Wspominałem już, że tegoroczne Oscary chyba sobie odpuszczę. I nie tylko dlatego, że nie zdążyłem obejrzeć wszystkich nominowanych, a o części obejrzanych nie zdążyłem napisać. Trochę też dlatego, że co roku stwierdzam, że podniecamy się tak naprawdę świętem kina amerykańskiego i filmami w większości przeciętnymi. Jest tyle dużo ciekawszych, bardziej poruszających i inspirujących obrazów kręconych na całym świecie. Wystarczy czasem zmienić kanał w tv, poszukać trochę w recenzjach, rekomendacjach, a nie polegać jedynie na reklamach...
Ale do rzeczy. Obiecałem recenzję Grawitacji i oto jest. Zresztą pewnie pozostałe filmy nominowane też obejrzę i o nich napiszę, ale pozwólcie, że nadal będę polegał na własnych emocjach i nastroju w wyborze tematów :) Może w najbliższych tygodniach coś z kina rumuńskiego, z Rosji, albo ze Słowenii? Się zobaczy.
Ale do rzeczy. Obiecałem recenzję Grawitacji i oto jest. Zresztą pewnie pozostałe filmy nominowane też obejrzę i o nich napiszę, ale pozwólcie, że nadal będę polegał na własnych emocjach i nastroju w wyborze tematów :) Może w najbliższych tygodniach coś z kina rumuńskiego, z Rosji, albo ze Słowenii? Się zobaczy.
A teraz wyruszmy w kosmos.