poniedziałek, 30 września 2024

Motyle są wolne, czyli dajmy młodym przestrzeń


Najnowsza premiera Teatru Gudejko (gościnnie w IMKA), to spektakl który pewnie bardziej spodoba się młodym widzom. Postawienie na debiutantów, czyli Chrisa Cugowskiego i Zuzannę Mikołajczyk, na muzykę, przybliża ten tekst młodszemu pokoleniu, choć przecież sztuka Leonarda Gershe  ma już swoje lata i zdobyła popularność w latach 70 dzięki ekranizacji.

Dzięki tłumaczeniu Małgorzaty Semil i reżyserii Jerzego Gudejko wszystko nie tylko trochę się urealniło do naszych warunków (ach ten dom w Konstancinie Jeziornej), ale i jakby uwspółcześniło. Oto młody, niewidomy chłopak, który przez całe dzieciństwo i dojrzewanie był pod czujną opieką matki, zdobywa się na odwagę, by zamieszkać samodzielnie na warszawskiej Pradze. Trochę izolowany od rówieśników, nie ma w sobie dużo pewności siebie, ale jeżeli chodzi o zaradność życiową funkcjonuje całkiem sprawnie i nie ma ochoty wracać pod skrzydła mamusi. 

niedziela, 29 września 2024

Czarny młyn - Marcin Szczygielski, czyli to naturalne że się boisz

Kolejna powieść Marcina Szczygielskiego, czyli coś familijnego kończy wrzesień na Notatniku. Ten autor chyba pobije wszelkie rekordy obecności ze swoimi pozycjami w tym roku, a niedługo pewnie będzie walczył o podium obecności na Notatniku ogółem (policzę, ale chyba na razie króluje Marek Krajewski).

Czemu tak bardzo mi podeszła jego twórczość? Ano facet ma dar opowiadania historii i prawie każda jest trochę inna, nie powtarza się, tworząc świetny klimat, kreśląc ciekawy postacie i ich przygody.

Jak choćby Czarny młyn - niesamowita, mroczna opowieść o wiosce, która powoli wymiera. Położona gdzieś z dala od wielkich miast, z boku autostrady, kiedyś żyła dzięki zakładom, ale po ich upadku wszystko tu powoli niszczeje. Zostało kilka rodzin, raptem garstka dzieciaków w tym samym wieku, których rodzice nie bardzo mają perspektywę zaczynać życie na nowo gdzie indziej. Tu nawet zwierzęta powoli znikają, zarówno te dzikie, jak i hodowlane. Tak jakby jakaś mroczna siła powoli wysysała stąd życie.

sobota, 28 września 2024

Dewolucja - Max Brooks, czyli wszystko mamy i jesteśmy bezpieczni

Dość ciekawe podejście do opowiadania historii - przeplatanie jakiejś relacji, wywiadami z ludźmi, którzy komentują tragiczny finał tych zdarzeń. Może miało to jeszcze bardziej urealnić całą historię, zasugerować, że wszystko wydarzyło się naprawdę, ale jest to w thrillerach dość zaskakujące zagranie.
Wiesz, że doszło do czegoś okropnego, a potem jedynie masz śledzić kawałek po kawałki przebieg wydarzeń godzina po godzinie, dzień po dniu. Czy to odbiera przyjemność z lektury? W sumie powiem że nie, choć pewnie przez to trochę znika efekt zaskoczenia i nie ma budowania napięcia.


Fajny jest punkt wyjścia. Greenloop to odizolowana od świata osada high-tech w górach w stanie Waszyngton. Oferta dla ludzi bogatych, wyjątkowych, takich którym bliska jest ekologia, nowoczesny tryb życia. Wiecie - panele, oczyszczanie wody, ogrzewanie dzięki biogazom z kompostu... Ale przecież to ludzie bogaci, ekscentrycy, więc nie będą szli na całość i uprawiać ogródków - jedzenie zamawiają sobie przez internet i przylatuje ono do nich dronami. Wszystko modne, zdrowe, drogie...
Każdy ma swój dom, a dodatkowo jeszcze w centrum osady mają dom wspólny, na spotkania, wspólne posiłki, gdyby tylko ich zapragnęli. Pomysłodawca tego projektu zapewnia że o wszystkich pomyślał i zadbał o to by byli bezpieczni i mogli tu żyć nie przejmując się światem zewnętrznym.

Życie udowodni mu, że nie wszystko przewidział.

piątek, 27 września 2024

Present Laughter, czyli sam już nie wiem kim jestem

MaGa: Muszę przyznać, że Andrew Scott w roli Garry’ego Essendine’a dał prawdziwy popis gry aktorskiej. Widziałam go w sztuce „Vanya” i tam również dokonał – wydawać by się mogło – niemożliwego: jednoosobowo grał wszystkie postacie dramatu. Jednym słowem aktor pisany przez A. W „Present Laughter” gra aktorskiego idola, bożyszcze tłumów, którego teatralna egzystencja zostaje zagrożona przez osoby z zewnątrz.


Robert: Zdecydowanie ta sztuka, pewnie dość kontrowersyjna w momencie gdy powstawała (wystawiono ją po raz pierwszy w latach 40 XX wieku, a w nowej wersji trochę ją "podkręcono" przez dodanie wątku homoseksualnego), daje szansę popisu dla aktora grającego głównego bohatera. Wszystko kręci się wokół niego, a jego humory, nastroje, tak zmienne i czasem tak uciążliwe dla otoczenia, to okazja do pokazania wielu twarzy. Od wściekłości aż po zachwyt. 


