sobota, 27 października 2012

Pelagia i czerwony kogut, czyli wiara i umysł

No i niestety - nie udało się dotrzeć ze Szczecina na kolejne spotkanie DKK w moim mieście, ale ponieważ lekturę, czyli serię Kryminał prowincjonalny znam i lubię, powtarzam więc ją sobie z przyjemnością. Mogę jedynie żałować, że nie miałem okazji pogadać o tym jak to odbierają inni - czy dostrzegają oryginalność i jakiś fenomen twórczości Akunina i jego popularności (również w Polsce). Pewnie przy okazji powtórzę wszystkie tomy serii o siostrze Pelagii, ale jako pierwszy wpadł mi w ręce tom ostatni - od niego więc zaczynam. Ku mojemu zaskoczeniu, na ile zdążyłem się przekonać przeglądając różne recenzje, jest to tom, który oceniany jest jako najsłabszy z trylogii. Dla mnie - mimo zakończenia, którego autorowi nie mogę darować - trzyma poziom i zachowuje większość z tego co było siłą poprzednich tomów. Troszkę inny jest nastrój i nie otrzymujemy wszystkich odpowiedzi, ale też dzięki temu dużo więcej zostaje miejsca na naszą wyobraźnię i domysły.
Prawosławna mniszka Pelagia, której ani wygląd, ani też charakter nie do końca pasuje do stanu duchownego oraz jej przełożony - biskup Mitrofaniusz, człowiek o wielkim sercu i mądrości - ta oryginalna jak na kryminały para tym razem staje przed sprawą, która - choć zaczyna się od morderstwa, wcale nie skończy się na odnalezieniu sprawcy. W tle mamy nie tylko spisek, w który zaangażowani są ludzie z najwyższych kręgów władzy, ale również tajemniczą postać proroka Manjuły - oprócz akcji czysto kryminalnej, spodziewajcie się więc sporo wątków religijno-teologicznych. Tajemniczy spisek w Rosji będzie próbował rozwikłać, próbując chronić siostrę Pelagię, jej cichy wielbiciel radca stanu Matwiej Bencjonowicz Berdyczowski. A cały drugi wątek, który nawet powiedzmy sobie dominuje w powieści zaprowadzi nas aż do Ziemi  Świętej i tu w roli głównej wystąpi siostra Pelagia, próbująca dogonić proroka i uchronić go przed śmiercią. Im bliżej finału tym obie historie bardziej się splatają, dowiadujemy się co było początkiem wydarzeń, kto zagrażał siostrze, różnych zwrotów akcji nie zabraknie i w Rosji i w Palestynie, ale też jak wspomniałem - nie wszystkie odpowiedzi otrzymamy do końca. To otwarte zakończenie może drażnić, przeszkadzać, ale może też cieszyć - pozostajemy z pewnymi wątpliwościami i tylko szkoda, że autor definitywnie zakończył losy dzielnej zakonnicy.
Wszystkie fragmenty, w których zaczyna się budować aurę mistyczną wokół proroka Manjuły nie są dla mnie niczym obrazoburczym - ot wyobraźnia autora poszła w tę stronę i nie wiem czemu ludzie odbierają to jako świętokradztwo. Zwłaszcza, że do końca nie przekonamy się, czy było on kolejnym wcieleniem Mesjasza, czy po prostu wariatem. Tyle było innych powieści robiących bardziej wodę z mózgu, że akurat tym się najmniej przejmuję. Zadziwiały mnie inne fragmenty - np. dotyczące homoseksualistów - jak na obyczajowość XIX wieku to trochę chyba wyobraźnia autora poniosła (budowa nowej Sodomy), ale rozumiem, że chciał wprowadzić na karty książki trochę kolorytu.

"Czym jest homoseksualizm, po co on ludziom? - rozmyślał Matwiej Bencjonowicz. I co charakterystyczne: im wyższy poziom cywilizacji, tym więcej ludzi oddaje się temu zboczeniu, które potępiają i wszystkie religie, i społeczeństwa. I czy jest to zboczenie? A może jest to prawidłowość, wiążąca się z tym, że ludzkość, postępując od ogniska do światła elektrycznego, oddala się od natury? Kiedy przyjedzie się do Moskwy czy do Warszawy - wszędzie ich pełno, z każdym rokiem coraz więcej i coraz mniej się krepują. Dzieje się tak nie bez kozery, to jakiś znak, i nie jest to kwestia upadku obyczajów albo zepsucia. W człowieku zachodzą jakieś ważne procesy, których znaczenie na razie nie rozumiemy. Kultura oznacza wyrafinowanie, a wyrafinowanie odrzuca naturę. Mężczyzna nie musi już być silny, staje się przez to przeżytkiem. Kobieta przestaje rozumieć, z jakiej racji miałaby ustępować pierwszeństwa, jeśli mężczyzna jest coraz słabszy. Za jakieś sto lat społeczeństwo (w każdym razie jego wyższe warstwy) składać się będzie bez wyjątku z kobiecych mężczyzn i z męskich kobiet. Tylko patrzeć, jak przemieszają się wszelkie instynkty i skłonności seksualne.      

Całość czyta się świetnie, jest sporo kolorytu, różnych grup społecznych (od uczniów szkoły talmudycznej, przez członków komuny, którzy postanowili budować raj na ziemi, aż do sekty "znajd"). Opisy, język, dbałość o tło historyczne i o urozmaicanie akcji - za to można pokochać na Akunina równi z jego umiejętnością kreowania fajnych bohaterów. 

Niby czytadło, ale o ileż milsze niż współczesne kryminały czy powieści sensacyjne. Może to ja mam słabość do tła historycznego i do rzeczy "retro", ale zwykle naprawdę mają one w sobie to "coś" co sprawia, że te same pomysły wypadają dużo ciekawiej, bardziej żywo, a wnioski i refleksje bohaterów jakie odnajdujemy w powieści nabierają kształtu mądrości życiowych. 
Akunina, jeżeli ktoś jeszcze nie zna - polecam jako lektury i lekkie i przyjemne. A serię o Siostrze Pelagii - nie tylko dla fanów Agathy Christie i Panny Marple :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz