środa, 30 października 2013

Amelie Nothomb - Z pokorą i uniżeniem oraz inne powieści, czyli krótka forma, humor i pomysł

images

Ani się obejrzałem a na liczniku odwiedzin na blogu stuknęło 300 000. Cholercia. Kto by się spodziewał. Dzięki Wam wszystkim o życzliwe dusze, które czytają i zostawiają komentarze, dzięki również tym obojętnym co tylko zerkną i lecą dalej (a może jednak wrócą?), dzięki i nieżyczliwym, co to uważają, że wszystko źle, bez sensu i po jaką cholerę (bo z całą pokorą uznaję, że gdyby Wam się tylko chciało pewnie byście zrobili to lepiej). Dajecie energię by pisać dalej :)

A dziś, jak obiecywałem: druga rzecz z obszaru kulturowego Japonii. Specyficzna, ale jednak. Bo tym razem nie przewodnik, nie wspomnienia, ale powieściowe "wariacje na temat". Z czterech mini powieści zamieszczonych w tym tomie, dwie dzieją się w Japonii i w całkiem ciekawy sposób pokazują nam różne aspekty tej kultury. 
Kto by się spodziewał ciekawej zawartości po takiej okładce??? Wszystko przecież współczesne, niewiele ma wspólnego z romantyzmem, egzaltacją, a jedyna rzecz wspólna to fakt, że w dwóch wspomnianych tekstach bohaterką jest kobieta. Zaiste niezbadane są ścieżki grafików i wydawców...

Jamal - Miłość, czyli nie jestem na bieżąco, ale coś tam w ucho wpada... I rozstrzygnięcie konkursu

Okładka płytyJamal. Kurcze, coś tam mi się obijało o uszy, ale po raz kolejny okazuje się, że jestem kompletnie nie na bieżąco w muzyce. Różne rzeczy pojawiają się w stacjach radiowych, a ja wypuszczam najczęściej je drugim uchem, bo wolę słuchać rzeczy, które od dawna sprawiają mi przyjemność. W dawnych czasach płyta gwarantowała coś wyjątkowego, dziś najczęściej wciska nam się dobry singiel, a cała reszta już nie trzyma takiego poziomu :( Na niewiele rzeczy czekam z niecierpliwością, a jeżeli tak to są to najczęściej wykonawcy, których już dobrze znam (np. Waglewski z synami).
Wróćmy do Jamala. Kojarzyłem ich raczej z reggae, a tu wpada mi w ręce nowa płyta i taki rozbujany kawałek jest jeden... A cała reszta?

wtorek, 29 października 2013

Epoka lodowcowa 4, czyli tak słodkie aż się zęby psują (jeżeli ktoś je ma). I rozdawajka

Kurcze, to już ponad 10 lat bawi nas to dziwne stado, składające się na początku z mamuta, tygrysa szablozębego i kopniętego leniwca (ale potem rozrasta się o kolejne postacie). Kolejna część nadal może bawić, choć przecież znamy już ten schemat i wydawałoby się trudno nas czymś zaskoczyć. Shrek mi się już przejadł, pingwiny raczej też, a tu nadal znajduję coś zabawnego. Jedną z tych rzecz, dla których wracam wciąż do Epoki to oczywiście...

poniedziałek, 28 października 2013

Tatami kontra krzesła. O japończykach i Japonii - Rafał Tomański, czyli niby wiemy, ale czy rozumiemy

Przede mną dwie notki zahaczające o Japonię. Obie dające frajdę, ale pozostawiające troszkę z niedosytem. Cóż, pewnie będę szukał więcej. 
Książka Tomańskiego jest kopalnią ciekawostek, informacji i daje rzeczywiście okazję do wielu przemyśleń, albo do uporządkowania czegoś co o Japończykach już wiedzieliśmy wcześniej. Różne drobiazgi jak manga, pociągi, maseczki, kapsuły sypialne, przepracowanie, sushi i pismo "robaczkowe", zostają nie tylko omówione, ale i poskładane w szerszy obraz. To tak jakby rozprawka na temat wysp, ich mentalności, ich kultury. Tomański zna się na rzeczy, nie tylko studiował japonistykę, ale i był tam nie jeden raz. Czemu więc czytało mi się to wcale niełatwo?

niedziela, 27 października 2013

Piąta władza, czyli niby średniak, ale jednak dostrzegam plus

Czasem trafiają się takie filmy, które mimo swej niedoskonałości, są warte uwagi przez to, że mówią o sprawach ważnych i aktualnych. I myślę sobie, że właśnie "Piąta władza" takim filmem jest. I to jak cholera.

Dlaczego? Ktoś mógłby rzec: co nas obchodzi jakiś tam portal WikiLeaks, wszystkie ich publikacje (jak po angielsku, to i tak u nas nikomu się nie chce czytać). Ano właśnie. Jak małolaty usłyszały, że zagrożenie wisi nad ich "róbta co chceta" w sieci, to pod hasłem walki o wolność jednostki, wylegli na ulice (ACTA). Ale gdy chodzi o naprawdę ważne sprawy obywatelskie, zatajanie przekrętów, łamania prawa itd. okazuje się, że większość Polaków do g... obchodzi. A nawet jeżeli dotyka ich samych to cała aktywność kończy się na bluzgach w necie.
Smutne.   

