czwartek, 25 czerwca 2015

Londyn NW, czyli to skąd jesteś naprawdę dla wielu ma znaczenie


Kolejna notka. I tym samym dzięki Zadie Smith mam 30 wpisów w czerwcu :) A następne pewnie dopiero w połowie lipca. Miała być jeszcze pożegnalna notka o filmie "Barry Lyndon", ale będzie na powitanie po powrocie.
Zielona wyspo - przybywamy!

Niedługo o najnowszym zbiorze opowiadań Zadie Smith, ale przecież został mi jeszcze Londyn NW. Nie dlatego, że nie przeczytałem, ale dlatego, że jakoś trudno mi było wyrazić odczucia wobec tej pozycji.
Podobno problem tkwi po części w tłumaczeniu, bo w naszej wersji językowej trudno wyłapać wszystkie "smaczki" różnice w pisaniu każdej z czterech części.
Cztery postacie, jedno miasto, w którym żyją. Choć być może wychowali się w jednej dzielnicy, widywali się w dzieciństwie, mieli wspólnych znajomych, ich drogi się rozeszły w innych kierunkach. Każdy żyje innymi sprawami. Trzydziestolatkowie, których marzenia jakoś rozminęły się z rzeczywistością.

I każda z tych części w zamierzeniu autorki różni się nie tylko użytym językiem używanym przez bohatera, ale stylem pisania całości. Sprawia to trochę wrażenie zabawy z czytelnikiem, ale muszę przyznać, że w polskim wydaniu było mało czytelne i raczej drażniło niż sprawiało frajdę.

Manglehorn, czyli nie potrafię zapomnieć

No i trzeci z kolei film z Alem Pacino. Świeżutki, bo premiera w Polsce dopiero jutro.  I chyba obraz do obejrzenia jedynie w kinach studyjnych. Niby wielkie nazwisko przyciąga, ale sama produkcja dość kameralna, wiec duże sieci pewnie nie będą chciały ryzykować pustych sal. W wakacje jednak rośnie zapotrzebowanie na zupełnie inne kino.

Czy warto jednak na Manglehorna się wybrać? Przy pewnych zastrzeżeniach tak. Choćby ze względu na dobrą rolę Ala Pacino. Im starszy tym ciekawszy!
Scenariusz został tak przygotowany, że wciąż jest na pierwszym planie, a że dzieje się niewiele, mało który aktor dałby sobie z czymś takim radę. To opowieść o starszym już człowieku, prowadzącym dość poukładane i powiedziałbym nawet dość schematyczne życie. Ale ma też swój sekret. Przeszłość, która nie daje mu spokoju, która wciąż jest nie zaleczoną raną. Czy ma nadzieję na naprawę tego co się kiedyś wydarzyło, czy to tylko mrzonki i brak umiejętności pozbycia się żalu, zamknięcia jakiegoś etapu i pójścia do przodu...

Nudny facet z kotem. Pije. Wspomina. Jest pełen tęsknoty, spokoju, ale podszytego bólem.

A na ekranie towarzyszy mu Holly Hunter.
Notka pewnie będzie jeszcze rozbudowana. A może w międzyczasie ktoś obejrzy i doda jakiś komentarz od siebie?



środa, 24 czerwca 2015

Człowiek z blizną, czyli kasa szczęście nie daje (chyba)

Cofnijmy się do roku 1983, aby zobaczyć zupełnie inne oblicze Ala Pacino. Kolejny wielki reżyser i kolejna świetna rola tego aktora. Jako kubański cwaniaczek Tony Montana, drobny przestępca, marzący w Stanach o szybkiej karierze i ogromnych pieniądzach jest trochę karykaturalny, ale może to tylko dziś się nam tak wydaje. Teraz szukamy głębi psychologicznej postaci, a ten facet jest prosty niczym wzór metra z Sevres. Nie kombinuje, wali prosto z mostu, obojętnie czy chodzi o rozmowę, czy o kulkę ciut większego kalibru.
Fascynująca droga na szczyt i na samo dno. I paradoksalnie te same cechy, które pomogły mu się wybić, sprowadziły na niego potem klęskę.
Film Briana De Palmy, który dziś jest trochę w cieniu trylogii Ojca Chrzestnego czy filmów Scorsese. Czyżby Kubańczycy byli mniej ciekawi niż Włosi?
Chyba tylko koniec mnie rozczarował. Ale o tym napiszę więcej za dwa tygodnie. Notka będzie więc rozbudowana :)

Informator, czyli pieniędzmi można zakneblować nawet prawdę

Ponieważ w piątek premiera nowego filmu z Alem Pacino (a napiszę, napiszę choć kilka zdań), to postanowiłem wyciągnąć z archiwum obejrzanych dwa inne obrazy z tym aktorem, którego szanuję, lubię i uważam za aktora, dla którego po prostu warto iść do kina. Rzadko zawodzi.
A ile perełek ma na swoim koncie!
Informator spokojnie można zaliczyć jako jedną z nich!
Oparty na faktach obraz jest mieszanką dramatu psychologicznego i thrillera - napięcie jest w nim spore, choć wydawałoby się nie ma jakiejś super spektakularnej akcji. Wszystko rozgrywa się trochę za zamkniętymi drzwiami, przy wielkich biurkach prezesów, którzy nie lubią pokazywać swoich twarzy.
Russel Crowe (też świetny) gra trochę zastraszonego naukowca, od którego dziennikarze (w tym Al Pacino) próbują wydobyć zeznania obciążające koncerny tytoniowe. Niby wszyscy wiemy, że papierosy szkodzą, ale chyba nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego jak producenci manipulują badaniami, by produkt jeszcze lepiej uzależniał i przynosił im większe zyski.
Takie kino naprawdę lubię! I obiecuję, że za kilka tygodni notka zostanie rozbudowana przynajmniej jeszcze o kilka zdań!

Lemaitre Pierre - Koronkowa robota, czyli z wypiekami na twarzy

Znowu jedynie szkic notki, a nie pełna, tak jak bym tego chciał. Ale obiecuję, że wszystko uzupełnię! A więc jedynie kilka zdań i ważna informacja - jeżeli macie ochotę na tę pozycję wystarczy wbić się w zakładkę konkursy na moim blogu, a stamtąd już łatwo traficie na konkurs wakacyjny.

Pierre Lemaitre nazywany mistrzem kryminału przez Miłoszewskiego tsaje się u nas coraz bardziej popularny. I wreszcie doczekaliśmy się pełnego cyklu ze sprawami komisarza Camille Verhoevena. Dotąd mieliśmy wydane tom drugi, trzeci, znaliśmy pewne szczegóły dotyczące jego życia (stąd też nieszczęście jakie go spotyka w "Koronkowej robocie" nie będzie zaskoczeniem dla tych, którzy je znają) i wreszcie wydano u nas tom pierwszy. 
Jaki jest ten kryminał? Krwawy, pełen napięcia i pomysłowy. 
To inteligentna gra z czytelnikiem, bo za postacią seryjnego mordercy kryje się znawca i miłośnik kryminałów, który odtwarza zbrodnie z kultowych powieści. I w dodatku sam powieść kryminalną pisze, . Jak rozgryźć osobowość takiego szaleńca? Czytając kryminały? Jak go dopaść i przewidzieć jego kolejne posunięcia?
I trochę przewrotnie autor pyta - co takiego jest w kryminałach, że wzbudzają naszą ciekawość, przyciągają uwagę? Czy to zbrodnia i okrucieństwo tak fascynuje? Czytając "Koronkową robotę" nie raz ma się ochotę nawet odłożyć lekturę ze wstrętem, taki poziom brutalności, obrzydliwości w niej jest... 

Lemaitre drażni i sprawia, że trudno o tym tytule zapomnieć. Niby wiele kryminałów już za mną, schematyzm wielu książek po prostu rozwala, ale powieści tego pana jakoś zostają w głowie. Dobry pomysł, świetny język, nieźle poprowadzona akcja i bohater, który po prostu jest wyjątkowy. W końcu rzadko spotyka się policjantów mających 140 cm wzrostu.  
Czy ta książka ma słabe punkty? Napiszę wkrótce!

wtorek, 23 czerwca 2015

Lao Che - Dzieciom, czyli wojenka, wojenka i inne rymy

Rano było o płycie, która mnie jakoś na kolana nie powaliła, no to dla równowagi coś od czego nie mogę się uwolnić. Lao Che. Dzieciom? No raczej nie koniecznie dzieciom prawdziwym, ale tym dzieciom, które się kryją w nas. Muzycznie bowiem może i jest radośnie, wszystko się w nas buja, kołysze i śpiewa, to tekstowo wcale już nie jest tak "dziecięco". Spięty potrafi nie tylko budować fantastyczne skojarzenia (tu często rymowane), ale potrafi zakląć gdy trzeba.
Po prostu świetny krążek! I tylko żal, że to to tylko 10 numerów. Chciałoby się więcej! Klimatem przypominać to może trochę "Gospel" - jeżeli chodzi o energię, radość jak bije z tej muzyki. Ale mam wrażenie, że jest ostrzej, więcej tu pazura. Chłopaki wciąż eksperymentują i zaskakują każdą kolejną płytą.
Posłuchajcie sami. A ja napiszę więcej o płycie już w lipcu. Biorę ją na wyjazd. W komórce, ale zawsze będzie pod ręką.

Songs of Innocence - U2, czyli powrót do młodości, ale trochę wymęczony

Na dziś muzycznie. Najpierw zapowiedź notki na temat ostatniej płyty U2. Tak jak zwykle zaraz po premierze pędzę by kupić krążek tej kapeli jak najszybciej i to w rozbudowanej wersji, tak tym razem to co słyszałem jakoś mnie nie przekonywało. I doczekałem aż w Biedronce sprzedawali to za 19 złotych. Dobrze, że nie w koszach po 5 złotych - trochę wstyd dla takiej kapeli, wcale nie tak daleko od premiery płyty, nie?
Kilka fajnych tekstów, brzmieniowo niestety bardzo wtórnie, chyba chłopaki trochę wymuszali z siebie tę płytę albo kombinowali jak by tu zadowolić fanów i sponsora (to ten krążek rozdawano użytkownikom Apple). Po raz pierwszy chyba nawet nie mam ochoty na płytę w wersji deluxe z dodatkowymi wersjami.
Więcej napiszę wkrótce, a na razie sami posłuchajcie.


Portret damy, czyli kobieta o kobiecie

Nie wiem czy przed wyjazdem zdążę napisać jakąkolwiek dłuższą notkę, ale postanowiłem, że powrzucam chociaż szkice, a potem po powrocie będę je rozbudowywał. I sięgam po rzeczy widziane niedawno, odświeżane, by wciąż mieć je w głowie po powrocie. Film Jane Campion raczej mi z niej szybko i tak nie wywietrzeje. Głównie dzięki muzyce (Kilar!), ale również dzięki świetnemu klimatowi, który udało się tu wytworzyć! A Nicole Cidman zachwyca odmiennością tej roli. Bo John Malkovich zawsze przykuwa uwagę, ale to ona skupia tu na sobie wszystkie spojrzenia.
O ile nie przepadam za filmami kostiumowymi, to ten jest naprawdę godny uwagi  i do powracania do niego, choćby ze względu na muzykę...
A więcej napiszę wkrótce...

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Stulatek, który wyskoczył za okno i zniknął, czyli wybuchowo może przez chwilę i jest

Trudno się mówi - brak czasu nie pozwala na pisanie, to postanowiłem wrzucać jedynie zapowiedzi, szkice jednozdaniowe przez kilka dni. A może kiedyś znajdę czas, by je wypełnić treścią  :)
Kiedyś pisałem o książce pod tytułem "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął". I oto jest i film. Czy udało się choć trochę oddać ten zwariowany humor z lektury?
Moim zdaniem tylko częściowo... A jak czytam: kulturowy fenomen, to mnie coś trafia.
A więcej napiszę za parę tygodni...

niedziela, 21 czerwca 2015

Niewinność, czyli komu wierzyć?

Chyba jednak nie potrafię powstrzymać się od pisania, nawet jak nie ma na to za bardzo czasu. Ponad 100 szkiców czeka na swoją kolej, wciąż przecież coś czytam, więc jak to: zostawić to tylko dla siebie i za jakiś czas zapomnieć?
Jak to będzie z wyjazdem i pisaniem jeszcze nie wiem. Może zrobię na czerwiec puste notki, które wypełnię w lipcu? Co Wy na to? Same tytuły - np. podwójna dawka Ferrary, Ciemne tunele, Portret damy?
A na razie na miejsce mojego chwilowego zwątpienia - notka filmowa: Efekt motyla.
Co dziś? Tym razem po czesku, ale wcale nie komediowo. Jakoś chyba mało znamy ich współczesne produkcje, moje pokolenie chyba lepiej kojarzy różne klimaty z dzieciństwa i młodości. A przecież ich twórcy nie próżnują i nie kręcą tylko i wyłącznie komedii. Patrz np. Po ślubie.
Dziś też dramat psychologiczny. Na pewno nie banalny i z trudnym tematem. Bo przecież na samą myśl o molestowaniu nieletnich, pięści się zaciskają.

sobota, 20 czerwca 2015

Żywe trupy w wersji audio, tomy 5-6, czyli witajcie w świecie apokalipsy

W górach nie zostałem (żal), ale jakoś te dwa dni różnicy niewiele mi dają jeżeli chodzi o różne zaległości. W przerwie pomiędzy różnymi obowiązkami postanowiłem jednak wysmarować jeszcze jedną notkę. Jeżeli będę przed wyjazdem miał trochę więcej czasu to na pewno pojawią się wpisy o Lewiatanie i o Koronkowej robocie...
A dziś trochę idąc na łatwiznę, bo pisałem już o poprzednich częściach tej produkcji, więc tym razem może być krótko. Zresztą i niestety materiał nie jest długi. Tym razem to niecałe 3 godziny audiobooka - jak zwykle na dobrym poziomie, ale wciąż mi mało... Może by jednak tak sięgnąć po komiks lub po serial?

Kto ma ochotę zerknąć jak pisałem o poprzednich częściach to zapraszam tu: Szpadlem w łeb.

piątek, 19 czerwca 2015

Człowiek i Nadczłowiek - National Theatre Live, czyli czy mężczyźni naprawdę są sprytniejsi od kobiet?

Wczorajszy tekst o przerwie na blogu jak najbardziej aktualny, cud póki co się nie zdarzył, ale jeszcze jeden dzień regularnych notek podarowuje mi ktoś zaprzyjaźniony. Sam na spektakl nie mogłem się wybrać, ale jak widzicie relacja jest. Projekt Multikina mam nadzieję, że będzie kontynuowany na jesieni, bo jest świetny! A teraz na wakacje wchodzą w retransmisję koncertów i show kabaretowe na żywo. Czy też się to przyjmie? Na spektaklach zwykle pełne sale!

Zapraszam do przeczytania recenzji od człowieka, którego namawiam do pisania częściej - prawda, że jest w tym dobry? Wczoraj spektakl prawie do 23, dziś o 8 rano miałem już tekst na skrzynce. A sam biegnę na wykłady. 



