czwartek, 28 marca 2013

Last minute - Szymon Hołownia, czyli w kościele zawsze jest wiosna i parę słów z okazji Wielkiej Nocy



Dziś Wielki Czwartek, początek Triduum Paschalnego, znikam więc „z sieci”, to ostatnia notka w tym miesiącu, ale za to mam dla Was nie tylko życzenia, ale i kolejną książkę w ramach prezentu! Co zrobić by przeczytać "Last minute" (albo 11 innych książek)? Nic prostszego - zerknijcie sami. Troszkę żal mi się z tą pozycją rozstawać, bo chętnie bym do pewnych fragmentów wrócił, ale najwyżej dopiszę się na koniec kolejki. 
A zanim parę słów o książce chciałbym jeszcze przekazać Wam życzenia: 

Aby ten czas była dla Was nie tylko wytchnieniem fizycznym i psychicznym,
ale też duchowym zaczerpnięciem u źródła
Patrząc na pusty grób wyzwalamy się z lęku - Zmartwychwstanie Chrystusa jest znakiem nie tylko dla wierzących! W rozpaczy, w ciemnościach, w kryzysie, trzeba wciąż pamiętać, że jest Światło.
Życzę Miłości, pokoju w sercu i nadziei, która pomaga wyjść z największego „dołka” i ciemności, daje siłę do tego by co dzień wstawać i iść do innych ludzi

Dziś szczególnie wspomnijmy też wszystkich znanych i nieznanych nam kapłanów - tak jak my oczekujemy wsparcia od nich, oni potrzebują tego samego od nas.
Dla Was i dla Waszych bliskich dobrego czasu spędzonego razem

Tego dnia wspólnie wielbimy Jezusa, „który przezwyciężył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię” (2 Tm 1,10)

A dopiero teraz słów kilka o książce "Lat minute. 24 godziny chrześcijaństwa na świecie".

środa, 27 marca 2013

Poradnik pozytywnego myślenia - Matthew Quick, czyli książka chyba nawet lepsza

Jeżeli słyszeliście dobre rzeczy o filmie, lub jeżeli go już widzieliście, to z góry namawiam Was do tej lektury. Po raz kolejny przekonuję się, jak można z materiału literackiego zrobić coś zupełnie innego... No tak, ktoś by powiedział - książka zwykle jest lepsza od ekranizacji. Ale nie wściekajcie się, że teraz to już po ptakach i w głowie będziecie mieli pełno obrazów, które wpływają na odbiór słowa pisanego. Naprawdę namawiam - trochę inny klimat, trochę o co innego chodzi, a co ważne: kilka elementów, które w filmie mogły być niejasne (bo on trochę jest chaotyczny) tu się na szczęście rozjaśnia. 
Całość historii opowiadana jest przez Pata - młodego mężczyzny, który po ciężkiej traumie trafił na kilka lat do zakładu zamkniętego. Oto spełnia się jego marzenie - mama zabiera go do domu, pod warunkiem, że nadal będzie przyjmował leki i chodził na terapię. On sam zdaje sobie sprawę, że musi się kontrolować, nauczył się rozpoznawać nadchodzące fale agresji i bardzo stara się zmienić. Bardzo dużo ćwiczy, stara się być dla wszystkich miły i próbuje nadrobić wszystko to co kiedyś przeszkadzało jego ukochanej (np. mnóstwo czyta). Wszystko to robi dla żony, bo ma nadzieję, że do niej wróci, że będzie tak jak dawniej.

Dziewczyna Hitchcocka, czyli kręcimy arcydzieło



Ponieważ ostatnio kompletnie jakoś nie mam czas na kino (czego nie mogę odżałować) trudno mi pisać o nowościach - pewnie na część będę polował jak już wyjdą na płytach lub pojawią się w tv. Jedną z rzeczy, których jestem ciekaw jest "Hitchcock", bo to na pewno ciekawa postać - na swój sposób był genialny, a i w życiu prywatnym chyba też nieźle pokręcony. Na razie ostrząc sobie zęby na jakąś biografię do czytania i na film, coś co zwróciło moją uwagę w tv. Chodzi o "Dziewczynę Hitchcocka" - film nie tyle o nim, ale o jednej z jego aktorek i relacjach jakie reżyser budował ze swoimi gwiazdkami. Kiedy Grace Kelly rezygnowała z kariery filmowej, znany już twórca postanawia znaleźć sobie nową aktorkę do swoich filmów - w chętnych na pewno mógł przebierać do woli. Ku zaskoczeniu wszystkich wybiera mało znaną modelkę Tippi Hedren. Dla niej będzie to ogromna szansa na karierę, ale też będzie ją to kosztowało bardzo wiele...

wtorek, 26 marca 2013

Mamut, czyli rodzice i dziecko w świecie globalizacji

Do końca miesiąca z braku czasu chyba będę korzystał głównie z archiwum - rzeczy, które już za mną, a z różnych powodów wciąż czekają na swoje notki. Może uda mi się jakoś zminimalizować objętość jednocześnie przekazując jakąś treść. Na początek "Mamut" - produkcja szwedzko-duńska wykorzystująca bardzo lubiany przez mnie motyw przeplatania wątków i historii wydawałoby się nie powiązanych ze sobą, po to by potem "przywalić widzowi po głowie" :) Babel (chyba jeden z moich ulubionych tego typu) jako porównanie przyszedł do głowy dość szybko, zwłaszcza, że i przesłanie filmu Lukasa Moodyssona jest moim zdaniem zbliżone do tego co opowiadał Iñárritu. Niezależnie w jakim punkcie świata jesteśmy, czy mamy pieniądze czy nie, są takie sytuacje, które stawiają nas wszystkich przed tymi samymi dylematami, problemami, czy lękami. Czyż bogactwo daje gwarancję bycia bardziej szczęśliwym i kochanym?

poniedziałek, 25 marca 2013

2Tm2,3 akustycznie - koncert, czyli dobre miejsce, dobry czas


Trudno wyobrazić sobie lepsze zwieńczenie tej niedzieli. W Dobrym Miejscu w ramach Tygodnia dla życia, koncert 2Tm2,3. Tym razem "na siedząco", bo i salka niewielka i koncert akustyczny. Ale wiecie co? Widziałem już tę ekipę dwa razy na żywo, mam ich chyba wszystkie płyty, ale tym razem czułem się jakbym słuchał ich po raz pierwszy. Troszkę inne numery niż na "czadowych" koncertach, człowiek nie może też tak bardzo reagować całym ciałem, ale to nie znaczy, że emocje są mniejsze. Po pierwsze muzykę chłonie się dużo głębiej, każdy instrument, każdy dźwięk masz do wyłapania, muzycy prawie na wyciągnięcie ręki, masz możliwość docenić tych, którzy są zwykle w tle (czyli np. Joszko Broda, który zwykle stoi z boku ze swoimi instrumentami, Kmieta na basie, Beata na instrumentach perkusyjnych, ale też mniej mi dotąd znani muzycy grający na bębnach i na akordeonie),  no i masz możliwość obserwować ile w tym zgrania, ile radości (a przecież nie grają ze sobą w tym składzie na co dzień). Po drugie i to chyba najważniejsze - muzyka to jedno, ale ta kapela tworzy ją po to by dzielić się Słowem, by Je nieść, przekazywać, by się Nim radować, by wciąż Ono żyło. Ten koncert jest zarazem ucztą muzyczną, ale też Spotkaniem, modlitwą, przeżywaniem Słowa. Prawie każdy kawałek to jakieś fragmenty z Pisma Świętego, najczęściej z psalmów, z listów (jak nazwa kapeli), to coś co głeboko zapada w serce... Shema Izrael. Słuchaj. 

niedziela, 24 marca 2013

Klub filmowy - David Gilmour, czyli inspiracja do zmiany

Nie dziwcie się, że ostatnie dni to u mnie szybko następujące po sobie notki. Po prostu zwyczajowo na Triduum Paschalne staram się zrobić sobie przerwę od sieci, trochę się wyciszyć, a ponieważ nadal nie rezygnuję z limitu: jedna notka na każdy dzień roku, teraz trochę przyspieszam, a potem nastąpi cisza. 
Dzisiejsza notka jest trochę szczególna. Książkę przeczytałem już dawno, zainteresowała mnie bardzo, powiedziałbym nawet zainspirowała. Jakiś czas temu dostałem propozycję, by recenzować różne rzeczy dla pewnego miesięcznika, tyle że wciąż nie miałem jakoś odwagi ani pomysłu na to co i jak pisać (pismo jest dla pedagogów i psychologów, a poziom artykułów powiedzmy delikatnie bardziej "merytoryczny"). Ta książka trochę mnie natchnęła, tekst powstał i postanowiłem nie pisać notki na blogu, dopóki nie będę miał pewności czy pójdzie do druku. Tyle, że to niełatwa sprawa - zupełnie inaczej się pisze u tutaj, gdy mogę pozwolić sobie na różne osobiste wynurzenia, a zupełnie inne oczekiwania są od tekstu gdy każdy akapit drobiazgowo jest analizowany pod kątem nie tylko stylistycznym, ale i jakiejś spójności, przesłania... Po raz kolejny tekst wraca zatem do mnie i zastanawiam się czy jest sens trudzić siebie i innych by to przerabiać. Może pozostać przy notkach gdzie mogę robić co chcę, nie przejmując się nawet tym, że trzy razy piszę o tym samym, bo tak akurat mnie powiodła gonitwa myśli... Dla mnie pisanie to impuls - długo się zbieram, potem idzie szybko, ale niespecjalnie lubię do tego wracać by coś poprawiać. Dlatego dotąd odrzucałem różne zaproszenia do współpracy (np. na oficjalnego recenzenta Filmwebu), bo jakoś ani nie mam czasu, ani chęci by ślęczeć nad czymś i rzeźbić według ściśle określonych ram (np. zawsze wspomnieć obsadę, twórców, linkować itd.). A teraz mam dylemat. Kusi mnie to, ale jednocześnie widzę ile czasu to zajmuje, a korzyści gdzieś tam dopiero w perspektywie... Muszę to jakoś przetrawić.
A teraz wreszcie o książce, która jak wspomniałem tak mnie zainspirowała.

sobota, 23 marca 2013

Dziennik Helgi - Helga Weissova, czyli urodziny za drutem kolczastym

Tyle już było książek o holocauście, tyle relacji tych nielicznych, którzy przeżyli, że wydawałoby się trudno powiedzieć, napisać coś nowego. Tylko czy trzeba koniecznie doszukiwać się czegoś "nowego"? Za każdym razem te świadectwa porażają i nie dają spokoju - jak człowiek człowiekowi mógł zafundować taki los? Ten bezmiar okrucieństwa i cierpienia nie raz ma się ochotę już nawet wyprzeć ze świadomości - byłem, widziałem, czytałem i więcej nie chcę. Bo to boli. Ci którzy przeżyli już są coraz mniej liczni - może więc jednak warto wysłuchać ich historii, relacji? Oprócz różnych wstrząsających zdjęć, wspomnień, dokumentów chyba najbardziej poruszają właśnie te osobiste relacje, losy pojedynczych ludzi, rodzin. Chodzi o to by w tych setkach tysięcy ofiar dostrzec zwyczajnych ludzi, konkretnych jak sąsiad, kolega z klasy, czy pani ze sklepu. Nie jakiś obojętny mi tłum. 
Wydawnictwo Insignis, które dotąd znane było na naszym rynku z literatury lżejszej, popularnej zaskoczyło mnie tą publikacją. Pewnie na tym nie zarobią, ani nie zrobią jakiegoś sukcesu, ale tym bardziej należy im się szacunek za wydanie tej pozycji, ważnego świadectwa tamtych czasów  