Nie oczekuję, że dzisiejsze pokolenie masowo będzie dyskutować o problemach tego świata, podejmować głodówki, pisać, wysyłać protesty itd. Ale żeby chociaż rozumieli taką walkę o ideały, szanowali i wspierali innych w takich działaniach, nawet jeżeli samym im się dupy nie chce ruszyć (nawet na wybory).
Może ten film uświadomi niektórym, że jednak to nie jest tak, że pojedynczy człowiek nic nie może, że nie warto. Ta nasza mentalność wiecznych maruderów może choć trochę się zmieni w zderzeniu z tematem "piątej władzy", czyli możliwości budowania poprzez świat wirtualny, niezależnie od oficjalnych mediów, obywatelskiego sposobu nacisku, informowania społeczeństwa. Bo o tym dla mnie jest ten film.   

Nieznośna lekkość bytu, czyli nie jest łatwo być z kimś

Słynna powieść, znany reżyser (Philip Kaufman) i na dodatek jeszcze znajome nazwiska w obsadzie. Nie trzeba mi dużo więcej, by seans zaliczyć do "muszę zobaczyć". Blisko 3 godzinna ekranizacja powieści Milana Kundery to z jednej strony zaskoczenie, bo Amerykanie zrobili rzecz dość odważną i z pewnymi smaczkami, które raczej są rzadkie w ich kinematografii (czyli próbowali uchwycić tą "czeskość". Ale z drugiej strony język angielski (a w przypadku niektórych aktorów nie był to język naturalny) pasował tu jak kwiatek do kożucha... Gdzie Czechy i Praska Wiosna, a gdzie Stany?
Mamy więc seans, który zaciekawi pewnie tych, którzy powieści nie czytali (a ja do nich należę), ale jest raczej jedynie odtworzeniem pewnych wydarzeń, które w książce mają miejsce. Jeżeli chodzi o portrety psychologiczne bohaterów to powiedziałbym, że poszło dużo gorzej. Czy to w ogóle jest powieść łatwa do sfilmowania?

sobota, 26 października 2013

Editors - The weihgt of your love, czyli czy sławnym można zostać tylko grając jak inni?

Oj dzieje się sporo i trudno znaleźć czas na pisanie notek - od czwartku odkładam napisanie o "Piątej władzy", która właśnie weszła do kin (ale jutro już na pewno). W czwartek spotkanie autorskie we Wrzeniu Świata, w piątek wieczór jakoś szybko przeleciał, dziś rano pierwsza organizowana przeze mnie akcja wymiankowa (na razie książki dla dzieci i młodzieży), a tu jeszcze trzeba się szykować do wyjazdu w poniedziałek o 5 rano do Torunia. Wieczór niby dziś wolny, ale małżonka zrobiła mi prezent i dokupiła kolejny segment na książki - jaka to frajda urządzać dla swoich kolekcji wreszcie jakieś sensowne miejsce, a nie upychać w trzech rzędach, pionowo i na wcisk...
Dziś więc coś na luzie. Ponieważ na muzyce znam się mało, słucham różnych rzeczy, ale na zasadzie: to wpada w ucho, a to nie, bez analiz, porównań, rozkładania na czynniki pierwsze, notki muzyczne piszę szybko. Najchętniej notowałbym po prostu obrazy jakie rodzą się w głowie, w trakcie słuchania każdego z kawałków, ale nie zawsze się tak da. Płyta przesłuchana kilka razy, ale ponieważ jedynie w sieci, dziś muszę pisać "na sucho".

czwartek, 24 października 2013

Poliss, czyli chronić dzieci


Dziś znowu wrzutka o dwóch obrazach. Wspominam sobie coś sprzed lat kilku, czyli o Mrocznym Rycerzu słów kilka, ale tak bardziej na poważnie chciałbym napisać dziś o Poliss. Obrazie, który może nie jest super ciekawy, ale niesie ze sobą cholernie dużą dawkę rzeczy, które zostają w głowie. W skrócie można by rzec, że to prawie dokumentalne migawki z pracy wydziału ds. nieletnich (oni to nazywają departamentem ochrony dzieci) paryskiej policji. 
Obserwujemy ich niełatwą pracę, to jak próbują sobie radzić z własnymi emocjami, jak z trudem budują życie prywatne, z jakimi problemami się zmagają. Ale to co dużo bardziej jakoś we mnie zostało to ciężar tych spraw, którymi się zajmują.

środa, 23 października 2013

Pojechane podróże 2, czyli 10 lat festiwalu Trzy żywioły

po2okl2
Pamiętacie jeszcze pierwszą książkę przygotowaną przez pasjonatów z Festiwalu Podróżników Trzy Żywioły? Pisałem o niej tutaj.
Kilka miesięcy temu ukazała się część druga tego cyklu (oby na tym się nie skończyło) - równie ładnie wydana i równie ciekawa. Pomysł jest podobny jak poprzednio - kilkunastostronicowe teksty, fragmenty reportaży, wspomnień podróżników i piękne kolorowe foty. Tyle, że w pierwszym tomie mieliśmy teksty głównie "początkujących", mniej znanych na rynku wydawniczym, a tym razem redaktorzy, czyli Marek Tomalik i Piotr Trybalski postanowili trochę przybliżyć postacie "mistrzów". Tych, którzy od lat inspirowali swymi opowieściami kolejne setki i tysiące słuchaczy i czytelników.
I jest tylko jedno ale...

wtorek, 22 października 2013

Kryptonim Shadow Dancer, czyli za jaką cenę. I Konkurs z Jo Nesbo

Filmów o Irlandzkiej Armii Republikańskiej i konflikcie jaki toczył się przez długie lata mieliśmy już sporo. Na różne sposoby pokazywano nam argumentację obu stron (częściej stając po stronie Irlandczyków) w dramatach, thrillerach politycznych, filmach sensacyjnych, a nawet w romansidłach. Czasem więc człowiek zastanawia się co jeszcze można w tym temacie nowego opowiedzieć.
Spodziewałem się emocji, napięcia, a dostałem dramat, któremu bliżej raczej do kina psychologicznego. Niby wszystko jest jasne - kobieta współpracująca z IRA zostaje złapana przez Brytyjczyków i zmuszona szantażem do współpracy. Od tego dnia zaczyna się jej podwójna gra - pełna strachu i dylematów (i to jest tu najciekawsze). Co mówić służbom specjalnym, by nie przyczynić się do złapania kogoś z bliskich (jej bracia też są w IRA), a jednocześnie jak wypełnić swoje zobowiązania by uniknąć więzienia.

poniedziałek, 21 października 2013

Życie Adeli. Rozdział 1 i 2, czyli nie oburza mnie miłość. Oburza mnie...

Znakomity i wzbudzający kontrowersje...
Uniwersalna opowieść o dojrzewaniu do miłości i związku, o uczeniu się mapy ciała, poznawaniu jego potrzeb i przyjemności...
Film, który dosłownie dyszy seksem...
Młode aktorki niedługo po debiucie przeszły już do historii kina...

Jejku, dopiero parę dni w kinach, a o tym filmie głośno, jakby miałby być rzeczywiście hitem tej jesieni. Może rzeczywiście kontrowersjami i zachwytami krytyków uda się kogoś przyciągnąć do kin, ale zastanawiam się ilu widzów będzie usatysfakcjonowanych? Pewnie zależeć wszystko będzie od tego, czego się spodziewali. Jeżeli scen erotycznych, to dostaną w 3 godzinnym filmie ich całkiem sporo, w sumie pewnie ponad 20 minut. Ale reszta ich rozczaruje, lepiej niech sobie włączą coś innego. Pięknej i słodkiej opowieści o miłości, do której ten seks miał być dodatkiem też tu nie znajdziecie.
A znowu ci, którzy szukają kina artystycznego, ambitnego, emocji, dramatów, pytań, będą prawdopodobnie bardziej zadowoleni, co najwyżej drapiąc się w głowę i zadając sobie pytanie czy te sceny były tam aż tak potrzebne.

Może będzie chaotycznie, ale postaram się spisać choć kilka refleksji na temat "Życia Adeli".
Co go czyni arcydziełem? Odważne sceny, kontrowersyjność, opowiadana historia? Nie potrafię Wam odpowiedzieć, bo dla mnie ten film arcydziełem nie jest. Niedojrzałość młodości, poszukiwania, fascynacje, namiętność, zazdrość... To wszystko przecież było już nie raz na ekranie opowiedziane, nawet lepiej i ciekawiej. I doprawdy nie rozumiem, czemu akurat - jeżeli dotyczy to osób tej samej płci - mam to oceniać wyżej niż inne dzieła.
Nastolatka (przypomnijmy: bohaterka ma 15 lat i stąd słuszne kontrowersje) i dojrzała, dorosła, silna osobowość, która świadomie wciąga ją w głęboką relację - czy naprawdę wydaje Wam się, że takie związki mają szansę na coś trwałego? Czy z obu stron to prawdziwe uczucie, czy może jednak zabawa, gra, fascynacja, wykorzystanie do znudzenia?

niedziela, 20 października 2013

Solaris po raz trzeci, czyli domykam cykl

No i znowu odkładam pisanie o Życiu Adeli. Ale dzisiaj tak miły dzień z rodzinką, że nie mam ochoty na jakieś kontrowersyjne notki (a więc jutro). Domykam więc cykl pisania o Solaris - do odnalezienia na blogu teksty o powieści i ekranizacji Amerykanów. Dziś dzieło Andrieja Tarkowskiego, a ja stwierdzam, że takie grzebanie w różnych adaptacjach daje naprawdę sporo frajdy i pozwala wyciągnąć na światło dziennie dla siebie jakieś nowe przemyślenia. Chyba będę częściej sobie coś takiego fundował.
Film może drażnić monotonią i patosem, jest trochę przegadany i zbytnio stylizowany, ale moim skromnym zdaniem udało się wydobyć z powieści Lema nawet więcej niż Sonnenbergowi. Co prawda autor powieści podobno zżymał się strasznie na tę produkcję, twierdząc, że to raczej ekranizacja "Zbrodni i kary" w dekoracjach Sci-Fi, ale pamiętajmy o tym kiedy ten film powstawał. Trudno by w tamtych czasach oddać w pełni wszystkie niuanse techniczne, czy kosmologiczne, pokazać fenomen zetknięcia z oceanem, czyli z obcą cywilizacją. Chcąc nie chcąc reżyser skupił się na warstwie filozoficznej i rozważaniach nad etyką wyborów ludzkich (np. czy zabijając "kopię", dokonujemy morderstwa). Tam gdzie Amerykanie dostrzegli głównie materiał na skomplikowany romans, dusza słowiańska dostrzega dużo więcej. I potrafi to pokazać.  