MaGa: Garry grany przez Scotta wymyka się wszelkim szufladkom. Raz jawi się nam jak zagubiony chłopiec, który nigdy nie dorósł (Piotruś Pan), a raz jako manipulant, który teatralnymi minami, gestami usiłuje trzymać ludzi na dystans. Czyni to z zawadiacką brawurą, co daje efekty komiczne, ale jednocześnie skłania nas do myślenia, co kryje się pod maską uśmiechniętego celebryty. Raz jawi się jako rasowy drań, aktor-menadżer, by następnie wzbudzać w nas żałość nad jego starzeniem się. Postać – kameleon, a Scott gra ją wyśmienicie.

środa, 25 września 2024

Sarek - Ulf Kvensler, czyli przygoda, która zamienia się w koszmar

Skandynawia, dzika natura, góry i ciekawie zbudowane napięcie. "Sarek" naprawdę może się podobać, choć tu trudno mówić o zagadce kryminalnej, to raczej thriller psychologiczny, w którym od początku możemy domyślać się finału, ale i tak z ciekawością śledzimy jak do niego doszło.

Sarek to chyba jeden z najstarszych w Europie parków narodowych - ponad dwa tysiące kilometrów kwadratowych i raczej odludzia i bardzo prosta infrastruktura, a nie to co znamy choćby z naszych gór (schroniska, hotele itp.). Lodowce, rwące strumienie i czasem brak nawet jakichś oznaczeń szlaków - tu idziesz z mapą, a nie nastawiając się na łatwą wycieczkę. Tu idą ludzie, którzy kochają wędrówki i nie boją się niewygód.

Od początku śledzimy przesłuchanie jednej z bohaterek, która przebywa w szpitalu po jakimś wypadku i odpowiada na pytania dotyczące wyprawy. Szczegóły jednak poznajemy bardzo powoli, a równolegle otrzymujemy bardziej dokładną relację z wydarzeń, od momentu przygotowań, aż po dramatyczny finał.

wtorek, 24 września 2024

Substancja, czyli Twoje ciało to cała Ty?

Skoro film na plakacie używa określenia "Totalnie pojebane" to znaczy, że chyba idealnie pasuje do kącika dla wytrawnych kinomaniaków, prawda?

Wszędzie przeczytacie o długich owacjach widzów na festiwalach filmowych, zachwytach krytyków, ale uprzedzam - chwilami ten film przypomina raczej kino klasy B a nie wielkie arcydzieło.
Niby to zamierzone, ale przesada z jaką mamy do czynienia w finale moim zdaniem jest niepotrzebna i trochę psuje wrażenia z całości. Gdy widza oplujesz, oblejesz krwią, wcale nie sprawisz, że twoje przesłanie będzie lepiej utrwalone. Przyznam jednak że reżyserka Coralie Fargeat osiągnęła efekt - trudno o tym filmie zapomnieć i wszyscy, którzy go widzieli, o nim rozmawiają.

Gdy widzisz w obsadzie Demi Moore trochę się obawiasz, czy nie będzie to dla niej po prostu kolejna okazja, by pokazać że jest wciąż w formie. I początek właśnie trochę w tym nas utwierdza - gra ona gwiazdę, która choć jej sława już trochę przygasa, wciąż prowadzi własny program z ćwiczeniami w telewizji, ma jakieś kontrakty reklamowe i generalnie wcale nie ma zamiaru odchodzić na emeryturę.

poniedziałek, 23 września 2024

Nowsza Aleksandria - Drivealone, czyli tak dużo tak, tak mocno, czyli próba spojrzenia na nowo

Muzycznie ostatnio jestem wciąż w jakichś łagodniejszych klimatach, ale trochę przekornie szukałem na dziś czegoś ostrzejszego. I oto parę zdań o krążku, który ma już trochę latek, a ostatnio gdzieś rzucił mi się w oczy. Chodzi o projekt, który powstał w 30 rocznicę wydania płyty Nowa Aleksandria Siekiery. Kultowe wydawnictwo przez lata jedynie zyskuje na popularności, wtedy nowofalowe brzmienie i teksty mocno zaskakiwały. Muszę chyba kiedyś ściągnąć z półki i napisać również o tamtej płycie (a przecież pisałem o innym projekcie Adamskiego i o płytach Armii, która była jedną z odnóg ich współpracy), ale dziś o tym co zrobili trochę młodsi ludzie po 30 latach.

Najpierw wypadałoby ich przedstawić - za projektem Drivealone kryją się m.in. poznański multiinstrumentalista Piotr Maciejewski (m.in. Muchy) i ludzie których zaprosił do współpracy - Stefan Czerwiński, Daniel Karpiński, Michał Wiraszko, Natalia Fiedorczuk-Cieślak oraz Kuba Wandachowicz. Płyta to zapis koncertu z Jarocina, gdzie wystąpili z tym specjalnym materiałem. A jak wyszło?

sobota, 21 września 2024

Rękopis Hopkinsa - R.C. Sherriff, czyli nie będzie już mleka do herbaty?

Po zachwytach nad powieściami Wyndhama, które mimo blisko 70 lat od premiery, wciąż zachowują siłę i żywotność, tym razem o jednym z mniej udanych tytułów z serii Wehikuł Czasu od Wydawnictwa Rebis. No nie może być zupełnie idealnie, prawda?