Against the Tide, czyli niechciane karty historii

Krótka notka filmowa rano, a wieczorem jeszcze o książce również na temat holocaustu. Jakoś mi się tak połączyły te dwie notki. Ta filmowa krótka nie tylko z braku czasu - po prostu nie znajdziecie nic na temat tego filmu po polsku. Jego emisja w tv też nie wiem czy będzie powtarzana. W Stanach trochę informacji na ten temat krąży (choćby film Not Idly By: Peter Bergson, America and the Holocaust), ale u nas jakoś mało kto tego tematu dotyka - może ze względów "poprawności politycznej", a może sądząc, że nikogo to nie będzie interesowało? W skrócie: chodzi o postawę żydów amerykańskich wobec holocaustu. Większość informacji na te temat pochodzi z różnych materiałów zbieranych przez jednego człowieka, który rozpoczął swoją krucjatę aby ratować żydów europejskich, wściekły na to co się działo w USA i postawę swoich pobratymców. Ten człowiek to Peter Bergson, a raczej Hillel Kook. Against the Tide to wywiady z różnymi jego współpracownikami, lub ich dziećmi przeplatane kronikami z tamtych czasów.

piątek, 22 marca 2013

J. Edgar, czyli zasługi łatwo się zapomina

Eastwood jakoś u nas nie ma szczęścia do promocji swoich filmów - ostatnie jego produkcje kompletnie pomijają kina i tylko niektórzy wiedzą czego szukać na dvd. Szkoda.  Bo w przypadku tego filmu (ale najnowszy, czyli "Dopóki piłka w grze" też jest niezły), naprawdę szkoda go przegapić, choćby ze względu na rolę DiCaprio (czy mówiłem już, że im starszy tym lepszy?). No i ciekawa postać o której opowiada - ile wiemy o twórcy i szefie FBI? To postać, która w historii Stanów zostawiła znaczący ślad, zasług ma sporo, ale też nie był wolny od błędów i wad. Jak zachować równowagę w pokazaniu takiej postaci? Dziś przecież już taka dziwna moda w mediach i kulturze by ludzi prawych i walczących z przestępczością obwiniać o wszelkie zło, opluwać i wyciągać jakieś brudy, a zbrodniarzy o lewackich poglądach usprawiedliwiać i mówić o walce o sprawiedliwość. 
Już pierwsze sceny tego filmu pokazują nam to o czym często teraz się zapomina - przed stworzeniem FBI, zreformowaniem metod dochodzenia, wprowadzeniem dyscypliny i surowych norm dla agentów, czyli przed zmianami jakie zaczęły się od Edgara Hoovera, kraj był pogrążony w totalnym chaosie, podkładanie bomb przez bojówki lewicowe wcale nie było rzadkością, a przestępcy często świetnie dogadywali się ze "stróżami prawa". Czemu w takim razie dziś się tego nie pamięta? Ano niestety metody po jakie sięgał Hoover by walczyć z tym co widział jako zagrożenie dla porządku, nierzadko trafiały rykoszetem w ludzi, których wina polegała jedynie na wyrażaniu pewnych poglądów (jasne, można stwierdzić, iż lepiej profilaktycznie eliminować wszelkie zło), dużo czarnego PR-u zrobiło mu środowisko artystów/dziennikarzy, którzy w znacznym stopniu byli zarażeni wirusem miłości do lewicy, a trzeci czynnik jest chyba najbardziej prozaiczny, ale kto wie czy nie najważniejszy. Są po prostu politycy, którzy są dobrzy na czas zagrożenia i walki, ale potem gdy ludzie czują się już bezpiecznie, zaczynają twierdzić, że już dość wydatków na obronę, dość tego pokrzykiwania, oni chcą teraz świętego spokoju i możliwości konsumpcji bez wyrzutów sumienia. Czyż nie dlatego demokracja podziękowała np. Churchillowi, de Gaulle'owi?

czwartek, 21 marca 2013

Wspaniała, czyli lekko i z wdziękiem

Dziś dla odmiany coś leciutkiego. Korzystam z okazji, że jutro film pojawia się w kinach - jeżeli ktoś będzie szukał czegoś sympatycznego np. na wyjście w weekend do kina, to "Wspaniała" będzie jak znalazł. To kolejna produkcja, którą Gutek Film może trochę narozrabiać (podobnie jak Nietykalnymi) - zwykle kojarzeni z bardzo ambitnym repertuarem coraz częściej wyszukują niegłupie produkcje rozrywkowe dzięki czemu do kina przyciągają troszkę inną publikę. Trzymam kciuki, albowiem jeżeli mam wybierać między amerykańskimi komediami romantycznymi, a czymś w stylu tej produkcji z Francji, wybór wydaje się oczywisty. To również opowieść o miłości, nieskomplikowana bajka o kopciuszku, ale też warto dodać film zabawny, zrobiony z ogromną lekkością, a w dodatku ma fajny klimat lat 50-tych (dla fanów serialu Mad Men to może być dodatkowy argument).