Dzięki uprzejmości British Council oraz Multikina mogliśmy obejrzeć retransmisję spektaklu z National Theatre – „Człowiek i Nadczłowiek” – wg dramatu George`a Bernarda Shawa o tym samym tytule.
           „Człowiek i Nadczłowiek” zasługuje na uwagę z wielu powodów. Po pierwsze, stanowi swego rodzaju współczesną trawestację „Don Giovanniego” Mozarta. Po drugie – jest konglomeratem poglądów irlandzkiego dramaturga na kwestie związane z rolą religii i filozofii w kulturze angielskiej. Wreszcie też stanowi całkiem aktualną współcześnie satyrę na stosunki damsko - męskie.

czwartek, 18 czerwca 2015

Efekt motyla, czyli ja to wszystko naprawię


Ciekawy pomysł, ale jakoś nie przekonuje mnie ten film do siebie. Może to kwestia obsady (głównie młode gwiazdki), może scenariusza, który jest trochę ckliwy... A przecież punkt wyjścia zapowiadał całkiem fajną fabułę. Czy można manipulować przeszłością, zmieniać ją i jakie efekty to za sobą pociąga? To dar czy przekleństwo?

środa, 17 czerwca 2015

Slumdog. Milioner z ulicy, czyli taka karma


Przeglądałem szkice notek czy mam coś "górskiego" co by pasowało do mojego nastroju i pobytu w Zakopcu, ale póki co takiej notki nie widzę, idę więc na łatwiznę i sięgam po rzecz ostatnio oglądaną i pamiętaną na świeżo. Zaległości w pisaniu o filmach mam spore, ale i tak to właśnie one goszczą na blogu najczęściej.
Slumdog. Podobno jest też książka. Ciekaw jej jestem, ale póki co o filmie. Mimo pewnych elementów bollywoodzkich, jest to obraz bliższy chyba jednak naszym filmom (europejskim czy amerykańskim), umiejętnie miesza obie perspektywy. I dzięki temu oraz dzięki poruszającej historii szybko podbija serca widzów. Gdy bohaterem jest małe dziecko, które przeżywa dramat, to już widz będzie mu kupiony. A tu w dodatku okrutne wydarzenia, trochę osłodzono nam wplecionymi w opowieść scenami humorystycznymi i wątkiem miłosnym.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Tabloid. Śmierć w tytule - Piotr Głuchowski, Marcin Kowalski, czyli walcząc o sprawiedliwość

Image
Uwaga - książka do wygrania u mnie w konkursie! Patrz zakładka na górze.
***********************
Jutro już w górach, a nie wiadomo jak będzie z czasem i z netem, niech więc jeszcze dziś pojawi się świeżutka lektura. Książka dwóch dziennikarzy: Piotra Głuchowskiego (którego znałem wcześniej ze świetnych thrillerów kryminalnych) i Marcina Kowalskiego zapowiada nową serię wydawniczą Agory - kryminały non fiction, czyli mieszankę reportażu, zbrodni i sensacji. Ciekawe jakie będzie zainteresowanie takimi tekstami. Kiedyś magazyn 997 miał ogromną popularność, a w pismach w kioskach było całkiem sporo prób rekonstrukcji różnych przestępstw. Chciało by się jednak żeby to było coś bardziej pogłębionego, a nie tylko babranie się w krwi i cudzym nieszczęściu. Temat jest bardzo delikatny, bo przecież zawsze można dotknąć czułych miejsc, a bliscy ofiar lub sprawców powinni jednak powinni być spokojni, że nikt nie będzie ich wytykał palcami. Och, gdyby tak poszło to w stronę genialnej książki "Z zimną krwią" Capote'ego. Pomarzyć. 
Na razie mamy pierwszy tom z tego cyklu (drugim będzie chyba biografia Charliego Mansona), a Gazeta Wyborcza już rozpoczęła drukowanie artykułów, które trochę promują tę serię. Ciekawe czy nie jest to też próba dotarcia do jakiegoś nowego rodzaju czytelnika - właśnie tego, który dotąd czytał tabloidy. Pierwsza książka ewidentnie jest bowiem mocnym strzałem w tamtą stronę - że hieny, że żerują na najniższych instynktach, że szukają sensacji i zwiększenia nakładu za wszelką cenę. Czy środowisko GW jest bez winy? Rozumiem, że jeżeli chodzi o rzetelność na pewno pracują według innych standardów, ale czy i w tej gazecie nie dochodziło do uderzenia w kogoś historią, która potem miała bardzo negatywne konsekwencje dla ich bohaterów (pamiętam zaszczucie pewnego historyka, który prowadził zdaje się, że prace nad różnymi tekstami negującymi istnienie hitlerowskich obozów zagłady - okrzyknięty w artykule faszystą, stracił pracę, potem mieszkanie i wreszcie popełnił samobójstwo). Jak widać takich historii można by znaleźć sporo i trzeba być bardzo ostrożnym, by słowem nie zabić. Podobno Super Express, który poczuł się zaatakowany już wystartował z cyklem o "ofiarach Gazety Wyborczej". 

