piątek, 16 grudnia 2011

Terra nova, czyli kasa to nie wszystko

Nadal bez telewizora, ale przecież w głowie sporo rzeczy oglądanych całkiem niedawno i pisać jest o czym zwłaszcza, jeżeli nie było to kilka odcinków tylko prawie całość lub całość jakiegoś sezonu. Dziś na początek o najnowszej telwizyjnej produkcji Stevena Spielberga. Ten pan miał dość często trafne pomysły i wyczucie co może zostać przebojem, w co warto zainwestować nawet gdy wszyscy stukają się w głowę. Ale nawet jeżeli było to sprzedawanie tych samych pomysłów to ludzie kupowali to ze względu na to, że polubili bohaterów, mieli zaufanie po obejrzeniu jakiejś pierwszej części. Zwykle też dostawialiśmy coś extra - wiecej efeketów, więcej akcji, więcej czegoś (choćby humoru). 
Oglądając Terra Novą mam wrażenie, że serial w który wpompowaną podobno rekordową sumę pieniedzy (5 mln. dolarów za odcinek?) to jeden wielki niewypał. Niby otrzymujemy zestaw sprawdzonych elementów - dinozaury, elementy Scie-Fi i przyszłości, akcja, bohaterami uczynioną rodznkę z trójką dzieci - no istna sielanka familijna przed ekranem.
Co nie wyszlo? Pewnie by długo wymieniać - od słabej spójności scenariusza, pokazywaniu odcinków jakby w oderwaniu do siebie, sporej ilości niejasności lub bzdur, które podaje nam się do przyjęcia jako oczywistość, drętwości naszych bohaterów, aż po chyba najważniejsze, czyli to, że prawie nie widać tych efektów. No jeżeli serial z dinozaurami ma wyglądać tak, że tylko je słyszę albo oglądam efekty ich działań, większy okaz oglądając raz na kilka odcinków to ja przepraszam - wygląda to niczym budowa naszych autostrad gdzie pieniądze idą i idą, a potem przez rok buduje się kilkadziesiąt kilometrów. Panie Spielberg - Pan jako producent nie dopilnował co robią z Pana kasą??? To jak jako widz też nie zamierzam głosować nogami i oczami na kontynuację takich produkcji.  
Fabuła: Jest rok 2149. Ziemia jest zniszczona ekologicznie i przeludniona, coraz trudniej żyć w takich warunkach. Zwykła rodzina Shannonów, wykorzystując możliwość podróżowania w czasie, przenosi się do czasów prehistorycznych. To dla nielicznych szansa na nowe życie - budowanie kolonii, która ma zbudować podwaliny pod przybycie dalszych przybyszów z przyszłości. Żona zostaje lekarzem, mąż policjantem, ich dzieci mają tu swoje osobne wątki i przygody - od już dorosłego chłopaka, przez nastoletnią dziewczynę i najmłodszą córeczkę. Każde pokolenie może niby coś tu dla siebie odnaleźć - nie tylko identyfikując się z bohaterami, są przecież przygody, jakiś wątek uczuciowy, bardzo poztywne relacje budowane w rodzinie, wszystkie odcinki dobrze się kończą... Bajka. I chyba to był błąd - jest za słodko, a przy braku widowiskowych efektów i jakiejś intrygi mocno trzymajacej w napięciu z odcinka na odcinek coraz szybciej się nudzimy.
Ot przecietniak przygodowy, raczej do oglądania z dzieciakami (tak powiedzmy powyżej podstawówki) - jest dość infantylnie, sporo tu uproszczeń i nachalnego moralizowania, patosu, bohaterowie dość jednowymiarowi, dinozaurów niestety niewiele, a mimo, że jest trochę akcji to i tak ziewamy z nudy. Ładne widoczki i czasem coś tam przemknie na niebie albo w krzakach, nawet się tego czegoś nie zabija , a co najwyżej oglusza, odstrasza... 
Albo ja się za stary zrobiłem na takie rzeczy, albo jednak moje odczucia wcale nie są wyjątkiem i ktoś się na tym serialu nieźle przejedzie. A nie lepiej inwestować w dobry scenariusz i oryginalność? Cholera takiego  Flash Forward nie chcieli kontynuować...

2 komentarze:

  1. Czyli ma coś do oglądania z synem. Tyż fajnie

    OdpowiedzUsuń
  2. świat pełen pomarańczy16 grudnia 2011 22:17

    przypomina mi to utopie, szklane domy,...ale ogolnie nie polecam, przebrnąłem kilka odcinków....i musiałem sie zmuszać w nadziei że jednak cos z tego będzie ale niestety pierwszy odcinek jest najlepszy reszta to juz równanie w dół

    OdpowiedzUsuń