środa, 4 kwietnia 2012

Podróże konika morskiego, czyli tata na wychowawczym


Kolejna notka, która będzie przez mnie modyfikowana, ale co tam - teraz pewnie ważniejsze będą dla Was informacje o rozdawajkach (wszystko na zakończenie), a docelowo zostanie tu sama recenzja.
To druga książka Sabacha, która wpada w moje ręce (poprzednia recenzja tutaj), tym razem bezpośrednio dzięki wydawcy, czyli Wydawnictwa Afera (podziękowania!). Autor więc już ze swoim ironicznym stylem mnie tak bardzo nie zaskoczył, ale podoba się nie mniej niż za pierwszym razem.

Podróże konika morskiego to pisane w formie dziennika wspomnienia (pewnie okraszone sporą dawką własnych doświadczeń) ojca, który idzie na urlop "tacierzyński", by pomóc żonie, która chce robić karierę naukową. Teraz w sumie nie ma w tym nic bardzo dziwnego, ale w końcówce lat 80-tych budziło to raczej spore zdumienie, było odbierane jako poświęcenie, dziwactwo. Jak podjęcie takie decyzji wpływało na psychikę obojga, na relację między małżonkami, jak wyglądał taki "zwyczajny" dzień ojca z małym dzieckiem, co sprawiało największa trudność, tego wszystkiego możecie dowiedzieć się z tej niegrubej książeczki.
Początek mnie rozbroił świetnym pokazaniem pewnych sterotypów w myśleniu, zamiany ról, tego jak po luzackim początku bohater wchodzi w rytunę tych samych czynności, jak zmienia się jego życie prywatne, widzenie świata, tematy do rozmów. Zaśmiewałem się w wielu miejscach np. spacerów na plac zabaw i marzeń o podrywaniu młodych mam, oczekiwań na powrót żony z pracy, tego jak nagle zaczął porównywać swoje dziecko z innymi. Ale ileż w tych zabawnych fragmentach jest świetnie uchwyconych realiów. Wystarczy odwrócić role i nagle mężczyzna w tym co czyta odkrywa świat emocji i przeżyć, które może były dotąd dla niego kompletnie niezrozumiałe - gdy dzieckiem zajmuje się kobieta, wszystko wydaje się naturalne, na miejscu, a artykułowane potrzeby są "przesadzaniem", albo humorami. Jak łatwo żona bohatera wchodzi w ten sam schemat - niby cały czas twierdzi, że rozumie męża, ale wciąż odnosimy wrażenie, że są to jedynie deklaracje (i pozwala sobie na żarty, że kobieta w jego sytuacji jeszcze pierze, prasuje itp.). 
Nasz bohater nie protestuje, nie walczy z tą sytuacją jaka wytworzyła sie w domu, choć jego świadomość obejmuje już refleksją pewne zmiany dokonujące się w jego psychice. Coraz bardziej zamyka sie w swoim świecie, zacięciu, że podoła nie tylko opiece nad synem, ale nawet weźmie na siebie dodatkową próbę dorobienia do budżetu domowego (nocnym stróżowaniem). Dzięki dziennikowi możemy być świadkami jego wahań nastrojów, jego słabszych i lepszych chwil (świetnie uchwycone trudności radzenia sobie z własną agresją gdy dziecko sprawia nam "kłopoty"), nadziei, rozczarowań, zazdrości. I im dalej w posuwamy sie w lekturze to uśmiech znika nam z twarzy. Nadal są to obserwacje bardzo ironiczne, trafne, ale też zdajemy sobie sprawę, że przez to jak bliskie są one realiom, przestały one być zabawne.
     
"Eskimosi mają pewien przyjemny zwyczaj. Kiedy jeden Eskimos zrobi coś drugiemu Eskimosowi, sądzi się ich tak: obaj muszą o przygodzie, która doprowadziła ich do powództwa, opowiedzieć. A niewinny jest ten, kto lepiej ją opowie". (str. 132)

Wsłuchajcie się więc w tę opowieść ojca - szczerą, czasem przecież nie stawiającą go wcale w tak dobrym świetle, momentami bolesną, ale też wyzwalającą. Cholera - książka pisana w latach 90-tych o czasach jeszcze wcześniejszych, ale pewne mechanizmy, dylematy, lęki, trudności, mentalność nadal przecież pozostają takie same. Kto powiedział, że rodzicielstwo jest sielanką? Do tego się dojrzewa, ale warto to robić razem...
Zabawne i gorzkie zarazem. Ale przede wszystkim niegłupie. I dlatego spokojnie można polecić nie tylko fanom literatury czeskiej.

Książkę Sabacha przeznaczam dla Was - niech wędruje dalej i niech kolejne osoby zarażą się tą literaturą. Kto chętny? Wystarczy wpisać się pod tym postem, ale tym razem małe utrudnienie - proszę Was o jakieś słówko lub zdanie po czesku (dowolne) abyśmy przy okazji się troszkę poduczyli :) Tylko te posty będą brane pod uwagę! Jak zwykle gdy wpisujecie się anonimowo proszę pamiętajcie o e-mailu! Banerkiem niech będzie okładka książki, porszę o reklamę konkursu, ale bez takowego obowiązku :) Czas - do środy 11 kwietnia do godziny 12.00

A teraz rozwiązanie rozdawajki z Sherlockiem - doliczyłem się 25 osób chętnych i los uśmiechnął się do: Isadory i do DesperateHouseband. Ale ponieważ już w komentarzu dostałem od niego informację iż jest zaintersowany jedynie jedną książką to w takim razie wydzieliłem jeszcze jeden pakiet i wylosowałem Joannę! Gratulacje! Zaskoczyliście mnie tym, iż tyle osób nie czytało tej klasyki, że wiele osób nie pamięta dawnych ekranizacji, a jedynie najnowszą produkcję BBC i Ritchiego. Ach - jedynie Kasia wspomniała o filmach z Brettem, które i ja pamiętam z dzieciństwa (a może ktoś widział radzieckie wersje przygód detektywa?). To zupełnie inna bajka. Dlatego dziękuję Wam wszystkim za zgłoszenia, ale szczególnie Kasi i Monotemie za uśmiech jaki wywołały Wasze komentarze. Muszę pomyśleć nad czymś specjalnym dla Was...  

21 komentarzy:

  1. zgłaszam się :)
    mam nadzieję, że to zdanie po czesku jest poprawne:
    Mám touhu po této knize
    - to miało oznaczać: mam chęć na tę książkę

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahoj! Zgłaszam swój udział a oprócz tego gratuluję dziewczynom fartu.)))
    Podoba mi się słowo utrpeni jako czeska odmiana miłości.

    OdpowiedzUsuń
  3. hej :) zgłaszam się zdaniem - które pamiętam z dzieciństwa - z mojego ulubionego serialu produkcji czechosłowackiej "nikto nie je doma" :D oby listonosz z nagrodą nie usłyszał tego zdania :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za wylosowanie mnie! Ach, jak się cieszę!
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi się podoba wiele czeskich słów :)
    benzínová pumpa - stacja benzynowa
    dupačky - śpioszki
    divadlo - teatr
    I zgłaszam się oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tym razem i ja się zgłaszam, bo na czeską literaturę mam ochotę, a mało jej w moim pobliżu.
    W rodzinie często gości zdanie Lorda Vadera: Luk! Ja sem tvuj tatinek! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratulacje dla szczęśliwców, którzy zdobyli Holmesa :) Także jestem nieco zdziwiona, że tak niewiele osób, które się poprzednio zgłosiły zna opowiadania Doyle'a i dobre, stare ekranizacje... Zdecydowanie, czas to nadrobić! :)

    Co do obecnej "rozdawajki", to jak najbardziej się zgłaszam. Zdania po czesku nie sklecę, bo może wyjść z niego gramatyczny galimatias, ale za to mam słówko idealne na obecną porę roku:
    "Jaro" - wiosna

