środa, 2 listopada 2011

Marcin Mińkowski - Tam, gdzie nie ma Coca Coli czyli tu na brzegu będzie nasz dom


Rozpoczynam konkurs - mam dwa egzemplarze książki do rozdania. Książka to kolejny tom cyklu "Mój prywatny świat" wydawanego przez PASCALa (jeszcze się nie zawiodłem na tej serii i bardzo wydawnictwu dziękuję!!!) i tym razem Afryka.
Podobnie jak wcześniej czytane Orlińskiego i Jackowskiej i ta czyta sie świetnie. Ale co ciekawe każda jest trochę inna, nie tylko ze zwględu na regiona świata opisywany przez autora, ale bardziej ze względu na styl, na podejście do relacjonowanych zdarzeń, do opisywania etapów podróży i do pewnej szczerości także na swój temat (opisując spotkania z innymi ludźmi często jednak przyjmujemy pewien punkt widzenia, który narzucamy czytelnikowi, a pisząc o różnych wydarzeniach staramy się przedstawiać siebie w jak najlepszym świetle). I tu Mińkowski może nas troche zaskoczyć. Właśnie tą szczerością.  

Warto by zacząć od tego (tak mnie zaciekawił, że będę starał się zdobyć z nim wywiad), że autor podróżuje samotnie. Ot wyznacza sobie jakiś cel, planuje trasę, zbiera trochę namiarów na róznych ludzi, którzy mogą mu pomóc (najcześciej misjonarzy), bierze plecak i wyrusza. Kurcze, sam??? Niby nie wybiera się ani do dzikiej dżungli na jakieś odludzie, nie jedzie w środek żadnej wojny, ale i tak wydaje mi się, że jest to dość ekstremalny sposób podrożowania jak na Afrykę. Może trochę zazdroszczę? Jednak gdy jesteśmy z kimś wiele swojej uwagi poświęcamy sobie wzajemnie, gdy jesteśmy sami chcąc nie chcąc musimy otworzyć się w 100% na innych, najcześciej rdzennych mieszkańców. Chcąc nie chcąc bardziej chłoniemy otaczającą nas rzeczywistość w sposób bardziej naturalny, będąc bliżej nich (głupia rzecz - zamiast pozować na tle ludzi, gdy ktoś z kim podróżujesz robi ci zdjęcie, musisz dogadać się żeby to oni tobie zdjęcie zrobili).
I to mi się tu bardzo podoba - niby autor ma jakiś plan, jednak nie jest on w żaden sposób "turystyczny", czyli nie zwalnia miejsca w hotelu tego i tego dnia, by sobie przejechać do innego hotelu. Przemieszcza się tak jak i mieszkańcy tamtych terenów - lokalnym autobusem, na stopa, barką spławiającą drzewo, kajakiem, wynajmując jakiś środek transportu w miarę możliwości, klnąc, czekając razem z innymi i znosząc wszystkie niedogności.
Przy tym Mińkowski opisuje to wszystko nie tylko z humorem, ale też z pewną dozą autoironii, często pisząc o swoim zniecierpliwieniu, zmęczeniu, kompletnie innej mentalności Europejczyka, którego różne rzeczy drażnią i są trudne do zaakceptowania. Jest świadom, że jest mu dane jedynie przez chwilę być z tym ludźmi - wie, że traktują go inaczej, zarówno ze względu na skórę, jak i na to, że jest przybyszem (turystą, najlepiej jeszcze nadzianym). Stara się więc chłonąć jak najwięcej, obserwując, rozmawiając (o jak cierpi gdy podróżuje przez Angolę, gdzie nie może się porozumieć nie znając portugalskiego) i wszystko opisuje. Potrafi wejść na kilka godzin do baru, pójść na pogaduchy do jakiegoś urzędnika, być z ludźmi nie w jakiś szczególny sposób jako turysta, ale w ich normalnych codziennych czynnościach. 
Niby nie udaje eksperta od spraw afrykańskich, ale jednak sporo z tych kart wiedzy przemyca - ot tak od niechcenia. Pomiędzy różnymi etapami podroży znajdziemy nagle pewne fragmenty odnoszące się do różnych sytuacji, warunków w danym kraju. Zresztą całość jest napisana nie tyle jako jakaś linearna relacja z podróży, ale raczej zbiór refleksji, pewnych obrazów, przemyśleń, które po prostu pasują do jakiegoś etapu wędrówki (przykłady rozdziałów: "Jedzie maniok", "Szóste przykazanie", "Tu, na brzegu będzie nasz dom"). 
Na koniec warto wspomnieć o trasie - Republika Środkowoafrykańska, Republika Konga, Demokratyczna Republika Konga, Angola i Namibia. I ja już więcej pisać nie będę, jedynie by narobić Wam trochę smaku oddam na chwilę głos autorowi.

Kiedyś myślałem, że stopień cywilizacyjnego rozwoju na danym obszarze można mierzyć indeksem coca-coli. Chodzi o to, że cola jest praktycznie wszędzie – w najmniejszych wioskach i w największych lasach. Trudno znaleźć na naszym globie miejsce, do którego nie dotarłby ten symbol zachodniego konsumpcjonizmu. Zresztą pojęcie „indeks coca-coli” funkcjonuje wśród globtroterów na całym świecie. „To ona jest wyznacznikiem prawdziwej dzikości. Tam, gdzie jej nie ma, są już tylko potwory”– mówiłem, dopóki nie trafiłem do tej bezimiennej wioski. Dopiero tutaj okazało się, że wspomniane wcześniej wyrażenie jest jedynie wytworem człowieka Zachodu próbującego nieudolnie oddać temperaturę świata, który po prostu wymyka się cywilizacji. Znalezienie coli w osadzie wydawało się równie łatwe, jak kupno silnika do wahadłowca. Ale po co mówić o napojach? Nie było tu ani ryżu, ani bananów. Mieszkańcy żywili się wyłącznie maniokiem i rybami. Może potwory są dopiero tam, gdzie nie ma manioku?
Podróżowanie oznacza pójście za głosem, darem, wołaniem, które każe sprawdzić co jest dalej - za linią horyzontu, za górą, która przesłania słońce, za kolejną barierą. Kto i co tam na nas czeka? To tajemnica, magiczny niepokój, ciągła potrzeba i w rzeczywistości rodzaj uzależnienia, czasami dręczący nas przez całe życie - ciekawość innego. Od innego się uczymy, patrząc na niego, dziwimy się, dlaczego on postepuje tak, a nie inaczej. Dzięki konfrontacji z ludźmi doceniamy w pełni to, co w nas dobre i zauważamy to, co złe. W gruncie rzeczy dopiero tam, w oczach innego, widzimy siebie. Inny okazuje nam nowe światy, nowe lądy, które dla niego są swoje, a jednocześnie tak różne od moich. I dzieki niemu wypływamy na szerokie wody inności i sami też stajemy się inni, rozwijamy się. Szukamy. I może naprawde właśnie o to chodzi? O szukanie siebie?
By książkę zdobyć należy pod tym postem napisać o swojej wymarzonej podróży (kraj, miejsce oraz uzasadnienie). Wymarzonej, czyli takiej, która jeszcze przed nami, no chyba, że ktoś już uważa, że przeżył wszystko co najpiękniejsze i teraz tylko do tego wraca. Wśród wszystkich wylosuję jeden egzemplarz książki, a autor posta o wymarzonej podróży, która mi najbardziej się spodoba kolejny. Czas: do końca miesiąca, a co!
Konkurs zakończony.

51 komentarzy:

  1. Rozumiem te zabieganie doskonale.
    Zawsze zgłaszam się do konkursu jak o książce przeczytam recenzje lub poszperam czy jest dobra oczywiście lepiej dowiedzieć się tego na własnej skórze :)
    Jeśli chodzi o wymarzoną podróż waham się między kilkoma miejscami. Kiedyś od razu napisałabym Japonia, ale po tsunami obawiam się, że dużo miejsc albo nie istnieje albo jest zniszczone np. Sendai. Pamiętam, że w jakimś anime (oglądałam to często będąc dzieciakiem) występowało i kojarzyło mi się z morzem, ciepłymi słonecznymi wakacjami oraz plażą, ale w jakiś wiadomościach przeczytałam, że na tych właśnie plażach znaleziono 200 ciał.. to aż straszne jak czasy i miejsca, na których nam zależy się diametralnie zmieniają. Czas do końca miesiąca więc pomyślę nad tym.

    Jeszcze na koniec tylko napiszę, że nie zapomniałam o małej paczce w ramach podzięki, bo wyszłoby, że rzucam słowa na wiatr :)

    Pozdrawiam i życzę więcej czasu aby recenzja się pojawiła :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm Japonia.... Własnie skończyłem lekturę Bruczkowskiego "Bezsenność w Tokyo" i też mi narobił smaku na pewne rzeczy, które tam opisuje. A recenzja nad dniach, spokojnie
    Również pozdrawiam. A co do paczuszki :) Wiesz, że ja wtedy tez będe czuł się zobowiązany do podziękowania??? Poczta na nas zarobi krocie. Będę się cieszył z Twoich odwiedzin i komentarz (a może recenzji?), a z paczką, nawet małą chyba za duzy kłopot

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgłaszam się, obowiązkowo, gdyż... znam autora. Wprawdzie z dawnych zasów, ale nie zmniejsza to mojej ciekawości co do książki:).

    OdpowiedzUsuń
  4. ooo to mnie zainteresowałaś. Nie będę dopytywał skąd, ale pragnę tylko zwrócić uwagę na warunki konkursu - żeby mieć szansę nie wystarczy tym razem napisać, że sie jest zaintersowanym :) czekam wiec na posta z wymarzoną podrożą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta sama ścieżka edukacyjna przez jakiś czas:).

    O podróży pomyślę i coś skrobnę:).

