazwisk, pseudonimów, powiązań, w których połowa była niejasna i parę razy zmieniała się perspektywa w jakiej były umieszczone. Stanowczo protestuję. Rozumiem, że autorka ma ambicje, rozrysowuje sobie na całą ścianę siatkę powiązań, ale proszę nie zmuszać czytelnika, by w w trakcie lektury robił to samo.

czwartek, 19 lipca 2018

Człowiek z magicznym pudełkiem, czyli polskie SF?!?


Bodo Cox miło zaskoczył mnie trochę odjechaną "Dziewczyna z szafy" i nadal nie idzie na łatwiznę. Wymyślił sobie, że w Polsce nakręci SF. Współcześnie wcale nie mniej wyraźnie widać różnice w budżetach, którymi dysponuje się na Zachodzie i u nas. Ja wiem - Machulski, czy Szulkin robili swoje nawet przy skromnych środkach. Ale tam bardziej zadziałał scenariusz, aktorzy, dialogi, niż to co widzieliśmy na ekranie. Liczył się pomysł. A dziś to trochę mało. Może gdyby udało się tą dziwną historię trochę rozbudować, włożyć do niej trochę napięcia, akcji. Bo romansu SF się nie spodziewałem i prawdę mówiąc uważam, że to trochę za mało, by przykuć uwagę widza. Nawet jeżeli obuduje się to tajemnicą, jakąś dziwną atmosferą i zmusi widza do kombinowania.

Bandyci z Armii Krajowej - Wojciech Lada, czyli na razie jedynie parę zdań

 Lektura jeszcze przede mną, na razie jedynie przekartkowałem, ale ponieważ po spotkaniu autorskim mam trochę refleksji, pozwolę sobie teraz, żeby nic mi nie uciekło, a potem rozbuduję notkę do pełnej recenzji. Wiem, że to mało komfortowe, ale jak ktoś jest zainteresowany, to może niech sobie gdzieś zapisze link, a jak zaglądacie tu codziennie (bo przecież z taką częstotliwością piszę), to na pewno o tym będę informował.

Po pierwsze tytuł: mało szczęśliwy i to z różnych powodów. Nie chodzi jedynie o samą kontrowersyjność i chęć przyciągnięcia uwagi. Raczej chodzi o sugestię w nim zawartą, iż to nie pojedynczy ludzie, ale sama formacja ma jakieś winy na sumieniu. Autor oczywiście w treści i na spotkaniu mocno temu zaprzecza, twierdząc, że takie zdarzenia miały miejsce, ale były to nieliczne zdarzenia, zawsze piętnowane przez Armię Krajową, która za ich popełnienie ścigała oraz karała.
Idźmy dalej.

środa, 18 lipca 2018

Droga, czyli czy masz w sobie ogień

Już spory kawałek czasu zbieram się do powieści McCarthy'ego i wciąż odkładam to na później, bo nie chcę się dołować. Ale pewnie już niedługo. A na razie sięgam po raz drugi po ekranizację jednej z najsłynniejszych jego powieści.
Film, w którym niewiele się dzieje, a mimo to każdy kto go zobaczył, zapamiętuje go na długo. Niech się schowają inne wizje postapokaliptyczne, bo tu w dziwny sposób udało się stworzyć taką, która naprawdę paraliżuje. Świat bez słońca, bez życia na ziemi, żadnych roślin, czy zwierząt, wszystko w szarościach, a nieliczni ocalali samotnie, w lęku nawet przed innymi ludźmi bardziej wegetują, niż naprawdę żyją.

wtorek, 17 lipca 2018

McQuinn, czyli przede wszystkim pasja

Alexander McQueen. Kto interesuje się modą pewnie zna to nazwisko. Nawet jednak jeżeli nic Wam ono nie mówi będę namawiał Was do obejrzenia tego dokumentu. To nie jest historia jedynie "dla ludzi z branży", niezrozumiała dla laików. Film rzeczywiście skupia się głównie na jego dokonaniach zawodowych, ale czuje się w tym przede wszystkim pasję, jakąś pozytywną dawkę szaleństwa. Nie rozumiem pewnych jego pomysłów, uważam je za zbyt dziwne, ekstrawaganckie, zaczynam jednak rozumieć, że to co widzimy na różnych pokazach, to nie jest sposób na sprzedaż czegokolwiek, ale wyrobienia sobie marki, zrobienia wokół siebie hałasu, sensacji. Pod tym względem muszę przyznać mu mistrzostwo świata, bo nawet kogoś takiego jak ja, kto wcale nie zwraca uwagę na modę, a pokazy uważa za wygłupy dla bogatych i naiwnych, udało się zaskoczyć. Ba, nawet oczarować.

