piątek, 31 stycznia 2014

Spadkobiercy - Kaui Hart Hemmings, czyli porównać książkę i film

Jeszcze do północy szansa na zdobycie książki - patrz zakładka konkursy.
Jak to czasem ciekawie porównać sobie książkę i jej ekranizację. Tym razem kolejność była "nieprawidłowa", czyli najpierw zobaczyłem film. I teraz przy lekturze wciąż w głowie miałem właśnie George'a Clooney'a. Ale to akurat wcale nie było takie złe. 
Trudno mi z powodu upływu czasu stwierdzić co "było lepsze". Mam wrażenie, że w filmie panował mimo całej dość tragicznej historii, dziwnie lekki nastrój. Książka jest bardziej nostalgiczna, humorystyczne scenki (chłopak córki) nie są aż tak uwypuklone i co ciekawe na zupełnie inne rzeczy zwróciłem uwagę.

czwartek, 30 stycznia 2014

Łowcy głów, czyli intelekt kontra muskuły

Na początku ważne info - kto ma ochotę na Wołanie kukułki - kryminał Roberta Galbraighta to zapraszam na konkurs. A niedługo u mnie spóźniona recenzja...

Przyzwyczailiśmy się do dobrego poziomu skandynawskich kryminałów w wersji książkowej, nie dziwmy się więc, że prędzej czy później stają się one inspiracją do obrazów filmowych. Po kilku książkach Jo Nesbo o Harrym Hole, nazwisko tego autora jest magnesem i gwarancją czegoś trzymającego w napięciu. Wiedziałem o Łowcach głów, że jest to rzecz napisana poza główną serią, ale chyba nie spodziewałem się tego co zobaczyłem na ekranie. Aż muszę poszukać książki, żeby porównać wrażenia. 

Molly Malone's - Obłęd, czyli kocham Cię jak Irlandię

Staram się jak najrzadziej robić zakupy w sieciówkach typu Empik, dużych sklepach internetowych jak Merlin. Dlaczego? Choćby dlatego, że mam poczucie, że im kompletnie nie zależy, bym do nich wrócił - mają taki przerób, że nawet do głowy nie przyjdzie im np. dorzucić jakiś gratis, zainteresować jakimś tytułem w gatunku podobnym do tego co zamówiłeś. Ostatnie zakupy w punkshop.pl/ przypomniały mi to dobitnie. Cholera, nie dość, że regularnie promuje składanki typu Punky Reggae Rockers, dzięki którym możesz posłuchać jakichś kapel, to w prawie każdej paczce od nich znajduję gazetki, foldery, naklejki i gadżety dotyczące innych płyt, które mają akurat w ofercie i którymi chcą mnie zainteresować. Właśnie tak to się powinno robić. I zwykle tak to się właśnie dzieje - oprócz tego, że słucham rzeczy kupionych, od razu notuję sobie inne rzeczy, szukam ich w sieci by sprawdzić. To szczególnie ważne przy polskich kapelach, których płyty są trochę w "drugim obiegu", czyli dostępne są głównie w małych sklepach, albo na koncertach. Jedno z ostatnich odkryć to właśnie Molly Malone's.

wtorek, 28 stycznia 2014

Ostatnie życzenie - Andrzej Sapkowski, czyli odmieniec bardziej ludzki niż my

Kiedy pisałem malkontencką notkę na temat najnowszego Wiedźmina już sobie w duchu obiecywałem, że na rok 2014 postanawiam wrócić do starych jego przygód. Trylogia husycka zachwyca, ale przecież to właśnie dzięki sadze o Geralcie z Rivii autor zyskał dozgonną wdzięczność i uwielbienie fanów. Kurcze, a ja jeszcze pamiętam jego debiut w Fantastyce...
Na razie więc pomijam pierwszy zbiorek (jeszcze pewnie go gdzieś z półek wygrzebię) i zaczynam od oficjalnego pierwszego tomu z przygodami wiedźmina. Ostatnie życzenie, mimo że jest zbiorem opowiadań, dość fajnie wprowadza nas w świat w jakim przyszło działać bohaterowi, oraz zapoznaje nas z większością głównych postaci. A obok zamieszczam chyba ulubioną okładkę do tej pozycji - im więcej było wznowień tym bardziej koszmarnie kiczowate okładki.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Mandrake, czyli zajmę się interesami rodziny. I kolejne książki do wygrania

HBO jak się okazuje inwestuje w produkcje filmowe nie tylko w Stanach. Wiadomo, że czasem jest współproducentem tego co trafia do kin, ale coraz częściej za ich pieniądze powstają ciekawy i bardziej lokalne rzeczy dla telewizji (nie mówię bowiem o produkcjach bazujących na rzeczach już nakręconych jak nasze "Bez tajemnic"). "Mandrake" to chyba pierwsza produkcja jak do nas trafia z ich inwestycji w Ameryce Południowej. Tam udało się pociągnąć dłuższy serial, do nas trafia trzygodzinna i podzielona na dwie części jedna ze spraw adwokata "od spraw specjalnych", czyli tytułowego Mandrake.

niedziela, 26 stycznia 2014

Królewna śnieżka i łowca, czyli i kto tu jest najpiekniejszy na świecie?

Pełen emocji i troszkę zmęczony siadam do kompa. Co prawda zamiast pisać recenzję, raczej miałbym ochotę podzielić się tą radości jaka we mnie jest po zakończonym właśnie kolejnym spotkaniu wymiankowym książek, ale wybieram coś lżejszego to może jakoś pisanie mi pójdzie. Pomysł wymianki, który rzuciłem jakiś czas temu, dzięki wsparciu kilku osób rozkręca się coraz bardziej, ale to wciąż inicjatywa lokalna (namawiam Was do takich pomysłów, bo fajnie integrują ludzi), więc zostawiam pisanie o tym na FB.
Jutro kolejne dwa pokazy prasowe, znowu łapię się na tym, żeby kontrowersyjne tematy odkładać na później i szukam rzeczy lżejszych. A najbardziej marzę chyba o tym by cały dzień spędzić w fotelu przy grzejniku z książką w ręku. Taka pogoda nadaje się do tego idealnie...
No dobra, czas przejść do tematu notki. Film, który obejrzałem ze starszą córką, ale nie pokazaliśmy go młodszej. Bo niby to bajka, ale mroczna i nie unikająca przemocy.

sobota, 25 stycznia 2014

Soczi. Igrzyska Putina - Wacław Radziwinowicz, czyli kulisy organizacji najdroższej olimpiady zimowej w historii

Uwaga, książka pojawi się do zdobycia już za kilka dni! Kto chętny ten niech trzyma łapkę na pulsie, zagląda na bloga, lub na profil Notatnika na FB.
Już coraz bliżej do zimowej olimpiady w Soczi (kto nie widział reklamówki autorstwa m.in. Bagińskiego to polecam!), rośnie zainteresowanie zarówno występami naszych sportowców jak i samą olimpiadą. I ta niegruba książeczka wpisuje się idealnie w ten czas i w to nasze zainteresowanie, przybliżając nam kulisy tego wydarzenia. Wiadomo przecież, że organizatorzy dołożą starań by przed kamerami wszystko było idealnie, a pewnie mało kto z nas ma czas i możliwość by pojechać tam kibicować naszym i zobaczyć na własne oczy nie tylko obiekty, ocenić organizację, ale i spotkać się z mieszkańcami Soczi i porozmawiać z nimi na temat tego co dla nich znaczy olimpiada.
Wacław Radziwinowicz (to ten od Gogola w czasach Google'a) kilkukrotnie odwiedził miasto i okolice, by przyglądać się przygotowaniom, na bieżąco mieszkając w Rosji śledzi różne doniesienia medialne i stara się docierać do różnych źródeł informacji, ale daje nam też sporą dawkę historii i geografii przybliżając nam region, w którym Rosjanie igrzyska organizują. Dzięki temu różne pytania jakie nam zadaje autor (m.in. o koszty, sens olimpiady w tym miejscu, wpływ inwestycji na dalsze życie w regionie) wydają się oparte nie na jakichś plotkach, ale na solidnych podstawach.

piątek, 24 stycznia 2014

Fish tank, czyli co to takiego ta miłość?


No i tak. Pod mocnym aniołem już za mną, obie części Nimfomanki też, a jak dodam jeszcze do tego lekturę Morfiny, to pewnie nie będziecie się dziwić, że przy takim natłoku rzeczy ciężkawych lub kontrowersyjnych muszę sobie je poukładać w głowie, a będę chyba musiał dla odmiany poszukać czegoś lekkiego do odreagowania.
A na dziś coś ciekawego z ostatnio oglądanych w tv. Cinemax i Ale kino po prostu rządzą. Uwielbiam czasem upolować tam tytuły wymagające trochę wysiłku intelektualnego - Fish Tank zaliczyłbym właśnie do takich seansów. Surowych, nie mających żadnych cech superprodukcji, ale zostawiających jakiś ślad po sobie.

czwartek, 23 stycznia 2014

Heart and soul presents songs of Joy Division, czyli zima za oknem, ale za to płyta gorąca

Jutro ciąg dalszy cyklu "fajny film wczoraj widziałem", czyli nadrabiania moich zaległości, lecę na pokaz drugiej części Nimfomanki, tak że będzie rządzić X muza. Ale na dziś coś muzycznego. Kolejna płytka z końca ubiegłego roku, którą warto przyuważyć. I nie bójcie się, że to po prostu składak "odtwórczy" największych przebojów Joy Division. Formacja składająca się z muzyków różnych zespołów (jak m.in. Made in Poland, CKOD, Agressiva 69) wraz z zaproszonymi gośćmi, składają hołd legendzie sprzed lat 30, ale te nagrania brzmią cholernie świeżo i aktualnie. 
Tylko 7 numerów, ale to naprawdę ciekawy materiał i warto tej płytki poszukać i dzielić się nią z innymi. Choćby po to żeby przypominać o Joy Division młodszym pokoleniom. Ja na swoje potrzeby już ściągnąłem oryginały z półki, nie tylko celem dokonania porównań, ale by raz jeszcze powrócić do dawnych fascynacji. Kto słuchał audycji Tomka Beksińskiego w dwójce pewnie dobrze rozumie moje odczucia towarzyszące tej muzie. 
Muzie dusznej, mrocznej, ale niosącej ze sobą niesamowitą dawkę emocji.

