wtorek, 31 marca 2015

Blackout - Marc Elsberg, czyli nowoczesność w domu i zagrodzie może być pułapką

Człowiek czyta cztery książki naraz i jeszcze sobie bierze równolegle na głowę piątą... Toż to jakieś szaleństwo. Ale dzięki temu na początek Świąt Wielkiej Nocy, w czwartek też będzie notka książkowa. Jutro rozstrzygnięcie rozdawajki, ogłoszenie nowego pakietu do rozdania i znikam na 3 dni z bloga. Uzupełnię wszystkie zgłoszenia, odpowiem na komentarze, ale już pewnie po Świętach, czyli w niedzielę. I potem znowu seria filmów.

A zanim przejdę do lektury to jeszcze jedno małe zaproszonko. Co prawda ja zwykle unikam tego typu akcji, jestem człek raczej mało "społecznościowy", ale tu się łamię. Zobaczcie sami. Maraton czytania u Agaty i profil akcji na FB.

Cały dzień czytania? Luksus na który rzadko mogę sobie pozwolić. Fajnie by było. Toż to pewnie skończyłbym wszystkie rozpoczęte tytuły i nawet pewnie sięgnął po kolejny. Albo przeczytał cegłę podobną do tej dzisiejszej - 800 stron lekkiego wciągającego thrillera to akurat materiał na taki dzień, bo nie trzeba się odrywać i nie zarywasz nocy, mówiąc sobie: jeszcze tylko kawałeczek...
O książce napisano już sporo recenzji na innych blogach, więc odkrywczy specjalnie nie będę. Ale przy przeglądaniu dzisiejszych wiadomości, uświadomiłem sobie po raz kolejny, że ta książka może być w pewien sposób prorocza. I stąd tytuł dzisiejszej notki. Postęp nie zawsze równa się bezpieczeństwo.

poniedziałek, 30 marca 2015

Dwa razy Szumowska, czyli W imię i Body/Ciało

Zapowiadałem "dwupaki" i oto kolejny. Z żalem odchodzę od notek z pojedynczymi tytułami, bo takie najbardziej lubię. Ale jak się chce pisać o wszystkim co się obejrzało (ot, choćby dla siebie), to jakoś trzeba robić porządki. A filmy jednego reżysera aż się proszą żeby je ze sobą zestawiać.  
Ciekawe, że mimo podobieństw - lubowanie się w kontrowersyjnych tematach, trochę takie drażnienie widza publicystyką i tematami, które "muszą go ruszyć", każdy jest trochę jednak inny. Czy ktoś by zgadł zestawiając je ze sobą, że nakręciła je ta sama osoba? A dokładając do nich jeszcze "Sponsoring", o którym już kiedyś pisałem? Czy próby ukazania bohaterów choć przez chwilę w samotności, przyglądanie się ich psychice, miałoby być tym wspólnym rysem?



Najpierw rzecz bardziej świeża, a potem "W imię".

"Body/Ciało" trochę mnie z początku rozbawiło. Co to ma być. Thriller metafizyczny? Żona, która próbuje coś przekazać zza grobu mężowi, który się rozpił i stał się jeszcze większym cynikiem, uciekającym w pracę przed problemami życia codziennego (np. niełatwymi relacjami z córką)? Ten kierunek, choć może i ciekawy, troszkę wywołujący niezdrową ciekawość, jakiś niepokój, wydawał mi się po prostu zbyt prosty i infantylny. Nawet trochę zgrzytał mi z tym co dla mnie wysuwało się na pierwszy plan - jak różnie przeżywa się odejście kogoś bliskiego, jak wielka jest to trauma. Jedni się z tym potrafią jakoś pogodzić, inni nie. Szukają więc na siłę czegoś, w czym upatrują możliwość kontaktu.

sobota, 28 marca 2015

Zielona wyspa - Igor Ostachowicz, czyli to miała być chwila wytchnienia w samotności

Jeszcze trzy dni macie okazję wybrać coś sobie z pakietu z trzema książkami, a ja już powoli myślę nad tytułami, które Wam ofiaruję w kwietniu. I mogę zdradzić już jeden z nich. Będzie ktoś chętny na "Zieloną wyspę"? Co prawda mam wersję do recenzji, więc nawet bez oryginalnej okładki, ale w sumie dla moli książkowych liczy się treść, a nie oprawa, nie?



