środa, 29 lutego 2012

Spektakl Skarpetki, opus 124 czyli teatr telewizji i trema

fot. Teatr Współczesny
O rozdawajce na dole!
Kolejne spotkanie z teatrem telewizji na żywo :) i podobnie jak przy Boskiej - ogromna przyjemność obcowania ze wspanialymi aktorami, dobrym i technicznie dopracowanym programem (8 kamer, fajne przejścia między kolejnymi scenami, w przerwie wywiady z aktorami Teatru Współczesnego). Ogromna przyjemność. Nawet jeżeli człowiek wyłapuje drobne wpadki, zawieszenie głosu... Jak widać nawet najlepsi moga mieć tremę gdy grają na żywo przed milionową publicznością. Na pewno żal, że nie widzi się tego samemu w teatrze, ale w telewizji jaka to frajfa gdy widzisz twarz aktora z bliska, z jego mimiką, zmarszczkami - ileż w tych dialogach i scenkach życia...

wtorek, 28 lutego 2012

Stosik nr 9 i kolejna rozdawajka czyli świętujemy

Jak już wspomniałem wczoraj blog zanotował już ponad 50 tysięcy odwiedzin, więc postanowiłem zrobić dla Was (a szczególnie dla tych, którzy zaglądają do mnie regularnie) kolejną zabawę i rozdawajkę z przyjemnymi niespodziankami. A będzie to wyglądało następująco: przez pięć najbliższych dni codziennie gdzieś w notce będzie wplecione małe zadanie, dzięki któremu możecie zwiększyć swoją szansę na wygraną. 5 dni, 5 prezentów, ale wygrany będzie tylko jeden. Poniżej macie pierwsze "zadanie", kolejne będą wygląda podobnie. Jeżeli pojawicie się z komentarzem w jednym dniu i jednym miejscu - macie jedną szansę, ale jeżeli pojawicie się w ciągu najbliższego tygodnia we wszystkich wskazanych przeze mnie miejscach ze swoimi komentarzami macie wtedy aż 5 szans na wylosowanie pakietu. Wszystko jasne? 
No to pierwsze zadanie - proszę odnaleźć na moim blogu pewną notatkę i zostawić tam swój komentarz (wystarczy chcę, choć jak napiszecie oprócz tego coś w temacie będzie mi miło). Słowa klucze: MdM, podróże. Wchodząc na tę notatkę jednocześnie odkryjecie pierwszy prezent.

Ale radości więcej. Nie tylko to, że udaje mi się dotrzymać tempa jednej notki dziennie i jeszcze ktoś zagląda by to czytać. Radością są kolejne zdobycze, którymi chcę z Wami się podzielić. Poniżej znajdziecie stosik :)

poniedziałek, 27 lutego 2012

Wstyd czyli Oscary, a kontrowersje

Nie, moi drodzy wcale nie zamierzam pisać o nagrodach (bo te były przewidywalne w tym roku wyjątkowo), ale o jednym z filmów nominowanych, które zdobywały inne nagrody a tu nawet na nominację liczyć nie mogły. Trochę ze względu na temat (wyobrażam sobie jak to raczej konserwatywne gremium wpatruje się z zachwytem w faceta, który bez żenady paraduje nago), ale też ze względu na estetykę tego filmu. Pamiętacie Głód - pierwszy film Steve'a McQueena, który opisywałem w notatniku? Ten nie ustępuje mu odważnymi zdjęciami, klimatem, ale i tym jak działa na ludzi. Seans,wobec którego trudno pozostać obojętnym, choć w kategoriach estetycznych wiele osób oba te filmy może odrzucić. Co jest przyjemnego w oglądaniu faceta umierającego? A co jest przyjemnego w oglądaniu seksoholika? Celebrowane sceny i zdjęcia, które nijak nie zmieniają biegu wydarzeń, akcja ma tu czasem drugorzędne znaczenie, a to co jest tu istotą to wejście w psychikę bohatera.

niedziela, 26 lutego 2012

Śmierć pięknych saren czyli o tym razem o filmie i rozwiązanie rozdawajki po czesku