środa, 22 stycznia 2014

Piąta pora roku, czyli Ona i On

Ewa Wiśniewska i Marian Dzięgiel. Oni tak naprawdę są siłą tego filmu, wydawałoby się dość banalnej historii o tym, że w jesieni życia nie trzeba zamykać się w domu, w samotności i żalu, rozpamiętywaniu przeszłości.
Niby wszystko ich dzieli. Ona to nauczycielka muzyki, pasjonatka muzyki poważnej, sztuki, raczej poważna i zamknięta w swoim świecie po śmierci męża. On: były górnik, który grywa na trąbce w orkiestrze i w kapeli (coś w rodzaju disco polo) na potańcówkach, prosty facet, który swój czas dzieli na zabawę, picie, podryw wdówek, a przywiązany bardziej jest chyba tylko do swoich gołębi. Dwie różne planety, których orbity zupełnie przypadkiem się przecinają.

wtorek, 21 stycznia 2014

Polowanie, czyli zmiana u sterów


Komiks i lekcja historii? Czemu nie. Muzeum Powstania Warszawskiego od kilku lat urządza konkursy i poszukuje w tym kierunku, ale do tego by o dawnych czasach opowiadać trzeba nie tylko umieć rysować, ale i mieć dobry pomysł. Ostatnio odkrywam serię Mistrzów Komiksu i tam właśnie znalazłem coś co jest świetnym przykładem jak można połączyć ciekawy pomysł, scenariusz i oprawę graficzną. Warto naprawdę mieć coś takiego na swoich półkach. 
Pierre ChristinEnki Bilal - duet znany i doceniany w serii Legendy naszych czasów znalazł świetny pomysł na to by przybliżać czytelnikom historię jednocześnie pozwalając sobie na fantazję.
Album "Polowanie" powstawał w roku 1983 i u nas nie miałby wtedy szans żeby go pokazać - to rzecz mocna i obnażająca kulisy władzy w krajach "demokracji ludowej". Ale i dziś może robić wrażenie, nie tylko poprzez historię jaką opowiada, ale także sposób w jaki pokazuje relację między różnymi postaciami, ich przeszłość. Kilkunastu ludzi z różnych krajów, wysoko postawionych w partii lub służbach bezpieczeństwa, spotyka się w pięknej posiadłości w Bieszczadach na polowanie.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Atlas chmur, czyli ot piękna wydmuszka

Muszę wygrzebać się z porobionych zaległości - szczególnie dużo zrobiło mi się ich w filmach, bo niektóre czekają już prawie miesiąc na swoje miejsce na blogu. Kto by pomyślał, że dojdzie do takiej sytuacji, że jedna notka dziennie to będzie mało jak na ilość rzeczy czytanych/oglądanych/słuchanych?

Dziś o Atlasie Chmur. Produkcja reklamowana jako megahit i wielkie widowisko, fama nazwisk od reżyserów, czyli Tom Tykwera i braci Wachowskich (tfu! teraz rodzeństwa), po aktorów takich jak Tom Hanks, Halle Berry, Susan Sarandon, Hugh Grant, Jim Sturgess, do tego (podobno) bardzo dobra powieść, na której kanwie film powstał. Wielowątkowa historia, wielkie barwne widowisko mieszające fantazję z realnością, można by więc rzec, że spory potencjał na film, który zapamięta się na długo. Niestety jak dla mnie to wszystko nie wystarczyło.

niedziela, 19 stycznia 2014

Miłość dobrej kobiety - Alice Munro, czyli niedopowiedziane

I kolejna lektura na DKK. Naprawdę to dla mnie niejednokrotnie okazja do sięgania po rzeczy, które albo gdzieś tam wciąż były w planach, albo nawet nigdy do nich specjalnie nie ciągnęło. Fakt, że przy dwóch klubach czasem trzeba trochę się nakombinować by zdobyć książkę i zdążyć z jej przeczytaniem, odłożyć inne lektury na później. Ale jaka frajda z dyskusji, z poznania zdania innych, spojrzenia na ten sam tekst.
Aż ciekaw jestem co usłyszę przy Munro. Bo przyznam się, że mnie to nie powala. Nie dlatego, że to opowiadania (a to częsty zarzut), ale chyba po prostu lubię trochę inny styl, chciałbym czasem trochę posmakować nie tylko "klimatu", ale i akcji, jakichś wydarzeń. Tymczasem tu...

sobota, 18 stycznia 2014

Vladimir Nabokov - Nieprawe godło, czyli czymże jest ta wolność

Nabokov już po raz trzeci gości na moim blogu, ale za każdym razem widzę, że towarzyszą temu zupełnie inne emocje. Tym razem muszę przyznać (i mogę to tłumaczyć po części czytaniem "na szybko", by zdążyć z lekturą na DKK), że miałem dużą chęć rzucić to w kąt i nie kończyć. Autor już samą przedmową w moich oczach strzelił sobie w kolano: chełpiąc się i podkreślając złożoność powieści i bogactwo symboli, obrażając innych pisarzy (m.in. lubianego przez mnie Orwella). Po czymś takim już chyba uprzedzony do tekstu przewracałem kolejne kartki wciąż powtarzając pod nosem: no i co jeszcze?


piątek, 17 stycznia 2014

Matka, Syn, Bóg - Waglewski Fisz Emade, czyli trzech to więcej niż jeden

Dziś kolejna rocznica śmierci Czesława Niemena, a ja słuchając jego mniej znanych nagrań w trójce (rany, normalny progresywny odlot) uświadomiłem sobie, że ostatnimi czasy coraz chętniej sięgam po rzeczy bardziej "klasyczne", cieszę się wracaniem do korzeni. Nie dla mnie te wszystkie nowoczesne miksy, bity, sample itd., skoro serce dużo bardziej raduje pełna życia improwizacja, dialog instrumentów, miejsce na wybrzmienie poszczególnych partii, a nie kakofonia.
I taka jest płyta o której dziś chciałbym napisać. Mimo, że to wydawnictwo z ubiegłego roku, dopiero teraz jakoś mam więcej czasu by się w niej zasłuchać. Panowie Waglewscy, czyli ojciec i synowie. Kapitalni w projektach własnych, ale gdy razem się spotykają w studiu, też potrafią nieźle zaskoczyć.

czwartek, 16 stycznia 2014

1000 lat po ziemi, czyli po prostu błędne oczekiwania

Wyciągam z puli przygotowanych notek tytuł, który może nie jest jakiś powalający, ale też nie wzbudza we mnie jakichś odruchów negatywnych, zszokowany troszkę nominowaniem go do złotych malin. To ma być jeden z najgorszych filmów roku? I na dodatek obok Jeźdźca znikąd, którego też na pewno bym na taką półkę nie postawił? 
Coś mi się wydaje, że te nagrody to jedna wielka ściema, bo to nie tyle wskazanie najgorszego filmu, czy klapy finansowej roku, a po prostu przegląd najbardziej reklamowanych filmów i wybranie z tego czegoś co nie wzbudziło entuzjazmu krytyków. Stąd tylko i wyłącznie tytuły bardzo znane, z wielkimi nazwiskami, bo inaczej nikt by na nagrody nie zwrócił uwagi. A jak się przyłoży jakiemuś celebrycie, to i ludzie będą o tym gadać. Druga rzecz to ocena obydwu tytułów (bo innych nominowanych nie znam). Szczerze mówiąc widziałem produkcje, które mnie bardziej zdegustowały albo rozczarowały. Ale w obu tych produkcjach chyba wiem z czego wynika taka fala negatywnych opinii.

środa, 15 stycznia 2014

Hobbit. Pustkowie Smauga, czyli widowisko przede wszystkim

Notka nr 1111. Dziś gdy wpadło mi to w oko, jakoś tak cieplutko zrobiło się na serduchu. No to temat musi być wyjątkowy. Omówiony już w tylu recenzjach, przedyskutowany po wielokroć, tak że pewnie mało kogo zainteresuje moja opinia. Dlatego ze spokojem mogę odnotować swoje zachwyty/żale bez obaw o masę komentarzy siejących nienawiścią i mówiących mi jak bardzo się nie znam. Mój blog i moje notki.
I wiecie co Wam powiem? Chyba się starzeję. Bo coraz częściej łapię się na tym, że wzdycham z zachwytem nad tym co było, a jakąś kręcę nosem przy tym co nowe. I tak trochę mam z Hobbitem. Władca Pierścieni był genialny, a tu owszem, jest widowiskowo, ale i nie ma takiego klimatu i jakoś zbyt wiele rzeczy drażni. Was nie?

wtorek, 14 stycznia 2014

Pierwszoklasista, czyli zróbmy sobie bohatera

Amerykanie uwielbiają kręcić (i oglądać) historie z życia wzięte. Oczywiście najlepiej gdy rzecz dotyczy jakiegoś zwykłego człowieka, który zdobywa się na bohaterstwo, zostaje milionerem, przeżywa tragedię, ale wychodzi z niej silniejszy, albo jeszcze lepiej: po stracie bliskich zaczyna pomagać innym. Podobnych filmów jest już sporo, a w poszukiwaniu takich historii zdaje się, że producenci jeżdżą już po całym świecie. Tym razem trafili do Kenii.
Robię taki wstęp nie po to by jakoś odżegnać się od takich wzruszających filmów, od wartości i przesłania (zwykle bardzo budującego) jakie niosą. Zastanawia mnie tylko za każdym razem ile w tej historii pozmieniano, ile przemilczano lub wygładzono, by stała się ciekawsza. Po takim dopieszczeniu wystarczy zarzucić wabik np. najstarszy pierwszoklasista na świecie, porywająca historia o walce o godność, hart ducha wygrywa z biurokracją i przeciwnościami...   

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Romeo i Julia w Buffo, czyli to młodym ma się podobać


Z przyjemnością i z ciekawością własną kontynuuję wyprawy do teatru ze starszą córką śladami jej lektur. Po Zemście w Narodowym (jeszcze przed nami wersja w Och Teatrze) czas na Romeo i Julię. Ale tym razem chciałem poeksperymentować - być może jeszcze pójdziemy do Współczesnego na inną wersję, ale na początek wybrałem musical w reżyserii Janusza Józefowicza i z muzyką Stokłosy. Duet, który stworzył Metro ma na swoim koncie wielkie sukcesy i show na największych scenach, ale zwykle po kilku miesiącach nadchodzi trudna decyzja gdzie wystawiać spektakl dalej... Buffo jest tak malutką sceną i dość nędznym teatrem, że aż dziw że udaje się wystawić tam coś większego. Rozumiem, że czasem trzeba różne dokroić, obsada też pewnie podlega różnym zmianom (bo np. Natasza Urbańska ma zbyt wiele na głowie), ale trzeba przyznać, że mimo skromnych warunków udaje się parę razy widza zaskoczyć i zrobić coś nie banalnego. 
Córce się podobało, a to najważniejsze. Choć wiecie co podała jako argument? Fajni chłopcy występują...
No ładne czasy, skoro to ma być kryterium oceny sztuki teatralnej. Ale co ja na to poradzę :) Nie będę z nią dyskutował, bo się chłopcom tak bardzo nie przyglądałem.

niedziela, 12 stycznia 2014

Kołysanka - Chuck Palahniuk, czyli proza zakręcona jak słoik

Lektury na DKK w tym miesiącu dość ambitne - w jednym Munro, a w drugim Nabokov, z którym strasznie się męczę, a ja w międzyczasie jeszcze szukam nowych pomysłów na to co czytać, robię jakieś plany. Chciałbym w tym roku wrócić do paru pisarzy, których lubię i na początek nazwisko, które uwielbiam od paru lat: Chuck Palahniuk. Cholera, facet ma taką wyobraźnię i takie pomysły, że praktycznie każdą książką potrafi zaskoczyć. Jego trochę minimalistyczny styl, pełne satyry i groteski spojrzenie na rzeczywistość, ostry język, gdy się go czyta dłużej może trochę nuży i przestaje to robić takie wrażenie. Ale po okresie posuchy - smakuje niczym najbardziej wykwintne danie! Choć w przypadku tego autora powinienem raczej powiedzieć: największa niespodzianka kulinarna, bo to tak jakby w najdroższej restauracji podano nam zwykłego i smakowitego burgera, a w ponurej knajpce z dwoma brudnymi stolikami: kawior, trufle, albo homara. Kołysanka łyknięta między różnymi innymi książkami po prostu zachwyciła.

sobota, 11 stycznia 2014

Oberschlesien - I, czyli no to jadymy!

Ja już powoli zapominam o własnych podsumowaniach roku 2013, ale z przyjemnością grzebię na różnych stronkach i blogach podglądając np. czego słuchaliście i jak typujecie najlepsze płyty roku. Dzięki temu sam zbieram różne tytuły - od czego jest muzodajnia, spotify, czy Deezer? Spodziewajcie się więc w najbliższym czasie garści notek muzycznych. 
Wśród wypatrzonych jest właśnie Oberschlesien (Górny Śląsk), czyli chłopaki z Piekar Śląskich, którzy często porównywani są do Rammstein (może stąd pomysł na nazwę po niemiecku?). Tym, którzy oglądają różne talent show pewnie są znani od dawna, ale ja raczej omijam takie programy z daleka - niewiele prawdziwych perełek, a nawet te warte zauważenia nie zawsze mają na tyle charakteru, by potem nie dać się przerobić według gustu producentów (kto dziś pamięta Ewelinę Flintę, różne gwiazdki z Idola?). Wyjątki tylko potwierdzają regułę. Ja rozumiem, że to dla wielu kapel i solistów ogromna szansa (Bednarek), ale też niewielu młodych ma w sobie potencjał na całą płytę, a nie tylko kilka kawałków.