piątek, 18 października 2013

Dziewczyna z szafy, czyli wrażliwość i wyobraźnia

Dziś na ekrany weszło Życie Adeli, ale mimo, że widziałem go już ze dwa tygodnie temu, wciąż jakoś nie mogę się zebrać do pisania - może jutro. Dziś wiec będzie o czymś widzianym jeszcze wcześniej :) 
Dziewczyna z szafy - ten film, gdyby go pokazać np. w Sundance, miałby spore szanse na to by zebrać zasłużone pochwały. To przykład kina niezależnego, odważnego, ale tu nawet nie chodzi o zdjęcia, wizję artystyczną, ale również jego wymowę, bohaterów i sposób w jaki o nich opowiada. U nas w kraju, większość widzów przyzwyczajona jest do poruszających historii, z pewnym początkiem, rozwinięciem i końcem. Nawet jeżeli zostałeś ostrzeżony, że nie masz co szukać na tym filmie akcji i tak możesz być zaskoczony klimatem i kierunkiem w jakim zmierza ta opowieść. Reżyser i scenarzysta Bodo Kox pokazuje nam niby zwykłych ludzi, mieszkających na jednym z wielkich blokowisk, ale opowiadając o ich życiu, jednocześnie miesza groteskę, dramat i szczyptę humoru, tworząc dzięki temu coś ciekawego, niecodziennego. A interpretację zostawia nam.

Mroczny rycerz, czyli to już nie jest facet ganiający w ochraniaczach. I rozstrzygnięcie konkursu

Ha! W ramach odprężenia zafundowałem sobie ostatnio na jednym z kanałów "Mrocznego rycerza" i po raz kolejny stwierdzam - to naprawdę niezłe kino. Wiadomo, że rozrywkowe, ale za to z klimatem z charakterem. Okazuje się, że nawet ekranizacje komiksu nie muszę być przerysowane, proste jak sierpowy, ale jednocześnie zachować ducha oryginału.


Christopher Nolan wykonał kawał dobrej roboty, pokazując nam Batmana nie jako chodzący ideał, ale postać złożoną, z pewnymi dylematami i słabościami... Aż nabrałem ochoty, by w ramach odświeżenia zapuścić sobie jeszcze pierwszą i trzecią cześć trylogii. W każdym razie odczucie mam takie, że z części na część reżyser czuł się coraz swobodniej wprowadzając do tych komiksowych historii własnego ducha.

czwartek, 17 października 2013

Dziewczyny atomowe - Denise Kiernan, czyli kobiety w projekcie Manhattan

Dziś aż dwie notki o książkach, bo pojawiła się również ta:
Pierścień. Spadek po ostatnim templariuszu - Jorge Molist, mam nadzieję, że taki dubeltowy zestaw - coś słabszego i coś ciekawszego zyska Wasze zainteresowanie. Recenzji "Dziewczyn..." już sporo, ale naprawdę rzecz jest warta zainteresowania - to umiejętne połączenie małej i dużej historii. Opisanie wielkich wydarzeń poprzez relacje i świadectwa pojedynczych osób, sprawia, że nawet spore nagromadzenie informacji nie przeszkadza, a czytelnik na tyle zdąży polubić bohaterów, że czeka na ciąg dalszy ich losów. 
Dołączam się więc i ja do poleceń tej pozycji. A jeżeli ktoś jeszcze jej nie czytał, albo chce mieć ją na własność, uprzejmie informuję iż dorzucam ją do pakietu na listopad, a więc warto będzie do mnie zaglądać z początkiem miesiąca. 
Za egzemplarz do recenzji dziękuję bardzo BookSenso oraz wydawnictwu Otwarte.

środa, 16 października 2013

Ja, my, oni - Teresa Torańska w rozmowie z Małgorzatą Purzyńską, czyli trzeba wiedzieć z kim, gdzie i jak


Im więcej tych moich notek, tym czasem sam już zaczynam się gubić w tym o czym pisałem, a o czym jeszcze nie. Spisy niby pomagają, ale to po raz kolejny pokazuje, że warto sobie takie zapiski prowadzić - tak szybko te nasze wrażenie, jakieś refleksje ulatują. Chwytam więc kolejne. Tym razem na miejsce zakończonych konkursów lub ogłoszeń pojawiają się notki o:
mini serialu Labirynt
oraz
o komiksie Projekt Człowiek