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgłaszam się - Afryka jest cudowna i mnie niesamowicie fascynuje .Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  7. :) ja tylko przypominam o zasadach - bez uzasadnienia swej wymarzonej podróży nie macie szans na wylosowanie kniżki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgłaszam się, a pojechać chciałabym do Nowej Zelandii. Wielokrotnie oglądając na przykład "Władce pierścieni" zachwycam się tymi widokami. Bardzo lubię czytać o ich kulturze oraz uwielbiam owieczki:D Jako, że studiuję turystykę i rekreacje to chciałabym pojechać wszędzie, ale właśnie Nowa Zelandia mnie urzekła. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. hmm brzmi ciekawie - kraj gdzie i góry i doliny i ciepło i zimno. Władcę uwielbiam także więc już mi się gęba śmieje na smą mysl o takiej wyprawie. Szkoda tylko, że tak daleko

    OdpowiedzUsuń
  10. Moja wymarzona podróż odbyłaby się właśnie do odległej Afryki. Dlaczego właśnie tam? pomijając już programy w tv, to jednak książki zdecydowały. M.in. : B.Pawlikowska - Blondynka na Czarnym Lądzie (przezabawna historia), M. Wojciechowska - Etiopia Ale Czat!, D.Katende - Dom na Zanzibarze , Pożegnanie z Afryką i wiele innych. Bogactwo krajobrazów, Safari, Kenia , masyw Kilimandżaro, odmienne kultury i plemiona. Ciekawie by było spędzić chociaż jeden dzień i spróbować żyć jak oni. Temperatura też przemawia za tym (uwielbiam ciepło). Podróż do Afryki byłaby wspaniałą lekcją geografii i historii.

    P.S. odwiedziłabym koniecznie Sierociniec dla słoni w Kenii (oczywiście była tam Martyna ze swoim programem).

    OdpowiedzUsuń
  11. teraz jak czytam Mińkowskiego to i ja bym miał ochotę na zakosztowanie czarnego lądu. Skok na Bunji przy wodospadach Wiktorii - to musi byc przeżycie nie do powtórzenia... Ale najfajniej byłoby zapuścić się na dłużej gdzieś na wędrówkę, a nie tylko autkiem z wioski do wioski...

    OdpowiedzUsuń
  12. Moja wymażona podróż ....banał,Paryż,Luwr-marzę o obrazach....widzianych na żywo,nie w albumie.
    Moje małe ,a niedościgłe marzenie...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. sorki za błąd-szwankuje mi klawia..ura.

    OdpowiedzUsuń
  14. hmmm ostatnio łaziłem po zamku w Niepołomicach i ogladałem wystawę obrazów polskich mistrzów... i też mi się jakoś tak błogo zrobiło. Czlowiek tak mało ma takich okazji choć Narodowe prawie pod nosem. Co prawda jest też http://www.googleartproject.com/ ale jeżeli ktoś lubi malarstwo to album albo zdjęcie nie zastąpią delektowania się tym na żywo. A Paryż sam w sobie też ma ciekawe miejsca :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Pierwszy wariant podróży marzeń to dokładniejsze zwiedzenie Włoch, niestety byłam tylko raz, ale wrażenia z kraju, gdzie niemal każdy kamień ma swoja historię pozostały niezapomniane. A teraz jeszcze systematycznei dolewa oliwy do ognia pewna blogowa koleżanka - zakochana we Włoszech (guciamal.blogspot.com).
    Drugi wariant, to dokladne zwiedzenie Europy Wschodniej, w wariancie możliwie zapyziałym i oldskulowym. Czyli kontynuacja różnych moich podróży z pierwszej połowy poprzeniej dekady. Obawiam się, że najlepszy czas na to minął kilka lat temu, ale może moich oczekiwań nie zawidzie Zachodnia Ukraina i delta Dunaju? A jeśli nawet zawiedzie, to w Rumunii nie powinno zabraknąć przyjaznej miejscowej ludności, z któr można bratać sie przy jakiejś wersji palinki.
    Dlaczego ten kierunek? Chyba ciekawią mnie podobieństwa i różnice z Polską teraz i tą sprzed kilkunastu lat, a w tamtej cześci Europy dosrzegam ich sporo:).

    OdpowiedzUsuń
  16. chyba nawet ta Europa Wschodnia bardziej by mnie kusiła niż Włochy, zupełnie inni ludzie, ich mentalność, niewielu turystów i spora do nich życzliwość. Tylko kwestia transportu - chyba auto jednak najlepsze, ale też troszkę ryzykowne

    OdpowiedzUsuń
  17. Na Ukrainie sa parkingi strzeżone przez ludzi z bronią (może nie nabitą, nie wiem) + policjanci nastawieni na wymuszanie łapówek, ale samochód tam braliśmy i nic się mu nie stało. Rumunia natomiast jest przyjazna i bezpieczna. Pośrodku jest jeszcze Mołdawia, ale tam sie nie zapuściliśmy:).

