niedziela, 15 kwietnia 2012

Wichrowe wzgórza, czyli wywiało, zawiało

Dziś rozwiązanie rozdawajki (na koniec) i parę słów o kolejnej ekranizacji Wichrowych wzgórz. Ale zanim o tym to jeszcze kilka słów remanentu - wciąż staram archiwizować na bieżąco rózne rzecz, aby panował tu porządek, ale trudno stwierdzić abym do końca był zadowolony z wyglądu bloga. Wciąż pewnie będę szukał jakiejś formuły na zmiany, może Wy coś podpowiecie? Odwiedzin sporo, obserwatorów już 100, ale komentarzy pewnie jak każdy z piszących chciałbym więcej :) Na razie rozpoczynam eksperyment, czyli wejście na Facebook - daje trochę wiecej mozliwości niż am blog i kto wie może to będzie jakiś krok, który da mi troszkę nowych pomysłów. Zapraszam do odwiedzania i współtworzenia: http://www.facebook.com/NotatnikKulturalny
A na dziś notka długo odkładana, bo film widziałem na pokazie prasowym już parę tygodni temu. Ale trudno mi było zabrać się do pisania, wolałem to trochę odłożyć, by przemyśleć sobie to na chłodno. Już nawet nie chce mi się liczyć, która to ekranizacja tej powieści Emily Brontë, tym razem miało być nowocześnie, odważnie, aktualnie. Co z tych zapowiedzi zostało. Ano moim zdaniem niewiele - wywiało je, zawiało i całość lepiej żeby może zasłoniły mgły wrzosowisk Yorkshire.
Pewnie sporo kontrowersji budzić będzie już choćby to, że po raz pierwszy jednego z bohaterów, czyli Heathcliffa, który w książce miał być cyganem, tu gra ciemnoskóry James Howson. Cała historia miała by mieć więc podłoże rasistowskie? Przypomnijmy tło powieści: chodziło o rodzące się uczucie i fascynację między przygarnietym biednym sierotą i jedną z jego "przyrodnich" sióstr. Ponieważ rodzina była dość zamożna chodziło głównie o pokazanie miłości, która wznosi się ponad podziałami klasowymi. Tu ewidentnie akcenty idą w inną stronę. Kolejne różnice? Choćby język i pewnego rodzaju dosłowność, naturalizm, brutalność pokazywanego życia. Jeżeli spodziewacie się kina kostiumowego to na pewno muicie zapomnieć w tym wypadku o pięknych salonach, dworkach i pałacach, strojach i balach :) 
Andrea Arnold zrobiła film pełen dziwnego nastroju, zdjęć przyrody, które momentami dominują nad całą historią i nadają jej dziwnie depresyjnego klimatu, w mrocznej, chłodnej i troszkę brudnej estetyce. Bez muzyki, prawie bez dialogów, one służą jedynie jako pewien drogowskaz abyśmy się połapali w całości historii, dużo bardziej liczą się tu spojrzenia, gesty, emocje, których się jedynie domyślamy. W pierwszej części gdy bohaterowie są młodzi, ciekawie poprowadzono wątek ich relacji, wspólnych wędrówek przez wrzosowiska, te nieporadne, ale pełne buzujących emocji chwile gdy są razem. Potem gdy są już dorośli mam wrażenie, że cała ta chemia niestety znika. Miało aż drgać od erotyzmu, aby ekranizacja była atrakcyjna dla młodych widzów, ale jak dla mnie to jest kompletnie nieczytelne. I nie chodzi tu tylko o brak scen erotycznych i "szał ciał", ale o to, że nasi bohaterowie są kompletnie niezrozumiali w swoim postępowaniu, już nawet trudno to nazwać brakiem konsekwencji, ale po prostu dziwnym szaleństwem - coś bym chciał, ale tego nie robię, za to czynię coś odwrotnego oczekując reakcji z drugiej strony. To wieczne powracanie pod okna, niczym zdesperowany podglądacz, a gdy już się spotkamy udawanie wyniosłego, nie uleganie emocjom... Choć nie brak w ich grze emocji, to kompletnie brak w tym czytelności, namiętności, to dziwna gra dwojga szaleńców, którzy uparli się by nie pozwolić sobie na szczęście. Tak to widzę i aż pewnie sięgnę bo starsze ekranizacje by sobie porównać wrażenia. Tu z melodramatu pozostało niewiele. Bardziej to przypomina kino psychologiczne, rozważania egzystencjalne, niż osadzoną w historii opowieść o miłości, która nie była akceptowana. Zamiast miłości możemy raczej zobaczyć okrucieństwo, cierpienie, pożądanie prowadzące do szaleństwa. 
Dziwny film. Gdyby nie zdjęcia to moja ocena byłaby pewnie jeszcze bardziej surowa. A tak? Chyba jednak tylko dla smakoszy, wytrawnego widza,  dla tych, którzy lubią kino artystyczne, eksperymenty i potem dyskusje nad tym czy takie wersje oddają jeszcze wymowę oryginału. Na pewno odważne, bo wychodzi poza sztampowe odtworzenie historii. A czy się udało - to zostawiam interpretacji tych, którzy zobaczą. Jak dla mnie nie, ale za tydzień możecie się przekonać sami w kinach.
Za umożliwienie zobaczenia filmu dziekuję firmie Gutek Film.

Rozdawajka filmowa - króciutko: chodziło oczywiście o najnowsze dzieło Almodovara "Skóra, w której życję". Za płytę dziękuję firmie Gutek Film, a los uśmiechnął się do Malwiny. Gratulacje - dla Ciebie cały pakiet z 4 filmami i bardzo się cieszę, bo pamietam, że gdy zaczynałem Twój blog był chyba jednym z pierwszych, które traktowałem jako te "zaprzyjaźnione" :)   

14 komentarzy:

  1. Gratuluję :)))

    "Wichrowe wzgórza" fantastycznie się ogląda, wzrusza...Przez książkę (przyznaję się bez bicia) nie mogę przebrnąć. Robiłam już dwa podejścia :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też nigdy nie przeczytałem, ale po protu traktując to jako "powieść kobiecą"... Cóż może kiedyś ktoś zaproponuje to na klub czytelniczy i wtedy się przełamię :)

      Usuń
  2. Czytałam dość obszerną dyskusję na temat aktora, a raczej jego koloru skóry i wychodzi pod koniec na to, że w oryginalne nie było do końca napisane o tym, że on NIE jest czarny, nawet nie było wspomniane, że jest śniady, a w tamtych czasach dla Anglików każdy obcy o innym kolorze skóry mógł zostać uznany za Cygana, bo Anglia miała swoje kolonie w Afryce i stamtąd ów młodzieniec mógł zostać sprowadzony.
    Co do ekranizacji, to nie oglądałam i oglądać nie zamierzam (raczej), bo nie przepadam za książką - była dla mnie bardzo depresyjna, wręcz obrzydliwa, więc zdjęcia wpasowują się idealnie w klimat utworu. Choć jestem zainteresowana tym, jak poradziła sobie z zadaniem Kaya Scodelario, która wg. mnie jest nawet niezła w "Skins". Swoją drogą, to jakoś ostatnio wspominane było, jakoby miałeś to oglądać, prawda? Jestem ciekawa Twojej opinii na temat tego serialu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ubiektywnie - pewnie wina scenariusza i reżyserki, ale Scodelario wypadła średnio, a co do Skins najpierw miałem okazje podejrzeć fragmenty wersji USA, która mi nie podeszła, co co brytyjskiej widziałem dopiero cześć odcinków pierwszego sezonu i potem wsiąkłem w inne rzecz, przerwałem, pewnie poszukam jeszcze i wrócę bo serial jest ciekawy...

