środa, 17 października 2012

Gwałt - Joanna Chmielewska, czyli omijać z daleka

Kolejny wyjazd za mną, słoneczny dzień nad Bugiem, szkoda tylko, że tak tylko na chwilę. Ale za to już bliżej końca w słuchanej powieści "Między tęsknotą lata, a chłodem zimy" - coraz bardziej przekonuję się w samochodzie do audiobooków. Do tego kilka zdobytych filmów, w piątek okazja zobaczenia "Mistrza" i od razu mimo zmęczenia pracą człowiek poweselał :) Dużo do szczęścia nie trzeba...
A dziś, choć zdegustowany, postanowiłem jednak napisać o książce Joanny Chmielewskiej "Gwałt". Zdegustowany, bo choć zdarzały jej się już słabsze rzeczy to chyba ta była jedną z nudniejszych jakie czytałem i naprawdę po takich książkach, za które przecież ktoś płaci (ja akurat pożyczyłem to od koleżanki) można stracić całą sympatię do tej autorki. Pamiętam pierwsze pozycje jakie podsuwała mi moja mama - od tych przygodowych z dzieciakami w roli głównej po humorystyczne kryminały i tę frajdę z lektury. To jak James Bond na kartach książki - z piwnic zamkowych można wydostać się przy pomocy łyżeczki, postraszyć bandytów długopisem, ale oprócz tych wszystkich troszkę absurdalnych sytuacji w jej książkach było tyle humoru, ironii, czasem kobiecego bałaganiarstwa i kobiecej "logiki", że trudno jej bohaterki nie polubić. Emocje z niej buchały niczym z parowozu, a wtedy akcja błyskawicznie nabierała tempa, nawet jeżeli niekoniecznie w tę stronę, która wydawałaby się naturalna i słuszna :) 
I co? Czyżby z wiekiem to wszystko Pani Joanna utraciła? Wyprztykała się z pomysłów?
Bo niestety mam wrażenie, że "Gwałt" jest jedynie marnym cieniem tego co kiedyś w jej powieściach zachwycało. Zabawne dialogi i sytuacje tu rażą sztucznością i powielaniem tych samych tekstów, bohaterowie jacyś mało interesujący, a postacie drugoplanowe gdzieś tam śmigają, ale mało która jest na tyle wyrazista żeby utkwiła nam dłużej w głowie. A sama fabuła - tu chyba wychodzi największa mielizna.