Gdybym wcześniej nie czytał powieści pewnie bym trochę inaczej podszedł do tego filmu, a tak... Wciąz w głowie tamten młodziutki Ota, który opowiada o swym Tacie - trochę sentymentalnie, trochę zabawnie, z dumą, z tęsknotą za czasami, które nie wrócą, z nostalgią i wzruszeniem... Ota, który opowiada o ojcu w pewien sposób opowiada nam tez o sobie - czemu jest właśnie taki jaki jest. łączy ich przecież nie tylko miłość do ryb i pogoń za tym szczęściem jakie daje wyjątkowo udany połów. A film? Ano  praktycznie zniknął nam z pola widzenia ten młody chłopak, który podziwia ojca, ale też potrafi na niego spojrzeć poprzez różne lepsze i gorsze chwile przez jakie przechodziła rodzina.
Tu w centrum jest tylko ojciec - robi się więc zabawnie (powybierane co smaczniejsze wątki z przedwojennych perypetii np. zawodowych), chwilami gorzko (okupacja), ale w porównaniu do ksiązki film sporo traci tego uroku i klimatu. Nawet ryby jakieś tu mniej żywe i fascynujące :)

sobota, 25 lutego 2012

Hugo i jego wynalazek czyli musisz mieć w życiu cel

No i proszę, okazuje się, że dzieci mogą już same iść do kina, a ja w tym czasie nie tylko oszczędzam kasę, ale i czas :) Alvin i wiewiórki to bynajmniej nie jest coś co bym chciał oglądać... A dziś tuż przed rozdaniem Oscarów o kolejnym nominowanym. Hugo to może nie jest film wybitny, ale ze względu na hołd jaki oddaje początkom kina, a konkretnie fantaście Georges Meliesowi ja jestem nastawiony do niego bardzo na tak - nie wiem na ile to będzie atrakcyjny obraz dla dzieci, ale dla nas dorosłych to w pewien sposób powrót do dzieciństwa, do dobrych przygodówek i do magii kina. Co z tego, że już wyrośliśmy ze złudzeń? Postarajmy się dać się ponieść temu obrazowi, a nie analizujmy go rozbierając na czynniki pierwsze. Dla mnie to była duża przyjemność - choć od razu muszę przyznać, że dużo ciekawsza była dla mnie druga godzina filmu gdy już pojawił się wątek Meliesa.
Tych, którzy marudzili na Artyście, że przywołuje pamięć o najmniej wartościowych obrazach kina niemego ta postać powinna usatysfakcjonować. To geniusz, który w czasach gdy kino dopiero powstawało miał odwagę by przenosić na ekran nawet najbardziej fantastyczne pomysły i sceny niczym ze snów? Kosmos? Proszę bardzo... Co tylko zechcecie i to wszystko 100 lat temu. Chciałbym poczuć kiedyś choć namiastkę tych emocji jakie towarzyszyły widzom jego dzieł - dziś może śmieszą, ale co czuli ludzie widząc je po raz pierwszy... Ech do tego podkład muzyczny na żywo i po prostu mamy magię, która jest 100 razy ciekawsza niż 3D i pogoń za efektami specjalnymi. Dzięki Panie Scorsese za przypomnienie tej postaci!

piątek, 24 lutego 2012

Wierna kopia albo Zapiski z Toskanii czyli miłość jak wino

Uffff wróciłem do domu :) Zmęczony, ale przede mną weekend więc może trochę odsapnę. Powrót wariacki - po raz pierwszy w życiu zostałem złapany na suszarkę i tylko mały cud sprawił, że miły policjant usłyszawszy gdzie pracuję darował mi 300 złotych mandatu i 6 punktów... Sam byłem zaskoczony... W domciu okazało się, że dzieci nieobecność przeżyły (przynajmniej na razie nie odkryłem śladów żadnej katastrofy), a na dodatek powrót do domu okrasiły mi wręczeniem dwóch paczek odebranych od listonosza. Kolejne 5 książek - chyba znowu będzie czas żeby podzielić się jakimś stosem... Ale to już jutro. A dziś na szybko zanim padnę jeszcze parę słów o filmie znanego reżysera irańskiego Abbasa Kiarostamiego, który znany jest pod dwoma tytułami - Wierna kopia, albo też Zapiski z Toskanii.

czwartek, 23 lutego 2012

Strasznie głośno, niesamowicie blisko czyli każdy nosi ciężar

Wśród tegorocznych nominowanych do Oscara aż 3 filmy, które spokojnie można kwalifikować do oglądania razem z dziećmi - ciekawe, nie (fakt, że starszymi, ale jednak). Bo albo są do nich kierowane (Czas wojny), albo są opowiadane z ich perspektywy, dużo jest elementów, które są rodem z kina familijnego. Ten choć opowiada o poważnych sprawach tak naprawdę ma w sobie dużo dziecięcej wrażliwości i również może być spokojnie pokazywany nastolatkom. Dziwny to film, bo łączy w sobie wiele tematów. Dla kogoś to będzie dramat o trudności w przyjęciu do świadomości śmierci ojca (który ginie w World Trade Center 11 września), dla kogoś narodowa terapia Amerykanów jak to czas leczy ból i rany po wielkiej tragedii (jesteśmy silniejsi niż ci co nas chcą skrzywdzić), a dla innych na poły magiczna baśń o dziecięcej wyobraźni i dorastaniu. Główny bohater - chłopak (no właśnie autyzm czy zespół Aspergera?) jak to ładnie jego tata nazwał jest ponadnormalnie inteligentny i z tego powodu nie potrafi żyć "normalnie" tak koncentruje na sobie uwagę, że wszystkie inne wydarzenia idą trochę niepamięć. To co pozostaje w głowie to różne zabawne scenki i monologi chłopca. Czy o to chodziło twórcom? Chyba nie.

Okno na podwórze czyli każdy ma w sobie coś z podglądacza

Oczy się już trochę kleją ze zmęczenia, ale wolę sobie posiedzieć dłużej niż potem mam się przewracać z boku na bok. Zacząłem oglądać "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" i kusi by obejrzeć do końca. A więc szybka notka na dziś. Tym razem coś z klasyki. Alfreda Hitchcock mistrzem był - chyba nikt nie zaprzeczy. Rzeczy robione przez niego odmieniły kino i do dziś mogą być szkołą dla innych. A czy dlatego, że to rzeczy "rozrywkowe" to znaczy, że mniej wartościowe? Film ma sprawiać przyjemność, wstrząsnąć, pozostać w pamięci, trzymać w napięciu. Jego filmy spokojnie spełniają przynajmniej jedno z tych kryteriów :) Pewnie do jego filmów jeszcze wrócę, bo to spora przyjemność patrzeć jak bez środków, którymi dysponuje kino dziś - te 50 lat temu robiono filmy równie ciekawe i przykuwające uwagę. W sumie liczy się dobra historia i pomysł. A ten tu jest.

wtorek, 21 lutego 2012

Kolejny rok czyli szczęście w prostej codzienności

Dzień bez czegoś kulturalnegojakiś mało wartościowy. A dziś mimo zmęczenia i nawału spraw słuzbowych na szczęście i trochę przyjemności kulturalnych się udało wcisnąć... Skończyłem lekturę cholernie mocnego "Requiem dla snu" (kochani niedługo pójdzie w Wasze ręce), a w ramach naszego DKK na Ochocie mieliśmy zorganizowane spotkanie ze Sławomirem Koprem. Wrażenia wkrótce, a na dziś zanim padnę jeszcze szybka notka o jednym z filmów obejrzanych w ubiegłym tygodniu. "Wzięło" mnie na Mike'a Leigh.  Na początek "Kolejny rok", w kolejce następne. Duzo mam takich pomysłów, aby poznać jakiegoś twórcę lepiej, przypomnieć sobie, ale potem brakuje mi konsekwencji, bo pojawiają się nowe, bardziej kuszące rzeczy... Ech ten mój słomiany zapał.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Włoskie szpilki - Magdalena Tulli czyli szarzy ludzie w szarym kraju

Cienka książeczka, a wrażeń i różnych refleksji niczym po wielkim tomiszczu. Lektura, która i smakuje i drażni jednocześnie. Napisane świetnym językiem, barwnie, pomysłowo o sprawach nie ukrywajmy niełatwych, bo dotyczy to trudnej przeszłości, bolesnych wydarzeń. Mamy i holocaust, i życie w rzeczywistości polski powojennej i wydarzenia roku 1968. Czuje się, że sporo tu wątków autobiograficznych, a jeżeli się mylę to tym bardziej chapeau bas ode mnie za stworzenie czegoś stwarzającego wrażenie bardzo osobistego.
Kilka krótkich opowiadań, bardzo luźno ze sobą powiązanych (pochodzenie rodziców, wszystkie pisane są z punktu widzenia dziecka). Całość niewiele ponad 100 stron, a przyjemność ogromna.    

sobota, 18 lutego 2012

Gówno się pali - Petr Sabach czyli parę słów o książce i czeski konkurs

No to na szybko, bo sobota na sprzątanie, więc czasu mało. Kończąc na razie kilkudniowy cykl z kulturą czeską czyli Gottland, Mamas&Papas i Opowieści o zwyczajnym szaleństwie (ale wrócę do Czechów za czas jakiś obiecuję!) chcę Wam zaproponować małą rozdawajkę.
Do wygrania dwie książki:
i
Gówno się pali - Petra Sabacha - poniżej szczegóły, a teraz parę słów o tej drugiej pozycji. Zachęcił mnie do tej lektury Mariusz Szczygieł, który mocno się nią zachwycał na swoim blogu, na rynku jest to rzecz nowa i chyba trudno dostępna, a prywatnie Wam powiem coś jeszcze... Jeżeli niedawno przeze mnie wspominany "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" jest reklamowany jako najzabawniejsza powieść jaką ktoś czytał w życiu to moim zdaniem nie czytał jeszcze Sabacha :) Tam się uśmiechałem, a tu śmiałem się prawie w głos.

piątek, 17 lutego 2012

Opowieści o zwyczajnym szaleństwie czyli nawet tytułu notki nie wymyślę równie zakręconego jak ten film

Drugi czeski film i notka dzień po dniu i już mogę zapowiedzieć na jutro ciąg dalszy cyklu "czeskiego" i przy okazji mały konkurs. A w nim do wygrania dwie kniżki. Zastanawiam się tylko czy dać dwie jednej osobie, czy podzielić to dla dwóch osób. A na dziś film Petra Zelenki - lubię go choćby za Rok Diabła, ale po obejrzeniu Opowieści mam coraz większą ochotę odświeżyć sobie inne jego rzeczy np. Samotnych czy Guzikowców... Pewnie za czas jakiś znowu spodziewajcie sie cyklu czeskiego na blogu.
To połączenie dziwnego humoru, pewnej nostalgii i dystansu wobec problemów tego świata na pewno nie każdemu podpasuje. Ale ci którzy raz pokochają tego typu wrażliwość będą do obrazów takich jak "Opowieści..." wracać jako do "kultowych", delektować się muzyką, poszczególnymi scenami.

czwartek, 16 lutego 2012

Mamas & Papas czyli 2+...

Ostatnio jakoś mniej filmów rosyjskich mi się trafia, a więcej czeskich. A ponieważ dawno nie oglądałem stamtąd nowszych rzeczy to chętnie sięgam. Dwie kolejne notki więc o kinie czeskim. Na początek niełatwy dramat o radościach i trudach rodzicielstwa.
Utrata dziecka, staranie się o dziecko, dylematy tych, którzy oczekują, obawy, radości, frustracje, miłość, wsparcie, ale i zdrada czy wycofywanie się. To cztery przeplatające się historie, lekko ze sobą połączone postaciami (np. dwóch braci, reszta też mija się w szpitalu, sklepie).

Gottland - Mariusz Szczygieł czyli Czesi i Historia

To fatalne jeżeli prawie miesiąc od przeczytania i od spotkania w ramach DKK nie potrafię usiąść i na spokojnie napisać czegoś o tej książce. To dobrze świadczy o książce (bo ostatnio coś mi łatwiej przychodzi krytykowac i marudzić), ale źle o mnie... Liczyłem jeszcze po cichu na Leszka (YB), który razem ze mną był na spotkaniu i Szczygła czytał po raz pierwszy... Jak widać jednak jemu też nie łatwo przelać myśli na klawiaturę. Dopisał się jednak potem jak widzicie kursywą w mój tekst.

Gdy się jest na gorąco po przeczytaniu tej ksiązki na pewno jest dużo więcej informacji, myśli w głowie i jakichś emocji w sercu. Przede wszystkim refleksje, że ci Czesi wcale nie mieli takiej wesołej historii w ostatnim stuleciu, że lekko im nie było i generalna myśl, że jakoś zupełnie inaczej sobie radzą z takimi trudnymi czasami. To bynajmniej nie kwestia "wesołkowatości" i obojętności wobec spraw ważnych jak czasami ich jako Polacy postrzegamy. To pewnego rodzaju dystans, wycofanie się w jakiś prywatny świat, czasami w postawę stoika na zewnątrz, często niestety w samotność.

środa, 15 lutego 2012

Pod słońcem Toskanii i Holiday czyli wieczór "romantyczny"

Wieczór walentynkowy w tym roku zorganizowany i oboje byliśmy o dziwo zadowoleni. Ja niby nie przepadam za takim reprtuarem filmowym, ale na szczęście te dwa dało sie oglądać bez bólu zębów, a jeżeli obok ma się ukochaną to naprawdę nie myśli się o tym, że musi być "coś ciekawego dla mnie"... Wystarcza obecność, to, że jesteśmy razem i że mogliśmy sie wyrwać. A posyłanie w niebo lampionów szczęścia było fanatstycznym przerywnikiem między filmami. Podziękowania dla Stowarzyszenia Możesz. A teraz o filmach - nie najnowszych, ale na szczęście obu nie znaliśmy (były niespodzianką)...