Nie znam "Nocy żywych Żydów" (poprzednia książka Ostachowicza pisana jeszcze za czasów gdy był doradcą Tuska), jakoś mnie hałas wokół tego tytułu nie skusił, ale może jeszcze będzie okazja by dać mu szansę. "Zielona wyspa" prawdę mówiąc nie do końca mnie przekonuje, może po prostu to kwestia pokoleniowa - tu już nawet nie chodzi o język, ale konstrukcję bohaterów, sprawy jakimi oni żyją. To trochę tak jakbym miał zaakceptować sposób patrzenia na rzeczywistość rodem z jakiegoś celebrity show. Ja rozumiem, że są ludzie, którzy takimi rzeczami żyją, ale to nie znaczy, że ma mi się to podobać albo że będę to traktował jako normę. 

Przy poprzedniej powieści słyszało się sporo o podobieństwie do Tarantino i chyba coś w tym jest. To przenoszenie makabry, zbrodni, przemocy do popkultury stało się na tyle oczywiste, że w tej chwili nikt już nie wydziwia, choć dawniej było naturalne, że takie wygłupy to raczej kino klasy B, niskich lotów, dla fanatyków i ludzi o wyjątkowych upodobaniach. Teraz już nie dziwi nic. Nawet w powieściach.

piątek, 27 marca 2015

Dwa wieczory z Rosją, czyli raz się wybawisz, raz wynudzisz


Notka podwójna, wybaczcie, ale jak się doliczyłem dziś 100 szkiców, o rzeczach o których chciałbym napisać, to się złapałem za głowę. Będzie więc więcej dwu, albo i trzy paków :) 
Jutro książka, a potem może filmowo...
A dziś teatralnie i dokumentalnie. Obie rzeczy z tego tygodnia i obie o Rosji.


Najpierw teatr Buffo i wieczór rosyjskie, czyli taki ich "the best of" - zbiór różnych piosenek i muzycznych podróży za naszą wschodnią granicę. Trochę bez ładu i składu, ale o dziwo bawi. I to nie tylko ze względu na dobre, dowcipne prowadzenie Janusza Józefowicza, ale przede wszystkim ze względu na profesjonalizm wykonawców i naprawdę (niektóre) ciekawe pomysły na aranżacje. Była i Ałła Pugaczowa i duet Tatu, piosenka z rosyjskiej wersji spektaklu Romeo i Julia i Biełyje rozy... Szaleństwo taki zestaw.

czwartek, 26 marca 2015

Aparatus - Andrzej Pilipiuk, czyli świat, który odchodzi już w niepamięć

obrazek
Czy do Świąt Wielkiej Nocy uporam się z zaległymi notkami na temat książek? Będę próbował. Dziś po raz kolejny Pilipiuk - odświeżam sobie jego opowiadania, bo w takiej formule bardzo go lubię. I trochę odpoczynku będzie od fantastyki, bo dopiero pod koniec kwietnia pewnie napisze coś o dwóch ostatnich książkach Głuchovskiego. A reszta? Możecie sami mieć wpływ na kolejność: thriller Blackout, najnowszy Ostachowicz, Londyn NW Zadie Smith, Zabić drozda, Rzeźnia nr 5 i Odpływ. Trochę tego jest. A w czytaniu? To co widzicie z boku na blogu. I właśnie zastanawiam się co na miejsce "Zielonej wyspy" zarzucić.

O Pilipiuku pisałem całkiem niedawno, ale jakoś tak swoim zwyczajem, nie mogę wyjść z biblioteki z pustymi rękoma, więc jak oddałem jedno, natychmiast wziąłem drugie. To w końcu takie leciutkie rzeczy. A ponieważ to krótkie formy, to i czyta się szybko.

