czwartek, 11 lutego 2016

Van Gogh Alive, czyli ostatnia okazja

Odkładam na chwilę listę z tym co mam w głowie do recenzji (patrz wczorajsza notka - nadal możecie ustawiać kolejność), bo czas napisać o wystawie, która jest tylko do niedzieli w Warszawie. Może jeszcze ktoś z okolicy zdecyduje się na wyprawę. Mimo moich pewnych uwag - warto.
Warto, bo to Van Gogh i świetna prezentacja jego twórczości. Warto, bo w takich warunkach jeszcze tych obrazów nie widzieliście. I wybierzcie się czym prędzej, bo ku mojemu zdziwieniu i sporych cen biletów - wciąż jest sporo ludzi chętnych... A trudno komfortowo oglądać coś dłużej, gdy nie ma gdzie usiąść.



Wspomniałem, że mam uwagi... I owszem. Chyba po prostu spodziewałem się czegoś innego - przejścia przez sale, oglądanie kolejnych ekranów, więcej animacji. Tymczasem centrum wystawy to wielka hala, gdzie na około 40 ekranach wyświetlane są dzieła mistrza i fragmenty jego listów, cytaty, szkice. Co ważne, prawie każdy ekran pokazuje inny obraz lub jego fragment, więc trudno na początku wybrać miejsce skąd będzie się całość oglądać. 



Van Gogh Alive w Warszawie
W końcu zdecydowaliśmy się na oglądanie całości prezentacji dwa razy (ponad pół godziny na jednorazowy pokaz) z różnych miejsc sali. Część ekranów jest na podłodze (one najczęściej wykorzystywane są na projekcję czegoś w rodzaju filmu), niektóre są połączone na ścianie (świetny efekt przy powiększeniu obrazów), inne wiszą osobno. 
 


W prezentacji wykorzystano ponad 3 tysiące obrazów i szkiców - projekcja jest przejściem przez różne etapy twórczości artysty z niewielkim wprowadzającym komentarzem w każdym z nich. Nie jest to więc film, nie ma lektora - pozostaje nasza wrażliwość i obcowanie z kolorami, wyobraźnią i talentem artysty. Do tego muzyka z epoki (dobrze dobrana) i w efekcie uzyskujemy coś trudnego do osiągnięcia nawet w muzeach - tłum w różnym wieku stoi, wędruje po sali lub siedzi i wpatruje się w obrazy... W ciszy, skupieniu, bez głupich komentarzy...
  


Mimo moich uwag - naprawdę polecam, bo wrażenie jest niepowtarzalne. Może mój niedosyt związany jest z tym, że jestem po seansie z Van Goghiem w ramach Exhibition on the screen w Multikinie - tam mogłem nie tylko przyglądać się obrazom z bardzo bliska na wielkim ekranie, dowiedzieć się sporo o technice malowania, ale i o tym jakie wydarzenia towarzyszyły powstaniu każdego z nich. 



Wystawa to około 3 tysięcy obrazów, zdjęć i listów.
Nadal zdaję sobie sprawę, że taka forma obcowania ze sztuką nie zastąpi muzeum i oglądania (choćby z daleka) oryginału, ale to wspaniałe uzupełnienie, pogłębienie tego kontaktu ze sztuką.
Były na tej wystawie fragmenty naprawdę piękne, sprawiające, że człowiek się wzruszał. I choćby dlatego warto.
PS Wypad nie był sponsorowany :) przez organizatorów. Piszę szczerze.
A tu więcej informacji.
W sieci znajdziecie kilka sposobów na to by obniżyć cenę biletów (choćby groupon) albo można zebrać się większą grupą pod halą i kupić bilet grupowy.




1 komentarz: