środa, 25 kwietnia 2012

2012 - zbiór opowiadań, czyli 5 spojrzeń na kalendarz i ostatnia okazja na zdobycie książki

Ponieważ losowanie przeprowadzę dopiero wieczorem to ostatnia okazja dla Was aby zdobyć książkę (tutaj kliknij) - zbiorek opowiadań dystrybuowany przez Empik z okazji Światowego Dnia Książki. Zbiorek wyjątkowy o tyle, że chyba nie będzie w normalnej sprzedaży, więc okazji by go zdobyć raczej nie będzie.
Jacek Dehnel, Małgorzata Kalicińska, Rafał Kosik, Zygmunt Miłoszewski i Beata Pawlikowska. Każde trochę z innej bajki, ale wszystkie nazwiska dość znane, więc warto przeczytać co napisali Ci których lubicie i poznać tych których jeszcze nie znacie.   
Myśl przewodnia to data 2012 - do niej każdy z nich miał się odwołać w jakiś sposób - więcej wymagań chyba nie było, a jak im to wyszło możecie przekonac się sami.
Jacek Dehnel - którego dotąd kojarzyłem raczej z rzeczami poważnymi i mrocznymi, zaskakuje dość humorystyczną wizją konfliktu światowego, który miałby się rozpocząć jeszcze w tym roku. Wojskowi, politycy, armie w pełni mobilizacji, już nie ma neutralnych państw, ale nagle okazuje się tym razem w roztrzygnięciu tego kto wygra w tym starciu muszą pomóc - nietypowo - historycy, badacze mitów, przeszłości i spece od filozofii i religii. "Zdarcie tytanów" - krótkie, zabawne i może się spodobać. Pan Jacek chyba lubi obalać mity narodowe...
Małgorzata Kalicińska - "Przypadki senatorowej K." ot historyjka obyczajowa, zachaczajaca troszkę tzw. wyższe sfery. Miłość, zdrada, rozstania i pojednania. U tej autorki to chyba tematy typowe, więc kto lubi ten zawiedziony nie będzie. Jak dla mnie poziom średni, bez zaskoczeń.
Dwóch Panów, których lubię z tej piątki najbardziej: Rafał Kosik i Zygmunt Miłoszewski nie zawiedli moich oczekiwań. "Staruch" to pachnące katastrofizmem opowiadanko SF. Choć rzecz dzieje się w przyszłości jest mocno związana z naszą rzeczywistością i naszym sytemem emerytalnym - w jaki sposób? Zachęcam byście się przekonali. Niby przewidywalne, ale jednak wciąga i ma fajny pesymistyczny klimat.
Miłoszewski i "Potęga Wuzetki" - jak to juz bywało o Warszawie i tej obecnej i tej z przeszłości. Gdy pisze o tych miejscach, ulicach naprawdę człowiek czuje się tak jakby mógł się tam przenieść. Opowiadanko raczej obyczajowe, ale z pewną tajemnicą. Smakowite danie. I nie tylko dlatego, że autor odnosi się do słynnego ciastka.
No i na koniec moje największe rozczarowanie - Pawlikowska i "Złoty dysk Azteków". Jak możemy się zorientować na końcu nie ejst to historia zamknięta, będzie jakiś ciąg dlaszy, ale po takim wstępie chyba nawet nei jestem zainteresowany. Bełkot i historia, która mogłaby być napisana przez licealistę bez polotu - bohaterka (jak zwykle Blondynka, czyli sama autorka) w dziwnych okolicznościach traci przytomność. Budzi się na jakiejś plaży, nie wie gdzie jest, a obok siebie odkrywa obecność: Einsteina, Sherlocka Holmesa, Krzysztofa Kolumba i Hitlera. Próbując rozgryźć zagadkę co robią razem w tym czasie i miejscu (znaczy kiedy i gdzie?) przedzierają sie przez dźunglę (jakże by inaczej). Mamy więc jak zwykle mądrości Blondynki na temat życia w dżungli, jakieś jej senne wizje przeplatane realnymi wydarzeniami (np. spotkanie z wężem, nietoperzami itp.), a do tego dziwaczne dialogi, które donikąd nie prowadzą. Niestety mocno odstaje od pozostałych opowiadań. Lepiej niech opowiada o podróżach.
Podsumowując. Może całość nie powala, ale i tak warto przeczytać. Nie każdy radzi sobie z krótką formą, ale to miła odskocznia od dłuższych lektur. Na chwilę. Calkiem przyjemną.

Czym by się tu muzycznym z Wami pożegnać? Może w ten sposób? Dziś łagodnie?     

2 komentarze:

  1. Świetne podsumowanie :) Pawlikowską baardzo się zawiodłam. Staruch za to pobudził do refleksji...
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z przyjemnością oddałam się lekturze owej książki. Fajnie, że w empiku co roku wymyślają jakieś specjalne rzeczy na tydzień książki. Bo a to promocje, spotkania autorskie, a teraz jeszcze zakupowy suwenir… To się ceni, ale wracając do książki. Mnie najbardziej podobał się Staruch, którego określiłabym jako…psychodelicznego i niepokojącego. Ale to moje klimaty;) No a co do Pawlikowskiej to rzeczywiście szału nie było. Ale Beata chyba już tak ma, że prowadzenie programów podróżniczych wychodzi jej dużo lepiej niż pisanie. Przekonałam się czytając jej ostatnią książkę (coś tam o końcu świata) a teraz mnie to tylko umocniło. W każdym razie warto poczytać sobie 2012, choćby dla zaspokojenia ciekawości literackiej.

    OdpowiedzUsuń