      Usuń
    2. Zdecydowanie warto, w każdym razie II pierwsze sezony, bo do pierwszej generacji jakoś bardziej przywykłam, potem - oczywiście, subiektywnie - robi się istna "Moda na sukces" (chociaż, jak tak pomyśleć, to I generacja pod tym względem nie lepsza), ale oglądałam kawałkami IV sezon i zły nie jest. Kwestia gustu. Ale jak się podoba, to naprawdę zachęcam i czekam niecierpliwie na Twoją opinię.
      Co do roli Scodelario, to też mowa o scenariuszu (znaczy się, w większości recenzji), że nie ma chemii ani dialogów itd. Cóż, mam jednak nadzieję, że się wyrobi, bo jako Effy przyciągała.

      Usuń
  3. Ech, nic nie przebije ekranizacji z Ralphem Fiennesem i Juliette Binoche...:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. dlaczego wczoraj nie zamieściłeś posta?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki za uważność :) rzeczywicie bywają dni kiedy nie mam jak napisać notki, potem staram się tę zaległość nadrobić pisząc dwie jednego dnia... Dotąd się uwadało to może i w kwietniu dam radę - zwykle powodem są wyjazdy - albo służbowe, albo tak jak wczoraj prywatne, jak nie ma sieci i kompa to i notki nie ma, czasem po dojechaniu po nocy już sił nie ma

      Usuń
  5. Ojej, bardzo się cieszę że wygrałam :) 4 znakomite filmy to aż nadmiar szczęścia :) Dołączam sie także do podziękowań dla Gutka ;) Oczywiście najpierw przeszłam do wyników rozdawajki więc nie przeczytałam posta, ale zaraz to nadrobię bo Wichrowe Wzgórza mam zamiar obejrzeć na dniach więc jestem ciekawa Twojego zdania^^ Też to pamiętam, że Twój blog był jednym z pierwszych na które zaczęłam zaglądać. I muszę przyznać, że niesamowite jest jak szybko udało Ci się wyrobić markę w blogosferze na tyle że otrzymujesz chociażby takie prezenty od dystrybutorów czy wydawnictw. Ale nic dziwnego, bo Twoje recenzje bardzo dobrze się czyta ;) Mój adres jak rozumiem mam przesłać mailem? Zaraz to uczynię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak adres przynadziei@wp.pl :) co marki w blogoferze, cóż - ja wciąż uważam, że czasem piszę nieporadnie i mało przypomina to recenzję a bardziej zbiór wariacji na temat... Ale rzeczywiście z kilku propozycji (bo np do Gutka sam się nie zwracałem, to oni mnie znaleźli) bardzo się cieszę i traktuję to jako wyróżnienie. Może zaprocentowała wytrwałość i ilość recenzji?

      Usuń
  6. Gratulacje dla Malwiny :)

    Książkę czytałam, bo w końcu wypada. Przyznaje jednak, że ten "szał uczuć" to jednak nie dla mnie. Gdybym była jedną z sióstr z powieści Jane Austen. To byłabym tą "rozważną" ;)

    Tylko nie uciekaj tak zupełnie na FB ;) Ja na swoje konto zaglądam coraz rzadziej. Tam to dopiero jest bałagan!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie ucieknę :) tamto miejsce jest raczej dla reklamy i by pociągnąc to w stronę nie tylko recenzji, ale wieści z kraju (i te lokalne, czyli wciągam bibliotekę itp) nt kultury, mam nadzieję, że nie będę robił tego sam...

      Usuń
  7. Z jednej strony bardzo chciałabym zobaczyć ten film, z drugiej mam spore wątpliwości co do postaci Heathcliffa. I nie mam tu na myśli koloru skóry aktora, choć nie jestem pewna jak zareagowałaby na niego autorka książki. Chodzi o to, że Heathcliff powinien mieć swoją niepokojącą aurę, coś, co od niego odpycha a zarazem przyciąga, ta postać powinna wzbudzać sama w sobie jakieś emocje, tu oprócz małej dezorientacji kolorem skóry nie czyję nic...

    OdpowiedzUsuń