sobota, 21 kwietnia 2012

Dziecko w czasie - Ian McEwan, czyli życie ze stratą




Tego autora znam głównie z różnych ekranizacji, recenzji gdzieś wyczytanych i dotąd nie bardzo rozumiałem zachwyty. Jak zwykle najlepszą metodą, aby przekonać się ile prawdy jest w opiniach innych, to oczywiście sięgnąć po jego książki samemu. Ja zaczynam od "Dziecka w Czasie" i pewnie to nie będzie dla mnie koniec spotkania z tym Panem. Powieść momentami drażni, wydaje się dziwaczna, ale też nieodmiennie fascynuje i wciąga, przecież człowiek chce się dowiedzieć gdzie ta historia go zaprowadzi. Nie jest to opowieść liniowa, zmieniają się punkty ciężkości, wciąż byłem zaskakiwany. A ja lubię książki, które zaskakują, które pozwalają na spotkanie będące wyzwaniem, które można odbierać na różnych poziomach, interpretować po swojemu. 
Poznajemy naszego bohatera, który zaczyna snuć swoją opowieść w niełatwym dla niego momencie. Jest samotny, zamknięty w sobie, żyje trochę z dnia na dzień, biernie przyjmując to co niesie dla niego życie. Żyje przeszłością wciąż wracając do zdarzenia, które zmieniło jego życie. Miał rodzinę - żonę, dziecko, ale podczas pewnego wypadu na zakupy jego mała córeczka zniknęła. Nikt nie wie co się stało - została porwana, zagubiła się, a może był jakiś wypadek? Żyje czy też nie? Stephen Lewis wciąż zadaje sobie to pytanie, zadręcza się nie tylko wspomnieniami, on wciąż żyje poszukiwaniami, nawet jeżeli już sam nie widzi w nich szans i sensu. Jak ona się zmieniła? Czy bym ją rozpoznał? Czy ktoś jej nie skrzywdził? Jakże inaczej przeżywali tę stratę - on wciąż zmobilizowany do poszukiwań, pełen energii, tak jakby jego systematyczne poszukiwania miały gwarantować sukces. Jego żona kompletnie się zamknęła w sobie, wpadła w jakiś stupor, nie mogąc nawet znieść jego aktywności, obecności. Bezradność, brak zgody, rozpacz. Wreszcie się rozstali. Stephen mimo upływu czasu wciąż nie chce budować swojego życia na nowo. Po co? Jego szczęście się skończyło. Teraz już nic nie ma sensu.
Obserwujemy więc jego funkcjonowanie i słuchamy jego toku myślenia. Mimo tego, że został wciągnięty przez znajomych w pewną aktywność, nie ma ona specjalnie dla niego większego znaczenia, bardziej żyje wspomnieniami niż życiem realnym. Ale też te obowiązki pozwalają mu na to by wyszedł z domu, nadają jakiś rytm dnia, gdyby nie to pewnie by wcale nie wychodził, zostało by mu picie i przeszłość. To główny wątek powieści. Dochodzenie do tego by pogodzić się ze stratą. Przecież nie oznacza to odrzucenia, zapomnienia, to raczej pożegnanie i przyjęcie tego czego odwrócić się nie da. Jak dalej żyć? Czy możliwe jest dalsze bycie razem w relacji po tak głębokiej traumie?
I podobne pytania wracają też w wątkach pobocznych, których jest sporo. Niektóre nawet dość lekko i humorystycznie napisane. Mechanizmy władzy (fajnie zarysowana postać Pani Premier i jej otoczenia), funkcjonowania urzędów, tworzenia ustaw i pewnych strategii rozwiązywania problemów społecznych... Gdyby to nie było momentami tak prawdziwe i straszne, byłoby nawet zabawne.
Mamy też wątek retrospekcyjny dotyczący rodziców naszego bohatera. Czy przyglądanie się związkowi rodziców nauczy czegoś Stephena. A może to co pchnie go do jakichś zmian, wyrwie go z marazmu to historia jego przyjaciela, który ma poważne problemy psychiczne? Jak pomóc komuś kogo się nie rozumie? W wieku lat 40-stu nagle żyć jak dziecko, prostymi emocjami, odrzucając świat zewnętrzny i jego oczekiwania? 
Niełatwa powieść. Wymagająca uwagi, bo te wątki przeplatając się sprawiają wrażenie chaosu. Ale całość to naprawdę smakowita podróż wgłąb psychiki, studium bólu, samotności i tęsknoty. I nadziei. 

9 komentarzy:

  1. Jak Ty to robisz, że zawsze znajdziesz mi coś ciekawego do czytania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zaglądam na inne blogi - choćby Twój :) a na serio po prostu jest wiele rzeczy, po które sięgam pod wpływem impulsu, że znanego pisarza jeszcze nie czytałem

      Usuń
  2. Pilne http://notatnikfrustrata.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja polecam też inne powieści McEwana, ostatnio bardzo się w nim zaczytuje i po każdej wizycie z biblioteki wracam przynajmniej z jedną jego książką. Tej akurat jeszcze nie czytałam. Ale polecam np. Amsterdam czy oczywiście słynną Pokutę. Większość tego, co czytałam jego autorstwa wydaje się dziwne (zwłaszcza Betonowy ogród), ale później się wsiąka i nie można się oderwać. On dużo napisał, więc jak tylko jeszcze trochę nadrobię, to planuję wielką zbiorową notkę o nim bo rzadko się zdarza, że absolutnie każda książka autora mi się tak podobała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o innych słyszałem rożne opinie, ale też pewnie za jakiś czas po coś siegnę. Zainteresował mnie i to dużo bardziej niż Murakami

      Usuń
  4. Ja dzisiaj nie na temat - wczoraj przyszła książka :) Dziękuję serdecznie za kartkę z pozdrowieniami :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Może natknął się Pan na informację, że Benedict Cumberbatch będzie grał Stephena Lewisa w ekranizacji powieści Iana McEwana?
    Przeczytałam książkę i Pana notka o niej bardzo mi pasuje. Pozwoliłam sobie przytoczyć ją w naszym blogu o Cumberbatchu, żeby uzmysłowić ludziom o czym film będzie. Zdaje mi się, że klimat filmu może odpowiadać temu, co Pan napisał.
    Bardzo dziękuję za tą pomoc. Chyba, że nie jest Pan zadowolony z wykorzystania... to proszę o potrząśnięcie mną.
    Pozdrawiam Pana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie ma problemu. Aż ciekaw jestem tego obrazu, na ile uda się wychwycić nie tylko klimat powieści, ale i jej złożoność

      Usuń
    2. Jeszcze raz dziękuję.
      I też jestem bardzo ciekawa :)

      Usuń