A dziś jak widzicie obok o książce wydanej przez Agorę (podziękowania za egzemplarz do recenzji) z ostatnim wywiadem Teresy Torańskiej. Tym razem to ona jest odpytywana, ale wszyscy ci, którzy lubili czytać jej rozmowy, myślę, że odnajdą tu równie dużo ciekawych smaczków, podobnie jak w wywiadach prowadzonych przez nią.

książka do kupienia tu 

wtorek, 15 października 2013

Koncert Panny wyklęte, czyli napisane i wyśpiewane przez kobiety

W sobotę oprócz pokazu filmu Historia Roja (o którym pisał u mnie już Tomasz, a ja teraz tylko dopisałem parę słów), udało się jeszcze za jednym zamachem wziąć udział w koncercie "Panny wyklęte".
Po płycie wydanej kiedyś przez Muzeum Powstania Warszawskiego "Panny morowe" to drugi projekt Darka Malejonka, który zaprosił do współpracy różne wokalistki, by poprzez piosenki opowiedzieć o historii. Coraz więcej na szczęście mówi się o żołnierzach wyklętych, ale tu mamy nie tylko hołd dla nich, ale też pokazanie całej tej walki z trochę innej perspektywy. Młode dziewczyny napisały teksty o tym jak one widzą tamte wybory, tamte postawy, jak je odczytują, co dla nich znaczą. Kobiece spojrzenie na historię...
Dużo jest wiec słów nie tylko o ojczyźnie, walce z wrogiem, cierpieniu, ale również o poświęceniu tego co w życiu dziś uważamy za najważniejsze - szansy na miłość, szczęście, rodzinę. To teksty o ludziach, którzy oddali swoje życie, po to by inni mogli żyć w normalnym kraju. Tak postrzegali swoją walkę.

poniedziałek, 14 października 2013

Gra o tron, czyli serial w wersji audio

Pisałem już o kilku audiobookach, które powstały w rozbudowanej wersji słuchowiska, z oprawą dźwiękową, z udziałem wielu aktorów. I za każdym razem poddaję się magii bez reszty. Gdy czyta jedna osoba, dużo zależy od jej interpretacji, gdy jest to rozbudowana produkcja, miejsca na naszą wyobraźnię jest dużo, dużo więcej. W przypadku Gry o Tron - pierwszego tomu rozbudowanej sagi fantasy, która w wersji papierowej to grube tomisko, to kilka tygodni (przynajmniej w moim przypadku, bo to tylko/aż 32 godzin) niesamowitej przygody. I tylko żal, że trzeba czekać na kolejne tomy w wersji audio...
Pisałem już też o filmie - od niego dla mnie się zaczęła przygoda z Grą... Może dlatego, miałem dużą łatwość z wejściem w tę opowieść - znałem już wszystkie postacie, wątki, relacje między nimi, a one właśnie mogą stanowić początkową trudność w poznawaniu tej historii. Oczywiście twórcy filmu pozmieniali sporo, ale nawet gdybym oglądał wierną adaptację, i tak z ciekawością bym spróbował zmierzyć się z fenomenem tej powieści. Tyle zachwytów, taki rozgłos. Co za tym stoi?

niedziela, 13 października 2013

Pierścień. Spadek po ostatnim templariuszu - Jorge Molist, czyli wszyscy za pióra. I urodzinowe niespodzianki

Takie to dziwne czasy, gdy czytelnicy mają kontakt z historią w powieściach jedynie przez różnej maści thrillery, pseudo kryminały itd. Już mało kto pamięta takie świetne powieści jak seria o królach przeklętych, Szatę, Ben Hura, mało kto wie kto to Mika Waltari, ba, nie ludzie nie pamiętają nawet Imienia różny, teraz za mistrzów pióra robią grafomani, którym rozgłos przynosi umiejętne mieszanie historii, własnych bredni i wymysłów (im bardziej kontrowersyjne tym lepiej - czemu np. Mahomet labo Jezus nie mieliby być kobietami, albo magami, którzy żyli po 1000 lat) oraz elementów sensacyjnych. Gdzie tu miejsce na zgodność z faktami, oddanie klimatu czasów, ważne żeby było mrocznie, zgadzało się z jakąś stereotypową wizją o epoce (czyli godne uwagi jest głównie to co zwalczał kościół katolicki, a jego wrogowie urastają do rangi męczenników). Nutkę tajemnicy mają zapewnić albo sekty, albo zakony, które nie dotrwały naszych czasów. Templariusze nawet wśród ateistów budzą emocje...
Tym razem za pisanie powieści z tym zakonem w tle wziął się inżynier (a co jak każdy może, to czemu nie on?). I tak nikt nie zwraca uwagi na autora, a jak na okładce wrzuci się napisy typu: bestseller, wielki przebój, wielka, sensacyjna powieść historyczna, to i tak się sprzeda. A że po roku nikt nie będzie o tym tytule pamiętał? Co tam, wyda się następne...

sobota, 12 października 2013

Krzysztof Ziemiec&Mira Suchodolska - Wszystko jest po coś, czyli co daje siłę

Dziś intensywny dzień. Najpierw seans Historii Roja, a potem jeszcze koncert Panny wyklęte... Szkoda, że w połowie miesiąca już kasy brakuje, bo pewnie bym się na jakiś pamiątkowy t-shirt szarpnął, a tak tylko płytę kupiliśmy.
Przypominam, że jutro losowanie pakietu niespodziankowego z okazji posta nr 1000. Ostatnia okazja by spróbować szczęścia (zdradzę, że będzie książka do czytania, do słuchania i dobry film na dodatek). 
A dziś szybka notka o cieniutkiej książce, która mimo swej niedużej zawartości wzbudza całkiem spore zainteresowanie - miała już chyba ze 3 wydania. I myślę, że to nie tylko kwestia jakiejś potrzeby podglądactwa, zainteresowania wypadkami i nieszczęściami innych (najlepiej osób publicznych). Ludzie szukają też w takich pozycjach nadziei (pamiętacie dziennik Stuhra?) i odpowiedzi dla siebie - co dało mu siłę, by się pozbierać? By wrócić do pracy przed kamery po poparzeniu, które przecież zostawia ślady nie tylko na ciele, ale i w psychice. Takie książki mają dla ludzi trochę jakby znaczenie terapeutyczne.

piątek, 11 października 2013

Mariola, moje krople..., czyli niczym u Olgi Lipińskiej

Między kilkoma poważniejszymi rzeczami udało się łyknąć coś lżejszego (ostatnio tak mam, że czytam kilka rzeczy naraz w zależności od nastroju). Dziś więc o książce, która wchodzi w skład pakietu do rozdania (zakładka konkursy), tylko z góry uprzedzam tych, którzy spodziewają się czegoś w stylu Cukierni, że to coś zupełnie innego. Tam powieść z historią w tle, rozbudowana saga wielu pokoleń, dramat, miłość, a tu... kabaret. 
Aha zanim przejdę do notki - zajrzyjcie jeszcze tu - komiks Łauma. Dopisane wczoraj i niech nie zginie wśród 1015 innych wpisów. A propos 1000 - losowanie pakietu niespodzianki już niedługo - ktoś ma ochotę jeszcze się załapać? Niech zajrzy na notkę z 27 września.
 
Co mogę powiedzieć o „Mariola, moje krople...”? Gdyby to miały być 3 słowa to napisałbym: zabawne, lekkie, przerysowane. I przypominało mi zwariowanym klimatem komedii pomyłek kabaret Olgi Lipińskiej. Tu też mamy przygotowania do przedstawienia - cała akcja dzieje się w małym teatrze na prowincji. Ważne jest jednak nie tylko gdzie, ale kiedy.

czwartek, 10 października 2013

Kwartet, czyli nie daj się pogrzebać za życia

Udało się rozwiązać problem z anteną i już się cieszę na kolejne znalezione w tv perełki... Ale mam nadzieję, że jakoś uda mi się zachować równowagę na blogu i nie wrzucać jedynie notek filmowych. W końcu wśród lektur też nie brak ciekawych rzeczy - staram się aktualizować czytane na belce obok. Nie będę dziś pisał zbyt dużo o planach co do tytułów, z podobnego powodu, dla którego przestałem wrzucać fotki stosów. Zbyt dużo tego jest, a kolejność pisania, podobnie jak czytania, jest uzależniona trochę od nastroju. W każdym razie dziś jak wytrwam w stolicy do wieczora - spotkanie z Marklund, a w sobotę pokaz Historii Roja i koncert Panny wyklęte. A z rzeczy, które wejdą do kin udało się wcześniej zobaczyć Życie Adeli i Wielkiego Liberace, więc pewnie przed premierą też nie omieszkam czegoś skrobnąć.
A na dziś dość skromny film, ale wzbudzający wiele ciepłych uczuć. Coraz więcej mamy filmów poruszających tematykę starości. Może dlatego, że tak wielu reżyserów, aktorów, przekraczając pewien próg życia, ma ochotę opowiedzieć coś jeszcze właśnie z tej perspektywy? Dla nas - tylko powód do radości! No bo dlaczego mielibyśmy spisywać ich wszystkich na straty, albo spychać do ról drugoplanowych?

środa, 9 października 2013

Projekt człowiek - Agata ENDO Nowicka, czyli o macierzyństwie w komiksie



‹Projekt: Człowiek›I jeszcze jeden komiks z pakietu bookrage. Co prawda wcześniej miałem możliwość zerkania na część plansz zdaje się w Wysokich obcasach, ale teraz po raz pierwszy oglądałem całość. 
Na pewno ciekawa rzecz od strony psychologicznej - uchwycić różne chwile, emocje, przeżycia własne oraz reakcje otoczenia w trakcie własnej ciąży. Bardzo szczerze, osobiście, nie bez humoru, ale i nie bez rzeczy mniej przyjemnych. To jakby rysowany kreską pamiętnik. I to czyni ten album dość wyjątkowym i ciekawym.

poniedziałek, 7 października 2013

Tajemnica medalionu - Joanna Svensson, czyli jestem wstrząśnięty...

