piątek, 16 grudnia 2011

W sieci - Iris Murdoch czyli na pierwszy rzut oka zabawnie...

Lektura z Dyskusyjnego Klubu Czytelniczego prowadzonego przez Anię. Ponieważ to był dla mnie pierwszy taki klub i jak dotąd jeszcze się "nie przejechałem" na jej propozycjach to mimo, że czas nie pozwala mi zdążyć na czas i tak postanowiłem, że będę sobie czytał te tytuły. Ot tak dla siebie, może gdzieś tam na końcu dołożę i swój skromny głos... Jak to frajda odkrywać rzeczy dla siebie kompletnie nieznane albo takie, o których człowiek sobie myślał, że pewnie sa mało ciekawe. Iris Murdoch znałem chyba jedynie z powieści i filmu "Iris", reszta była dla mnie zagadką. A tu proszę - okazuje się, nie taki diabeł straszny - powieść napisana swobodnie, lekko, z lekko szalonym bohaterem, ale jakże łatwo się z nim zaprzyjaźniamy.... Nawet wstawki filozoficzne i dyskusje bohaterów wcale nie są jakąś straszną pigułką nafaszerowana teorią i terminami oderwanymi od życia. To dość swobodna rozmowa, rzeczywiście odwołująca się do pewnych pojęć, teorii, lecz już w życiu dyskutantów specjalnie wpływów tych ich poszukiwań i dociekań filozoficznych nie odnajdziemy. Są zagubieni, nie bardzo potrafią przełożyć różne swoje idee na konkretne czyny, nie są tez w stanie znaleźć prawdziwego szczęścia. Czy jest to więc dzieło, którego głównym celem byłoby akurat przekazanie jakiejś konkretnej doktryny, sposobu myślenia czy choćby propagowanie wiedzy na temat filozofii (w końcu po autorce, która właśnie ten przedmiot wykłada można było spodziewać się również czegoś takiego). Mam wrażenie, że nie choć pewnie w różnych fragmentach można by doszukać się pewnych konkretnych prądów i kierunków. Ale nawet bez znajmości Sartre'a spokojnie możecie po tę ksiązkę sięgać...
To przede wszystkim opowieść o jakichś poszukiwaniach, próbie znalezienia jakiegoś pomysłu na siebie i na swoje życie, ograniczenia w nim przypadkowości i nadania mu jakiegos sensu. Co ciekawe bardziej o samym procesie (dość swobodny i trochę zwariowany sposób na życie młodego mężczyzny Jacka Donahue, który nie ma ani stałej pracy, ani domu, para się pisaniem, ale bez specjalnych efektów, goni za jakimiś swoimi planami, po czym je porzuca, zmienia) niż o celu, do którego udaje się dojść. To proces dojrzewania, ale który pewnie będzie jeszcze trwał dalej, byliśmy świadkami jedynie jakiegoś fragmentu. Napisane jak wspominałem lekko, sporo tu specyficznego humoru, lekko zakręcone towrzystwo, w którym obraca się nasz bohater, zabawne jest jego podążanie za każdą myślą, choćby nie wiem jak bardzo absurdalną, zmienność decyzji i nastrojów. Jego dialog z samym sobą, uświadamianie sobie tego w jakim kierunku powinien zmierzać, analizowanie za i przeciw, znaczeń i postępowania innych ludzi - to wszystko sprawia, że ta postać mimo, że momentami nas śmieszy impulsywnością jednocześnie zaciekawia, trzymamy za niego kciuki, cieszymy się z nim lub współczujemy. 
Najpierw rzeczywiście myślałem, że gdy pojawiła się postać "mentora" czyli Hugo to ponowne spotkanie z nim będzie jakims centrum i punktem zwrotnym powieści. Mój błąd. To może miłość? Pogoń za Anną, czyli dawną ukochaną z nadzieję, że może mimo przerwy na nowo uda sie wskrzesić to uczucie... I znów nie do końca. A więc przemiana dokonać musi się w nim samym? Musi zrozumieć, że goni bez specjalnego celu, punktu odniesienia, znaleźć jakieś oparcie. Czy człowiek, który traktował dotąd ludzi jedynie jako pewnego rodzaju przystanki do których może zawitać gdy potrzebuje będzie potrafił zacząć coś od nowa? Dotąd często próbował analizować postępowanie czy odgadywać uczucia ludzi gdy mu to było potrzebne, ale jakże często kompletnie mijał sie z prawdą... Żyć wśród ludzi i z ludźmi nie sposób wciąż lawirując, kręcąc i ich wykorzystując. 
Ciekawa powieść, w której najpierw z trudem (przynajmniej w moim przypadku), ale potem coraz bardziej odkrywamy jakieś drugie dno, poprzez wszystkie te zabawne przygody wolnego ducha zaczynamy dostrzegać też jego samotność, zagubienie i mimo humoru robi się trochę bardziej gorzko. Jak dla mnie ciekawy początek literackiego spotkania z tą pisarką.     

3 komentarze:

  1. Kurcze, jakoś za Murdoch nigdy nie potrafiłam się zabrać. Wypożyczyłam kiedyś, ale okazało się, że drugi tom (nie mapiętam jak się książka nazywała), i na tym koniec. Ale - dużo książek (i autorów) przede mną.

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie wiem.. Niezbyt mnie zaciekawiła,raczej nie dla mnie;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że jeszcze się nie zawiodłeś na lekturach.;)
    To ciekawe, co piszesz o uprzedzeniach ew. oczekiwaniach wobec Murdoch, sama miałam podobne odczucia, zwłaszcza po falstarcie z "Henrykiem...".
    Tak, za Jacka trzyma się kciuki. Niedorajda pierwszej wody;) Zgadzam się co do niespodzianek w przebiegu wydarzeń - autorka nie wybiera utartych ścieżek.

    OdpowiedzUsuń