wtorek, 14 lutego 2012

Wypadki chodzą po ludziach czyli pech czy fart

Ponieważ dziś wieczór romantyczno-nastrojowy w kinie (dzięki naszemu lokalnemu Stowarzyszeniu, znowu mało czasu na pisanie... A tematów sie nazbierało, że ho ho. Ale wypadałoby przynajmniej podać wyniki losowania prawda? A zresztą może lepiej nie mówić, że to losowanie - jeszcze się Urząd Skarbowy przyczepi. A więc wśród 26 osób i świetnych cytatów (muszę kiedyś to powtórzyć, bo świetna lektura) stulatek popatrzył (a wzrok ma raczej słaby, więc chyba udawał, że czyta) i postukał w ekran przy komentarzu natalka.b88@wp.pl Brawa, gratulacje! Stulatek już niedługo zostanie przez mnei wyprawiony na pocztę, bo nie może doczekać się spotkania. A wy jeszcze chwilkę poczekajcie na mój opis spotkania ze stulatkiem - może lepiej zrobię to jak już opuści mój dom, to nie będzie żadnych niespodzianek. Kto już miał z nim do czynienia wie, że Stulatek jest nieprzewidywalny, a na dodatek świetnie zaciera ślady. Natalko - strzeż się! On jest nie tylko zabawny, ale i ma dośc specyficzne podejście do życia (np. wysadza domy).
Dziękuję wszystkim za udział w zabawie. Jutro przyjdzie czas na porządkowanie wpisów, a na dziś jeszcze o kolejnym filmie. Wypadki chodzą po ludziach to dość zwariowany dramat o losach rodziny widziany oczami nastolatka. Chłopak uważa, że przynosi wszystkim pecha i każdą tragedię jaka sie wydarza przypisuje sobie...

poniedziałek, 13 lutego 2012

Maigret w Vichy - George Simeon czyli detektyw na urlopie

Tu zaproponowałem Wam kolejną zabawę w zagadkę 24-godzinną, tym razem kryminalną. Wydawała się prosta, ale wcale taka się nie okazała. A zainspirowała mnie do niej lektura książki Sławomira Kopra. Otóż jest tam opisana m.in. pewna ciekawa postać. Na starość ta postać mimo kłopotów ze zdrowiem i prawie całkowitej utraty wzroku nie straciła klasy i nadal lubiła korzystać z życia. Jedną z przyjemności, którą postać lubiła się delektować (oprocz jedzenia) było czytanie. Skoro nie można czytać samemu, zawsze można prosić aby czytał ktoś inny (audiobooków nie było :)). A jedną z ulubionych lektur tej postaci był cykl powieści George'a Simeona o komisarzu Maigrecie. I właśnie jedną z książek tego cyklu miałem dla Was. Wystarczyło odgadnąć o kim Koper wspomina w tym fragmencie. A wygrała Ruczek - gratulacje! A sama książka? To coś dla wielbicieli klasyki kryminałów i raczej nie w stylu Chandlera, a Christie. Liczy się nie akcja, ale umysł, czasem nawet nie samo wymierzanie sprawiedliwości co poczucie moralności...

niedziela, 12 lutego 2012

Czas wojny czyli dla kogo ten film?

Steven Spielberg mam wrażenie jest ostatnio lepszy producent niż reżyser. Na pewno ma nosa i rękę do rzeczy widowiskowych (choć niekoniecznie wybitnych) i emocjonalnych, ale niektóre jego historie są tak banalne, że aż nie chce się tego oglądać. Może gdybym miał lat 14 to przeżywałbym podobne emocje jak kiedyś na ET, albo mając lat 7 na Lassie. Ale mam więcej i widziałem już tyle tego typu historii, że chciałoby się w nich choć trochę świeżości. Bo nie jest nią na pewno zmiana bohatera np. z psa na konia. Albo przeniesienie akcji np. z trudnych czasów kryzysu w latach 20-tych w USA do wojennej Europy...
A więc sprawnie zrobione, ale nic nowego panie Spielberg. Trochę nuży patos, ckliwość i zgrane chwyty, granie na emocjach (jakoś na mnie nie zadziałało).

piątek, 10 lutego 2012

Artysta czyli co ja na to poradzę, że się podoba

Dziś postanowiłem sobie nie rozgadywać się i napisać krótko. Bo sam nie potrafię wytłumaczyć na czym polega sukces tego filmu. Dziś gdy wydawałoby się nic na ekranie kina nie potrafi nas zaskoczyć (no, prawie nic) nagle ktoś ma odwagę nakręcić taki film. I o dziwo film, który dla widzów staje się doświadczeniem urokliwym, sentymentalnym, magicznym. Czarno biały obraz, nieme kino (tak, tak, zamiast dialogów w kulminacyjnych momentach zobaczycie jedynie plansze z wypowiedziami bohaterów), cała historia i sposób jej opowiedzenie niczym sprzed blisko wieku. A mimo to urzeka. Może właśnie dlatego, że to coś innego?

Żelazna dama, czyli nie będę zmywać filiżanek

W oczekiwaniu na Oscary czy nagrody BAFTA w jednej kategorii można pewnie robić spokojnie zakłady. Każdy kto widział ten film, ba, nawet ci, którzy go nie widzieli, ale znają jej poprzednie role są pewni, że nagrody za tę rolę jej się należą. Meryl Streep wielką aktorką jest i kolejny raz to udowadnia. 
A sam film? Cóż - spodziewałem się chyba czegoś innego i troszkę mnie rozczarował. Nie jest to obraz zły, ale momentami mam wrażenie, że jednak zaczyna nużyć, że jest mało uporządkowany. Wszyscy możecie się przekonać sami czy ta historia Was usatysfakcjonuje, bo właśnie wchodzi do kin.

czwartek, 9 lutego 2012

Oszukana czyli zło ma różne twarze

Kto by pomyślał, że nawet taka "gwiazdka" jak Angelina Jolie w rękach dobrego reżysera może stworzyć ciekawą rolę. Może nie wybitną, ale naprawdę przykuwającą uwagę - podobnie jak cała historia. A dla mnie to też kolejny powód by składać ręce do oklasków wobec Clinta Eastwooda - nparwdę facet potrafi robić niezłe filmy. I do cholery - to jest najciekawsze, że prawie każdy jest inny, że stara się szukać dobrych tematów, scenariuszy, a potem co film to coś dobrego lub bardzo dobrego. Ja słabych jego filmów jakoś w ogóle nie kojarzę, no może z ostatnich "Kosmiczni kowboje", ale on nie był serio...
Często mimo, że jest kojarzony jako twardy facet potrafi świetnie opowiadać o kobietach. Tu własnie wybrał tego typu autentyczną historię - dramat matki, której syn zaginął, a potem policja chce jej podrzucić inne dziecko wmawiając iż pzez kilka miesięcy po prostu syn się "trochę" zmienił.

środa, 8 lutego 2012

Spadkobiercy czyli gdy wszystko w życiu się zmienia

George Clooney  niczym Eastwood albo Banderas - im starszy tym lepszy. Po ciekawym "W chmurach" kolejny ciekawy dramat obyczajowy. Tym razem w sielskich krajobrazach Haiti otrzymujemy historię o przemianie, o dorastaniu, radzeniu sobie z bólem, bezsilnością czy żalem. Z jednej strony można kręcić nosem, że nic nowego, że w stosunku do książki Kaui Hart Hemmings mocno okrojono scenariusz, ale z drugiej - film Alexandra Payne’a ma w sobie coś urzekającego co pozwala wejść w tę powoli snująca się opowieść i chłonąć ją w pełni skupionym. Czy sprawił to scenariusz, czy postać bohatera (jako tata dwóch córek zawsze pewnie będę pozytywnie nastawiony do takich postaci), czy sam Clooney i ciekawie zagrana rola, a może wreszcie klimat tej opowieści - troszkę nostalgiczny, mimo trudnego tematu pełen ciepła i uczuć - grunt, że oglądałem to wszystko raczej na poziomie emocjonalnym niż intelektualnym. Więc wszelkie uwagi krytyczne wobec tego obrazu (zgadzam się - arcydziełem nie jest), mam w nosie, dla mnie to bardzo dobry film. Z jednej strony dramat, ale mnóstwo w nim pozytywnej energii, nadziei. To mi się w nim podoba i czasem tego właśnie w kinie szukam. Dobrych emocji.

wtorek, 7 lutego 2012

Sunset Limited czyli człowiek i jego argumenty

Czasem narzekamy na nasze krajowe filmy (szczególnie te telewizyjne) - że to teatr telewizji, a nie krwista produkcja, która na ekranie buduje nam świat tak realny, że nawet czasem fabułę i dialogi idą w kąt... A tu proszę - okazuje się, że za naszymi granicami też się tak kręci i że trafiają się perełki przy których zapiera dech. Tu w pełni skupiamy się na kreacjach aktorskich, na napięciu jakie buduje się między nimi, na emocjach no i przy dobrze napisanych dialogach praiwie spijamy każde słowo z ust. Czyż takim przykładem nie może być "Rzeź  "Polańskiego? A produkcja serialowa HBO "Bez tajemnic"  i jeszcze lepsze pierwowzory? Takim przykładem jest właśnie "Sunset Limited" - tu aktorzy i wypowiadane przez nich kwestie są w centrum. Czy to łatwy film? Na pewno nie - trzeba się nieźle skupić by wyłapać wszystkie smaczki i nie prześlizgnąć się po wierzchu konfliktu pomiędzy wierzącym i agnostykiem, czarnym i białym, optymistą i pesymistą.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął - Jona Sonasson czyli on wybiera się do Was

