Zauroczył mnie ten film. Wiem, będziecie się śmiać ze mnie, że przecież to sentymentalna, mało ciekawa opowieść z ładnymi obrazkami, że to poziom "mądrości życiowych" produkowanych przez Coelho. No co ja na to poradzę? Ja po prostu od lat marzę aby przejść tę drogę, a po tym filmie po raz kolejny sobie powtarzam, że chcę to zrobić w najbliższym roku (akurat fajny prezent na 40-te urodziny, nie?). Dla wierzących pielgrzymka, jej trud, pewnego rodzaju osamotnienie, oderwanie od wszystkich spraw codziennych to czas na oddanie się we władanie drodze, modlitwie, wyciszeniu. Ale Camino de Santiago od lat przyciąga nawet niewierzących, którzy doświadczają tam czegoś szczególnego, odkrywają inne spojrzenie na swoje życie, na innych ludzi, na Boga. I o tym trochę jest ten film. Wiadomo - dość uproszczony, na pewno trudno go nazwać religijnym, cele z jakimi idą tam przedstawieni bohaterowie mogą bawić (Amerykanie uwielbiają wszystko trywializować) i dziwić, ale nie skupiajmy się na tym. Główny wątek też można powiedzieć, że zgrany i mało skomplikowany, ale ja i tak będę upierał się przy tym, że film warto obejrzeć. Choćby po to, żeby choć minimalnie zrozumieć fenomen szlaku, który przemierza od setek lat tyle ludzi. Może kogoś zachęci to, aby szukać dalszych informacji.
Tom (Martin Sheen) to amerykański lekarz, który dotąd prowadził w miarę spokojne i uporządkowane życie. Nie bardzo mógł się dogadać z synem - ten rzucił studia, bo stwierdził, że nie chce marnować życia i marzy o zwiedzaniu świata. Tom jakoś (choć z trudem) to przyjął. I oto nadchodzi dzień gdy dostaje telefon z Europy - jego syn Daniel zginął od uderzenia pioruna w Pirenejach. Tom jedzie po jego ciało i na miejscu postanawia, że spełni marzenie syna - wyruszy z jego prochami Szlakiem Świętego Jakuba. Przemierzając tę drogę lepiej zrozumie nie tylko syna, ale też ich wzajemna relację i samego siebie. To film o wybaczeniu, przyjaźni i poszukiwaniu w swoim życiu harmonii, której tak wielu w dzisiejszym świecie brakuje.
Nasz bohater nie ma specjalnego doświadczenia w takich wędrówkach, na szczęście na swojej drodze spotyka kilkoro ludzi, którzy będą mu towarzyszyli na tym szlaku i nie pozwolą mu na pogrążanie się w rozpaczy. Każde jest inne, każde z nich ma jakieś swoje wady, ale przecież pielgrzymka uczy nas między innymi tego że każdy te wady posiada, jak te własne przekraczać, jak być dla innych... Przypadkowa wydawałoby się zbieranina kilku osób stanie się sobie bardzo bliska.
Pragnienie zmian. Poszukiwanie nowych sił do życia. Może odpowiedzi. Pokuta, albo próba wybaczenie sobie. Intencja własna lub kogoś bliskiego. Ładowanie akumulatorów. Nie każdy pewnie otrzymuje to o co prosi dokładnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To tak nie działa. Ale obojętnie jak określi się cel to Droga i tak naprawdę przemienia człowieka. Warto tylko na tę przemianę być gotowym, słuchać i patrzeć. Nie gadać. Iść.
Pragnienie zmian. Poszukiwanie nowych sił do życia. Może odpowiedzi. Pokuta, albo próba wybaczenie sobie. Intencja własna lub kogoś bliskiego. Ładowanie akumulatorów. Nie każdy pewnie otrzymuje to o co prosi dokładnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To tak nie działa. Ale obojętnie jak określi się cel to Droga i tak naprawdę przemienia człowieka. Warto tylko na tę przemianę być gotowym, słuchać i patrzeć. Nie gadać. Iść.
Proszę. Tak banalna historia, spokojna, trochę sentymentalna, troszkę trywializująca samą pielgrzymkę, ale jednak jak widać może poruszyć w człowieku pewną tęsknotę, wrażliwość i dostrzec tam coś wyjątkowego. Na mnie zadziałało. A na Was?
Fajne marzenie, zacznij je realizować!
OdpowiedzUsuńFilm wbrew pozorom jest daleki od tych pseudo „mądrości życiowych” głoszonych przez Coelho. Oglądałem go w ubiegłym roku i stwierdzam, że mimo iż nie szedłem Camino Frances (na którym dzieje się akcja), to oddaje on atmosferę szlaku w 90%. Camino jest drogą dla każdego niezależnie od jego światopoglądu. Na szlaku spotkasz ludzi z całego świata, Koreańczyka ze śmiesznym (dla nas Europejczyków) przewodnikiem zapisanym drobnym maczkiem, czy hippisa, który raz na jakiś czas zachodzi do albergue (schroniska), a przez większość czasu śpi pod chmurką, dyrektorów wielkich firm, nauczycieli, małżeństwa, szalonych Amerykanów (pijących czerwone piwo) oraz uporządkowanych Niemców (którzy wiedzą, że jak znikają motyle ze szlaku, tzn. że pobłądzili – tutaj generalizuję trochę : ).
Camino jest jak powrót do korzeni: zaczynasz dbać tylko o jedzenie, mycie, spanie i wtedy wreszcie możesz zacząć myśleć o sobie!
Gdybyś był zainteresowany szczegółowymi pytaniami nt. szlaku – zapraszam na http://caminodelavida.pl
Aha, i w drugim zdaniu jest literówka, chyba chciałeś napisać Coelho, no to Buen Camino – jak to mawiamy na szlaku!
Pax
Peter Alex
dzięki, marzy mi się rok przyszły jeszcze przed sezonem letnim i trochę tylko boję się samotnej wędrówki (choć też bardziej kusi)...
OdpowiedzUsuńBiorąc pod uwagę wyprawę poza sezonem (czyli maj-wrzesień) nastaw się na to, że nie wszystkie schroniska będą otwarte. Ale to można zweryfikować przed wyprawą :)
OdpowiedzUsuńA co do samotnej wędrówki...nie ma czegoś takiego - na Camino nie jesteś sam :) zawsze jest ktoś obok Ciebie, może nie zawsze rozumiesz co do Ciebie mówi, bo pojawia się bariera językowa, ale to dobre towarzystwo. Planując Camino, wiem jak dotrzeć na miejsce startu i jak wrócić, a reszta to spontaniczna manana :)
A swoją drogą fajny blog!