Zwykle nieliczni dowiadują się o procesach, przeprosinach czy odszkodowaniach. Tym razem możemy dzięki obu autorom, zajrzeć trochę za kulisy takich spraw. 
Ale to jest mniej więcej jedna trzecia książki. Bo przede wszystkim jest to kryminał.

niedziela, 14 czerwca 2015

Starsza pani znika, czyli pociągiem przez Europę

Skoro od dłuższego czasu odświeżam sobie klasykę filmową, w tym amerykańskie filmy mistrza suspensu, nie mogłem nie sięgnąć też po produkcję, która powstała jeszcze przed przybyciem do Hollywood. Kto jest ciekaw innych filmów tego reżysera, wystarczy, że kliknie na etykietę na dole.

Starsza pani znika ma niesamowity urok czarno białych produkcji przedwojennych i jest chyba najbardziej zabawnym filmem Hitchcocka. Mamy więc do czynienie z komedią kryminalną, gdzie chyba dopiero od połowy filmu zaczynamy domyślać się, czego będzie dotyczyć zagadka.

sobota, 13 czerwca 2015

Kochaj i tańcz, czyli jak każdy to babcia też. I konkurs

Coraz częściej pojawiają się u nas pomysły, by za kamerą sadzać obcokrajowców - ciekawe, czy po prostu chcąc uzyskać produkt rozrywkowy, zbliżony poziomem do tego co za oceanem, nie ma innego wyjścia?
Bo przecież ci, którzy lubują się w filmach muzyczno-tanecznych z wątkiem romansu, powinni być zadowoleni. W dodatku stacja telewizyjna, która wyłożyła na to kasę, zadbała o swoją promocję i jeszcze większą oglądalność swoich You can dance. Skoro każdy to i Ty. Skoro Damięcki tak wypada, to Ty możesz pomarzyć, by ruszać się podobnie i mało kto pewnie doczeka informacji w napisach końcowych, że w scenach tanecznych miał dublera. Sorry, ale trochę to żenujące, nie? Mało brakowało, a mógłbym uwierzyć, że potężny facet, ruszający się jak słoń, może osiągnąć lekkość motylka.

Timbuktu, czyli nie zostawią nas w spokoju

fb206586-5b63-4447-8586-5e070355e1ea.jpg
Druga premiera filmowa z tego tygodnia, która jest już za mną (oj dociera do nas strasznie późno ten obraz) to Timbuktu - nominowany od Oscara w tym roku jako film nie anglojęzyczny i zwycięzca z ubiegłego roku z Cannes. Choćby ze względu na sam fakt iż tak rzadko mamy okazję oglądać obrazy z Afryki, należy mu się uwaga. Ale zwraca na siebie uwagę również opowiedzianą historią - mocną, poruszającą, ale pokazaną w sposób trochę odbiegający od punktu widzenia Europejczyka, czy Amerykanina.
Gdy słyszę, że mamy do czynienia z jakaś tragedią, dramatem, zwykle spodziewamy się mocnego grania na naszych emocjach, a tu tak naprawdę całość jest pokazana ot tak, trochę na chłodno. Jakby to była codzienność i nie było w niej nic dziwnego. I to jeszcze bardziej poraża.

piątek, 12 czerwca 2015

Magical girl, czyli jedna decyzja, masa konsekwencji

Miał być dziś początek konkursu i pewnie pojawi się wieczorem, ale póki co muszę trochę zmienić plany notkowe, bo przypomniałem sobie o dwóch premierach kinowych, które właśnie wchodzą na ekrany. Oba ciekawe, choć pewnie nie dla widza masowego, nastawionego na popcorn i rozrywkę. Szukajcie ich raczej w kinach studyjnych w swojej okolicy.
O Timbuktu napiszę przed niedzielą, a na razie Magical Girl.
Już o samym sposobie dystrybucji tego obrazu warto wspomnieć - Gutek Film jakiś czas temu rozpoczął projekt pod nazwą Scope 50, gdzie zaprasza 50 widzów z całej Polski i pokazuje im 10 nowych obrazów z całego świata, wybranych z różnych festiwali. I to właśnie widzowie decydują, który z nich ma być wprowadzony do kin w naszym kraju. Magical Girl jest właśnie zwycięzcą takiego projektu. A jeżeli nie wystarcza Wam taka rekomendacja, to może przekona Was opinia Almodovara, który uznał film Carlosa Vermuta za jeden z najciekawszych hiszpańskich obrazów XXI wieku. 

czwartek, 11 czerwca 2015

Pan Przypadek i korpoludki - Jacek Getner, czyli kompleks polski i inne współczesne wady narodowe

Dziś kryminalnie i od razu zapowiadam, że ta książka, wśród kilku innych, znajdzie się w puli nagród do zdobycia w konkursie wakacyjnym. Szczegóły... Może jutro? Po co odkładać coś miłego, prawda?