    OdpowiedzUsuń
  18. Moja wymarzona podróż, trudno powiedzieć, jest wiele miejsc,które chciałabym odwiedzić, ale najbardziej Indie, wszystko jest tam takie kolorowe, pełne uroku, zabytków o wyjątkowej urodzie i ludzie, czyści, nieskażeni nowoczesnością, pełni kolorów, kobiety w pięknych strojach, umalowane twarze, jazda na słoniu, malowane ręce, przepiękna architektura, sama słodycz

    OdpowiedzUsuń
  19. trzeba sie chyba śpieszyć bo Indie mam wrażenie, że bardzo szybko się zmieniają, stają się coraz nowoczęsniejsze (miasta) i przypominać niedługo będą to co i tak nam znane. Mentalność ludzi też się zmienia. Tradycje, kulturę najlepiej zaobserwować na prowincji (bardziej autentyczna a nie na pokaz) ale tam turyści rzadko docierają...
    ale kierunek ciekawy

    OdpowiedzUsuń
  20. Podróż marzeń... Koleją Transsyberyjską przez Rosję, Obowiązkowo zwiedzić Sankt Petersburg, potem koleją do Chin, a stamtąd prze Mongolię do Indii:) A druga podróż (prostsza) przez Ocean Indyjski statkiem do Australii. Czemu? Bo w podróży liczy się dla mnie maksymalne wykorzystanie czasu i środków podróży, poznając do szpiku nowych ludzi i zdobywając nowe doświadczenia. :)

    OdpowiedzUsuń
  21. to rzeczywiście takie podróżowanie w "dawnym stylu" gdy do celu prowadziła nas droga dłuższa często niż sam pobyt u celu. teraz sporo osób woli wsiąść w samolot i już. A masz rację, że sama podróż oprócz zmęczenia daje też niesamowitą okazję do poznawania ludzi, specyfiki i kolorytu lokalnego (szczególnie gdy wybieramy nie jakieś super komfortowe srodki transportu)... Rosja, Mongolia i mnie kusi od jakiegoś czasu.

    OdpowiedzUsuń
  22. Książka i owszem z przyjemnością przeczytam.
    Podróż, to do Tallina. Odwiedzany kilkakrotnie przez Ślubnego, po raz pierwszy w 1988 roku, już wtedy był odnawiany. Rejs promami do Tallina, a może po drodze fiordy norweskie, byłoby cudnie;-)
    Koniecznie wodą, bo my "starzy żeglarze" jesteśmy a moje zdrowie na rejs jachtem już nie pozwala;-)

    OdpowiedzUsuń
  23. Tallin niewiele mi mówi, hmmm musze pogrzebać aby coś się dowiedzieć, rejs jachtem po Bałtyku przezyłem więc wiem ile w tym emocji :) a fiordy? mmmmm marzenie :)

    OdpowiedzUsuń
  24. ...hmmm...może w 80 dni...jak Fogg :) czyli dużo i pobieżnie...ale dla orientacji na początek mogłoby być :) a potem Londyn - tak sobie pozwiedzać i pomieszkać :) a najlepiej wehikułem czasu przenieść się na przełom XIX i XX wieku :) Pozdrawiam,
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  25. Hmm Londyn jeszcze przede mną, podobno ma fajny klimat. A dookoła świata - pomysł fajny ale na pewno nie na 80 dni... niby się teraz pdrózuje dużo szybciej niż wtedy ale ja bym najchętniej podróżował jak najwolniej, np. rowerem :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Wymarzona podróż - Chiny! Zdecydowanie nieoficjalnie, nie utartymi ścieżkami a najchętniej rowerem. Może kiedyś... A tymczasem chętnie zaopiekuję się oferowana książką: roma-dobrenaspleen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  27. Chiny... A to rzeczywiście ciekawe - pewnie kraj tak róznorodny (wielkość, regiony, różnice między miastami i prowincją), że można tam spędzić miesiące albo wracać po wielokroć

    OdpowiedzUsuń
  28. Wymarzona podróż... spakować się w plecak i zwiedzić całą Polskę... dokładnie... :) Niby banał, ale trzeba chyba zacząć 'prawdziwe' podróże od dokładnego poznania własnego kraju, przecież jest tyle pięknych miejsc u nas 'pod nosem'... :)

    OdpowiedzUsuń
  29. nawet nie wiesz jak mi to co napisałać bliskie :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Corsa
    Bardzo spodobał mi się Pana wpis na zakładce"O sobie" bo doskonale znam takie marzenia,ale do rzeczy.
    Cóż bym chciała zwiedzic- no rutynowo-cały świat, bo wszystko jest ciekawe i warte zobaczenia jeśłi się tylko siedzi i marzy aby wreszcie gdzieś się wyrwac, coś poznac, zwiedzic, podziwiac.Najbardziej jednak tęsknię za poznaniem prawdziwych szamanów tych syberyjskich jak i tych z plemion indiańskich. Usiąśc tak przy ognisku przy nim i słuchac jego śpiewu, gdy łączy się ze swoimi przodkami. Z lękiem i dreszczem na plecach słuchac w oddali wycia wilków. Zobaczyc zorzę polarną i miasto wykute w skale...ehhh
    corsa42@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  31. @Corsa jakież by było życie ludzkie bez marzeń, prawda? Ale na szczęście człowiek jeżeli ma trochę odwagi (i trochę szczęścia) cześć z nich jest w stanie zrealizować. Do niektórych nawet nie trzeba aż tak dużo kasy... A jak to ktoś pieknie powiedział - podróż zaczyna się od małego kroku za próg własnego domu

    OdpowiedzUsuń
  32. hop hop! moi drodzy - gdyby ktoś nie zauważył informuję iz recenzja już jest! pozdrawiam i przekazujcie info o konkursie dalej

    OdpowiedzUsuń
  33. Cenię ludzi, którzy jadą samotnie w podróż. W pewnym sensie nawet zazdroszczę im, bo nie mam w sobie takiej odwagi.