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za miłe słowa :-) Wprawdzie po czesku pisać nie będę, ale przytoczę anegdotkę dotyczącą językowych perypetii polsko-czeskich, bo działa to w obie strony. Kilka lat temu nasza czołowa wokalistka Anna Maria Jopek wystąpiła w Pradze, prasa czeska zamieściła same superlatywy o kunszcie piosenkarki, ale jedna z gazet na koniec stwierdziła: szkoda, że Jopek śpiewa po polsku. Zapewne na koncercie A.M.Jopek było nie tylko pięknie, ale i śmiesznie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. zgłaszam się :)
    styrylizowany uhorek to podobno ogórek konserwowy, przynajmniej tak wyczytałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. To ja również chętnie. Ciekawe, jak inni (faceci) przeżywają 'tacierzyństwo'. Ja co prawda klasycznego urlopu nie miałem, ale mam wakacje, krócej pracuję, niż żona... Tacierzyński tak mniej więcej w połowie. Czyli - fajnie by było książkę przeczytać.
    Pytanie tylko, czy można liczyć na szczęście dwa razy z rzędu...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Oczywiście czeskiego też nie znam...no może ah, joo... krecikowe :)
    Może jednak to zdanie ma jakiś sens?
    Už jste udělali velikonoční vajíčka?
    Zdravím

    OdpowiedzUsuń
  12. zdravím všechny! a děkuji!
    proszę ile w kilka godzin już odkryć i ciekawostek - szczególnie podoba mi się jaro :) tak niepodobne do naszej wiosny - pobawienie się w obu językach analizą słowotwórczą dało by nam pewnie sporo frajdy
    utrpeni kojarzy mi się raczej z cierpieniem, niż z miłością ale ciekawe, Lorda Vadra już znałem i też mnie bawi nieustannie, dupačky świetne... Czekam na więcej!
    i przypominam o tym iż zamieszczenie słówka lub zdania po czesku (najlepiej takiego, którego wczesniej nikt nie zamieścił) jest to warunek niezbędny do losowania! (drogi Desperate Househusband nie będzie taryfy ulgowej nawet ze względu na solidarność plemników :))

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja tylko na szybko: "Służące" doszły. Dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Moja propozycja to "drewnij kocur", czy jakoś tak ( = wiewiórka), z dawnych dobrancek kojarzę zaś słówko "hudba" (=muzyka)
    Zgłaszam się, oczywiście do losowanka.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Fakt, słówek po czesku zapomniałem dodać...
    Narodni divadlo mnie zachwyciło, kiedy koło tegoż przechodziłem w Pradze. To my mamy teatr, a oni jakieś dziwadło?
    A później zgłodniałem. Chciałem hot-doga, a kupiłem parkę w rohliku. Prawie umarłem ze śmiechu, bo to było w czasach, kiedy u nas jeszcze nie było hot dogów a'la stacje benzynowe, czyli parówek wsadzonych w dziurę w bułce. Hot dog, to było hot dog - z surówką i w ogóle. A te ich parki i rohliki - boki zrywać.
    Nie wiem, czy to się kwalifikuje, ale więcej czeskich słówek nie pamiętam. No, może jeszcze nazwisko, też śmieszne: Zdenek Smetana. Współtworzył 'Pająka chwata wszystkich barat' i jakieś jeszcze animowane produkcje. Za każdym razem, jak przy okazji Dobranocki nasz lektor mówił Zdenek Smetana, mieliśmy z siostrą ubaw.

    OdpowiedzUsuń
  16. ja sobie ostatnio do prasowania włączam Szpital na peryferiach po 20 latach i tam mnie zawsze urzeka tekst - chlapiesz to? Czyli 'rozumiesz'?
    Oczywiście dołączam się do rozdawajki i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozumiem, że Joanna to ja?BARDZO się Cieszę, moja pierwsza wygrana u Ciebie :)
    Z czeskich słów, to ja wiem, że nasze "szukać" u nich znaczy zupełnie co innego ;)
    A "Asia" to po czesku Kopciuszek...

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie będę ani trochę oryginalna "To se ne wrati":)) Pozdrawiam serdecznie i rzecz jasna zgłaszam się do rozdawajki:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Przytoczę za Leszkiem Mazanem - znawcą i miłośnikiem kultury i literatury czeskiej - "... w kraju, w którym na koparkę mówi się ripadlo nie może być smutno!".
    Mieszkam w pobliżu czeskiej granicy i często bywam w Czechach, języka wprawdzie nie opanowałam ale przysłuchuję się i łapię sens rozmów. Brzmienie tego języka jest tak humorystyczne, że nawet jak na ulicy czeska para małżeńska kłoci się - to można się nieźle ubawić.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ahoj!
    a zwrot przydatny... Zgubiłam się - Jsem ztracen. haha :)
    może się przydać :D

    zapisuję się jeśli można :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Píšu také
    książkę przeczytam z radością ;)

    OdpowiedzUsuń