środa, 20 marca 2013

Gorejący krzew, czyli pytania o cenę, pytania o sens

W ostatnią niedzielę HBO skończyła emisję serialu "Gorejący krzew" w reżyserii Agnieszki Holland. To pierwszy film fabularyzowany opowiadający o wydarzeniach lat 1968-1969, protestach przeciw inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację i tragicznej śmierci Jana Palacha.
Jak zerkam na inne produkcje pokazywane na tym kanale, czasem jestem już poważnie zmęczony nadmiarem tego co zdaniem producentów pozwala w dzisiejszym świecie zwiększyć oglądalność (seks, przemoc, kontrowersje). Niewiele jest produkcji, które oprócz rozrywki opowiadają o czymś. Ale warto się cieszyć z każdego wyjątku, a ten serial na pewno wyłamuje się z tej reguły. Może i jest opowiedziany w sposób dość klasyczny, niewiele w nim napięcia, akcji, ale po pierwsze mówi o czymś ważnym, a po drugie mówi o tym ciekawie.  Bez zadęcia, bez patosu, nawet bez pokazywania jakiegoś wielkiego okrucieństwa reżimu (kłania się np. nasze "Przesłuchanie" i tyle innych filmów), ale mimo wszystko czujemy, że tu toczy się jakaś ważna walka. Choć wydawałoby się przegrana i nie mająca sensu, to jednak dla wielu ludzi każdy taki desperacki akt był ważnym światłem nadziei, nie pozwalającym zamilknąć sumieniu, zapomnieć o prawdzie.

wtorek, 19 marca 2013

Obława, czyli trupy z szafy

Nazbierało mi się zaległości w notkach i widzę, że sporo całkiem ciekawych związanych z historią. To zawsze był mój konik - dzięki temu nawet w rzeczach fabularyzowanych szukam jakichś inspiracji do własnych poszukiwań, czegoś interesującego, co skłania do pogrzebania w źródłach i dowiedzenia się czegoś nowego. Historia jak żaden inny przedmiot pozostał mi od czasów liceum jako nieustanne źródło fascynacji, wiedzy o człowieku, przecież to nie tylko wiedza o przeszłości. Obserwując jak zakłamuje się historię, jak się ją wykorzystuje do swoich bieżących interesów, trudno nie stwierdzić: głupi naród, który nie chce znać własnej historii, zapomina o niej. Cóż - łatwiej wtedy wmówić różne rzeczy i manipulować ludźmi.

Pewnie wiele narodów ma w swojej szafie trupy, rzeczy których można się wstydzić. Niby nie chodzi o to by wciąż chodzić w worku pokutnym, ale czasem warto stanąć w prawdzie, powiedzieć co było złe, kto to robił, z jakich pobudek, wskazać winnych, pokazywać chlubne przykłady moralności i to co jest ewidentnym złem. Najbardziej boli gdy wymaga się od jednych wiecznego rachunku sumienia, gdy ci co pouczają o moralności sami najchętniej by zapomnieli o własnych demonach z przeszłości. Przy okazji "Pokłosia" było u nas wiele dyskusji - czy to film antypolski, kłótni o to na ile takie zbrodnie jak w Jedwabnem były częste. Rzeczywiście można mieć wrażenie, że obecnie trwa bardzo silny proces barwienia na czarno naszej historii - sprawiania wrażenia, że np. Żydzi byli równie częstymi obiektami ataków Armii Krajowej jak Niemcy. Epatując pojedynczymi przypadkami, milczy się o tym co przecież jest niezaprzeczalne - ilu Żydów mimo grożących restrykcji (nigdzie poza Polską nie groziła za to kara śmierci) było ratowanych. Wina ludzi, czy wina narodu? Na ile to jakieś podskórne tendencje, animozje, uprzedzenia, które tkwią w ludziach i sprawiają iż można potem obojętnie przechodzić obok zła, które się dzieje bliźniemu? Czy można przyjąć tłumaczenie: nie wiedzieliśmy, to nie my wydawaliśmy rozkazy, nic nie mogliśmy zrobić? Film, o którym dziś chcę wspomnieć też budzi takie pytania.        

poniedziałek, 18 marca 2013

Kacper Ryx - Mariusz Wollny, czyli umysłem i szpadą

Kacper Ryx - Mariusz Wollny
Na dziś planowałem notkę na zupełnie inny temat, ale Woblink mnie zmotywował by przyspieszyć pisanie o kolejnej lekturze (jak dobrze liczę 24 tytuł przeczytany w tym roku). O co chodzi? Zerknijcie tu. Świetna książka za złotówkę, a kolejne tomy serii też w całkiem kuszących cenach! Jak tu nie zareklamować takiej okazji (od razu zastrzegam, że nic z tego nie mam) - tylko uwaga, bo to tylko 3 dni promocji!

Pan Mariusz, choć z wykształcenia etnograf, z zamiłowania jest historykiem, a choć nie pochodzi z Krakowa to pisze o tym mieście tak jakby miłość do niego wyssał z mlekiem matki. Właśnie skończyłem lekturę pierwszego tomu, ale już ostrzę sobie zęby na kolejne i zachęcam do sięgania po te tomiska wszystkich, którzy lubią połączenie historii, powieści przygodowej i elementów kryminału. Mają swojego Fandorina Rosjanie, a my od kilku lat możemy poznawać kolejne epoki, miejsca i postacie - od bardzo modnego dwudziestolecia międzywojennego, aż po średniowiecze. Wollny przenosi nas w wiek XVI i stwarza niepowtarzalną okazję by przejść się uliczkami Krajowa, zasiąść w ławach Akademii, skorzystać z usług poczty konnej, czy spotkać Jana Kochanowskiego, Mikołaja Sępa Sarzyńskiego, Mikołaja Reja, mistrza Twardowskiego, sekretarza królewskiego Zamojskiego i samego króla Zygmunta Augusta.