piątek, 10 stycznia 2014

Samotny mężczyzna, czyli zatrzymać czas, zatrzymać chwilę

Trzecia notka w ciągu ostatnich dni z wątkiem homoseksualnym. Ale to nie tak, że próbuję coś udowodnić, ot po prostu się uzbierało. Faktem jest, że już kiedyś byłem wyzywany od homofobów, tu i na filmwebie za swoje notki poświęcone obrazom z taką tematyką, ale cóż: nie mam zamiaru za wszelką cenę udowadniać światu, że nie jestem słoniem. Mam swoje przekonania i nie wszystko akceptuję, nie wszystko mi się podoba, ale też staram się nazywać te rzeczy po imieniu, a nie rzucać kamieniami. Czy prawo do własnego zdania jest już zakazane?
Trochę trudno pisać i dyskutować na te tematy z kilku powodów:
- środowiska konserwatywne podkreślają, że takich filmów jest coraz więcej, wiele z nich zniekształca rzeczywistość, wyolbrzymia pewne rzeczy i odbierają to jako "propagandę" - każdy wiec obraz góry jest przez nich skreślany (swoją drogą faktem jest, że promowanych i dobrych filmów o "normalnych rodzinach" jest jak na lekarstwo);
- środowiska liberalne podkreślają, że mniejszość się budzi i mówi głośno o swoich potrzebach, zacierają ręce przy każdym obrazie (jak by nie był) bo ich zdaniem "obala ciemnotę i walczy z uprzedzeniami, a jak masz jakieś zastrzeżenia do filmu to oczywiście jesteś głupi, zacofany, nietolerancyjny itd. Ma się podobać i już. Ba - jeżeli film ma dostać nagrody i pochwały to nawet zalecone jest by opowiadał o homoseksualistach (wtedy ma większe szanse). 
Bądź tu człowieku mądry. Ja nie zależnie od tego czy film opowiada o homoseksualistach, o duchownych, o policjantach czy złodziejach, chce po prostu zanotować czy mi się podobał czy nie. Co mnie drażniło, a co się podobało. I przechodząc wreszcie do "Samotnego mężczyzny" wiecie co Wam powiem?

czwartek, 9 stycznia 2014

Wielki Liberace, czyli miłość do celebryty

Steven Soderbergh niby pożegnał się z kinem, ale nie znaczy to przecież, że nie będzie można oglądać jego filmów. Oto produkcja telewizyjna (dla HBO) nie tylko zdobywa nagrody, ale i spokojnie wchodzi na ekrany kin. Ciekawe czy to jakiś stały nowy trend się pojawia - po serialach telewizyjnych, przejście znanych reżyserów do kręcenia filmów pełnometrażowych bez nacisków wielkich stajni producenckich. 
Wielki Liberace powoli już chyba nawet znika z naszych ekranów, a ja piszę o nim chyba dwa miesiące od pokazu. Cholera, chyba muszę popracować trochę nad kolejką notek, bo widzę, że robi się tak jak na stosach z książkami, czyli to co na wierzchu i świeże czasem przepcha się do przodu... No, ale kontynuuję serię troszkę bardziej kontrowersyjnych tematów.
Nasze pokolenie chyba mało kojarzy Władzia Liberace (tak, tak ma korzenie polskie ze strony matki, a karierę w Stanach pomagał mu robić sam Jan Paderewski), ale kiedyś to była postać podobnego formatu co dla nas Freddy Mercury. Jego show przyciągało tłumy, a facet potrafił wykorzystać swój wizerunek do maksimum (program telewizyjny, a nawet książka kucharska). 

środa, 8 stycznia 2014

Łaskawe - Jonathan Littell, czyli piekło widziane od drugiej strony

Po dzisiejszym seansie pierwszej części Nimfomanki, widzę że coraz więcej mi się zbiera takich rzeczy, o których strasznie ciężko później pisać. Tu już nie chodzi o przekraczanie jakichś granic, obalanie tabu, wprowadzanie tematów, które są czymś trudnym czy kontrowersyjnym. Chodzi raczej o pewną wrażliwość, o sposób nazywania różnych rzeczy, pokazywania ich. Pokazywanie na dwóch biegunach zakłamania, milczenia, a na drugim otwartości, tolerancji coraz częściej okazuje się wytrychem do tego, by wmówić nam, że wszystko co kontrowersyjne jest bardziej wartościowe. Nie podoba się, budzi niesmak, zdegustowanie, nie rozumiesz po co - znaczy nie znasz się, bo ma się podobać i koniec.
Wpadamy naprawdę w jakąś schizofrenię po tym względem.
Ale cóż - o Nimfomance jeszcze napiszę, czekam na pokaz drugiej części (która podobno mocniejsza). Ale by zmierzyć się trochę z trudniejszymi notkami rozpoczynam trzydniowy maraton. 
Na początek chyba najbardziej wstrząsająca dla mnie lektura ostatnich lat (nie tylko roku). I w tym przypadku wcale nie dziwią mnie ani zachwyty krytyków, ani też nazywanie tego skandalem, czy pornografią. Łaskawe Littella to powieść cholernie ciekawa, poruszająca, ale też miejscami tak obrzydliwa, że człowiek nie ma ochoty na dalszą lekturę. 

wtorek, 7 stycznia 2014

Była sobie dziewczyna, czyli po co się uczyć?