    Przemyślałam miejsce, do którego pojechałabym w taką podróż.
    Kraj - Tajlandia, a miejsce - Luangta Bua Yansampanno(buddyjski klasztor i jednocześnie schronienie dla tygrysów) . Uzasadnienie. hm.. po pierwsze klasztory Buddyjskie budzą we mnie wielką ciekawość, jak i sama nauka Buddy. Wahałam się jeszcze między Tybetem, w końcu sam Dalai Lama stamtąd pochodzi, ale Tajlandia wygrała. Ponieważ na terenie tej świątyni mnisi opiekują się tygrysami. Dość niecodzienny widok kiedy człowiek bawi się z dzikim zwierzakiem jak z domowym pupilem :) A co najważniejsze, że dla zwiedzających klasztor jest otwarty.

    No to chyba tyle,
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  34. pomysł fajny, musze zobaczyć więcej informacji i jakieś foty z tego miejsca...
    ja też troszkę zazdroszczę tych samotnych podroży i tez nie wiem czy sam bym potrafił - kiedyś jeszcze w czasach licealnych mi się zdarzyło, ale to raczej była konieczności niz wybór.

    OdpowiedzUsuń
  35. Portugalia, Lizbona. A dlaczego? Bo jest zalana słońcem i lazurowa jak kafelki azulejos. Pachnie oceanem oraz smażonymi sardynkami na ruszcie. A cała Portugalia jest jak dziewczyna marynarza, który popłynął w świat. Odwrócona plecami do kontynentu patrzy na ocean. Wreszcie, zmęczona tęsknotą, idzie do miasta się wyszumieć, by po kilku dniach wrócić na nadbrzeże. Zobaczyć ocean, poczuć tęsknotę, usłyszeć nostalgiczne fado - to tam podobno kończy się ziemia, a może zaczyna?

    OdpowiedzUsuń
  36. kurcze nie wiem jak pachną smażone sardynki na ruszcie :) czy to wystarczy by z ciekawości tam pojechać? żartuję, po filmie Wima Wendersa już dawno gdzieś takie pragnienie w sobie noszę...

    OdpowiedzUsuń
  37. Ja mam dwie wymarzone podróże.
    Pierwsza za sprawą bajki "Mała księżniczka". Bardzo lubię tą bajkę/film i tak jakoś od dziecka chciałabym zobaczyć Londyn. Tamtejszy klimat też by mi odpowiadał, bo wolę chłodniejsze dni :).
    Druga wymarzona podróż też jest "filmowa". Chciałabym pojechać do Bawarii i hasać sobie po łąkach jak "Księżniczka Sissi". Do tego stojąc na zielonej trawce patrzeć na góry pokryte śniegiem :).

    Jednak są to tylko marzenia, bo jakoś nie mam odwagi ruszyć się poza granice Polski nie mówiąc już o tym, że z transportów toleruję tylko auto, pozostałe mnie przerażają. Zwłaszcza samolot.
    Jednak marzenia dobrze mieć i tego mi nikt nie odbierze :).

    OdpowiedzUsuń
  38. Moja wymarzona podróż, to już od jakiegoś czasu są Indie. Kraj tętniący życiem, przytłaczający feerią barw i zaskakujący gościnnością. Moja czytelnicza (jak na razie) miłość do tego miejsca zaczęła się od lektury książek Kingi Choszcz, rozlicznych reportaży, i ostatnio "Bombaju" Suketu Mehty. Fascynuje mnie nie tylko to co piękne, ale też to co turyści raczej omijają. Już sama lektura tego, jak wyglądają slumsy, jak żyją w nich ludzie i załatwiają swoje codzienne sprawy, tworząc przy tej całej biedzie nieosiągalną dla nas ludzką jedność i wspólnotę, której nie jesteśmy w stanie nawet pojąć, żyjąc raczej indywidualnie i dla siebie. Chciałabym to wszystko zobaczyć na własne oczy i chyba przede wszystkim doświadczyć. Mam nadzieję, że prędzej czy później dane mi będzie swoje podróżnicze marzenie spełnić, przysiąść nad brzegiem Gangesu, poobserwować codzienność i przede wszystkim skonfrontować ją z wyobrażeniami powstałymi po lekturach książek na temat Indii. :)

