Pamiętacie taki program zaraz z początku lat 90-tych - to się nazywało chyba "Rozmowy nocą" i polegało głównie na odczytywaniu listów od ludzi, ich smutnych, bolesnych, czasem weselszych historii. Ta książka to spisane przez dziennikarkę radiową tego typu historie o kobietach życjących w Chinach.
Pierwsza myśl jaka pojawiła mi się po przeczytaniu tej książki była następująca: skoro tak wielki ciężar emocjonalny miały opowieści i tragedie tych kobiet, których losy są tu przytaczane, to czemu mam wrażenie, że autorka podeszła do tego jakoś ciut beznamiętnie? Spieraliśmy się o to na ostatnim DKK, bo inni jakoś nie odnieśli takiego wrażenia, więc cały czas się zastanawiam skąd mi się to wzięło. Czy po prostu nie było tu samej autorki zbyt dużo, zbyt wiele uwagi skupia ona na sobie, swoim programie radiowym, karierze? Nawet gdy pisze jak bardzo ją bolały te historie to tego się prawie nie czuje. Powtarzanie po kilka razy jaki to dramat, wcale nie czyni tego prawdziwszym. Czy rzeczywiście dlatego, że taka jest mentalność Azjatów, którzy mało się afiszują ze swymi emocjami? Czy dlatego, że pisała to po latach (a nie od razu) dla zachodniego czytelnika? Czy tylko mnie uwierało to, że oprócz przytoczenia tych historii, przeczytania listu na antenie nie ma w tej książce śladu jakiejś pomocy dla ich bohaterek, jakiegoś ciągu dalszego?
Pierwsza myśl jaka pojawiła mi się po przeczytaniu tej książki była następująca: skoro tak wielki ciężar emocjonalny miały opowieści i tragedie tych kobiet, których losy są tu przytaczane, to czemu mam wrażenie, że autorka podeszła do tego jakoś ciut beznamiętnie? Spieraliśmy się o to na ostatnim DKK, bo inni jakoś nie odnieśli takiego wrażenia, więc cały czas się zastanawiam skąd mi się to wzięło. Czy po prostu nie było tu samej autorki zbyt dużo, zbyt wiele uwagi skupia ona na sobie, swoim programie radiowym, karierze? Nawet gdy pisze jak bardzo ją bolały te historie to tego się prawie nie czuje. Powtarzanie po kilka razy jaki to dramat, wcale nie czyni tego prawdziwszym. Czy rzeczywiście dlatego, że taka jest mentalność Azjatów, którzy mało się afiszują ze swymi emocjami? Czy dlatego, że pisała to po latach (a nie od razu) dla zachodniego czytelnika? Czy tylko mnie uwierało to, że oprócz przytoczenia tych historii, przeczytania listu na antenie nie ma w tej książce śladu jakiejś pomocy dla ich bohaterek, jakiegoś ciągu dalszego?
Słabo znam tę kulturę i niektóre rzeczy były dla mnie ciut zaskakujące. Mogłem się spodziewać, że w czasach komunizmu w Chinach działy się różne niesprawiedliwości, ale zaciętość ludzi, zaślepienie i absurdalność niektórych zdarzeń, decyzji w czasie tzw. rewolucji kulturalnej była jednak pewnym szokiem. Oczywiście dotykało to na równi kobiet jak i mężczyzn, ale w tamtej kulturze kobieta z góry jest na "pośledniej" pozycji. Dowodów na to u Xinran jest sporo, ale pewnych rzeczy np. zabijania dziewczynek, aborcji nawet ona nie opisuje.
Przeniesienie różnych ludowych, tradycyjnych przekonań i zwyczajów było dla mnie kolejnym zdziwieniem. W prawie wszystkich krajach socjalistycznych specjalnie nikt sobie głowy moralnością nie zwracał, ułatwiano rozwody, akceptowano różne związki (byle nie było to jakieś bardzo rzucające się w oczy). Natomiast w Chinach - okazuje się, że nie dość, że mówienie o seksie jest tabu, to moralność strasznie konserwatywna. Zgodnie z tym co opisuje autorka, jakiekolwiek podejrzenie, spotkanie się dwojga ludzi, którzy wcześniej nie mieli zgody partii na związek kończyło się bardzo źle. Zdrady, kochanki były może akceptowane, ale tylko na wyższych szczeblach władzy - tu nawet nie trzeba było zgody kobiet - stosowano przemoc, szantaż, groźby...
Straszne te historie są smutne, dominuje w nich jakaś bezsilność i utrata nadziei, żal, obawa, by kolejne pokolenie nie doświadczało tego samego. Niektóre z nich to po prostu melodramat, inne raczej horror i hard. Skąd taki dobór, przemieszanie? Czy to miał być jakiś bardziej reprezentatywny obraz kobiet? Mam wrażenie, że ten różny ciężar gatunkowy tych rozdziałów i opowieści trochę rozwadnia całość. Przesłanie o tym iż kobiety są inne, inaczej podchodzą do życia i tego co z sobą niesie (mężczyzna jak góra, kobieta jak woda) może jest czytelne, ale skarga jakiż to los zgotowali mężczyźni kobietom już mniej...
Czy trudne dla kobiet czasy minęły wraz z końcem rewolucji kulturalnej? Z jednej strony pewnie wiele się zmienia - w miastach kobiety są bardziej "wyzwolone", wcale nie mają być zamiaru bezwolnym narzędziem w rękach mężczyzn, z drugiej strony ta najbardziej chyba wstrząsająca historia (już z lat 80-tych i 90-tych) to dramatyczny obraz życia kobiet w górskiej wiosce prawie odciętej od świata. Trudno tu mi nawet przytoczyć Wam tę historię, lepiej samemu to przeczytać. Zadziwiające dla mnie było to, że tak wielkie różnice jeżeli chodzi o poziom życia, podstawowe warunki, korzystanie z dóbr cywilizacji (choćby woda, środki higieny itd.) możliwe są w kraju, który przecież do najbiedniejszych nie należy... Aż chciałoby się dowiedzieć tego jak tam jest teraz - po kolejnych 20 latach, które dla Chin były sporym i szybkim krokiem w rozwoju ekonomicznym. W tej książce mamy jedynie wspomnienia - jedne bardziej świeże, inne już bardzo odległe. Babki, matki, córki. Opowieści warte przeczytania, wstrząsające - choć raczej jako nie tyle obraz tego jakie są Chiny, ale raczej jakie były. Głosy z ukrycia, bo taki jest podtytuł, historie, które po raz pierwszy właśnie dla Xinran zostały opowiedziane.
Książka o kobietach, bo przecież podobne historie można usłyszeć na całym świecie. O kobietach, o ich bólu, upokorzeniach, sile, by wytrwać mimo tylu krzywd, o nadziei na zmiany, o tym, że warto mówić o tym jak było i jak jest, bo to pozwala nie tylko kobietom poczuć, że nie są same, ale i mężczyznom daje okazję do powiedzenia - na to nigdy nie będzie zgody.
Tematem przewodnim tych historii jest miłość (lub jej totalny brak), jest chyba tylko jeden wyjątek ciekawy rozdział dotyczący podejścia do wiary przez kobiety w Chinach. Ale mimo, że to o miłości, do razu warto uprzedzić, że to raczej gorzka i bolesna lektura.
Reportaże uwielbiam. Często mają charakter interwencyjny albo kopniakowy i aż proszą się o dalszy ciąg. Co zostało po latach z myśli i marzeń tych ludzi? Też się ostatnio nad tym zastanawiałam. Pozdrawiam wiosennie:)
OdpowiedzUsuńJa Ci tylko wyjaśnię, czemu mogłeś odnieść wrażenie, że autorka podchodzi do historii ciut beznamiętnie (ja odniosłam inne wrażenie). Ona sama jest mocno straumatyzowana pewnymi wydarzeniami z dzieciństwa, o których boi się mówić, że zablokowała się do pewnego stopnia emocjonalnie. Zanim skończyła 20 lat miała za sobą cztery próby samobójcze. Z jednej strony łatwiej pisać o innych, zapomnieć o własnym bólu - z drugiej: historie innych przypominają czasem o własnym... Poza tym te historie są dość typowe, miliony Chinek miały podobne doświadczenia co bohaterki reportaży, dla przeciętnego Chińczyka takie opowieści to nic nowego.
OdpowiedzUsuńZapraszam za kilka tygodni do lektury najnowszego, ósmego numeru Archipelagu: www.archipelag-magazyn.pl - przeprowadziłam osobiście wywiad z Xinran, który znajdzie się w tym numerze. Mówi i o zmianach, i o przeszłości, i o sobie także.
dzięki bardzo, a znasz jej inne ksiązki? To tez reportaże?
OdpowiedzUsuńTak, napisała w sumie sześć książek, czytałam wszystkie, poza jedną powieścią. O "China Witness" pisałam tu: http://chihiro.blox.pl/2012/02/China-Witness-Voices-from-a-Silent-Generation.html
OdpowiedzUsuńW przyszłym roku powinna wyjść jej nowa książka, o pokoleniu Chinek 30-32-letnich obecnie.