Pomysł był może i ciekawy - oto w Płocku odbywa się proces sądowy, który wzbudza uwagę głównej bohaterki - dziennikarki. Tak się składa, że przyjaźni się ona z prokuratorem prowadzącym tę sprawę i gdy zapoznała się ze wstępnymi informacjami postanawia się z nim założyć, że nie dojdzie do skazania oskarżonego. Tyle, że w takcie procesu okazuje się, że dowody, świadkowie, zeznania niekoniecznie mają tu jakieś znaczenie, bo samym procesem zainteresował się ktoś wyżej i machina bezlitośnie, choć w oparach absurdu zmierza do surowej kary. Sprawa dotyczy gwałtu - mamy młodą dziewczynę, która zagięła parol na lokalnego amanta (nie stroniącego od kontaktów męsko damskich), ale gdy już doszło co do czego zaczyna żałować i cała sytuacja jawi się jej teraz zgoła inaczej. Był gwałt, czy nie było? I tu już można zgrzytnąć zębami, bo Chmielewska wyraźnie samą sytuację bagatelizuje, tłumaczy i usprawiedliwia. Ba, nawet prorokuje, że jak tak dalej pójdzie to za klepnięcie w pupę, o ile potem "ofiara" nie będzie usatysfakcjonowana dalszym rozwojem sytuacji, kobiety będą skarżyć facetów. O zgrozo! Wyraźnie autorka, poprzez poglądy swojej głównej bohaterki udowadnia nam iż takie "ogniste" wyrażanie uczuć, wcale nie jest czymś złym, bo przecież każdy facet prawidłowo rozpoznaje wysyłane sygnały i wie, że ta obrona to tylko pozory... Może i przesadzam, ale prawdę mówiąc trochę mnie szlag trafiał na takie uproszczenia. Jeżeli to ma być zabawne, to ja tego nie chwytam.
Do tego mamy jeszcze dwa wątki - nie wiadomo, który miał być pretekstem, a który głównym. Jeden to cała afera zahaczająca o najwyższe szczeble władzy (akcja dzieje się w głębokim PRL) i głupawa ustawka w sądzie. Inspirowane jakimiś faktami czy nie, ale jakoś ten wątek tak poprowadzony, że ani to ziębi ani grzeje. No to może jak to u Chmielewskiej jakiś romansik? Wszak różne układy męsko-damskie, całe te maratony oczekiwań, zazdrości, domysłów, nadziei, podchodów i udawania opisywała już nie raz bardzo udanie. Ale tu niestety mimo tego iż od pierwszych stron wiemy, że pan prokurator robi sobie nadzieje, a główna bohaterka nie ma nic przeciwko, ale chciałaby go jakoś sprawdzić, iskrzy między nimi jakoś słabo.
Nasza siermiężna rzeczywistość i postacie, które trochę z boku oceniają naszą obyczajowość, mentalność, albo wykorzystywanie władzy - to pewnie mógłby być niezły materiał na powieść. Ale ewidentnie to zadanie autorkę przerosło - dostajemy coś co przypomina szkic do książki, a nie gotowy produkt.
Jednym słowem - spore rozczarowanie... Musiałem się zmuszać do tego by jednak skończyć, bo nie lubię porzucać rozpoczętej lektury. Ale teraz do nowych książek Chmielewskiej będę podchodził z dużą ostrożnością - sam nie mam zamiaru wydać na nie już ani złotówki.

12 komentarzy:

  1. Tak się jakoś złożyło, że nie czytałam jeszcze ani jednej książki Pani Chmielewskiej.
    Wielu znajomych ją sobie chwali, nawet Ci, którzy nie specjalnie lubią czytać.
    Myślę jednak, że wszyscy oni mają na myśli starsze tytuły autorki.
    Kiedyś na jednym z blogów spotkałam się z bardzo dobrą opinią tej książki i to napisaną przez kobietę. Dziwne, bo przecież na książki patrzymy subiektywnie, więc ona jako kobieta "powinna" poczuć się urażona tym, że kobiety przesadzają oskarżając mężczyzn o gwałt i może być to efekt rozczarowania danym mężczyzną...
    Dla mnie to niesmaczne.

    Tak czy inaczej nigdy nie potrafiłam się przekonać do przeczytania choć jednej pozycji autorki (choć dwa tytuły mam nawet w domu).

    OdpowiedzUsuń
  2. wczesniejsze jej pozycje, te które czytałam 10-15 lat temu wprost uwielbiam, przez Gwałt nie mogłam sięprzebić

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dotąd i ja naocznie nie poznałem jeszcze ani jednej książki tej Pani, ale jej nazwisko cały czas rzuca mi się w oczy w księgarniach - musi dużo pisać i być lubiana ;) W razie czego na pewno nie zacznę od "Gwałtu".

    OdpowiedzUsuń
  4. Chociaż bardzo lubię pisarstwo Joanny Chmielewskiej - to naprawdę dobre, z jej najlepszych czasów, jednak dostrzegam jak w ostatnich latach wypuszcza na rynek słabsze twory książkowe. Jedynym wytłumaczeniem tego zjawiska jest dla mnie wiek autorki - nie każdy pisarz zachowuje doskonały warsztat i sposób myślenia do późnej starości. Tu mamy przypadek zamiany jakości w ilość, produkcja masówki w krótkim czasie.

    Tej książki na pewno nie kupię, ani nawet nie wypożyczę do przeczytania.
    Z kilku powodów. Pierwszy to na pewno sam tytuł, który dla mnie, jako dla kobiety jest obrzydliwy i odstręczający. Drugi powód to zbyt wysoki koszt - cena innej nowości aktualnie będącej w sprzedaży dosłownie mnie poraziła. A przecież kiedyś kupowałam każdą nową książkę Chmielewskiej, stać mnie było bez problemu, no ale to było w innym tysiącleciu.
    Trzeci powód to właśnie spodziewana mizeria literacka.
    Poza tym już znam mniej więcej treść tej książki, bo z Twojego opisu wynika, że jest to pewna prawdziwa historia opisana dość dokładnie przez pisarkę w jej "Autobiografii". Wraz z uwagami, komentarzami i dość dziwnymi opiniami.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej proza jakoś nigdy do mnie nie trafiała, nie rozumiem zachwytów nad nią, a fabuła "Gwałtu" woła o pomstę do nieba. O co autorce chodziło? Yyyy.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. ano racja - podobno historia jest wspomniana w autobiografii a tu rozbudowana - autorka nawet twierdzi, że dialogi z sądu, pytania i odpowiedzi (kuriozalne) są prawdziwe i przez nią spisane. Tak czy inaczej to za mało na dobrą powieść.
    Ale zachęcam tych, którzy jeszcze nic nie czytali Chmielewskiej - sięgnijcie po Krokodyla.., Wszystko Czerwone czy choćby Nieboszczyk mąż. Ubaw gwarantowany

    OdpowiedzUsuń
  7. No właśnie, mnie z kolei "Wszystko czerwone" nie ubawiło wcale, może jestem zbytnim ponurakiem :) Wynudziłam się na tej lekturze czytając wciąż o biegających po pokojach gościach w poszukiwaniu kolejnych zwłok. Nie dla mnie, nie moje klimaty, więc dałam sobie spokój z Chmielewską. Na "Gwałt" jakkolwiek to zabrzmi również nie mam ochoty ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niestety nawet kilka ostantich książek Chmielewskiej nie nadaje się do czytania

    OdpowiedzUsuń
  9. Dla mnie z Chmielewskiej liczy się "Wszystko czerwone" i "Wszyscy jesteśmy podejrzani". To dwie książki, które mogę czytać w kółko i zawsze zaśmiewam się przy nich do łez. Inne zazwyczaj po prostu mi się podobały. ;)
    Natomiast tak ogólnie jej późne dokonania literackie nieszczególnie do mnie trafiały, choć fakt faktem, przestałam śledzić twórczość pani Chmielewskiej ładnych parę lat temu. I z kolejnych recenzji wnioskuję, że dobrze zrobiłam, bo jest tylko gorzej. Więc za "Gwałt" też nie zamierzam się brać, widząc, że tendencja spadkowa się utrzymuje.

    Z drugiej strony - jakoś mnie to nie dziwi. Autorka nasmarowała tego przecież tyle... Trudno oczekiwać, że będzie przez te wszystkie lata i wszystkie tytuły trzymać poziom.

    Tym bardziej, że tutaj podjęła jednak cholernie trudny temat, z tego co widzę. Kwestia gwałtu to... no... delikatna sprawa. Chyba nie zaryzykowałabym podania tego problemu w tej lekkiej, niefrasobliwej formie, w jakiej zazwyczaj wszystko podaje Chmielewska.

    OdpowiedzUsuń
  10. Należę do tych, którzy nic Chmielewskiej nie czytali, niestety i prawdopodobnie raczej nic nie przeczytam.)

    OdpowiedzUsuń
  11. Lubię Chmielewską, czytam ją od dawien dawna, ale z "Gwałtem" to istotnie popłynęła. Trzymać się z daleka!

    OdpowiedzUsuń