niedziela, 15 lipca 2018

Biblia diabła - Leszek Herman, czyli jeden minus i cała masa plusów

Leszek Herman już dwa razy zachwycił mnie swoimi tomiszczami, pełnymi historii i sensacyjnej akcji. Porównywanie go z Danem Brownem wcale nie jest od czapy i nic dziwnego, że zasłużył sobie na medialny tytuł przemytnika tajemnic z przeszłości.
Tyle, że zamiast wielkich metropolii Europy, zwiedzamy nasze Pomorze Zachodnie, z nie mniej ciekawą historią. Byliśmy już w Szczecinie, okolicach Darłowa, teraz pora na Kamień Pomorski i wyspę Wolin.
Czego tu nie ma: relikwie legendarnej Korduli, cenne obrazy i precjoza ukrywane przez hitlerowców, poszukiwanie zatopionych skarbów, seryjny morderca... Dziwne połączenie? To dodajcie do tego jeszcze historię polowania na czarownice i nasze współczesne protesty organizacji feministycznych.


sobota, 14 lipca 2018

Las Vegas Parano, czyli pełen odjazd






Miała być notka książkowa, ale jakoś wciąż się do nie nie mogę zebrać, a że obejrzałem sobie pierwszy odcinek Patricka Melrose i jestem dość przerażony ilością narkotyków, postanowiłem napisać o filmie, który pod względem narkotycznych wizji przebija wszystko.
Było już parę ciekawych obrazów, które dotykały tego szaleństwa, odjazdów narkotykowych, tej mieszaniny szczęścia i obłędnego lęku. Ale chyba żaden nie dorównuje dziełu Terry'ego Gilliama. (tak to ten od Monthy Pythona). Tu nawet spójnej fabuły trudno się doszukać. Choć warto dodać, że książka oparta jest na powieści Huntera S. Thompsona i jego wspomnieniach z pewnej zwariowanej podróży przez Stany (oryginalny tytuł filmu nawiązywał do książki: Lęk i odraza w Las Vegas). Od początku wpadamy w szalony wir wizji, paranoi, destrukcji i jedynie podkręcamy tempo.

piątek, 13 lipca 2018

Dwa dni, chociaż dwa dni, czyli dzieci są najważniejsze

Zastanawiałem się czy pisać o kolejnym wyjeździe, ale ponieważ na kolejny na razie nie ma czasu, choć tym dwudniowym resetem niech się nacieszę, przypominając sobie foty. To już zresztą tradycja bloga, że wszystkie objazdówki lądują jako relacje (były już okolice Sandomierza, Jura Częstochowsko-Krakowska, Kraków, okolice Gniezna, Moszna, Wrocław i okolice) - jak klikniecie na etykietę poniżej to pewnie wszystkie się wyświetlą.
Dzieci rosną i już zupełnie inaczej muszę dla nich wymyślać atrakcje. Park Energolandia obiecywany był już od dawna, ale ponieważ to ponad 4 godziny jazdy, powiedziałem że mowy nie ma, żeby nie połączyć tego z jakimś noclegiem. Raz się żyje. A na przyjemnościach nie ma co oszczędzać. Na dzieciach też nie. A coraz częściej ich zainteresowanie pokrywają się już z moimi :)

czwartek, 12 lipca 2018

Ależ z nas egoiści, czyli Niemiłość i Happy End

Dwa filmy zaległe, jakoś łączące się w pewną całość, postanowiłem więc je połączyć, choć jeden mnie pozostawił kompletnie obojętnego, a drugi wstrząsnął. Oba jednak opowiadają o czymś ważnym: o tym jak w dzisiejszym świecie coraz mniej poświęcamy uwagi innym, chyba że jedynie dla pozorów, dla świętego spokoju. 
Dwóch wielkich reżyserów: Zwiagincew i Hanneke. I okazuje się, że ciekawsze rzeczy ma do opowiedzenia dużo młodszy i mający mniej dokonań Rosjanin. Może dlatego, że we wszystkich krajach, które zachłysnęły się dobrobytem dopiero niedawno, pewne procesy zachodzą jeszcze szybciej, a Hanneke w wielu swoich obrazach stawiał już podobne diagnozy społeczeństwa zachodniego i niczym tym razem nie zaskoczył?
Z tych dwóch polecam więc Niemiłość. Film trudny w odbiorze, porażający chłodem, ale przez to zostawiający widza w stanie kompletnego rozbicia, długo jeszcze się potem myśli o tym co się zobaczyło.

środa, 11 lipca 2018

Na głęboką wodę, czyli marzenia to nie wszystko

Przeciętny facet, mąż i ojciec, żeglarz amator i wynalazca, chce udowodnić, że coś potrafi i by spełnić swoje marzenie, staje do samotnego rejsu dookoła świata, mierząc się z zawodowcami. Kino uwielbia takie historie. Dodajmy jednak: o ile dobrze się kończą.
I tu może być pewnego rodzaju zaskoczenie, bo "Na głęboką wodę" wcale nie jest słodką historyjką o tym jak wiara we własne marzenia potrafi dać skrzydła, na których można wszystko wygrać.
Wybierając go z letniego repertuaru na dużych ekranach, pamiętajcie więc, że to nie jest film łatwy i przyjemny. Reżyser James Marsch prowadzi tę historię tak jakby była optymistyczną, familijną bajką, ale w pewnym momencie konfrontuje bohatera z trudną rzeczywistością. Cały świat wierzy, że idzie mu coraz lepiej, a on ma świadomość, że zaryzykował bardzo wiele i może stracić wszystko. By zbudować zaprojektowany przez siebie katamaran zastawił dom, firmę, zostawił rodzinę bez środków do życia, święcie wierząc w sukces i w to, że zgarnie sporą nagrodę za przepłynięcie trasy najszybciej ze wszystkich.

wtorek, 10 lipca 2018

Ty i teraz - Lidia Jasińska, czyli cud miłości polega na jej wskrzeszaniu

Bywa, że mężczyzna jest jak grosz znaleziony- choć wychuchany nie przynosi szczęścia.

Uśmiechnęliście się? Prawda, że trafne?


Choć bardzo rzadko sięgam po poezję, a aforyzmy kojarzą mi się jedynie z genialnymi perełkami Stanisława Jerzego Leca, zachwyciło mnie "Ty i teraz" Lidii Jasińskiej. Chyba w dzisiejszym zagonionym świecie zbyt rzadko sięgamy po tego typu teksty. Każdego dnia otacza nas masa słów, ale powoli gubimy ich znaczenie i wartość, nie doceniamy piękna i mądrości jaka może tkwić w prostocie, w tym ile można wyrazić jednym zdaniem.

Najtrudniejszy dla kobiety jest moment, w którym wybór zmienił się w przymus.
Najpierw zachwyciłem się wydaniem tego zbiorku. Sztywna oprawa, wstążka jako zakładka, okładka o fakturze płótna. Piękne! Mało znane wydawnictwo Barbelo używa hasła: książki do kochania i to jest bardzo trafne. Takich egzemplarzy żal oddawać. Co najwyżej można kupić kolejne na prezenty. 



poniedziałek, 9 lipca 2018

Ptasiek, czyli nie nazywajcie mnie szaleńcem


Wharton dziś już nie jest tak popularny jak w latach 80 i 90, ale kilka z jego książek wciąż mam na półkach i wspominam miło. Mówi się, że fenomen jego popularności był szczególnie silny w Polsce, choć to nie do końca przecież prawda. Nie byłoby pewnie jednak tego, gdyby nie ekranizacja jednej z jego książek. Kto wie czy nie najlepszej.Ptasiek. Genialna i nastrojowa muzyka Petera Gabriela i ciekawy klimat jaki udało się uzyskać Alanowi Parkerowi. To przede wszystkim zostaje w głowie po seansie. Nicolas Cage, tu jeszcze dość młody, bez mianieryzmów, oraz Matthew Modine (dobra, odważna rola), grają dwóch przyjaciół, którzy widzą się po latach. Zawsze trochę się różnili, Al był duszą towarzystwa, a Ptasiek samotnikiem, lubiącym spokój i obserwowanie ptaków, jednak sporo czasu spędzali jako nastolatkowie razem, dzieląc się swoimi zainteresowaniami. Potem rozdzieliły ich studia, wyjazdy i wreszcie wojna w Wietnamie (u Whartona była to druga wojna światowa), która okazała się tak wielką traumą, że na dobre zmieniły psychikę obu z nich. Z tym, że wybrali inną drogę do poradzenia sobie ze swym cierpieniem.