Jesień w tym roku swoimi humorami mnie po prostu rozwala. Zatoki bolą, kicham, kaszlę i chyba to wszystko ma też wpływ na moje podejście do różnych rzeczy. Jakiś bardziej drażliwy się stałem chyba, krytyczny. Najpierw film Wałęsa, dziś wkurzyłem się na nagrody Nike, wciąż nie mam telewizji (co też pewnie wpływa na rozdrażnienie), pisanie dłuższych form nie idzie... Ech. Ale na szczęście chyba jest światełko w tunelu - dziś jeszcze się powyżywam na książce, ale następne są o niebo lepsze i chyba nie będę tak krytyczny (jeżeli ktoś ciekaw o czym będę pisał to niech zerknie na dół notki). Za chwilkę kończę notkę i wieczór zakończymy (dla mnie kolejną) projekcją Sugar Man - zdradzę Wam, że to jeden z prezentów dla Was w jednym z trwających konkursów. Kto chętny niech się wbija w zakładkę - notka nr 1000.
A dziś Joanna Svensson, Polka mieszkającej od wielu lat na emigracji, i jej debiut literacki, który mną nieźle wstrząsnął. Autorka załapała się na promocję Instytutu Książki, jeździ na spotkania autorskie, jeszcze brakuje tylko żeby ogłoszono tę powieść hitem tej jesieni. Nie wiem, może nie jestem targetem dla tej Pani, ale aż mam ochotę pójść na spotkanie i zadać jej pytanie: kto u diabła powiedział jej, że potrafi pisać powieści?

Łauma, czyli mroczna bajka i jeszcze parę słów o nagrodach Nike


Rzadko kiedy piszę o komiksach - nie czuję się ani znawcą, ani wielkim fanem. Ale gdy wpadnie mi coś w ręce wartego uwagi, potrafię docenić nie tylko włożoną pracę, ale i pomysł. Komiks już dawno przestał być prostą obrazkową dla dzieci. Nie wierzycie? Zobaczcie Łaumę. Co prawda w księgarniach o to trudno, bo nakład się skończył, ale oto book rage ruszyło z kolejnym pakietem - oni wybrali kilka ciekawych pozycji, Ty płacisz tyle ile uważasz. I tym razem są to właśnie komiksy. Korzystajcie - zostało jeszcze 7 dni. 

„Łauma” jest opowieścią o małej dziewczynce - Dorotce, która wyprowadza sie z dużego miasta i jedzie na wieś, do domu babci.Historia jest opowiada z jej punktu widzenia, ale to na pewno nie jest bajka tylko dla dzieci - co prawda one teraz też lubią, żeby było tajemniczo i mrocznie, ale mam wrażenie, że wszystkie smaczki, ten klimat, mieszankę magii dzieciństwa, lęków i magii Suwalszczyzny, docenią głównie dorośli.

niedziela, 6 października 2013

Milcz nawet po śmierci - James Craig, czyli kryminał z trudną historią w tle

Jakoś ominął mnie pierwszy tom, choć pozytywnych recenzji było sporo, no ale w kryminałach na szczęście każda pozycja, nawet jeżeli łączy je bohater, to inna sprawa. Zaczynam więc przygodę z inspektorem Johnem Carlyle od drugiej powieści Craiga. Może kiedyś sięgnę po pierwszą, bo postać całkiem ciekawa, a i Londyn nakreślony całkiem ciekawą kreską. Postacie, które nie są wolne od wad (a taki jest właśnie Carlyle), są ciekawsze od chodzących ideałów, którzy na przekór całemu światu rozwiązują każdą sprawę i wsadzą każdego przestępcę do pudła... Tu pracy taki superman miałby całkiem sporo, bo wątków i spraw, jakie się pojawiają jest przynajmniej kilka. Nasz bohater nie tylko prowadzi dochodzenie w sprawie zamordowania starszej kobiety, ale spadają mu na głowę też inne rzeczy - jakieś zobowiązania i przysługi, których powinien dotrzymać. Nic dziwnego, że nie zawsze jest na czas i na miejscu. Trudno go podziwiać, ale przecież trzymamy za niego kciuki, bo budzi sympatię tym, że jest w swym postępowaniu uczciwy, ludzki, idąc czasem za intuicją, a nie ślepo za paragrafem.

książka do kupienia m.in. tu

sobota, 5 października 2013

Najlepsze, najgorsze wakacje, czyli gdy masz lat naście...

Co prawda wciąż w mojej głowie fruwają sterowce nad Warszawą (tak, tak wybraliśmy się na Dziewczynę z szafy), ale na dziś pomyślałem, że jednak jakieś lżejsze klimaty. I postaram się krótko. Bo wolę wieczór spędzić na lekturze, a nie przed kompem :) Zapraszam jak zwykle do konkursów (po raz pierwszy rozdaję coś z autografem), i do notek jakie pojawiają się znikąd w różnych miejscach bloga (to znaczy tam gdzie były konkursy) - tym razem film z Izraela, oraz polski zespół, który też często jest kojarzony z muzyką żydowską...