niedziela, 17 marca 2013

Two Horizons - Moya Brennan, czyli piękny głos z okazji św. Patryka

Wczoraj pisząc o zbliżającym się dniu św. Patryka wspomniałem, że wrzucę coś muzycznego i kompletnie zapomniałem. Czuję się w obowiązku wrzucić więc coś dziś. I postanowiłem sięgnąć nie po tradycyjne dźwięki, ale po coś troszkę nowszego. Mairie Brennan, starsza siostra Enyi ma cudowny głos i aż dziw bierze, że nie zrobiła równie wielkiej kariery. To na jej talencie wypłynął Clanned z piękną muzyką do Robin Hooda - jedynej ciekawej wersji filmowej, którą wspomina moje pokolenie. Artystka dość wszechstronna, albowiem nagrywa i tradycyjne pieśni śpiewane w języku iryjskim (Gaeilge), ale i bardziej popowe piosenki w języku angielskim (zupełnie jak siostra). Ponieważ nie mogę znaleźć w domu płyty bardziej tradycyjnej sięgam po coś lżejszego - może komuś i taka muza przypadnie do gustu (choć wolałbym dziś napisać raczej o czymś bliższym korzeni).

sobota, 16 marca 2013

Zamiana - David Lodge, czyli czy jesteś przywiązany do sposobu swojego życia?

Jutro św. Patryka, myśli biegną do przyjaciół, którzy wyjechali do Irlandii i tam próbują układać swoje życie. Zawsze dużą sympatią darzyłem ten kraj, z ciekawością obserwuję jak się zmienia, oby za jakiś czas z jego tradycji nie zostały tylko jakieś nędzne namiastki... Łatwo jest odrzucić coś jako przestarzałe, trudniej potem na nowo to wskrzesić gdy odejdą już starsze pokolenia... Nie wiem czy jutro będzie czas na notkę, więc już dziś na zakończenie coś muzycznego w klimacie zielonej wyspy, a wszystkim tym, którzy będą świętować - wszystkiego dobrego! Nie przesadzajcie z piwem!

A ja dziś o kolejnej książce Lodge'a. Po "Fajnej robocie" udało mi się wypożyczyć "Zamianę". Tam chodziło o konfrontację sposobu myślenia wykładowcy literatury i inżyniera, tu natomiast otrzymujemy zabawne spojrzenie na różnice kulturowe między Brytyjczykami i Amerykanami w dobie rewolucji obyczajowej lat 60-tych. Zostało mi jeszcze przeczytanie trzeciego tomu tej uniwersyteckiej trylogii, wkrótce ruszam na polowanie, bo Lodge nie tylko bawi, ale i gdzieś tam zostawia jakieś refleksje...

piątek, 15 marca 2013

Irina Palm, czyli czy to zasługuje na zgorszenie czy wdzięczność?


Zamiast PS dziś wzmianka na początku: pojawiło się notka o filmie Jeden dzień. Znajdziecie ją w miejscu gdzie było rozstrzygnięcie rozdawajki, ale to bynajmniej nie jest zapchajdziura. A przy okazji zdałem sobie sprawę, że niezauważalnie przekroczyłem liczbę 800 notek na blogu. Uff. Chyba muszę to gdzieś zarchiwizować by gdyby blogspot sprawił psikusa (raz już mi zrobił) to byłoby mi bardzo szkoda tego wszystkiego... Ciekawych odsyłam do spisów notek, czyli: przeczytane, przesłuchane, obejrzane - oprócz kilku ostatnich notek na bieżąco to uzupełniam.
 
A teraz o filmie "Irina Palm".
Pełne zaskoczenie. Znana aktorka/wokalistka w takiej roli? Po wstępnym ostrzeżeniu, że treść raczej przeznaczona dla osób dorosłych, mogę uchylić rąbka tajemnicy. Oto historia starszej pani, której wnuczek choruje na ciężką chorobę (podejrzewam pewną odmianę białaczki, ale nie wychwyciłem o co chodziło). Całe dnie ona, jej syn wraz żoną spędzają albo w szpitalu, albo kombinując skąd by tu jeszcze wytrzasnąć kasę na leczenie. Bohaterka o imieniu Maggie sprzedała już swój dom, brała wszelkie możliwe kredyty, ale oto znowu pojawia się szansa na eksperymentalną terapię, tyle że trzeba zapłacić za lot i pobyt na miejscu. Zaczyna się jak dobrze znany dramat. Ale kobieta tułając się w poszukiwaniu pracy trafia do Soho - dzielnicy, w której królują przybytki uciech i rozrywek dla panów. Chce zostać hostessą (czyli w jej mniemaniu parzyć i podawać kawę albo sprzątać), nie wiedząc, że tutaj to słowo znaczy coś zupełnie innego.

Barwy Kofty - Krzysztof Kiljański, czyli piękno słowa i melodii

Żal. Żal, że prawie nie gra się już w radiu takiej muzyki. Żal, że taka płyta przechodzi prawie bez echa. Żal, że dobrzy wokaliści i muzycy, którzy chcą zrobić coś ciekawszego, ambitniejszego dostają po kieszeni, bo ktoś im wmawia że płyta się nie sprzedaje, że nie ma zapotrzebowania na taką muzykę. Cholera - jak się nic nie robi, by ją promować, a zamiast tego puszcza się sieczkę, albo rzeczy zagraniczne, to potem nie ma się co dziwić. Moja notka pewnie niewiele zmieni, ale jeżeli choć kilka osób kupi tę płytę, doceni te numery - będę się bardzo cieszył.
Krzysztof Kiljański, który kiedyś wypłynął na duecie z Kayah na szczęście nie został celebrytą znanym jedynie z okładek pism, dalej śpiewa, nagrywa, choć w mediach go prawie nie widać. Ale dzięki temu zamiast na tym, że jest przystojny, ci którzy będą go słuchać, będą skupiać się na tym co najważniejsze - na głosie, wrażliwości, talencie.