niedziela, 8 lipca 2018

Juliusz Cezar, czyli miłość i nienawiść tłumu

Gdy tylko mam okazję, staram się nie omijać żadnej retransmisji w ramach National Theatre Live (w Polsce w ramach Na żywo w kinach). Nie tylko dlatego, że pewnie niewiele będzie okazji, by oglądać ich przedstawienia na własne oczy, ale też dlatego, że często są to rzeczy mocno różniące się od tego co można oglądać w naszych teatrach. Pisałem o tym już niejednokrotnie: zabawy z uwspółcześnianiem inscenizacji, dalekim jednak od naszego politykowania, zmienianie bohaterom koloru skóry, płci, wizualne perełki, to rzeczy do których już jestem przyzwyczajony. A mimo to najnowsza inscenizacja "Juliusza Cezara" z nowej sceny The Bridge Theatre, po raz kolejny udowodniła mi, że wciąż mają sporo dobrych pomysłów. Miałem nie tak dawno okazję oglądać tę samą sztukę w Teatrze Powszechnym, trudno więc uniknąć mi porównań i zachwytów. A przynajmniej braw.

Vanished gardens - Charles Lloyd&The Marvels, Lucinda Williams, czyli leniwa niedziela

W planach miałem wypad na jakiś darmowy koncert, bo też spory wysyp ich ostatnio w okolicy, ale jednak lenistwo bierze górę. Człowiek obiecuje sobie, że posprząta, rozmrozi lodówkę, ugotuje, popracuje przy kompie, bo terminy gonią, a potem wychodzi na to, że zrobił zbyt mało, za to poleżał, polenił się i pooglądał coś na małym ekranie.
Jakoś chodzi za mną ostatnio muza trochę łagodniejsza, a że obiło mi się o uszy, że w Suwałkach właśnie trwa bluesowy festiwal, postanowiłem zapuścić sobie coś właśnie z bluesa. I w sumie fajnie wyszło, bo nie znając wykonawców i wybierając w ciemno, trafiłem na...

Bellevue, czyli zmierz się z przeszłością

Żona wyjechała, obiecywałem sobie, że przez te kilka dni zrobię sporo rzeczy, ale jakoś dziwnie czas się rozłazi i zamiast konkretów, wciąż pojawiają się jakieś duperele, a dzień mija jak szalony.
Zamiast porządków na blogu i nadrobienia notek lipcowych, na razie serial. Niestety mniej udany niż się spodziewałem. ale przy takiej ilości tytułów jakie oglądam, trudno mnie już zadowolić. Żeby to było jeszcze w jakiejś oryginalnej scenerii... Ale Kanada niestety nie stanowi tu jakiegoś super nowego elementu, zbyt to wszystko zbliżone do tego co widzieliśmy w serialach amerykańskich. Żeby to jeszcze było dobre aktorsko. Ale niestety Anna Paquin, choć ma bardzo specyficzną urodę, gra wciąż na podobnych tonacjach i najlepiej wychodzą jej spojrzenia oczyma pełnymi łez. Jak na panią detektyw to trochę słabo. Już w Czystej krwi niespecjalnie ją trawiłem.
A scenariusz?

sobota, 7 lipca 2018

Morderstwo przy Rue Dumas - M.L. Longworth, czyli urlop drodzy Państwo

"Śmierć w Chateau Bremont" może nie powaliła na kolana, ale zachwyciła swoją odmiennością, całą gamą smaków, zapachów i widoków Prowansji. I wiecie co? Druga z serii powieści kryminalnych o sędzi Antoine Verlaque i jego przyjaciółce Marinie Bonnet, zawiera tego jeszcze więcej. Wciąż nie mogę sobie ich za bardzo wyobrazić, bo chwilami zachowują się jakby byli jeszcze bardzo młodzi, a przecież mają już swoje lata za sobą, osiągnięcia i stanowiska. Ona jako wykładowczyni prawa cieszy się ogromną sympatią studentów, on z racji pełnionej funkcji, trochę popada w pychę, ale jako para stanowią bardzo ciekawy zespół dochodzeniowy. Nie do końca formalny, ale Verlaque często kieruje się bardziej intuicją, niż jakimiś formalnymi kwestiami. Nieodmiennie w trakcie różnych przesłuchań, poszukiwań, służbowych podróży i odkrywania kolejnych śladów, najbardziej charakterystyczne dla nich jest to, że zawsze znajdą czas na odrobinę przyjemności. Wygodny, klimatyczny hotel, ładna okolica do zwiedzenia, no i przede wszystkim pyszne jedzenie i wino. Och, ile razy w trakcie lektury czuje się napływającą ślinę do ust. W tym duecie to Verlaque jest większym znawcą i smakoszem, ale za to Marine jak mało kto potrafi cieszyć się każdym smakiem, wciąż odkrywa radość z posiłku, z picia dobrej kawy, czy wina. Czytając te wszystkie opisy można popaść trochę w kompleksy, że człowiek tylu rzeczy jeszcze nie próbował, może zbyt rzadko zwraca uwagę na jakość, ograniczając się do marketów i nie szukając lokalnych producentów, oryginalnych receptur. To jednak niewielka niedogodność, raczej zachęcająca do poeksperymentowania w kuchni, dokształcenia się w znajomości trunków, a na pewno nie odpychająca od lektury. Wręcz odwrotnie!

wtorek, 3 lipca 2018

Tajemnicze domostwo, czyli podpowiedz nam Duchu

W domu czuje się wakacje, dzieciaki się nudzą, więc jutro wyjazd do Energylandii, ale chyba generalnie atmosfera udziela się wszystkim. Może to ten mundial? Wszystko co wymaga większego wysiłku, odkłada się na później. Przed dwoma dniami milczenia wrzucam więc notkę z gatunku tych lżejszych, korzystając z tego, że Tomasz, który dla mnie stanowi niewyczerpane źródło informacji o planszówkach, napisał właśnie o Tajemniczym Domostwie. Niby mógłbym dać jedynie linka do niego, ale ponieważ grałem w to kilka razy, pozwalam sobie także na krótką opinię. Link do jego recenzji macie tu - od niego pochodzą też fotki. Gra nie jest super nowa, ale dzięki wznowieniu i zaangażowaniu do promocji Marcina Wrońskiego, być może znowu o niej jest ciut głośniej.
Pudełko sugeruje coś przerażającego, ale to raczej intryga kryminalna i bez jakiegoś większego dreszczyku. Ilustracje są klimatyczne, w każdej rozgrywce będziemy mieli jednak do czynienia jedynie z częścią z nich. A sama mechanika? Zbliżona do Dixita, który uwielbiam.

poniedziałek, 2 lipca 2018

Żona między nami - Greer Hendricks, Sarah Pekkanen, czyli komu uwierzysz?

żona między namiGdy ma się za sobą lekturę iluś thrillerów psychologicznych, człowiek rozpoznaje już pewne rozwiązania, twisty jakie fundują nam autorzy, jest bardziej wyczulony na pewne informacje i sygnały, które mogą mieć znaczenie. To wcale jednak nie znaczy, że nie można nas zaskoczyć. Greer Hendricks i Sarah Pekkanen rozpoczęły swoją historię tak, iż wszystko wydawało się dość oczywiste i przewidywalne. Oto trójkąt miłosny: pozostawiona żona, jej były mąż, który nie chce jej widzieć oraz nowa kobieta na horyzoncie. Wszystko wiemy?
Zazdrość, obsesja, śledzenie, próby zniechęcenia swojej następczyni, nadzieja na powrót męża, wspominanie tego jak było cudownie
– tyle sytuacji i emocji, które wydają się bardzo znajome. Z ciekawością jedynie obserwujemy, że Vanessa wydaje się coraz mniej radzić z rzeczywistością, popada w coraz większą depresję. Ciekawi jesteśmy oczywiście tego co się stało z ich małżeństwem, które przecież w jej oczach było tak idealne, ale podejrzewamy, że nie chce przyjąć do wiadomości faktu, że już nie jest tą jedyną. Skok w bok? Pewnie opierając się na statystykach, stwierdzilibyśmy że to jego ewidentna wina.