Doceniam sam pomysł - oto na terenie Wysp Brytyjskich prowadzone są prace historyków z Azji i Afryki, by odnaleźć jakieś pozostałości po dawnym imperium. Jednym z takich dokumentów jest rękopis, cudem ocalały ze zniszczenia, jakie dotknęło tą ziemię. Po takim wstępie dalej śledzimy już treść samego pamiętnika, czy też zapisków opowiadających o czasach przed katastrofą.

I tu pojawia się pierwszy zgrzyt. Hopkins nie jest nikim ważnym, to gość, który żyje sobie na wsi i hoduje kury, ale ma o sobie bardzo wysokie mniemanie, cały pamiętnik przeładowany jest więc stwierdzeniami jak to on został niedoceniony, pokrzywdzony, a przecież gdyby go posłuchano, to on przecież mógłby włożyć swój wkład w ratowanie cywilizacji.
Więcej jest w pierwszej połowie książki o kurniku, nagrodach zdobywanych przez jego kury, o tym jak mu się wygodnie żyje - skromnie, ale przecież ze służącą, niż o katastrofie jaka nadciąga.

piątek, 20 września 2024

Drużyna A (A), czyli porozmawiajmy o uczuciach

Dziś premiera, więc choć kilka zdań.

Jeżeli zwiastun obiecuje Wam komedię i z tego powodu chcecie się wybrać do kina, uprzedzam że się rozczarujecie. 

Jeżeli spodziewacie się mądrego opowiadania o tym czym jest uzależnienie. Połowicznie będziecie usatysfakcjonowani. To jest chyba najmocniejsza strona tej produkcji - postacie, z których każde ma jakąś skomplikowaną historię do opowiedzenia.

Jeżeli macie nadzieję, że Daniel Jaroszek, po "Johnym" znowu opowie pełną ciepła i wzruszającą historię, również będziecie usatysfakcjonowani jedynie połowicznie. 

Dlaczego?

środa, 18 września 2024

Paradis city - Jens Lapidus, czyli niby thriller i dystopia, a otoczka jakby bardzo znajoma

Dotąd nie znałem twórczości Jensa Lapidusa, mimo że w Szwecji należy on do bardziej popularnych autorów, a zdaje się u u nas miał kilka wydanych tytułów, które zwróciły uwagę fanów kryminałów. 
Po lekturze Paradis City stwierdzam, że warto śledzić jego twórczość. To niezłe połączenie kryminału, thrillera sensacyjnego z domieszką polityki i spojrzenia na problemy społeczne z jakimi zmaga się Europa. Czy uda się znaleźć dobry pomysł na integrację fali uchodźców, która przybywa nie tylko do Szwecji, gdzie dzieje się akcja, czy też będzie to beczka prochu, która prędzej czy później doprowadzi do wybuchu? Przecież z góry niestety wszystkich przybyszów wpycha się do worka: ciesz się z tego co dostaniesz, bo nigdy nie będziesz zarabiać tyle co my, a jednocześnie oczekuje nauki języka, przyjęcia kultury i zwyczajów, co wywołuje napięcia.


Paradis City to wizja tego co może czekać nas za dekadę, a może nawet wcześniej. Gdy służby nie mogą poradzić sobie z utrzymaniem porządku w niektórych dzielnicach, a ich obecność wywołuje jeszcze większą eskalację przemocy, pod wpływem "spokojnych obywateli", państwo decyduje się na ogrodzenie strefy murem niczym getta i ograniczenie jakichkolwiek możliwości wychodzenia z tej strefy ludzi, którzy tam żyją. Mają poradzić sobie sami.
Obywatele też są tak dzielenie - jeżeli miałeś konflikt z prawem, masz karę, jeżeli to się powtarza, tracisz prawa obywatelskie np. do służby zdrowia, do normalnej pracy. I nikogo nie obchodzi, z jakiego powodu coś ukradłeś albo jakie były okoliczności jakiejś bójki. Niczym na równi pochyłej, spychany jesteś coraz niżej i nie masz wyjścia jak wciąż szukać sposobu na dorobienie, niekoniecznie w legalny sposób.

wtorek, 17 września 2024

Bulion i inne namiętności, czyli zapłakać przy jedzeniu

Dwie i pół godziny zaglądania do garnków, w talerze i obserwowania ludzi jedzących pyszne potrawy :) Ale ileż w tym intymności, ile piękna i wzruszenia! Naprawdę można zapłakać, wyobrażając sobie jak sami próbujemy tych dań, jak eksperymentujemy w kuchni, szukając idealnych połączeń, smaków, które zachwycą.


Czuć w tym niesamowitą chemię jaka jest na ekranie między dwójką aktorów, czyli Juliette Binoche i Benoit Magimelem. No niech mi ktoś powie, że jesień życia nie może być piękna i wypełniona szczęściem. 

I w sumie na tym swoją notkę mógłbym skończyć. Bo to po prostu trzeba zobaczyć samemu, poczuć te zapachy, choć przecież je sobie jedynie wyobrażamy.

poniedziałek, 16 września 2024

Pielgrzym nadziei, czyli wyrusz w drogę jak miliony przed Tobą

Dziś notka króciutka, ale postanowiłem zrobić dla niej miejsce. Mam słabość do Camino i wyszukuję wszystko co się da na ten temat, a jak wracam dzięki filmom czy zdjęciom na tę drogę, to zawsze mnie to raduje. Choć i tęskno trochę i chciałoby się wrócić na szlak, pewnie tym razem na dłużej.

I oto wypatrzyłem na TVP film dokumentalny jaki powstał niedawno, a który można obejrzeć za darmoszkę na ich stronach. Link na koniec.


Przewodnikiem i narratorem jest Jasiek Mela, więc człowiek, który jest rozpoznawalny i dla młodszych i dla starszych, nie obawiajcie się więc - nie będzie nudzenia, wykładów historycznych, relacjonowania każdego kilometra i każdej miejscowości, czy tym podobnych rzeczy. Postawiono na próbę pokazania fenomenu szlaku pielgrzymkowego do Santiago de Compostella w sposób dość przystępny i ciekawy

sobota, 14 września 2024

Dzień Tryfidów - John Wyndham, czyli apokalipsa, której nikt się nie spodziewał

Drugie spotkanie z Johnem Wyndhamem w ramach serii Rebisu Wehikuł czasu i znowu zachwyt. Po siedmiu dekadach, to wciąż wciąga i funduje nam ciekawe przemyślenia na temat ludzkiej niefrasobliwości oraz reakcji wobec zagrożenia. Może delikatnie trąci myszką - główny bohater ma w sobie pewną sztywność i delikatność, tak charakterystyczną dla wyższych sfer, ale na pewno nie w stopniu, który nie pozwalałby na jego zaakceptowanie. Piszę o tym, bo kolejna moja lektura z tego cyklu, właśnie z wyżej wymienionego powodu, okazała się mało strawna, ale o niej może za tydzień, w sobotnim kąciku na Fantastykę.

Dzień Tryfidów nie powiela tego co było częste w powieściach SF z połowy XX wieku, czyli straszenia wojną nuklearną albo atakiem obcych. Tu zagłada przychodzi można by rzec od nas samych. A przynajmniej jej początek. Genetyczne eksperymenty, których konsekwencji nikt nie przewiduje, zachwycając się za to potencjalnymi korzyściami związanymi z obniżeniem kosztów produkcji, czy wydajności, to przecież zagrożenie jak najbardziej aktualne. Nasze zabawy w Pana Boga, naprawdę kiedyś mogą wyrwać się spod kontroli, zresztą pandemia Covid trochę nam to uświadomiła. 

piątek, 13 września 2024

Strychnica - Marek Zychla, czyli chrońcie nas i to miejsce!

Wizualnie - perełka. Moda na malowane brzegi, świetna okładka, sztywna oprawa - ręce same składają się do braw. A treść? No i tu jest trochę dziwnie.

Wyobraźcie sobie mieszankę Kinga, irlandzkich legend, Stranger Things, a do tego dołóżcie trochę zakompleksionego studenciaka z Polski, który jedzie opiekować się niepełnosprawnymi rezydentami ośrodka gdzieś na peryferiach Irlandii. Chwilami jest bardzo klimatycznie, ale im dłużej to wszystko autor ciągnie, tym to się dłuży i komplikuje. Potencjał na pewno jest spory, niepotrzebnie jednak na siłę cała opowieść idzie w stronę krwawej baśni, zamiast pozostać w obszarze sygnalizowania jakiejś tajemnicy, której do końca się nie odsłania. Niedosyt byłby chyba lepszy niż odarcie nas z oczekiwań i zafundowanie może i krwawych, ale postaci, które ewidentnie tu nie pasują, są zbyt bajkowe i przerysowane. Cała groza ulatuje, pozostaje jedynie oczekiwać na to, żeby ich wszystkie plany powyjaśniań i zniszczyć, tu już jednak na to napięcie, na grozę, nawet na ciekawość niestety nie ma już za bardzo miejsca.

czwartek, 12 września 2024

Kossakowie. Wachlarz - Joanna Jurgała-Jureczka, czyli zamiast filmu, raptem kilka zdjęć

Ciekawostka nie tylko dla tych, którzy lubią zanurzyć się w historię, w dzieje znanych rodzin, albo których fascynują Kossakowie. Warto jednak zaznaczyć, że to już kolejna książka Joanny Jurgały-Jureczki, w której kontynuuje pewne wątki i tematy. No i na pewno nie jest to klasyczna powieść biograficzna, raczej pewnego rodzaju wariacja na ten temat, wykorzystująca postacie, zdarzenia, sugerująca ich przebieg, ale skupiona na emocjach. Styl autorki mógłbym porównać do robienia cyklu zdjęć i prezentowania wybranych, by widz stworzył z nich historię, to na pewno nie jest film, nie telenowela, brakuje ciągłości, wszystko jest trochę porwane i nieuporządkowane. 

Nie twierdzę, że nie można śledzić pewnych wydarzeń, domyślać się wszystkiego, ale pewnie sporo osób będzie miało trudność z odnalezieniem się w tych migawkach.

środa, 11 września 2024

Pasożyt - Marek Krajewski, czyli szpieg zawsze planuje kilka kroków do przodu

 Marek Krajewski w tej chwili przynajmniej raz w roku obdarowuje swoich czytelników swoją kolejną powieścią, a ponieważ jak obiecał, do Mocka już nie powróci, funduje nam kolejne sprawy Popielskiego. Nie ukrywam, że wolę tego bohatera w wydaniu kryminalnym, mrocznym i w realiach miejskich, ale w tej chwili autor częściej funduje nam historie poświęcone jego współpracy z polskim wywiadem.