Moda na literaturę skandynawską trwa - tym razem po kryminałach pora na coś lżejszego. Poniżej znajdziecie recenzję a na początek kilka słów o konkursie.
Książka reklamowana jako opowieść o „Szwedzkim Forrestcie Gumpie” chce powędrować w Wasze ręce. Dopomina się kolejnych czytelników i tego aby rozbawić jak najwięcej osób.
Co trzeba zrobić aby poznać stulatka? Ano zgłosić się pod tym postem (wystarczy "chcę!" ale inwencję pozostawiam Wam). Anonimowo wpisując się zostaw proszę e-mail. Ale to nie wystarczy. Tym razem proszę aby każdy zostawił w komentarzu jakąś sentencję, aforyzm (jako wielbiciel Leca preferuję to określenie), mądrość życiową, ciekawy cytat lub myśl, która się Wam spodobała. Pełna dowolność. Razem ze stulatkiem po zakończonej lekturze zdecydujemy czy wybierzemy jakiś najciekawszy wpis, czy też wylosujemy szczęśliwca :) Czas do 14 lutego!
Rozdawajka może się odbyć dzięki wydawnictwu Świat książki, któremu bardzo dziękuje za przekazany egzemplarz.
PS. Aha - wcale się nie pogniewam, gdybyście reklamę rozdawajek umieścili u siebie albo rozesłali znajomym. Wiem, że to obniża szansę na wygraną (bo więcej chętnych), ale stulatek Allan podpowiada mi żebym napisał iż to zwiększa moją motywację aby cześciej urządzać rozdawajki. Książki trafiają coraz ciekawsze i coraz większą mam pokuse by coś z egzemplarzy recenzenckich zostawiać dla siebie. Na razie jestem wierny zasadzie - darmo dostałem to i darmo przekazuję.
Uwaga - rozdawajka zakończona.
A poniżej więcej o książce...

sobota, 4 lutego 2012

Życie prywatne elit drugiej Rzeczypospolitej czyli historyk w roli plotkarza

Jakoś dużo się tego autora zrobiło na rynku. Wyczuł zapotrzebowanie i teraz tłucze pozycje masowo? Jaki tytuł będzie nastepny - "Prywatne życie robotników", a może "Tajemnice życia erotycznego pokojówek"? Cholercia  wyzłośliwiam się, wybaczcie, ale po przeczytanie tej książki czuję jakis niesmak. A ponieważ właśnie czytam drugą, która ma być lekturą na DKK - niesmak jest tym większy i pewnie wpłynął na temperaturę tej notki. A będzie raczej chłodno (i nie dlatego, że za oknem zimno).
Czy rolą historyka jest grzebanie się w takich tematach jak życie prywatne? Czasem tak, ale czemu na Boga pisać o tym książki? Bo to tak jakby zamiast poważnego wywiadu, biografii, wielowątkowej analizy miałbym się zadowolić czymś na poziomie wywiadu w Vivie czy w innym jeszcze słabszym pisemku albo portalu plotkarskim, który już nawet się nie fatyguje aby swoje wymysły potwierdzić. Chwyta się sensację i wyrwaną z kontekstu podaje na tacy - oto jest! Znamy całą prawdę o... Średnio dla mnie pociągające. Ale ciekawość zwyciężyła. Pierwszy tom - politycy (i wojskowi).

piątek, 3 lutego 2012

Lana Del Rey - Born to die, czyli rogrzewa czy chłodzi?

Mało siedzę w nowościach muzycznych, w radiu słucham głównie ostrej muzy więc wiele postaci i płytek, które są na topie mi umyka. Ale czasem przypadek sprawia, że coś mi wpadnie w oko - czasem to recenzja w Wybiórczej, czasem w Polityce. Tym razem to była reklama w NG - jak widać warto by wytwórnia w ten sposób coś promowała. Nazwisko zapamiętane, szukam płyty w sieci. I oto jest - zapłaciłem za nią legalnie całe 3 złote w muzodajni i mogę się nią już cieszyć gdy wokoło coraz więcej o niej się mówi (ostatni tydzień to istne szaleństwo na jej punkcie). Coś w niej jest - pierwsze 5 utworów zachwyca, potem może już troszkę jest zbyt monotonnie, są też słabsze numery, ale trudno odmówić tej płycie świeżości. Czemu zawdzięcza sukces?

I love you Phillip Morris czyli czy jestem homofobem?

Przedziwny film. W sumie nie wiem jak go traktować - jako komedie i kolejny wygłup Carrey'a? Jako jakiś manifest, który kogoś ma przekonać do większej tolerancji dla homoseksualistów? Jako robienie sobie jaj czy film, który ma coś przekazać bardziej serio? Sama biografia na podstawie której zrobiono scenariusz rzeczywiście ciekawa - oto praworządny obywatel mający rodzinę i wydawałoby się poukładane życie, religijny i z zasadami nagle zapragnął życia innego. Od dawna wiedział o swoich skłonnościach homoseksualnych, ale raczej starał się z nimi ukrywać. Pod wpływem impulsu postanawia porzucić rodzinę i wyjechać gdzieś gdzie może w pełni korzystać z uciech życia. Od tej chwili nie ma zamiaru już niczego ukrywać, odkładać na potem. Niezła przemiana... Skąd weźmie na to kasę? Ano ten policjant zrzuci mundur i zacznie robić przekręty - okazuje się, że ma wielki talent do oszustw.

czwartek, 2 lutego 2012

Podroże małe i duże czyli czy łatwo realizować jest marzenia

O możliwości zdobycia książki informacji szukajcie pod koniec notki :) Tak, tak musicie przeczytać całą!
Ręka do góry kto lubi podróże? Kto lubi czytać o podróżach? Kto o nich marzyć? No to chyba notka dla Was wszystkich.
Ale od początku. Najpierw trafiłem skacząc po sieci na bloga Agnieszki i Grzegorza czyli mumagstravellers. Lubię przyglądać się trasom podróży, zdjęciom i wspomnieniom, więc oczywiście zacząłem w nim grzebać. I wynalazłem informację o tym iż różne swoje wspomnienia wydali w formie książkowej - na blogu nawet dzielą się kolejnymi etapami z niełatwego procesu wydania takiej publikacji (własnym sumptem). Kiedy więc natrafiłem na propozycję zakupu książki i wsparcia w ten sposób ich w zbieraniu funduszy na wymarzoną wyprawę dookoła świata długo się nie zastanawiałem. 25 zeta, ale jaką masz frajdę, że cała kwota idzie bezpośrednio do autora/wydawcy i to jeszcze może posłuży im do realizacji kolejnej podróży :) Prawdę mówiąc to dobra inwestycja - kto wie - może powstanie kolejna książka.
Wolę w ten sposób wspierać szaleńców, ale normalnych ludzi jak ty i ja, którzy ciułają każdą złotówkę, często śpią pod namiotami, podróżują jak najtaniej niż kupować kolejne książki "podróżników", którzy po pierwsze każą sobie za to płacić zwykle dużo więcej, a po drugie niewiele mogą nam doradzić w kwestii podróży - różni nas np. zawartość naszych portfeli, możliwości, komfort w jakim sobie mogą realizować swoje marzenia - to wszystko jest dla mnie mało osiągalne. A czytając relację Agnieszki i Grzegorza wciąż wraca myśl: to takie proste? kurde, a może by tak...?

środa, 1 lutego 2012

W ciemności, czyli co to jest to współ-czucie

Jak dobrać słowa by napisać o filmie, który ma taki ciężar i treści i emocji? O filmie, który dzieli i budzi kontrowersje - od najbardziej durnych (postawa: "nie będę oglądał filmów robionych przez Żydów, dość dawania im kasy"), przez dyskusje o winie i odpowiedzialności różnych nacji (no tak kto zaczął świństwa, albo gdzie był największy procent szuj jest akurat najbardziej istotnym tematem), aż po rozpatrywanie filmu jedynie pod względem widowiskowo-artystycznym (taaaak, plenery, albo szaro bure kolory, ciemności mogą powalić nawet największego estetę). Pal licho rozważanie czy Holland ma szansę na Oscara (moim zdaniem nie ma) i cały ten szał patriotyczny - to nie jest akurat powód by iść do kina. Na wszelkie pytania czy się film "podobał" nie wiem co odpowiedzieć. Zbierałem się do notki jak do jeża dwa tygodnie. Co tu się może "podobać"? Historia? Gra aktorska?