
Po prostu klasyk. I nie wiem ile razy już przeze mnie oglądany, a wciąż odczuwam ten niepokój, to narastające szaleństwo, ciarki przy słuchaniu muzyki Komedy. I nie trzeba wcale wiele - przecież tu zło ma twarz banalną - sąsiadów z tej samej kamienicy. Chwilami już sami zaczynamy podejrzewać, że bohaterka wmawia sobie zagrożenie, że jej złe samopoczucie ma jakieś podłoże zdrowotne, że być może potrzebuje lekarza psychiatry.


I choćby dziś gra Ruth Gordon i jej uroda wydawała się dziwna, sztuczna, to idealnie pasuje do tej historii. Nawet chyba nie mam ochoty oglądać nowych wersji, bo one i tak będą jedynie odtwarzaniem tamtych pomysłów. Efekty nie zastąpią tej tajemnicy, tego balansowania między tym co realne, a tym co wyobrażane.
Gdy pisałem tę krótką notkę, po raz kolejny dotarło do mnie, jak genialne plakaty robili nasi graficy do produkcji w tamtym czasie. Czemu tak szybko o tym zapomnieliśmy i zdajemy się na kopiowanie tego co jest po prostu mierne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz