wtorek, 6 marca 2012

Służące - Kathryn Stockett czyli jeżeli coś nam pasuje to po co to zmieniać?

Pisałem już o filmie, teraz czas na powieść. Pewnie, że szkoda iż kolejność nie była odwrotna, ale też to swoje plusy. Przynajmniej twarze głównych bohaterek nabrały teraz mocnej wyrazistości (bo przecież role były świetne). Mimo sporych różnic między powieścią, a filmem na pewno po jedno i drugie warto sięgnąć (a nawet po trzecie, ale o tym na koniec). O podobieństwach tej historii do innych tego typu już pisałem, więc skupię się jedynie na tym co mnie uderzyło w samej powieści.
Przede wszystkim jest dużo mocniejsza, bardziej rozbudowana i dużo bardziej poważna niż sam film. Tu nie ma humoru, tyle tego ciepełka i wzruszenia jakim epatował obraz. Jest dużo bardziej gorzko, smutniej, a nawet przyjaźń i wsparcie jakie sobie wzajemnie okazują bohaterki też wcale nie są wolne od wątpliwości i obaw. Ale to bynajmniej nie jest minus - raczej dodatkowa wartość urealniająca tę historię. 



Jedna opowieść, ale trzy wzajemnie się przeplatające punkty widzenia. Dwie z nich to służące, które pracują dla białych rodzin. Starsza Aibileen przeszła już niejeden dom, zwykle odchodzi do nowego gdy dzieci troszkę podrosną i przestaje być potrzebny jej wyjątkowy dar - świetnie się dogaduje z dzieciakami i na wychowywaniu zna się jak mało kto. Ale odchodzi nie tylko dlatego, że czuje, że jest mniej potrzebna, po prostu nie chce obserwować jak na jej oczach te kochane maluchy nabierają maniery od do swoich rodziców i zaczynają obserwować świat zgodnie z zasadami segregacji rasowej. Druga z nich i młodsza - Minnie to troszkę niespokojny duch. Świetna kucharka, ale osoba, która nie potrafi panować nad swoimi emocjami i niejeden raz zdarza jej się "odszczeknąć" rodzinom, które ją zatrudniały. Dlatego niejednokrotnie zmieniała domy, coraz bardziej przerażona tym, że kiedyś nie znajdzie się w mieście nikt kto by ją chciał nająć. A w domu kilkoro dzieci i mąż alkoholik, który potrafi nad nią się znęcać gdy ma zły humor. Obie służące w zamyśle autorki używają troszkę prostszego języka, gwary charakterystycznej dla niższych warstw społecznych, w każdym razie w polskim tłumaczeniu zadbano o pewne naleciałości tego typu - nieliczne, ale zauważalne.
Trzecia postać to Eugenia (albo Skeeter jak ją wszyscy nazywają) młoda biała dziewczyna, która wraca po studiach do domu i próbuje znaleźć jakiś pomysł na siebie. Marzy o pracy dziennikarki, ale na razie dostaje jedynie prowadzenie w lokalnej prasie kącika dla gospodyń, marzy o miłości, ale jak na złość nikt na nią nie zwraca uwagi (albo okazuje się niewart jej uwagi), chciałaby być samodzielna, ale nie potrafi wyrwać się spod skrzydeł nadopiekuńczej mamusi. Wszystkie trzy postacie dobrze zarysowane, żywe, pełne różnych emocji. Zresztą ciekawych postaci tu cała masa - głównie żon, które zajmują się wydawaniem pieniędzy swoich mężów i pilnowaniem swoich "pomocy domowych". Zajmowanie się gospodarstwem domowym i wychowywaniem dzieci sprowadzało się jedynie do tego by czarnoskóra niania, czy służąca (a najczęściej dwa w jednym) była zawsze pod ręką i migiem wykonywała wszystkie zachcianki. Ach jakie słodkie i bez problemów wydawało się życie w Jackson w Missisipi. Ploteczki, zakupy, spotkania przy brydżu, akcje Ligi Pań... Żyć, nie umierać i po co coś zmieniać? Ten wątek jest o tyle ciekawy, że sama autorka w posłowiu potem wspomina iż to co ją otaczało (czyli bogaci biali i czarnoskórzy jako obywatele drugiej kategorii) było dla niej naturalnym stanem rzeczy i nie widziała w tym nic złego. Dziś to może dziwić, ale dla tych ludzi to rzeczywiście była (a może i dla niektórych jest nadal) pewna zmiana, której sobie nie życzą i na pewno nie postrzegają jako dobrej...
To właśnie Skeeter próbując na nowo wejść w życie towarzyskie małego miasteczka, wskrzesić dawne znajomości z koleżankami, jak pierwsza stwierdza, że coś w tym co dotąd wydawało się jej jak najbardziej normalne co ją zaczyna uwierać. Mimo, że w całych Stanach coraz głośniej mówi się o prawach obywatelskich dla Afroamerykanów, o zniesieniu segregacji - tu gdzie mieszka, na południu wszystko jest "po staremu", a zarówno władze jak i obywatele zmian nie chcą. By utrzymać ten stan rzeczy jaki jest będą próbować zastraszania, presji ekonomicznej, przemocy... I w tej sytuacji młoda dziewczyna pragnąca zrobić karierę wpada na pomysł by napisać książkę z punktu widzenia pomocy domowych - jak to jest być czarnoskórą służącą białych pań? Jak to jest wychowywać cudze dzieci swje zostawiając w domu po opieką kogoś obcego? Co pchnęło Skeeter do tego czynu? Wspomnienie służącej, która ją wychowywała, a matka potem pozbyła się jej z domu? Wkurzenie na absurdalną ustawę sanitarną promowaną przez jej koleżanką (osobne toalety dla białych)? Gdy decyzję już podjęła i z niemałym trudem przekonała kilka służących by jej zaufały i opowiedziały prawdziwe historie, rozmowy z murzynkami i proces pisania tej książki zmienia też samą Skeeter. Jeżeli nawet kiedyś nie wyobrażała sobie tego by być odrzuconym przez otoczenie i zepchniętym na margines życia - teraz, choć z bólem, ale to przyjmie wiedząc, że są sprawy ważniejsze. 
Wydawałoby się szalony zamiar opisania rzeczywistości z punktu widzenia dotąd ignorowanego nie tylko stanie się jednym z impulsów do tego by zmieniać sytuację dyskryminowanej część społeczeństwa, ale będzie też punktem zwrotnym w życiu każdej z naszych bohaterek. A opowieść kłująca w oczy tym jak źle traktowało się dotychczas służbę w domach, przypomina też ile dobra i ciepła wnosiły w życie białych rodzin te osoby i jest niczym ziarno, które powoli kiełkuje w sercach czytelników.
Pewnie można by jeszcze dużo pisać i rozkładać powieść na czynniki pierwsze. Ale i tak notatka się zrobiła długa jak na ostatnio doświadczany przez mnie brak czasu. Powieść smutna, gorzka (bo przecież trudno być obojętnym wobec tak absurdalnej niesprawiedliwości i podziałów), ale i tchnąca sporą dawką optymizmu i nadziei. Jednym zdaniem - świetna powieść obyczajowa, którą można polecić każdemu (choć to o kobietach to przecież nie tylko dla kobiet).  
PS Dlaczego wspomniałem na początku o możliwości zapoznania się z książką w trzeci sposób? Chodzi o Audiobooka, którego Media Rodzina wydało równolegle z papierową wersją. Czytają: Anna Seniuk, Karolina Gruszka, Anna Guzik - wyobrażam sobie jak świetnie to może być zinterpretowane :) Polecam więc także i w tej wersji! 
Książka od czwartku będzie do zdobycia w rozdawajce, a za egzemplarz bardzo dziękuję wydawnictwu Media Rodzina!

10 komentarzy:

  1. Przeczytałam Twoją recenzję z ciekawością. Podczytuję książkę od jakiegoś czasu na kindlu w oryginale i dodam, że w angielskim język służących jest dość mocno stylizowany, co sprawia, że każda z opowiadających kobiet mówi w zupełnie inny sposób. Filmu nie widziałam, ale książka bardzo mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odsłuchuję właśnie "Służące" w wersji audiobooka, którego czytają trzy znakomite aktorki. Interpretacja jest rewelacyjna! Zwłaszcza Karolina Gruszka zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Delektuję się tym audiobookiem. Odsłuchuję dziennie po jednym rozdziale, bo tyle mniej więcej zajmuje mi dojazd i powrót z pracy. Do filmu jeszcze nie doszłam, bo chcę najpierw odsłuchać powieść do końca.

    OdpowiedzUsuń
  3. o rany zazdroszczę czytania w oryginale - pewnie by mi zajęło to kilka lat... w każdym razie książka choć arcydziełem nie jest, to na pewno czyta się dobrze, coś pozostaje w głowie. A słuchać jej w dobrym wykonaniu to pewnie jeszcze większa przyjemność

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękna powieść- właśnie skończyłam czytać. Filmu chyba nie chcę oglądać,żeby sobie nie popsuć wrażenia i nie lubię jak adaptacje filmowe pomijają wątki i przekręcają fakty z książki.
    Przyłączam się do polecania "Służących". Warto poznać ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja mam już to porównanie i choć jak w większości przypadków film jest jedynie próbą oddania tego co w książce - to mogę go też z całą pewnością polecić - to co istotne na pewno udało się uchwycić, no i fantastyczne role obu murzynek!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mojej mamie by sie bardzo spodobała, swoją drogą wolę książki czytane audiobooki to nie dla mnie

    OdpowiedzUsuń
  7. Audiobook jest świetny - moje wrażenia. A Gruszkę kocham.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja również zaczęłam od filmu. Zaciekawił mnie do tego stopnia, że z chęcią sięgnęłam i po książkę. "Służące" to wzruszająca opowieść o poświęceniu, człowieczeństwie i niesprawiedliwości. Porównanie do "Koloru purpury" trafne, choć powieść Stockett, moim zdaniem, łatwiejsza w odbiorze, mniej brutalna, jakby dostosowana do współczesnych realiów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...wzruszająca opowieść o poświęceniu, człowieczeństwie i niesprawiedliwości... i również o tym jak bliskie więzi jakie się rodziły potem były niszczone przez jakieś "normy społeczne".
      Muszę kiedyś sobie Kolor purpury odświeżyć. Bo była i powieść prawda?

      Usuń
    2. Ano była:) Ja z kolei muszę obejrzeć jej ekranizację:)

      Usuń