Kto jeszcze nie Pana Przypadka, temu spokojnie mogę zarekomendować tę serię. Cienkie z wyglądu książeczki, ale zapewniające sporo frajdy! A im dłużej znam tego bohatera i jak to mawiają "im dalej w las" tym bardziej jestem ciekaw dalszego ciągu, tym szybciej chciałbym poznać ciąg dalszy przygód tego bardzo oryginalnego detektywa. Muszę przyznać, że zmienia się też trochę mój stosunek do tego cyklu. Początkowo bowiem wydawało mi się, że są to jedynie dość zabawne opowiadanka z wyraźnym wątkiem zagadki kryminalnej. Niekoniecznie z trupem, pomysłowe, z fajnymi, swojskimi postaciami drugoplanowymi, ale jedynie opowiadanka. I chyba nie doceniłem zamysłu autora, który z tomu na tom (zakrojonego szeroko cyklu) coraz bardziej rozbudowuje to co wydawało się jedynie tłem, kreśli powiązania między postaciami, snuje długofalowe intrygi i rozrzuca sugestie, które trzeba sobie poskładać w jakąś całość.

Autor widmo, czyli prawdę także można wykreować


Mam trochę zaległości z ostatnich lat, rzadko chodzę do kina, w sieci nie zawsze chce się na coś polować, bo to i przyjemność niewielka (jakość), więc oprócz różnych staroci, które uwielbiam, wciąż wypatruję tytułów z listy do obejrzenia, którą sobie prowadzę na Filmwebie. Nie muszę skakać po kanałach, skoro wszystko mam w jednym miejscu. 
I dzięki temu mam kolejny film Romana Polańskiego na koncie. Kiedyś kręcąc Frantic, pokazał już, że nie boi się poruszania w obszarze sensacji, akcji i moim zdaniem Autorem Widmo po raz kolejny udowadnia, że jest świetnym reżyserem. 
Być może jest to w dużej mierze zasługa scenariusza (i książki Harrisa), ale w kinematografii zdarzały się przypadku spieprzenia nawet najlepszego materiału literackiego. Polański naprawdę radzi sobie dobrze. Nie jest to oczywiście kino akcji, sporo jest dłużyzn, ale to chyba nawet wychodzi temu obrazowi na dobre. Dzięki temu nie jest sztampowy, a reżyser po raz kolejny może bawić się tak lubianymi przez siebie motywami osaczenia, samotnego poszukiwania rozwiązania zagadki, zagrożenia. 

wtorek, 9 czerwca 2015

Eli, Eli - Wojciech Tochman, Grzegorz Wełnicki, czyli pytania o etykę, pytania o podglądactwo

Wojciech Tochman chyba stanie się dyżurnym autorem, który podnosić będzie moje ciśnienie. Tak było za pierwszym razem gdy czytałem "Dzisiaj narysujemy śmierć", przy Kontenerze, którego był współautorem, nie miałem specjalnie do czego się przyczepić, ale teraz znów się zagotowałem. 
Taaak. To jest naprawdę dobry materiał na DKK, bo gwarantuje dyskusję. Zwykle przy reportażach nie mamy specjalnie pola do popisu, co najwyżej możemy zastanawiać się nad tym czy autor nie podkoloryzował. Ale przy Tochmanie reportaż już nie jest taki sam. Bo to już nie tylko opis jego wyjazdów, spotkań i rozmów z ludźmi, przeżycie tego co zobaczył, ale też mnóstwo przemyśleń i dość radykalnych w ocenie wniosków, które autor formułuje tak lekką ręką, jakby to była prawda objawiona, jakaś oczywistość, którą po prostu mamy przyjąć za pewnik, traktować jego refleksje tak samo jak to co mówią jego bohaterowie. Zaraz do tego wrócę. 
Ale najpierw może o mocnych stronach "Eli, Eli".

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Służby specjalne razy dwa, czyli podwójna dawka teorii spiskowych


Gdy czytałem książkę Sekielskiego i pisałem o niej kilka dni temu, uśmiechałem się pod nosem na myśl o wszystkich aluzjach do prawdziwych postaci i wydarzeń politycznych w naszym kraju. Ale Sekielski to naprawdę pikuś przy tym co zrobił Patryk Vega w Służbach Specjalnych. Niby bez nazwisk, ale wszystko tak podane na tacy, że nawet głupi by się domyślił o co biega. Teraz pytanie tylko - sugerowanie tego, że się wie coś więcej i próba zwrócenia uwagi na przekręty i nie prawidłowości, czy też po prostu pozbieranie różnych wydarzeń, które by pasowały do teorii i zbudowanie z nich czegoś co obliczone jest jedynie na wzbudzenie sensacji i kontrowersji. Bo przecież film nie podoba się ani tym z lewa, czy centrum (bo to przecież przy ich rządach dochodziło do różnych przekrętów i służby zbudowały sobie państwo w państwie, nad którym nikt nie panował), ani tym z prawa (bo przedstawieni zostali jako dyletanci, którzy kompletnie nie potrafią rozwiązać problemu, zachowują się jak dzieci z przedszkola, którymi dorośli mogą się po prostu bawić i mydlić im oczy).
U widzów też budzi skrajne emocje - jedno go chwalą za realizm z jakim pokazano mniej znaną stronę pracy w służbach (tajne operacje, manipulowanie, szantaż, zabójstwa), a dla innych będzie totalną bzdurą i jedną wielką paranoją utwierdzającą i tak licznych zwolenników teorii spiskowych, w tym że coś jest na rzeczy. Miałem sporą frajdę oglądając różne wydarzenia, które dotąd znaliśmy z przekazów medialnych, nigdy do końca nie wyjaśnione, jak tu lekko i zgrabnie połączone zostały jako ciąg zamierzonych wydarzeń, którymi ktoś chciał coś ugrać.

niedziela, 7 czerwca 2015

Jak robić dobrze - Szymon Hołownia, czyli radosnego dawcę miłuje Bóg

Wspomniałem już o tej książce kilka dni temu. I obiecałem, że napiszę o niej więcej, gdy tylko skończę lekturę. Więc piszę. Troszkę ze smutkiem, bo wrzucając wtedy notkę, uruchomiłem też na allegro aukcję z tym tytułem. Chcę przekazać książkę w dobre ręce, tak by dalej mogła inspirować kolejne osoby, a kasę jaką wylicytuję wpłacę na konto fundacji Kasisi (o której między innymi opowiada Szymon Hołownia). Czemu piszę ze smutkiem? Bo jak na razie cena się nie ruszyła i wciąż wynosi złotówkę. Aż dziw... Jak nie pomożecie, oczywiście wyślę książkę również za złotówkę, przelew do Kasisi i tak pewnie ode mnie pójdzie. Ale jakiś mały żal i zdziwienie pozostaje.
Jakby co aukcja jest tu.

No nic, nie marudzę. Jak tego uczy autor - nie ma co się oglądać na innych, tylko robić swoje.

sobota, 6 czerwca 2015

Sejf - Tomasz Sekielski, czyli zamach w Iraku, trup w Koterce, a premier w strachu

Kilka dni temu marudziłem coś na temat uzależnienia i stosów rzeczy do czytania (w tym do recenzji), to co mam powiedzieć gdy wystarczył jeden dzień, a z różnych wydawnictw pojawiło się kolejne 4 pozycje? Nawet na urlop chyba tego nie dam radę upchać w walizki...
Żeby tak jeszcze wszystko było w e-booku lub audio jak dzisiejsza pozycja, to może coś można kombinować, ale papier?  
A tu co człowiek łapie się za jakiegoś autora i mu podpasuje, to od razu chciałby przeczytać ciąg dalszy z przygodami tych samych bohaterów albo przynajmniej w tym samym stylu. Z Sekielskim też tak mam. No może, nie powala w 100%, są pewne rzeczy, do których można by się przyczepić, ale to kawał niezłej, współczesnej sensacji. Trochę o działaniu naszych służb specjalnych, trochę zakulisowych przepychanek politycznych, kawałek pracy dziennikarskiej - no jest po prostu co czytać. Debiut Sekielskiego jako pisarza (a są już kolejne dwa tomy) całkiem udany.
Szkoda tylko, że do audiobooka nie wzięto jakiegoś lepszego lektora, bo niektóre pomysły autora na czytanie swojej powieści (np. udawanie falsetu) wychodzą miernie. Brak trochę w tym serca i życia - czytanie dziennikarskich tekstów do kamery, a nagranie audiobooka to jednak nie to samo.  

piątek, 5 czerwca 2015

Śmierć i dziewczyna, czyli kat i ofiara

Wciąż obiecuję sobie więcej czasu na czytanie, bo stosy rosną, ale póki co wciąż pozostaje mi jedynie zerkanie na ekran telewizora w trakcie wpisywania ankiet. Coraz bliżej końca, ale jeszcze parę dni męczarni. W taki upał siedzieć w domu to zgroza...

Nadrabiam jedynie zaległości filmowe i wreszcie opróżniam dekoder z rzeczy nagranych w ciągu ostatnich tygodni. A wśród nich znalazło się miejsce na Polańskiego. O kilku innych jeszcze napiszę, ale dziś jeden wyjątkowy. Nawet ładnie się połączył w parę z filmem, który znalazł się na miejscu zakończonego konkursu. Zarówno Śmierć i dziewczyna, jak i Nie nawiązują do dyktatur panujących w Ameryce Południowej. Każdy jednak trochę inaczej. Tamten jest oparty na faktach, a film Polańskiego to przeniesiona na ekran sztuka teatralna. Stąd jego trochę statyczny charakter. Ale sam tekst ma swoją siłę i nie potrzeba tu więcej fajerwerków. No i jak to jest zagrane!

czwartek, 4 czerwca 2015

Pijane banany - Petr Sabach, czyli uwaga: nie czytać w miejscach publicznych


To już moje czwarte spotkanie z tym autorem i przy każdym musiałem uważać gdzie książkę czytam, bo przecież ludzie dziwnie reagują na widok rechoczących gości w komunikacji miejskiej. A przy lekturze "Pijanych bananów" i zapluć się można. Kto ma ochotę zerknąć na inne przeczytane przez mnie powieści Sabacha - zapraszam.
Gówno się pali
Masłem do dołu
Podróże konika morskiego

Wszystkie wydało Wydawnictwo Afera, które w tym miejscu serdecznie pozdrawiam, życząc jeszcze wielu świetnych pozycji i równie wielu autorów z Czech, których uda się przedstawić polskim czytelnikom. Przeczytałem już prawie wszystko co wydali i nie ma wśród tych pozycji rzeczy, które nie są warte uwagi.

Książki Sabacha w Czechach mają status kultowych, więc nie dziwcie się, że niektóre sceny z tego co przeczytacie wydadzą się Wam znajome. To wynik ekranizacji - w przypadku Pijanych bananów chodzi o znany także u nas Pupendo w reżyserii Jana Hřebejka.

środa, 3 czerwca 2015

Rafał Kosik - Amelia i Kuba. Kuba i Amelia. Nowa szkoła, czyli przyjaźń to wcale nie taka prosta sprawa

Powinienem chyba zacząć od Felixa, Neta i Niki - tą serię uwielbiam i choć ostatnio trochę przyhamowałem i nie jestem na bieżąco, to nieodmiennie polecam to jako rzecz, która może przekonać nastolatków do czytania. Bohaterowie Kosika rosną, więc stanie pewnie kiedyś przed takim problemem jak autorka Harry'ego Pottera - trzeba serię zakończyć, bo z dorosłymi to już nie ma takiej zabawy. Ale zawsze można zacząć nową serię. I chyba z takiego
sposobu myślenia urodzili się nowi bohaterowie. Amelia i Kuba, Kuba i Amelia. Każde z rodzeństwem, które potrafi nieźle zaleźć za skórę, z rodzicami, którzy są kompletnie odmienni, no i z zupełnie innym sposobem patrzenia na świat. W końcu ona jest dziewczyną, a on chłopakiem. A te dwa światy w pewnym wieku trudno pogodzić.
Umknęły mojej uwadze niestety dwie wersje "Godziny duchów", ale na podstawie najnowszego tomu, czyli "Nowej szkoły", jakoś sobie wstępnie wyrobiłem opinię.
Od razu się zastrzegam, że nie jestem targetem, bo przecież nie mam od 7 do 12 lat, ale jak tylko skończy się rok szkolny, lekturą będzie cieszyć się moja młodsza córa (na razie ma szlaban na tablet, a mamy tylko e-booka), więc może wtedy napiszę coś więcej.

wtorek, 2 czerwca 2015

Jak robić dobrze cz.1, czyli szkoła motywacji

No i tak. Wczoraj wieczorem zacząłem lekturę i już kilka razy łezka zakręciła się w oku. Recenzja pewnie za kilka dni, ale już dziś chciałbym zainteresować Was tym tytułem i zaproponować Wam zrobienie czegoś drobnego by dzieło dobra mogło dalej wzrastać.
Od dłuższego czasu obserwuję działania Szymona Hołowni i jego Fundacji Kasisi (a od niedawana również Dobrej Fabryki) i okazjonalnie wpłacałem tam jakieś kwoty. Ostatnio np. po zbiórce na naszej wymiance książkowej. Ale trzeba przyznać, że czytając to obrazki z Afryki, poznając różnych podopiecznych Fundacji, człowiek coraz bardziej uświadamia sobie dwie rzeczy:
- że nie ma co marudzić, jak to ma ciężko i że mu kasy brak;
- że niewielkimi gestami (o ile wykonuje je wiele osób) można zbudować naprawdę cudowne rzeczy.
Tym razem więc poszło już zobowiązanie na stałe kwoty co miesiąc...
Jak widać "Jak robić dobrze" to niezła szkoła motywacji do tego, by się nie ociągać, tylko po prostu działać.

O samej książce jeszcze napiszę (wydało ją Czerwone i Czarne i bardzo dziękuję za egzemplarz), ale już teraz chcę zaprosić Was do licytacji tej pozycji na Allegro. Cała kwota z aukcji też pójdzie na konto Fundacji. Chcecie przeczytać sami? Zrobić komuś prezent? Szukajcie tego tytułu. Bo to nie jest zwykła książka. A jeżeli macie ochotę zamiast szukać najtańszych okazji w księgarniach, pomóc mi w licytacji, to zapraszam. Jak możecie udostępnijcie też proszę znajomym.
Aukcja rusza do złotówki (klikajcie tu)

PS Przypominam też, że od wczoraj macie kolejne 3 książki do wyboru w rozdawajce na moim blogu!

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Wkręceni, czyli czy polskie komedie Was śmieszą? I Rozdawajka


Kurcze, czy Was polskie komedie naprawdę bawią? Ja niestety mam tak, że najczęściej moje odczucia graniczą gdzieś z zażenowaniem, ale ze śmiechem to naprawdę nie ma nic wspólnego. Aktorzy mogą się wygłupiać, robić miny, stawać na rzęsach, reżyserzy dbać o ładne widoczki i wnętrza (a Wereśniak w tym jest dobry - tym razem na cel wziął Zamość), a mnie i tak jakoś to mało rusza. Scenariusze są tak przeładowane reklamowanymi produktami (wiadomo - sponsorzy) i żartami z bardzo niskiego poziomu, że człowiek przestaje zwracać uwagę na fabułę, wyłapuje jedynie jakieś pojedyncze sceny, a reszta miga przed oczami i nie powoduje żadnej większej reakcji.
No co ja na to poradzę, że tak mam?
Również tu: kilka scen, które od biedy można uznać za zabawne, a cała reszta, zbudowana na prostym schemacie komedii pomyłek, ani ziębi, ani grzeje. A to w przypadku komedii, spory grzech.