    OdpowiedzUsuń
  39. Moim wymarzonym miejscem, które chcę zobaczyć przed śmiercią jest Park Narodowy Canaima. Jest to teren leżący w Wenezueli, jednak jego kawałeczek jest na styku granic 3 państw: Brazylii, Wenezueli i Gujany. Już samo to budzi mój uśmiech, bo ten jeden punkt jest w jakiś sposób bezpański ;) W ogóle dziwna sprawa, że chciałabym polecieć do Ameryki Pd., skoro latynoskie klimaty w ogóle mnie nie kręcą. Jakieś 15 lat przeczytałam relację z wyprawy w to miejsce (mam ją do dziś) i po prostu wpadłam jak śliwka w kompot. Dziewiczość tego miejsca mnie zaczarowała, nawet indiańskie nazwy gór są magiczne (np. "śpiewające wodospady"). Widzę siebie oczami wyobraźni jak leżę na półce skalnej i po prostu napawam się tym widokiem. Obym tylko zdążyła, Wenezuela nie jest mistrzem dbania o swoje naturalne skarby.

    OdpowiedzUsuń
  40. Mnie zainspirowała książka Elisabeth Gilbert: "Jedz, módl się, kochaj". Tez tak chcę!!!! Ale, skupmy się na realiach. Nie podróżuję po świecie, nie miałam ku temu okazji.
    Co lepsze....wykupić wycieczkę, czy pojechać na własną rękę? w pojedynkę zgłębiać tajniki kraju, czy zabrać kogoś bliskiego? Wybrałabym to pierwsze. SAMA!(każdy mi mówi, Ty wszędzie sama i sama). A no...sama. Co przeżyję, nikt mi nie odbierze.
    Do rzeczy...
    -Gdzie?
    -Do Francji
    -A dokładniej?
    -Do Paryża
    Mało oryginalne, wiem. Nic nie poradzę. Nie byłam, to dlaczego mam się ograniczać? Ten dziki tłum w centrum miasta, turyści ze wszystkich stron świata....Fascynujące, prawda? Ale ja byłabym tam sama! Nie podążałabym za sugestiami przewodnika, tylko empirycznie doznałabym na własnej skórze co mi odpowiada, co mi pasuje, jakie miejsca, jacy ludzie. Bez uprzedniego przygotowania się do podróży - ot, pakuję walizkę, biorę jakieś oszczędności, a potem...zobaczymy. Przecież to takie cudowne, kiedy los stawia nam pod nos różne sytuacje, przypadki, różnych ludzi. Jeśli nawet będą to niemiłe sytuacje (może jakiś zboczony Francuz dorwie mnie pod wieżą Eiffel'a i nic więcej nie bedzie mi dane w życiu doznać), to warto poznawać życie. Podróże kształcą....ale tylko te, które mają określoną wartość. Po co miałabym tam pojechać? akurat tam? by się odciąć od rzeczywistości, popatrzeć na różne kultury i pochwalić się, że byłam w Paryżu. Od czegoś trzeba zacząć, ja zaczęłabym od kraju europejskiego.

    akov009@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  41. @raeszka, jasne że warto mieć marzenia, nawet jeżeli kiedyś troche z rozczarowaniem stwierdzamy, że miejsca z naszych "dziecięcych" wyobrażeń sa juz inne to jednak pewien sentyment zostanie. A może odkryjemy cos innego?

    @Isabelle - ooo to Choszcz napisała tez coś o Indiach? Nie wiedziałem, raczej kojarzyłem ja z Afryką. To juz kolejna osoba, która wspomina ten region, ale sie nie dziwię. Nie tylko pięknie (ja bym pewnie zakochał sie w regionach górskich) ale i ciekawa kultura...

    @kornwalia Canaima mówisz? musze poszukac jakichś informacji, niewiele wiem o tamtym regionie - oprócz obrazków w głowie typu "Misja" i ksiązki Cejrowskiego. a podaj tytuł tej ksiązki o wyprawie w tamte rejony, pliiiis

    akov009@wp.pl :) odważne plany. ale na początek Paryż rzeczywiście brzmi kusząco. I jeżeli nie idziemy za stereotypem, że trzeba tam jechać z kimś nic przeciez nie stoi na przeszkodzie by jakieś uczucie pojawiło sie tam na miejscu... W dzisiejszych czasach znajomość lub nie języka to już nie przeszkoda. Jak sie kocha to i mozna sie nauczyć, nie?

    OdpowiedzUsuń
  42. @przynadziei -to nie była książka, tylko artykuł w jakimś miesięczniku. Sprzed ponad 10 lat :)

    OdpowiedzUsuń
  43. ach a juz się ucieszyłem, że taka relacja jeszcze na dodatek wzbogacona zdjęciami gdzieś jest do zdobycia... nic to poszukam w globalnej sieci