Największe zaległości porobiły mi się na blogu w filmach  - niektóre już ponad miesiąc czekają na swoją kolej, ale musicie mi wybaczyć. Po prostu o jednych pisze się praktycznie "od ręki", a do innych musiałbym trochę przysiąść, a na to brak czasu. Zadowalam się wiec utrzymaniem tempa jednej notki na dzień i wybieram rzeczy lżejsze. Jedną z tego typu propozycji jest właśnie "Była sobie dziewczyna" (oryginalny tytuł jest ciekawszy i bardziej adekwatny: "An Education"). Można by się spodziewać po filmie Lone Scherfig komedii romantycznej, ale mimo, że wątek miłosny jest tu osią centralną, to film powiedziałbym gdzieś jest na styku gatunków (może nawet dramatu?) i wychodzi trochę poza schemat do natychmiastowego zapomnienia. Pani ma rękę do kina lekkiego i ciepłego, takiego słodko-gorzkiego (Jeden dzień, Włoski dla początkujących), ale tu troszkę namieszał też pewnie scenariusz Nicka Hornby'ego, mamy więc i odrobinę humoru i coś tam do przemyślenia.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Formacja trójkąta - Mariusz Zielke, czyli thriller z układem w tle

Już 6 dni nowego roku, a ja nie napisałem jeszcze o żadnej przeczytanej książce? No to czas nadrobić. Na początek coś lżejszego i wciągającego.
Mariusz Zielke swoim "Wyrokiem" wyrobił sobie u mnie taką markę, że z pełnym zaufaniem sięgam po kolejne tytuły. I niech Was nie zmyli to, że tym razem w wywiadach podkreśla, że fabuła nie ma konkretnych odniesień do wydarzeń w rzeczywistości (przy tamtej książce dość skutecznie podnosiło to temperaturę czytelnika). Nie tak dawne aresztowania związane z przekrętami przetargowymi w pewnym ministerstwie jakoś zbyt wyraźnie przypominają wspominane w Formacji trójkąta sytuacje.
W sumie nie ważne, czy Pan Mariusz ma przecieki z CBA, czy też znajomych podrzucających mu różne pomysły gdzie indziej, grunt, że potrafi to te informacje przekuć na trzymający w napięciu thriller. Żywy, cholernie prawdziwy, pokazujący nie jakieś wymyślone sytuacje, ale czasem bolesną rzeczywistość z naszego krajowego podwórka (panoszenie się różnych obcych służb, naciski polityków biorących łapówki, by różne sprawy wyciszać i załatwiać pod stołem itd.)... Z jednej strony wiesz, że czytasz powieść, którą ktoś sobie wymyślił, ale to wszystko jest czasem tak realistyczne (i potem potwierdzone np. przez dziennikarstwo śledcze, albo prokuraturę), że zastanawiasz się gdzie jest granica między fikcją a prawdą. Zwłaszcza, że autor świetnie poznał kulisy pracy dziennikarskiej, więc wie o czym pisze, nawet gdy nabija się z niezależności prasy. To jest ta wartość dodana do nieźle poprowadzonej akcji - chwila refleksji nad tym jak wygląda nasza rzeczywistość, okazja do zadania sobie pytań na ile zdajemy sobie sprawę z takich rzeczy i chcemy je widzieć. Nie chodzi o narzekanie i podejrzewanie wszystkich, ale jednak o większą uważność na różne manipulacje, na zaciemnianie prawdy. Nie bez powodu jednym z narzędzi, które wciąż powraca w twórczości Zielke i pomagających w wyciągnięciu różnych brudów na światło dzienne jest internet. To "piąta władza", której siły wciąż nie doceniamy i nie rozumiemy, sami omijając publicystykę czy dziennikarstwo śledcze z daleka, dając sobie wmówić, że to dobre dla fanatyków i spiskowców.   
Nawet jeżeli uznamy całą sprawę morderstwa prezesa giełdy za naciąganą, to pozostaje smaczek z tego jak w tle rysuje się nam układ (lepiej jednak opisany w Wyroku), o którym trzeba mówić aby go zniszczyć. 

niedziela, 5 stycznia 2014

Felix, Net i Nika oraz teoretycznie możliwa katastrofa, czyli taki materiał i taka wcale nie teoretyczna katastrofa

Co prawda coraz częściej dzieci chodzą do kina już same (ja najwyżej do kafejki i robię za drivera), ale na upolowane rzeczy familijne w telewizji wciąż z przyjemnością zasiadam razem z nimi (o ile nie jest to sieczka z Disney channel albo Nickelodeon, bo tu moja cierpliwość szybko się kończy). Ponieważ seria książkowa autorstwa Kosika to moim zdaniem rzecz kapitalna i od lat reklamuję ją różnym młodym ludziom, nic dziwnego, że i filmu nie mogłem przegapić.
Niestety wrażenia co najwyżej średnie. Tak brakuje nam dobrych filmów młodzieżowych naszej produkcji, wiadomo, że nigdy nie będziemy mieli takich możliwości budżetowych jak za granicą, ale cholera jak już ma się taki materiał to aż żal to stracić. Może warto było to dać ludziom, którzy robili np. Magiczne drzewo i potrafią opowiadać ciekawe historie? Bo tu niestety film najbardziej nawala w warstwie scenariuszowej, po prostu ta historia się nie klei. Z drugiego (??? czemu nie pierwszego) tomu serii wybrano różne wątki i sklejono je trochę na siłę eksponując najbardziej te najbardziej fantastyczne.