czwartek, 14 marca 2013

Zemsta w Teatrze Polskim, czyli kto nie chce zgody


Na Zemstę do teatru Polskiego wybierałem się z dwóch powodów: uznałem, że warto pokazać tę sztukę starszej córce zanim ją będzie przerabiać w szkole, a sam na dodatek miałem wielką ochotę zobaczyć obu panów na scenie. Olbrychski, Seweryn (no i jeszcze dodajmy Trzepiecińska) - te nazwiska przyciągają tłumy. Mimo, że miałem ochotę też wybrać się na tę samą sztukę do teatru Och, na początek wybrałem teatr Polski (ze względu na ceny biletów nie ukrywajmy również). Co ciekawe w obu przedstawieniach podobno jest identyczne zakończenie (co mnie zaskoczyło) - czy to znak czasów? Jakieś przesłanie dla młodych?

Jeden dzień, czyli przyjaźń to jeszcze czy już miłość.


Kolejny film, który miesiąc czeka na swoją notkę. Okazuje się, że limit jednej notki dziennie pomaga w systematyczności pisania, ale wcale nie wpływa na to iż wybór tematu dokonywany jest głównie według impulsu. I takie potem efekty. O czymś zapomnę, coś uleci, nie daj Boże skrytykuję, a polecą na mnie gromy :) To był drugi film oglądany w ramach wieczoru walentynkowego. I chyba ciekawszy - to nie jest sztampowa komedia romantyczna, ale raczej słodko-gorzka opowieść o miłości, takie połączenie melodramatu z odrobiną humoru. Niby trochę jest optymizmu, ale sporo też trudnych wyborów, dramatów, a najwięcej chyba wzruszeń (panowie mogą okazać się mało czuli, ale niech panie nam wybaczą, to taka nasza już uroda). 
Ona i on. Emma i Dexter. Jedna szalona noc po zakończeniu studiów troszkę ich do siebie zbliżyła, ale już muszą pędzić każde w swoją stronę, zdążą się tylko wymienić numerami i obiecać kontakt.

wtorek, 12 marca 2013

Zero, czyli niczym odbijające się od siebie kulki

Dziś tylko krótka notka, bo ból głowy nie zachęca do długiego pisania, a i plany na wieczór takie, że chcę jak najszybciej odejść od kompa i po 8 godzinach w pracy już na niego nie patrzeć... Świetna książka Lodge'a od której trudno mi się oderwać i nagrany drugi odcinek "Gorejącego krzewu" są wystarczającą zachętą by notkę stukać jak najszybciej. Zostawiam więc na później różne Oscarowe i z puli zaległości wybieram film polski sprzed kilku lat. "Zero" to często porównywany do filmów Altmana ciekawy debiut Pawła Borowskiego. Film oryginalny zarówno w warstwie wizualnej, jak i opowiadanej historii. Wątki bardzo wielu postaci wciąż się przeplatają i trudno nam stworzyć z tego jakąś jedną spójną całość, ale też samo wejście w te miniaturki daje ogromną frajdę - większość nie tylko dobrze napisana, ale świetnie zagrana. Na zachodzie powstało już sporo tego typu filmów (choćby bardzo lubiany przez mnie Inarritu), ale na naszym krajowym poletku tego jeszcze nie było.     

poniedziałek, 11 marca 2013

Niemożliwe, czyli miłość nie traci nadziei

Brrr jak paskudnie za oknem. Pogoda jest po prostu nieprzewidywalna. I korzystając z tego mało optymistycznego nastroju, postanowiłem dziś napisać o kolejnym filmie, który gdzieś tam mi czeka już dość długo na notkę. Chodzi o "Niemożliwe" - dramat połączony z kinem katastroficznym (autentyczna historia o rodzinie, która znalazła się w Tajlandii gdy nawiedziło tamte okolice tsunami). Film dobry (tylko czy bardzo dobry?), który warto oglądać na dużym ekranie - obawiam się, że jak go przegapiliście i na dodatek macie zwyczaj robić przerwy na herbatkę, albo dzieci Wam biegają, sporo stracicie z tej historii.

niedziela, 10 marca 2013

Walka kotów - Eduardo Mendoza, czyli angielska flegma i hiszpański temperament

Jakiś czas temu znalazłem u Kasi ogłoszenie o wędrującej książce - akcji bardzo podobnej do Podaj książkę dalej, a skoro namawiam innych do udziału u siebie, jakże mógłbym ominąć okazję by skorzystać u kogoś?  To moje drugie spotkanie z tym autorem i prawdę mówiąc jakoś nie bardzo mogę się do niego przekonać - może Wy mi powiecie jaka jego powieść jest najlepsza, żeby nie było że mam pecha i mam pecha z wyborem? Mendoza zgrabnie żongluje nawiązaniami do historii, sztuki (w poprzednio czytanej była Wenecja, a teraz Madryt), bawi się w plątanie akcji, rozrzucanie jakichś tajemnic i symboli, a potem niewiele wyjaśnia, raptownie kończy i zostawia czytelnika w jakimś dziwnym stanie zawieszenia. Żeby jeszcze te zabawy literackie miały jakieś głębsze drugie dno, ale mam nieodparte wrażenie, że to tylko jakaś otoczka, a mimo wszystko najważniejsza w nich jest i tak pewna intryga i akcja (która moim zdaniem w obu powieściach kuleje).