    OdpowiedzUsuń
  44. Chętnie zobaczyłabym Anglię. Niby kraj nie za ciepły, mglisty, ludzie pełni pośpiechu, nastawieni na zarobki, ale ja widzę w tym jakąś nieuchwytną nutę elegancki, stylu. Chciałabym się przejść ulicami Londynu, zobaczyć Big Ben, charakterystyczne busy i czerwone budki telefoniczne(kto wie, może przeniosłabym się do Ministerstwa Magii J.K.Rowling? - marzy mi się to!). Popatrzeć na te brudne, ponure uliczki, które się kryją przed wzrokiem turystów, a o których się zawsze pisze i to w sposób taki ponury. Pragnę ujrzeć tę epokę wiktoriańską, choć na moment przenieść się na jakieś rozległe pola, zielone, wiejskie, pełne hulającego wiatru, przyczajonych, karłowatych wierzb, uroczych lub zupełnie mrocznych rezydencji. Może gdzieś tam będzie przejeżdżać po wiejskich drogach mały, stary już powozik, w którym kryć się będą dziewczęta ubrane niczym w powieściach Jane Austen? Niektórzy nadal lubują się w takich przebierankach. Tak naprawdę nie zależy mi na tym, aby zobaczyć współczesną Wielką Brytanię, ale taką, którą poznałam dzięki „Sadze Forsyte'ów”. Liczę na małe, przyjazne księgarnie, restauracje i puby, w których nagle pojawi się jakaś dama, rozprawiająca o tym, jak zepsute mamy społeczeństwo, pokazująca swymi manierami oraz opiniami zasady, jakim hołdowały wcześniejsze pokolenia. Może natrafię na kogoś, komu będę mogła się dokładniej przyjrzeć, przenieść jego sylwetkę na papier i stwierdzić, że to naprawdę zabawny, dobrze wychowany przedstawiciel wymierającego gatunku prawdziwego Anglika, który pije herbatę z uniesionym małym palcem, z szacunkiem zwraca się do pań, oczytany, nieco irytujący i na swój sposób ciekawy. Ta kultura wydaje się mieć etykietę we krwi. I tym bardziej dziwi mnie, że kraj, który w wielu aspektach wzorował się na Anglii, jest w zasadzie bardzo pusty, ceniący sobie tandetę i jakiś taki patetyczny.
    I ten kraj, czyli USA, też chciałabym bardzo zwiedzić. Zobaczyć, czy gdzieś za drzewami nie kryje się budynek w stylu klasycystycznym, idealnie odzwierciedlający epokę, gdzie mężczyźni byli prawdziwymi dżentelmenami, zaś kobiety miały wszystko na swojej głowie i kierowały wielkimi plantacjami tak, jak by nic ich to nie kosztowało. Jednocześnie przyjrzeć się miejscom, gdzie dorastał Mark Twain. Może natrafiłabym na większych urwisów niż Tom Sawyer i Huck albo zobaczyłabym dziwną jaskinię, w której zakopany został skarb piratów? Zobaczyć Nowy Orlean, kluby jazzowe, pójść na jakiś koncert. To mogłoby być coś cudownego.

    Jeśli można było dodać dwa miejsca, a nie jedno, to właśnie te na dobry początek i do porównania, jak wielka przepaść te kultury dzieli. Jeśli zaś jedno, to... zdecydowanie zwiedzić zakątki nieco dalej od Londynu, przedmieścia i małe, urokliwe miejscowości.

    OdpowiedzUsuń
  45. "Pierwsza wyprawa Nepal" Kingi Choszcz, to głównie Indie... no i w "Prowadził nas los" również z Chopinem odwiedza Indie :)

    OdpowiedzUsuń
  46. Uwielbiam podróżować, ale nie zawsze są ku temu okoliczności. To z kolei nie przeszkadza mi marzyć o wojażach do najbardziej egzotycznych zakątków świata.
    Od kilku lat jestem zafascynowana filmami z Indii. Oglądałam wiele filmów z różnych części kraju, gdyż w Indiach każdy rejon ma swoją własną kinematografię. Szczególnie popularne bollywoody, tollywoody i kollywoody zrobiły na mnie pozytywne wrażenie i chciałabym zobaczyć kraj, gdzie rocznie kręci się podobno :) najwięcej filmów na świecie. Filmy zachwycają mnie feerią barw, muzyką i strojami, poszanowaniem tradycji, czcią rodziny i uwielbieniem dla bóstw. Prawdziwa miłość zawsze zwycięża, a przywiązanie do rodziny jest najwyższą cnotą.
    Nie łudzę się jednak, że tak pięknie i sielankowo jest w Indiach. Filmy mają podtrzymywać wiarę, w to co właściwe i są przekazem, w pewnym sensie, "ku pokrzepieniu serc". Nie od dziś wiadomo, że Indie zmagają się z przeludnieniem, skrajnym ubóstwem oraz wyzyskiem, choć w oczach świata rosną w potęgę. Chciałabym wyrobić sobie własną opinię. Zobaczyć prawdziwe oblicze tego pięknego kraju. Podziwiać ich zabytki i perły architektury. Ale także poznać tę stronę, którą "chowają" przed światem.
    Przeczytałam książkę "Aranżowane małżeństwa" Chitry Banerjee Divakaruni i wzbudziła ona we mnie sprzeciw a nawet złość na to, że kobiety godzą się z opinią gorszych. Myślę, że nie potrafiłabym się tak poświęcić w imię tradycji. Takie bezduszne traktowanie wzbudzało we mnie grozę i niedowierzanie. Ponadto warto obejrzeć dokument "Kiedy w Indiach rodzi się dziewczynka", który w sumie przedstawia kobiety jako zło konieczne.
    To kraj, który wzbudza we mnie sprzeczne uczucia. Który warto zobaczyć, by przekonać się co jest prawdą a co wymyślonym, filmowym wizerunkiem...