sobota, 4 stycznia 2014

Farben Lhere - Projekt punk, czyli znacie? To posłuchajcie raz jeszcze

Zanim powstała płyta był koncert na Woodstock (o tegorocznym pisałem w notkach 1, 2 i 3) - Farben Lehre wraz z gośćmi na dużej scenie zaprezentowali wybrane numery z historii polskiego punk rocka (wcześniej Hunter zrobił to samo z muzyką metalową). Jak wtedy wspominałem, nie byliśmy wtedy pod sceną, tylko na wzgórzu i na chłodno trochę wsłuchiwaliśmy się w to na ile udało się uchwycić klimat oryginału (bo wychodziło różnie). Ale ponieważ większość kawałków dobrze znam i jakoś są dla mnie ważne, nie mogłem nie kibicować temu projektowi w wydaniu studyjnym i od razu nabyłem tę płytę.
Po prostu punk rock od czasu do czasu wraca do mnie i na nowo odkrywam tą niesamowitą energię. Najlepiej sprawdza się moim zdaniem w małych salkach, klubach, dlatego też tyle czasu w tym roku spędzaliśmy z żoną w Pokojowej Wiosce Krishny gdzie Smalec ściąga różne punkowe kapele, a atmosfera często bywa dużo bardziej gorąca niż pod dużą sceną. 

piątek, 3 stycznia 2014

Brazil, czyli i strasznie i śmiesznie


Najpierw porządki: aż trzy nowe notki pojawiły się w różnych miejscach bloga, więc mam nadzieję, że dacie im szansę i choć kilka osób je przeczyta :)
A potem o dwóch filmach: 
Miłej lektury i jak zwykle zapraszam do komentowania.
A na dziś Terry Gilliam i jego wyobraźnia! Nazwisko kojarzycie na pewno z towarzystwem Monthy Pythona i bardzo słusznie, ale facet przecież ma też inne rzeczy na koncie. Brazil to produkcja, która ma już prawie 30 lat, jest chyba rzadko przypominana, ale zdecydowanie jest tego warta. Połączenie czarnego i surrealistycznego humoru z fantastyką naukową? Monthy Python w świecie Wielkiego Brata? Komedia, której przesłanie jest jak najbardziej poważne? Wszystkie te określenia jak najbardziej tu pasują.

czwartek, 2 stycznia 2014

Wsiąść do pociągu, czyli wcale nie do byle jakiego i w dobrym towarzystwie

Zamiast tortu i świętowania (to już czwarty rok Notatnika się zaczyna), trzeba raźno zabrać się do pisania, żeby nie wyjść z wprawy i nie spocząć na laurach. Ale tym razem notka trochę nietypowa. Zwykle piszę o płytach (lub koncertach), książkach, przedstawieniach lub o filmach. Ale skoro kiedyś zrobiłem już wyjątek i napisałem o grze (Kolejka) to i może być drugi raz. Zwłaszcza, że emocje i przyjemność jakie daje "Wsiąść do pociągu" są równie duże jak i dawka kultury.
Dużo słyszałem dobrego o tej grze, ale zawsze odkładałem jej kupno ze względu na cenę (jednak ok. 150 złotych za planszówkę trochę odstrasza, choć bywają i droższe). Jednak gdy przy organizowanej już po raz kolejny akcji wymiany książek w moim mieście, postanowiliśmy zrobić też popołudnie z planszówkami, udało się zaprosić do nas ludzi z rodzinnej firmy GryKubryku, no i wtedy już przepadłem bez reszty. To ludzie z taką pasją, zapewnili taką atmosferę, że nie macie się co dziwić iż po zakończonym dniu wracałem do domu z grą pod pachą. I wiecie co? Jest warta każdej wydanej złotówki (130 zeta). 

środa, 1 stycznia 2014

Wystrzałowy Narodowy, czyli jak się (nie) bawi stolica

Notka z wynikami konkursu, ale przecież nie może być taka pusta :) Postanowiłem więc choć w kilku zdaniach napisać o wieczorze sylwestrowym w Warszawie. Od razu się przyznam, że nie jestem zwierzęciem imprezowym i raczej średnio mnie kręcą potańcówki czy stadne imprezy gdzie jest muzyka, która mnie nie kręci. Już wolałbym spędzić ten wieczór w domu. Ale czego nie robi się dla żony... Dojazd do Stadionu dobry, powrót w miarę zaplanowany i tylko trochę deszczyk mógł popsuć nam humory.