czwartek, 24 maja 2012

Barbarella, czyli gwiazdka w kosmosie


Jakoś mi się zrobiła druga z rzędu notka z tendencją do kiczu. Tym razem o kiczu dla troszkę starszych :) Podkusiło mnie by przypomnieć sobie film Rogera Vadima, który pamiętam oglądałem jeszcze w podstawówce (oczywiście nielegalnie, bo był tylko dla dorosłych). Wtedy budził emocje i pamiętam był szeroko komentowany (nie tylko w gronie nastolatków). A teraz? Ogląda się go z uśmiechem na twarzy bawiąc się tą historyjką o przygodach super kobiety (agentki?) z planety ziemia. Nie widziałem komiksu, który był podstawą do tej ekranizacji, ale pewnie był odważniejszy niż sam film - oczywiście są tu pewnego rodzaju skojarzenia, ale w samym obrazie twórcy nie wychodzą poza pokazania gołego uda, czy kawałeczka piersi. Dziś więc zdziwienie może budzić to ileż erotyki w nim dostrzegano (Jane Fonda chodząca w obcisłych kostiumach, które dodatkowo podgryzają jak nie lalki to ptaszki). Ale przecież to film z roku 1968. Wtedy więcej było wyobraźni i marzeń w sferze erotyki niż dosłowności (no i teraz konia z rzędem temu kto rozstrzygnie co jest lepsze na ekranie)...
Piękna, kusząca Barbarella zostaje wysłana na planetę Sorgo w poszukiwaniu zaginionego wynalazcy Duranda-Duranda (jak widać ten film inspirował też muzyków :)), który jest posiadaczem bardzo groźnego lasera pozytronowego. Zadanie nie łatwe, bo już od początku misja nie idzie tak jak planowano - statek się rozbija, dziewczyna jedynie cudem ratuje się od śmierci z rąk dość krwiożerczych dzieci, które opanowały pustkowia planety. Dalej jest równie fantastycznie: przystojny anioł, który pomaga jej dostać się do miasta, pojmanie przez despotyczną Czarną królową, bunt rebeliantów, do którego przyłącza się Barbarella i wreszcie odnalezienie profesora Duranda-Duradna, który jednak okazuje się wcale nie ma ochoty wracać na ziemię. Jeżeli Sci-Fi, przyszłość i kosmos to wiadomo w jakiej wszystko dzieje się scenografii - mamy jakieś roboty, lasery, statek kosmiczny, ale twórcy mieszają to dość swobodnie i niespecjalnie przejmują się tym by wyglądało to realnie.
Cały film to jedynie pewnego rodzaju zabawa, lekka historyjka, której sukces miały zapewnić ciało Jane Fondy (ach ten początek filmu) i różnego rodzaju sceny "erotyczne". Momentami jest zabawnie - np. porównanie tego jak ziemianie i tubylcy uprawiają seks, innym razem wychodzi średnio np. maszyna do uśmiercania poprzez orgazm. Całość poprzez prostą fabułę, schematyczne postacie, kiepskie dialogi, zabawne kostiumy, dziecinne z naszego punktu widzenia scenografie strasznie trąci kiczem, ale czyż kicz czasem nie może być uroczy? 
Dziś ten film jedynie bawi, choć kiedyś wokół niego było całkiem sporo ekscytacji :) Macie ochotę czasem na takie starocie i odrobinę pastiszu?

1 komentarz:

  1. W 1968 roku byłam rok przed maturą więc miałam 17 lat i z pewnością by nas na ten film nie w wpuszczono tym bardziej, że była wokół niego aura erotyczności .Wówczas przestrzegano wieku w kinach. A później już w telewizji pewno widziałam ten film chociaż nie sądzę by w całości a jeżeli to tylko ze względu na Jane Fondę i pamiętam ją w tym filmie / w tym czasie była z Vadimem/. Lubię starocie , ale filmy typu sciense fiction nigdy mnie nie kręciły i niestety nadal nie kręcą.
    A jeżeli chodzi o erotykę wolę jednak filmy bez nachalnych scen erotycznych i to nie ze względu na wiek.Lepiej jak erotyka jest w podtekście, myślę,że bardziej działa wtedy na zmysły.

    OdpowiedzUsuń