Jest zwykle oczywiście jakaś intryga kryminalna, może jakaś zagadka, ale fabuła raczej kręci się wokół rozgrywek szpiegów, odwróconych agentów, próbach oszukania przeciwnika bądź rozgryzienia jego oszustw. Czyta się to przyjemnie, zwykle to również kawałek ciekawej historii, bo Krajewski korzysta z prawdziwych postaci, ich życiorysów, czasem nawet spraw, których ślady można znaleźć w archiwach. Polska i jej sąsiedzi, ambicje Ukrainy, wielkie plany Niemiec i Sowietów, a my pomiędzy tym wszystkim...
W poprzednich kilku tomach walczył z Abwehrą, teraz będzie musiał stawić czoła Wielkiemu Bratu ze wschodu. A tam już go znają, bo parę razy zalazł im za skórę. 

Pasożyt to już zdaje się 12 część cyklu i znowu z Lwowa Edward "Łyssy" Popielski wyruszy w Polskę. Dostaje zadania, które wydaje się niewykonalne - ma odnaleźć agenta radzieckiego, przekazującego do Moskwy informacje o ludziach pracujących dla naszego wywiadu. Cenni współpracownicy giną jeden po drugim, ale Polacy znają jedynie sposób przekazywania wiadomości, nie potrafią jednak ich odczytać ani wykryć kto jest ich autorem. Zadania cholernie trudne, ale Popielski narobił ostatnio trochę błędów przez samowolkę, nie ma więc wyjścia.

Rodzinne rewolucje, czyli powiedz co ci potrzebne do szczęścia

Spektakli "wędrujących" po Polsce, czyli bez stałej sceny, za to z ciekawą (ale zmienną) obsadą coraz więcej, a wśród nich możecie już za chwilę wypatrywać najnowszej komedii w reżyserii Wojciecha Malajkata.


"Rodzinne rewolucje" to okazja do przyjrzenia się temu co kieruje naszym życiem i co może wpływać na relacje rodzinne. Gdy dzieci dorastają, wyfruwają z domu, masz wreszcie trochę czasu i przestrzeni dla siebie, a może też okazję do zrobienia rzeczy, o których od dawna marzyliście. No tak, ale do tego zwykle potrzeba środków, prawda? A gdybyście je mieli?

poniedziałek, 9 września 2024

2:22. Historia o duchach, czyli nawet jeżeli nie wierzysz...


Maga: Nie ma obecnie na polskich scenach sztuk z grozą w tle (thrillerów, czy horrorów), dlatego duże uznanie dla realizatorów spektaklu, którzy potrafili stworzyć spektakl, który niemal od pierwszej do ostatniej sceny trzyma w napięciu, zagadka jest trudna do rozwiązania i – jeśli o mnie chodzi – puenta zaskoczyła mnie całkowicie.

Robert: Udaje się stworzyć fajną atmosferę, pełną napięcia, tajemnicy. Tu wszystko jest dobrze przemyślane: światło, muzyka, odgłosy, które w odpowiednich momentach mogą sprawić, że poderwiesz się z fotela, nawet kłótnie między postaciami. Wszystko jest po coś... I to się sprawdza.
Do końca nie wiesz czego się spodziewać, dokąd to zmierza.


MaGa: Przybliżmy trochę fabułę: Jenny i Sam kupili stary dom i przystosowują go do swoich potrzeb, bo właśnie urodziła się im córeczka. On, z racji pracy, często wyjeżdża, ona jest zmęczona obowiązkami macierzyńskimi. Dopiero teraz mają czas zrobić parapetówkę dla przyjaciółki Lauren i jej nowego chłopaka, Bena. Obie pary różnią się od siebie światopoglądowo, a obaj panowie usiłują zostać samcami alfa.

niedziela, 8 września 2024

Światłość w sierpniu - William Faulkner, czyli czy wciąż może zachwycać?

Na jakiś czas chyba będzie przerwa w notkach na blogu, ale wrócę niebawem, na pewno z dwoma spektaklami, z porcją fantastyki, ale może i jakiś reportaż się znajdzie...

A dziś klasyka. Ale w nowym wydaniu. Co prawda nie czytałem tłumaczenia Słomczyńskiego, więc trudno mi porównywać, rozumiem jednak powody szukania sposobu innego spojrzenia na jakiś tytuł. Czasem to chęć uwspółcześnienia, przybliżenia czytelnikowi czegoś co się trochę zestarzało, a czasem - i mam wrażenie, że to ten przypadek - jest to próba pokazania tekstu w jego oryginalnym brzmieniu. Bo Faulkner nie jest przecież pisarzem akcji czy dialogu, jego zdania i opisy są bardzo rozbudowane, tymczasem w poprzednich tłumaczeniach starano się to wygładzić, by tekst lepiej się czytał.
Tarczyński decyduje się na wierność oryginałowi i trzeba przyznać, że wiele fragmentów robi wrażenie, tak bardzo są plastyczne i tak bardzo czasem pobudzają wyobraźnię. Chwilami jednak można odnieść wrażenie, że szukanie jak najbardziej robiących wrażenie, kunsztownych porównań i zdań staje się ważniejsze niż sam sens tekstu. Tak jakby popisywanie się erudycją i swoją pomysłowością było tu w centrum.
A przecież tłumacz jednak powinien trochę chować się za autora, nie wychodzić przed niego... A może to jedynie moje wrażenie?

sobota, 7 września 2024

Poczwarki - John Wyndham, czyli podobno to czystość ma nas uratować

No to, żeby nie było że zostawiam Was z marudzeniem, dowód na to, że Fantastyka przed duże F naprawdę istnieje i jest na wyciągnięcie ręki. Seria Wehikuł Czasu przypomina nam powieści, które kiedyś były nagradzane, wzbudzały emocje i dostarcza nam naprawdę świetnej literatury. Może czasem i trąci myszką, ale chwilami naprawdę ze zdziwieniem można odkryć ile lat ma już dany tytuł. Albo zdziwić się jeszcze bardziej, że po czymś takim, wciąż pisze się rzeczy podobne, choć na dużo niższym poziomie. Czemu o tym piszę? Bo Poczwarki Wyndhama mają już chyba około 70 lat. A czytasz to jako rzecz, która spokojnie mogłaby zostać napisana i wczoraj, niewiele straciła na sile ta historia. 

Oto w niedalekiej przyszłości, po jakimś eksperymencie naukowym (albo katastrofie), życie na ziemi jakby cofnęło się do średniowiecza. Niewielkie wspólnoty plemienne, żyjące głównie z rolnictwa i hodowli, broniące się przed napadami "dzikusów", przekonane że poza ich regionem jest jedynie gorzej. I tępiące jakiekolwiek pojawiające się mutacje wśród roślin, zwierząt lub ludzi. Żeby to jakoś mocniej obwarować do głów i serc, zmodyfikowano nawet Biblię, by uzasadniać brak tolerancji na wszystko co odbiega od normy. A to co skażone grzechem należy wyplenić...

Skoro nauka doprowadziła do tragedii, w odruchu obronnym, część ludzi zbudowała cały system wierzeń i zasad, które mają uchronić ich przed jakimikolwiek zmianami, nawet jeżeli ktoś by przekonywał ich niosą ze sobą coś dobrego (np. zwiększenie plonów).

Burza - Sunya Mara, czyli ile jesteś w stanie poświęcić

Już dawno powieść fantasy nie szła mi z tak dużymi trudnościami. Niby całkiem ciekawy świat i intryga dająca szansę na jakieś sensowne zawiązanie akcji, ale jak przyszło co do czego, to okazało się, że wciąż kręcimy się w kółko, bohaterka wzdycha, wiecznie ma dylematy i niewiele z tego wynika. Gruba cegła i w dodatku pierwszy tom cyklu to niejednokrotnie zapowiedź niezłej zabawy, trzeba jednak podkreślić iż autor musi przyciągnąć naszą uwagę już tym pierwszym tomem. 

Ile to już było historii o nastolatkach, którzy z samego dołu społeczeństwa muszą przebić się do rządzących i pokonać system? Vesper Vale, córkę rewolucjonistów napędza nie tylko pragnienie zmiany, poprawy losu najbiedniejszych, ale przede wszystkim zemsta. Jej ojciec, ukrywający się dotąd dość skutecznie, niestety został aresztowany, a wszystkich bliskich, z którymi dziewczyna się wychowywała, wymordowano. Nic dziwnego, że uczucia jakie w sobie nosi są bardzo mroczne.

Żeby jednak stanąć do walki musi jeszcze wiele się nauczyć, najlepiej więc wkraść się w przebraniu do pałacu, by tam być szkoloną jak wielu innych wybrańców.

piątek, 6 września 2024

Usłyszeć śpiew jeleni - František Šmehlík, czyli dowody, uprzedzenia i intuicja

Czeskie krymi u mnie zawsze mile widziane. Mam wrażenie, że Afera dobrze wybiera to co najciekawsze na ich rynku, a dla nas to jednocześnie coś bliskiego, a jednocześnie trochę odmiennego i może dlatego tak kusi. Jak choćby w tym przypadku - Beskid Śląsko-Morawski to przecież tak blisko, ale jednocześnie można dostrzec sporo różnic. I one wychodzą w śledztwie, nawet jeżeli wszystkie procedury wyglądać będą podobnie.

 

Osada Helašná to dla jednych sielankowe miejsce, a dla innych pewnie totalne zadupie - raptem parę chałup pod lasem, niewielka knajpa, jedna droga dojazdowa... Co z tego, że widoki, że cisza. Można wpaść na weekend, ale żeby tu mieszkać? 

A jednak, poza ludźmi, którzy przyjeżdżają tu do swoich domków okazjonalnie na wypoczynek, mieszka tu też trochę ludzi. Znają się, wiedzą o sobie prawie wszystko. Czemu więc gdy dochodzi do brutalnego zamordowania młodej dziewczyny, nagle nikt nic nie wie, nic nie widział ani nie słyszał?

Życie seksualne kajakarzy - Wojciech Koronkiewicz, czyli jeden pan w łódce i to bez psa

Zanim drugi kryminał w tym tygodniu, to jeszcze jedna pozycja książkowa. Gdy siedzi się z Covidem w izolacji, tym bardziej tęskno do wyjazdów, do wędrówek. A właśnie o tym głównie pisze Koronkiewicz. Te jego "badania terenowe" o których wspomina w podtytule to po prostu obserwacje, rozmowy, jakieś zapiski z podróży kolejnymi rzekami Podlasia i okolic.

Po dwóch wcześniej czytanych książkach tego autora (możecie znaleźć notki np. przez kliknięcie zakładki "Przeczytane" na górze bloga), dużo sobie obiecywałem - lubię jego poczucie humoru, wrażliwość, ciekawość świata, która pcha go czasem w miejsca kompletnie odludne. Przecież piękno albo coś ciekawego można znaleźć nie tylko tam gdzie walą tłumy, prawda?