    elima@poczta.fm

    Tu linki:
    http://lubimyczytac.pl/ksiazka/52734/aranzowane-malzenstwa
    http://www.filmweb.pl/film/Kiedy+w+Indiach+rodzi+si%C4%99+dziewczynka-2007-538977

    OdpowiedzUsuń
  47. Zadałeś wbrew pozorom trudne pytanie. Oczywiście, że marzę o podróżach, ale staram się marzyć racjonalnie, adekwatnie do możliwości. Już tłumaczę. Nie stawiam sobie wygórowanych celów wiedząc, że na ten czas są bez pokrycia. Tak wiem, marzenia nic nie kosztują, ale ja nie chcę tylko marzyć lecz wcielać swoje plany w życie! Mam w głowie żelazną listę państw, miast, które chciałabym zwiedzić, oszczędzam, odkładam i jadę tam. Naprawdę nie trzeba mieć zasobnego portfela by spełniać swe marzenia. Przy odrobinie chęci i cierpliwości, można kupić tanie bilety lotnicze, zarezerwować niedrogi hostel, a posiłek na trawniku pod wieżą Eiffla, z bagietką i serem pleśniowym w roli głównej, smakuje lepiej niż obiad w najdroższej restauracji. Ale niestety świat gna do przodu i dziś, równowartość „naszych” telefonów komórkowych przewyższa wycieczkę „naszych marzeń”.



    Wracając do tematu, „męczy” mnie Polska, zapewne w myśl „cudze chwalicie swego nie znacie”. I tak, na pierwszym miejscu chciałabym zobaczyć Świątynię Wang w Karpaczu czyli kawałek Norwegii na wyciągnięcie ręki, tuż po niej Kościoły Pokoju w Świdnicy i Jaworze, o wnętrzach z lożami łudząco podobnymi do teatru i na koniec Szlak Orlich Gniazd, lub chociaż jego część, koniecznie z ruinami zamku w Ogrodzieńcu i Mirowie.

    Ale nie ukrywam moje marzenia biegną też dalej, do państw arabskich, w głąb kultury muzułmańskiej i islamu. W Turcji byłam za krótko, zresztą Istambuł, najbardziej europejskie z muzułmańskich miast nie pozwolił mi w pełni poznać i poczuć piękna orientu. Tak więc stawiam na jeden z krajów muzułmańskich, i pojadę tam, nawet kosztem mebli, choćbym do końca życia miała trzymać ubrania w kartonowych pudłach ;)

    OdpowiedzUsuń
  48. wszystkich którzy czekają na roztrzygnięcie przepraszam - mam dziś trudny dzień i chyba nie dam rady nic zrobić, może jutro

    OdpowiedzUsuń
  49. A teraz roztrzygnięcie innego konkursu: Tam gdzie nie ma Coca Coli. Jeden egzemplarz żona wylosowała dla użytkowniczki z e-mailem corsa42@o2.pl. Gratulacje! Długo się zastanawiałem kogo obdarować drugim egzemplarzem - sporo było fajnych opisów wymarzonych podróży, pięknie niektórzy to opisywali i uzasadniali, jedne były mi bliższe, inne jakoś mniej pociągające. Kogo tu nagrodzić? do ścisłego finału weszły: Iza (kupiła mnie tą Europą Wschodnią), Bibliofilka (pięknie kusiła Portugalią), Isabelle i Maria(jakie mądre i mało powierzchowne spojrzenie na Indie), Kornwalia (arcyciekawe miejsce!), Herma (pełne odniesień literackich i kuszące spojrzenie na Anglię i Stany) i Kinga. A nagroda wędruje właśnie do niej - nawet nie za samo opisanie swoich marzeń, ale za wstęp do nich - pokazanie jak blisko do tych marzeń, bardzo mi się to spodobało i kto wie czy zamiast kolejnych zabawek elektronicznych nie zacznę chodować jakiejś świnki skarbonki. Może rzeczywiście do marzeń o podróżach jest bliżej niż myślimy? Gratulacje, a książkę wyślę po 8 grudnia, to może uda mi się zdobyć dla Was też autografy od autora (spotkanie w warszawskim Empiku).

    OdpowiedzUsuń
  50. Gratuluję zwycięczyniom:). Mam nadzieję, że uda mi się dotrzeć na spotkanie. Pozdrowienia:).

    OdpowiedzUsuń
  51. Hura, hura, hura!Dzięki serdeczne. Udało mi się w końcu"COŚ"wygrac! A może to początek szczęśliwej passy? Kto wie;-)? Serdeczne podziękowania żonie za szczęśliwą rękę. Pozdrawiam.
    Corsa

    OdpowiedzUsuń