sobota, 9 marca 2013

Les Miserables, czyli widowiskowo, ale czegoś zabrakło

Dzień jakoś przeleciał przez palce, ale trochę porządków trzeba przed snem zrobić i notkę bieżącą wrzucić. Pojawiły się notki o książce "Crysis. Eskalacja" oraz o płycie z muzą wyselekcjonowaną przez Cejrowskiego, wciąż trwa konkurs gdzie można wygrać kryminały z dwóch serii wydawanej przez Edipresse, a ja próbuję ogarnąć różne zaległe filmy o których nie pisałem. Na początek jeszcze tegoroczni nominowani, ale w planach też Sybieriada polska, o której dziś znalazłem ciekawą i ostrą wypowiedź Papryczki. Musze zebrać się i ja. Zaległości sporo, ale wciąż nie tracę nadziei, że uda się nad nimi zapanować. Może po prostu przestanę brać rzeczy do recenzji? Nie dość, że stosy na stoliku nocnym piętrzą się na pół metra (w 3 kupkach), to jeszcze Legimi wprowadza czytanie w abonamencie na tablety i smartphony... Pokusa straszna!
Ale miało być o filmie. Tylko, że wiecie co? Ja nie za bardzo wiem co o nim napisać, nie rozumiem zachwytów. Doceniam fakt iż wizualnie zrobiono to bardzo widowiskowo, dość wiernie trzymają się scenariusza przedstawienia (bo przecież nie powieści), ale jakoś brakuje mi w tym życia i emocji. To wszystko jest takie trochę sztuczne.

piątek, 8 marca 2013

Crysis. Eskalacja - Gavin Smith, czyli klimatyczne, ale to gratka głównie dla fanów gry

Książka, która była dla mnie pewnego rodzaju eksperymentem - do tego, że gdy powstanie dobry film, potem wydaję się rozbudowany do książki jego scenariusz, zdążyliśmy się przyzwyczaić, ale gra komputerowa? Hmmm. Wiem, wiem na zachodzie to już norma, u nas też nie pierwsza tego typu pozycja, ale ja sięgam po coś takiego pierwszy raz. A że gry nie znam, bo grywam rzadko i raczej w strategie, a nie strzelanki - tym bardziej byłem ciekaw jak to wyjdzie. Książka już wędruje do Nutinki, która zgłosiła zainteresowanie i ją przejmuje, a spróbuję trochę napisać o wrażeniach. Nie jest to proste, bo ewidentnie kto nie zna gry, będzie mu ciężko wejść w tę fabułę - bohaterowie, tło, następstwo wydarzeń, ich powiązanie ze sobą pewnie łatwiejsze są do rozgryzienia gdy trochę pobiegamy po mieście i na własnych zmysłach odczujemy ten strach, napięcie, emocje (szczególnie gdy ktoś gra w hełmie z okularami). Na razie mogę sobie jedynie to wyobrazić, może kiedyś uda mi się w to zagrać...

czwartek, 7 marca 2013

Sztuka płakania, czyli od miesiąca nie mogę zapomnieć

Nie mogąc się na razie doczekać Dyskusyjnego Klubu Filmowego u siebie, zacząłem zaglądać po sąsiedzku - nic tylko im pozazdrościć: i dużej grupy ludzi z zapałem i sponsorów, dzięki którym wszystko jest za free. A seanse coraz częściej i to przy pełnej sali (około 50 osób albo i więcej), mimo że repertuar niełatwy. Tym razem trochę zabrakło mi dyskusji po filmie (a jest jej wart), ale to pewnie ze względu na inne inicjatywy, które działy się równolegle w budynku. Publika raczej wiekowa, ale może i właśnie dzięki temu dyskusje mogą być bardzo interesujące... Pewnie będę do Pruszkowa jeszcze zaglądał! Za dwa dni puszczają: Musimy porozmawiać o Kevinie (kto nie widział niech żałuje i natychmiast szuka możliwości nadrobienia!).
Czemu uważam, że o tym "Sztuce płakania" warto by było porozmawiać? Wszystko przez historię, którą opowiada.

środa, 6 marca 2013

W Brighton, czyli kariera psychopaty i konkurs z kryminałkami M.C. Beaton



Jakże mylący może być czasem opis filmu - jak zerknąłem na opis i wzmiankę o walkach między rockersami i modsami miałem wielką nadzieję na coś z klimatem Quadrophenii i dużą ilością muzyki. A tu kicha. Tak naprawdę jest tu parę scen z jakichś potyczek, muzyki jest niewiele, a film opowiada o czymś zupełnie innym.
Podobno to ekranizacja powieści Grahama Greene'a z 1939 roku. Przeniesienie historii młodego gangstera w lata 60-te sprawiło, że jest ciekawa, ale widać w niej też pewne mielizny. Obraz gangstera z lat 30-tych i z lat 60-tych ewidentnie się różnią, a tu twórcy uznali chyba, że można zachować te same sposoby działania, czyli pięści i nóż (kto by tam myślał o spluwach). Jakieś to trochę sztuczne.

wtorek, 5 marca 2013

Mick. Szalone życie i geniusz Jaggera - Christopher Andersen, czyli emerytura wciąż nie dla niego

Ktoś chętny na książkę? Szczegóły znajdzie niżej!
Prawdę mówiąc jakoś nigdy nie byłem wielkim fanem The Rolling Stones - ani to moje pokolenie, a potem gdy coraz częściej sięgałem po starszą muzę, również wybierałem inne kapele. Ale trudno udawać, że Stonesów się nie zna, albo że jest się zupełnie obojętnym na ich muzę. Mają tyle kawałków (podobnie jak The Beatles), które weszły do klasyki muzyki współczesnej, że trudno ich ignorować, a co najważniejsze mimo wciąż grają. Nie jakieś the best of i odgrzewane kotlety, ale wciąż tworzą i robią duże trasy koncertowe. Cholera od 50 lat??? Tych czterech panów niedługo będzie miało łącznie blisko 300 lat! Jak oni to robią? Zadając sobie podobne pytanie i z ciekawości sięgałem po tę biografię - nie uważam Mick Jaggera za geniusza (zresztą mało którego artystę za takiego uważam), ale tego że miał szalone życie domyślałem się od dawna...

poniedziałek, 4 marca 2013

Django, czyli albo się to polubi, albo...

No właśnie albo się kino Tarantino lubi, bawią nas pewne nawiązania do historii kina, gra z widzem, czarny humor i przerysowanie, albo stwierdza się, że to wszystko głupoty, rzeź, rąbanka i wszyscy, którzy to lubią to psychopaci. Tym samym chyba przyznaję się do posiadania pierwiastka psychopatii, bo czasem naprawdę bawią mnie jego filmy. Facet jest po prostu świetny w tym co robi, totalnie pokręcony i wciąż potrafi zaskakiwać. Powiedzcie sami czyż pomysł by  w klimacie spaghetti westernów podsunąć nam ciut przewrotną politycznie opowieść o zemście byłego niewolnika nie jest zaskakujący? O filmie powiedziano i napisano już całkiem sporo, więc ja nie będę się specjalnie rozgadywał, dodam jednak, że jak dla mnie to były jeden z lepszych nominowanych w tym roku filmów i zasłużył na Oscara (było do przewidzenia, że za film i za reżyserię nie dostanie, bo Akademia jest zbyt zachowawcza, ale scenariusz był pewniakiem). Dwie i pół godziny - może trochę nierówne, ale i tak kapitalne i pewnie nie raz będę do tego obrazu wracał choćby dla niektórych scen i dialogów.

niedziela, 3 marca 2013

Bóg to większy Elvis, czyli powołanie silniejsze niż kariera

Niedziela jest najlepszym dniem by pisać o takim filmie :) Ten dokument nie zgarnął w tym roku Oscara, ale już sama nominacja i zauważenie go jest niesamowitą sprawą. Cieszy fakt, że takie filmy powstają i że HBO, które często podsuwa nam dość prowokująco różne tematy, nie boi się sfinansować również takiej produkcji. W świecie, który coraz bardziej odwraca się plecami od sacrum, spodziewałbym się raczej historii w drugą stronę, czyli o tym jak ktoś ucieka z klasztoru "do świata". 
Fotka obok jest z tegorocznej gali - bohaterka filmu rzadko wychodzi poza mury klasztoru, ale tym razem zrobiła wyjątek. Ciekawe czy pojawiły się jej jakieś wspomnienia, bo to przecież chyba nie pierwszy raz gdy staje na czerwonym dywanie...

sobota, 2 marca 2013

Nick Cave&The Bad Seeds - Push The Sky Away, czyli minimalistyczne i piękne

Od kilku dni gdy usłyszałem te płytę w całości na deezer.com nie mogę się od niej uwolnić. Za oknem wiosna, to może nie są klimaty w 100% wiosenne, ale jakoś bardzo mnie wyciszają i uspokajają po ostatnich trochę zaganianych dniach. Przez długi czas nie wracałem do jego płyt, do tego trzeba mieć odpowiedni nastrój, ale po raz kolejny potwierdza się moje doświadczenie - jak już włączysz raz odtwarzacz to zatopisz się w tych dźwiękach na długo.
Ten album jest wyjątkowo specyficzny, nawet jak na Cave'a - tym razem dostajemy dość spójną, melancholijną całość gdzie deklamowane i nucone teksty są nawet ważniejsze niż muzyka, która snuje się gdzieś w tle. Jest klimatycznie, ale nie tak mrocznie jak do tego czasem bywało na innych ich płytach. Tym razem otrzymujemy płytę bardzo subtelną, troszkę zwiewną... A jednocześnie to wciąż niepowtarzalni The Bad Seeds i Nick Cave, który jest duchem tego towarzystwa.

piątek, 1 marca 2013

Gogol w czasach Google'a - Wacław Radziwinowicz, czyli i śmieszno i straszno


Ponieważ od przyszłego tygodnia autor rozpoczyna cykl spotkań w kraju rozmawiając z czytelnikami na temat tej książki (w planach Łódź, Olsztyn i Warszawa - najbliższe już 7 marca we Wrzeniu Świata), więc nie ma co dłużej odkładać tej notki - może jeszcze zdążycie tę pozycję zdobyć i przeczytać. A moim zdaniem warto. 
Ostatnio coraz więcej u nas dobrych reportaży, ale ciekawe, że coraz częściej pojawia się publikacji o miejscach dość odległych (Afryka, Azja, kraje ogarnięte konfliktami, działaniami wojennymi, kraje egzotyczne lub mało dostępne dla turystów), a dużo mniej jest publikacji z miejsc i krajów z nami sąsiadujących (Mariusz Szczygieł jest wyjątkiem). Czy naprawdę nie dzieje się tam nic ciekawego? Czy już na tyle dobrze znamy naszych sąsiadów, że wszystko o nich wiemy? A może stwierdzamy, że są mało interesujący? Na każde z tych pytań odpowiedziałbym, że nie! Dlatego ze sporym zaciekawieniem przyjąłem wydaną przez Agorę książkę wieloletniego korespondenta GW z Moskwy. Zawartość to krótkie felietony, kilka dłuższych reportaży i korespondencje z okresu 1998-2012. Kawał historii kraju i jego mieszkańców.