A na dziś obraz "Najlepsze, najgorsze wakacje". Kolejna produkcja, której zwiastun i reklama okazują się lepsze niż sam film. Amerykanie są w tym mistrzami. Chyba lepiej powiedzieć, że to przebój z Sundance i wtedy ludzie będą wiedzieli, że to raczej nie będzie komedia, która d... urywa (jak się obiecuje), tylko dość pogodny film o dziwakach (kino niezależne uwielbia takich bohaterów i takie klimaty).

piątek, 4 października 2013

Konrad T. Lewandowski - Diabłu ogarek. Ostatni hołd, czyli drzewa dotykają duszy

Dziś notka w całości od Tomasza "Dragona" - pisał już u mnie o drugim tomie tego cyklu, pora na kolejny. Tym razem jednak z niespodzianką - konkursem, w którym można zdobyć egzemplarze tej książki (szczegóły na dole notki). Może nawet z autografem się uda? :) To na specjalne życzenie! Ja już milknę i oddaję pole godniejszemu i bieglejszemu w tematyce fantasy i fantastyki...


Recenzja "Diabłu Ogarek  - Ostatni Hołd" Konrad T. Lewandowski
Łaknienie, nienasycenie, smaczek, niedosyt, podrażnienie umysłu. Ot uczta znakomita nie zaś same przekąski. Ja chcę deser!!!

Tak właśnie czuję się po przeczytaniu „Ostatniego Hołdu” trzeciej części serii „Diabłu Ogarek” Konrad T. Lewandowskiego. Zasiadłem do sytej uczty intelektualnej przy pierwszym tomie, jako niesamowitej pobudzającej szare komórki przystawce. Następnie dostałem pierwsze danie z solidną ilością fantazji w tomie drugim, by zostać napełnionym jakże miłymi wizjami w części trzeciej. Mam nadzieję, że autor nie zostawi mnie bez pysznego deseru. A może zechce zaprosić na wielodniową ucztę umysłu w kilku kontynuacjach.

czwartek, 3 października 2013

Wałęsa. Człowiek z nadziei, czyli zawsze myślę, to co mówię

W kinach już w piątek, wycieczki szkolne pewnie już szykowane, a Wy pewnie jesteście ciekawi czy warto się wybrać na seans prywatnie. Marcin z Areny Kultury (podziękowania, uściski i następnym razem ja zapraszam) załatwił wejściówki na pokaz przedpremierowy, więc jak tu nie skorzystać.
Cóż... Postaram się przedstawić Wam trochę za i przeciw, ale generalnie uważam, że lepiej sobie obejrzeć to na spokojnie w domu za jakiś czas i nie wydawać 30 zeta. Wajda na szczęście uniknął zadęcia, czuje się, że korzystał z podszeptów młodszego pokolenia, ale niestety nie pokazuje nic co by wykraczało poza płaskie, poprawne obrazki. Jest więcej "ale" (o których za chwilę), a do obejrzenia zachęca chyba głównie jak zwykle świetny Robert Więckiewicz. Jeżeli były wątpliwości czy będzie podobny do Wałęsy, czy będzie potrafił go zagrać, to teraz pozostaje tylko bić brawa na stojąco. 

środa, 2 października 2013

Australijczyk w Italii - Marc Llewellyn, czyli małe radości i zapowiedź konkursu

Zwykle do swoich notek wrzucam jedynie okładki książek, ale teraz nie omieszkam skorzystać z efektów czyjejś pracy, bo bardzo mi się podobają. Ale po kolei...
Czy lubicie ilustracje do książek? Ja bardzo. I nie ukrywam, że mi ich brakuje we współczesnych wydawnictwach. A widzieliście kiedyś specjalne grafiki, które powstały do książek, ale zamieszczone są jedynie na blogu? Gdy to ujrzałem tylko westchnąłem z lubością. Efekty zobaczycie poniżej. Jaka szkoda, że nie mogę tak na co dzień - brak mi i czasu i talentu...
Skąd taki specjalne dodatki? Otóż Notatnik być może stanie się gospodarzem małego kącika z książkami na blogu inspiracjekawowe.pl Pierwsza notka i link poniżej, zdjęcia i grafiki pochodzą właśnie stamtąd... A jutro tam też konkurs, w którym można będzie wygrać te książki (podziękowania za nagrody dla wydawnictwa Świat Książki!).
A co o książce mogę Wam napisać?

wtorek, 1 października 2013

Konserwator, czyli ten świat już odchodzi... I wyniki rozdawajki


Dziwny film. Do oglądania takiego kameralnego kina trzeba mieć nastrój, a i tak nie zawsze coś do nas przemówi. Tym razem mimo wielu nagród i dużej ciekawości, niestety rozczarowanie. Zbyt wiele tu spraw i wątków, które sprawiają wrażenie kompletnie nie połączonych i w dodatku nie zakończonych. Ale jedną rzecz będę wspominał miło (o niej na koniec).

Yaakov Fidelman (Sasson Gabai - pamiętam tego aktora z "Przyjeżdża orkiestra") to troszkę mrukliwy starszy pan, który prowadzi warsztat konserwatora antyków. Jak się domyślamy, interes mało dochodowy, ale to ważne dla niego miejsce i za nic nie chce się z nim rozstać. Dotąd ludzi ze zleceniami jakoś ściągał do nich przyjaciel Yaakova - lubiany w okolicy Max. Niestety po jego śmierci, wszystko zaczyna się sypać i to nie tylko finansowo...