Zwykle jeździł rowerem, tak by mieć możliwość zatrzymania się, nie przegapienia niczego po drodze. A teraz kajak. Czasem wypożyczany, czasem targany nawet ze sobą, ale ważne że daje możliwość oglądania świata z zupełnie innej perspektywy. Prawdziwa wolność, a wieczorami ogniska, integracja, zabawa... Co kto lubi. Koronkiewicz raczej do tłumów nie lgnie, ale ciekawość popycha go czasem do zadawania mniej lub bardziej dziwnych pytań.

czwartek, 5 września 2024

Widmo przeszłości - Aneta Kisielewska, czyli wciąż ich widzę

Ponieważ czytanie jednej książki za drugą czasem powoduje to, że fabuła się zaciera, miesza, muszę chyba przyspieszyć z pisaniem o tym co czytam, jednocześnie próbując też wyciągać jakieś zaległości.
Kontynuuję więc w klimatach kryminalnych i thrillerowych. Dziś po polsku, jutro po czesku, a może jeszcze dorzucę jakiś pomiędzy. W sobotę fantastyka i to może w podwójnej dawce, a w niedzielę może coś z literatury pięknej?

Widmo przeszłości to rzecz napisana całkiem nieźle, niestety mocno powielająca schematy gatunku - ile to razy mieliśmy już bohaterkę, którą dręczy przeszłość, jakieś koszmary, której lęki powoli zaczynają utrudniać normalne życie. Nie śpisz, potem zaczynasz wszędzie widzieć zagrożenie, otoczenie uważa że masz paranoję, a to wszystko niczym w zamkniętym kręgu, popycha cię w jeszcze większe szaleństwo. Alkohol. Leki. Więcej alkoholu. Więcej leków. Byle zapomnieć. A potem budzisz się i wystarczy impuls, by znowu wszystko zaczęło się od nowa. 

środa, 4 września 2024

Cztery pory roku w Japonii - Nick Bradley, czyli nieprzegrywający z deszczem

Druga z obiecanych książek o Japonii. I to napisana przez Anglika, ale uwierzcie, że czuć w niej autentyczność, klimat i nie ma nic sztucznego. W końcu gość zna tą kulturę i spędził tam masę czasu. Czuje się jednak tą inność - to że jego postacie są jakoś nam bliższe, bardziej zrozumiałe - po prostu więcej uwagi poświęca nam by przybliżyć ich myśli, emocje. Wszystko to czego bardzo często w literaturze japońskiej musimy się domyślać, on podaje trochę na tacy. Może też dlatego tak bardzo nam się to może podobać, wydaje się bliższe, bardziej zrozumiałe... Być może Japończycy po prostu nie potrzebowali by tylu słów, uważali by je za niepotrzebne, a dla nas od razy czynią postać ciekawszą, do polubienia.


Cztery pory roku w Japonii mają trochę nietypową konstrukcję - oto młoda kobieta, tłumaczka zafascynowana Japonią, szuka dla siebie nowego wyzwania i przypadkowo odkrywa mało znaną powieść. Śledzimy więc jej problemy, kryzys jaki przeżywa, ale też widzimy jak mocno angażuje się w projekt tłumaczenia książki, która ją poruszyła. Tylko czy ktokolwiek ją wyda, skoro tak trudno jej znaleźć ślad po autorze, czy wydawcy, by uzyskać ich na to zgodę?

wtorek, 3 września 2024

Idealny czas na smuteczek - Nanae Aoyama, czyli to czego ty chcesz

Prawie nic nie oglądam, więcej czytam, choć izolacja mogłaby skłaniać do siedzenia przed kompem i nadrabiania zaległości filmowych. Jakoś mam jednak poczucie marnowania czasu w ten sposób. Wolę przyspieszyć z lekturami.

I tak dziś aż dwie. Obie łączy Japonia, pory roku, odgrywające istotną rolę w fabule, mimo podobieństw, jednak są tak inne. Może dlatego, że jedna jest autorstwa młodej, ale popularnej pisarki z Japonii i z tego języka była tłumaczona, druga zaś to kolejna pozycja (bo już jedną czytałem) Anglika, który w Japonii spędził sporo czasu, ale pisze po angielsku... Która podobała mi się bardziej? Cóż...


Przyjrzyjmy się najpierw "Idealnemu czasowi na smuteczek". Dziwny tytuł, a w zawartości otrzymujemy dwa opowiadania - długie "Pora zacząć prawdziwe życie" i króciutkie "Nowy początek". Kilka dni temu przy lekturze "Sto kwiatów" pisałem, że w literaturze japońskiej jakoś wyjątkowo często pojawia się motyw młodych ludzi, którzy ewidentnie są zagubieni, nie potrafią znaleźć sobie miejsca w życiu. I to po raz kolejny ten motyw powraca. Trwać, znaleźć sobie schronienie, zapewnić spełnienie podstawowych potrzeb i czekać. Na co? Może coś samo się zmieni, może poczuję jakiś impuls co do kierunku w jakim iść.
A na drugim końcu zwykle są osoby starsze, mające masę przyzwyczajeń, uważający słabość za fanaberię - oni przepracowali ciężko całe życie, nie rozumieją więc jak ktoś może nic nie robić, myśląc nad sobą.

