poniedziałek, 26 września 2011

Millennium. Dziewczyna, która igrała z ogniem, czyli już mniej ciekawie

Niedawno pisałem o filmowej części pierwszej, która zrobiła na mnie całkiem miłe wrażenie (przede wszystkim fajnym klimatem), no to pewnie nie będzie zdziwienia, że i druga część przy okazji została obejrzana. No i jednak roczarowanie. Twórcy tym razem postawili w dużo większym stopniu na zapętlenie wątków, przyspieszenie tempa i przejście od klasycznego kryminału jednak w stronę filmu sensacyjnego. Może komuś to przypasuje, dla mnie jednak było troche wtórne.
Tym razem punktem wyjście staje się dziennikarskie śledztwo w sprawie handlu i wykorzystywania seksualnego nieletnich kobiet. Kiedy dwójka młodych ludzi, którzy prowadzili te sprawę zostaje zamordowanych - Mikael Blomkvist, czyli  znany już nam dziennikarz "Millennium" postanawia się zająć sprawą. Tym bardziej, że policja o morderstwo oskrarża jego znajomą, czyli Lisbeth Salander. Śledztwem interesują sie wysoko postawieni politycy i urzędnicy, którzy najchętniej wszystko by zrzucili właśnie na nią, całą sprawę tuszując jak najprędzej. Tymczasem Lisbeth zaczyna się domyslać, że za jej wrobieniem stoi jej znienawidzony ojciec. Koszmary z przeszłości wracają, a po dotarciu do ich źródła rozwiązanie problemu okaże się wcale nie takie proste jak Salander myślała. W niej buzują emocje, a niestety nie wpływa to na rozwagę i precyzję działań. Blomkvist ratuje jej tyłek tylko przypadkiem...  
Ewidentnie zniknął specyficzny mroczny klimat pierwszej części. A co do akcji - niestety sporo tu rzeczy dość mało prawdopodobnych, nielogicznych więc przyjemność oglądania spada i to znacznie. Nie znając ksiązki trudno oceniać wierność oryginałowi, ale mam wrażenie, że twórcy się mocno pogubili, wybrali część wątków, z części zrezygnowali, ale całość jest szyta grubymi nićmi... Tempo nierówne i mało w tym wszystkim napięcia.
Chyba do oglądania tylko dlatego, że jak sie powiedziało A to trzeba powiedzieć (znaczy obejrzeć) i B. A przede mną jeszcze C...

4 komentarze:

  1. Trylogia Larssona bardzo mi się podobała. Chociaż jak to bywa z bestsellerami, po tych wszystkich ochach i achach, spodziewałam się trzęsienia ziemi, które nie nastąpiło :)Mimo wszystko do książek nie mam zastrzeżeń.
    Co do filmu. Cz. 1 obejrzałam w przelocie. Jakoś nie czułam potrzeby poprawiania efektu książki, filmem. Przyznaję jednak, że ekranizacja była niezła. Aktorka, wcielająca się w rolę Lisabeth - bezkonkurencyjna. I mroczny klimat był. Wszystko na miejscu :) Silnej potrzeby oglądania części następnych nie mam. Jednak i tak pewnie je obejrzę, bo mnie mąż zmusi :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. :) ja też do trzeciej się przymierzam, a ksiązki już nawet kupione i czekaja wszystkie 3 tomy, a ja wciąz odkładam bo wybieram inne rzeczy do czytania. pewnie ta grubość mnie zniechęca a czytam głównie w autobusach więc nie chce mi się tego dźwigać

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem jak Ty, ale ja mam obsesję na punkcie dbania o książki. Czytanie w busach takich cegieł, grozi pogięciem okładek :) Ja też mam swoje egzemplarze. Nie da się ukryć - są ozdobą biblioteczki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. podobnie i u mnie... nie tylko ciężkie, mało wygodne ale i mogą się niszczyć. Z podobnego powodu na przeczytanie czeka Lód Dukaja, Obłęd Krzysztonia i Follet... niby to głupi powód ale jak wciąż sterta innych książek czeka to tak to bywa.

    OdpowiedzUsuń