Hiraeth - James Harries, czyli a może tak kameralny koncert

Poniedziałek z dawką muzyki. Dziś spokojnie, trochę nostalgicznie, ale nie bez przyczyny. Artysta o którym dziś, wpada niedługo do Polski na trasę koncertową i może kogoś namówię żeby zajrzeć na jego występy? 

Za trasą Jamesa Harriesa stoi Borówka Music, więc na pewno nie będzie banalnie - to ci zakręceni ludzie, którzy potrafią zorganizować koncerty w prywatnych domach albo w jeden dzień zapewnić ci kilka występów :) Dla nich nie ma nic niemożliwego. Więcej detali - kliknij tu.


James Harries dobrze wpisuje się w to co zwykle dzieje się na ich trasach - wybierają artystów, którzy nie boją się stanąć przed publiką z gitarą i mikrofonem, bez tysięcy nowinek, ulepszaczy, zaplecza itp. To songwriterzy, którzy chcą dzielić się muzyką, swoją wrażliwością, niezależnie od barier językowych - bywa kameralnie, nostalgicznie, ale bywa też radośnie i na pełnej petardzie.

poniedziałek, 2 września 2024

Córki czarnego munduru - Sylwia Trojanowska, czyli wrażliwość i empatia to podobno nikomu nie potrzebna słabość

Ciekawie jest czasem zrobić sobie jakąś odmianę w lekturach, a że dominuje u mnie kryminał, thriller, ostatnio również fantastyka, powieści obyczajowe z tłem historycznym, tak popularne u nas, są dobrym wyborem na taką zmianę.

Akcja powieści Sylwii Trojanowskiej rozgrywa się w latach trzydziestych XX wieku w Niemczech. Adolf Hitler coraz bardziej umacnia swoją władzę, narastają nacjonalistyczne nastroje, a my przyglądamy się temu wszystkiemu trochę z boku. Ingrid od początku bowiem wydaje się postacią, która trochę płynie z prądem, nie mającą w sobie na tyle siły, by jakoś samodzielnie kształtować swój los. A może to tylko pozory? Przecież gdy już ma się o kogo troszczyć, czuje że dla córek zrobi wszystko. Gdy jako młodziutka dziewczyna, nie czując dla siebie nadziei, wybrała samobójstwo, została uratowana przez dużo od siebie starszego mężczyznę. Przyjęła jego pomoc, jak również oświadczyny, nie czując miłości, ale ogromną wdzięczność.

Orfeusz w piekle, czyli pośmiejmy się z „bogów”

Już za chwileczkę, już za momencik rozpocznie się kolejny sezon transmisji i retransmisji spektakli z najlepszych światowych scen teatralnych, operowych i koncertowych w ramach nazywowkinach.pl i może się tak zdarzyć, że w ramach powtórek, Multikina po raz kolejny odtworzą operetkę Jacques’a Offenbacha „Orfeusz w piekle” z Festiwalu Salzburskiego.


Lubię opery, jednak coraz częściej i bardziej łaskawym okiem zaczynam patrzeć na świat kreowany w operetkach. Opera przedstawia poważną tematykę w równie poważnej oprawie; natomiast operetka jest formą lekką, komediową, jak to mówiono w czasach mojej młodości – rządzi nią muza w podkasanej spódnicy. Muszę przyznać, że w otaczającym nas, coraz mniej radosnym świecie, operetka ze swoją melodyjnością i lekkością arii daje ukojenie duszy i wywołuje uśmiech na twarzy, a przy „Orfeuszu w piekle” wręcz serdeczny, głośny śmiech. Bo trzeba przyznać, że twórcy tego spektaklu tak dobrali obsadę i tak poprowadzili akcję, że można się tylko śmiać. Mało tego, odnosiło się wrażenie, że i aktorzy bawią się równie dobrze jak widzowie co dawało niesamowity efekt. Niestety żaden zwiastun nie oddaje tego co ogląda się na scenie/ekranie.

niedziela, 1 września 2024

Królowa wody - Marcin Szczygielski, czyli nie ochronisz, nie mówiąc prawdy

Koniec wakacji, więc z tej okazji kolejna książka dla dzieci i młodzieży. I autor, który pojawia się w tym roku wyjątkowo często - chyba będzie rekordzistą tegorocznym - Marcin Szczygielski. Muszę przyznać, że prawie każda historia - zupełnie inna i za to duży szacun. Choć czasem aż się prosi, by wołać o kontynuację, on zabiera się za kolejne książki i znowu funduje coś innego.

Tym razem powiedziałbym, że coś na pograniczu baśni, horroru, a może delikatniej - powieści gotyckiej z nutką tajemnicy i grozy :) W końcu to raczej dla młodszego czytelnika, więc żeby nie było, że odradzam bo autor straszy. Odrobinę na pewno, ale skoro to nie przerasta bohaterów książki, to i dla czytelników nie będzie zbyt przerażające.


Po raz kolejny - i to znowu mi się bardzo podoba - w sytuacji dziecięcych postaci, w ich emocjach, pojawia się sporo życiowych problemów. Nowy tata, nowy brat, nowy dom... Aga jakoś pogodziła się z tym, że tata wyjechał, że ma nową rodzinę, choć trochę tęskni za tym co było. Dziewczynka cieszy się też z tego, że mama wyszła z dołka, że znalazła kogoś z kim czuje się szczęśliwa. Ale żeby to tak na stałe? I że teraz będzie miała brata? Który być może będzie zabierał uwagę mamy, która była tylko dla niej? No nie jest to proste.