środa, 25 marca 2015

Wiosna filmów, czyli ponownie namawiam do kina bardziej oryginalnego: Gloria i Złota klatka

Wiem, wiem, pisałem już o tym festiwalu, ale co ja na to poradzę, że nie mogę się go doczekać? Dziś poznałem kolejne tytuły, które będą pokazywane w ramach różnych sekcji tematycznych i naprawdę będzie to uczta dla kinomaniaków. No powiedzcie sami. Gdzie można za 7 złotych w ciągu kilku dni przebierać w najciekawszych obrazach z całego świata? Wiele z nich zostanie pokazanych premierowo, a znając nasze kanały dystrybucji, wiele potem przemknie przez kina studyjne albo zobaczymy je po długim czasie od premiery. Zaglądajcie na stronkę Wiosna filmów i na ich kanał na FB, niedługo pełen program festiwalu. 

Będę pewnie pisał o różnych tytułach, które w ramach tych 10 dni uda się upolować, ale póki co - dwa tytuły, które bardzo pasują do formuły Wiosny Filmów i właśnie takie jak lubię. Do myślenia. Nie banalne. Głos z krajów, z których rzadko mamy okazję filmy oglądać. Tym razem to Chile - "Gloria" i Meksyk (koprodukcja z Hiszpanią i Gwatemalą) - "Złota klatka". 

wtorek, 24 marca 2015

Lemoteka, czyli usłyszeć Pilota Pirxa, myślący ocean, a może nawet głos Pana

Jak pewnie zdążyliście się zorientować bardzo rzadko robię miejsce na blogu na reklamy wszelkiego typu, zapowiedzi i tym podobne rzeczy. Jak pisać, to najlepiej już po tym gdy miałem okazję z czymś się zapoznać. Ale w tym przypadku nie mogę się powstrzymać, żeby nie zrobić wyjątku. Zresztą tylko częściowego, bo Niezwyciężonego, który jest częścią tego projektu już słuchałem i byłem pod dużym wrażeniem. I nie ukrywam, że zamierzam korzystać z kolejnych pozycji, bo bardzo wpisują się w mój prywatny plan powrotu do czytania Lema (w ubiegłym roku było już Solaris i to w potrójnym wydaniu). 
Na czym polega pomysł? Otóż serwis Audioteka.pl postanowił wydać aż 16 książek mistrza Stanisława Lema w formie audio, nie tylko czytanych przez najlepszych lektorów, ale przynajmniej jeden stanie się podobnie jak wcześniej Niezwyciężony super słuchowiskiem (zobaczcie jak pracowano nad tą produkcją). 
A z okazji premiery kolejnego audiobooka z tej serii, serwis proponuje do niedzieli (29 marca) rabat 40% na wszystkie dotychczas wydane tytuły. Kupujcie bo warto! 
Poniżej znajdziecie więcej informacji. Ja już zacieram ręce!

Pieśniarz wiatru - William Nicholson, czyli walcz z systemem!


Kolejny tytuł, który możecie zdobyć w tym miesiącu po prostu zgłaszając się w odpowiednim wątku i wyciągając go z trzypaka. Kto chętny?
Od razu warto zastrzec dwie rzeczy, które pomogą Wam podjąć decyzję. Po pierwsze: to początek sagi, więc potraktujcie ten tomik jako pierwsze danie, a nie jako pełen obiad. Po drugie: posiłek ten zjadacie w knajpie luźnej, młodzieżowej, a nie w restauracji high life.
A więc co kto lubi.
Ja przyznaję się, lubię czasem sięgnąć po takie lżejsze książki, sprawdzić po co obecnie sięga młodzież, jak się teraz dla nich pisze. Bawią mnie porównania z moimi lekturami, niektóre zachwyty nad powieściami, które przecież nowatorskie w żaden sposób nie są. Ale wiecie, co? Najważniejsze, żeby młodzież coś czytała. Aby wciągnęła się, choćby przez lżejsze powieści, w słowo pisane, w poznawanie nowych światów, uruchomiła wyobraźnię. A potem może przyjdzie miłość do rzeczy poważniejszych. Dlatego nie tylko z radością podsuwałem np. Harry'ego Pottera bratankowi, ale sam kupowałem i czytałem kolejne tomy, gromadząc to z myślą o moich córach. Starsza już dojrzała do tego, że sama może teraz to zgarnąć z moich półek. A młodsza pewnie lada chwila.
Czemu taki ciut przydługi wstęp? Bo przy Pieśniarzu Wiatrów, podobnie jak przy innych książkach fantastyczno-przygodowych dla młodzieży nie mam specjalnie o czym pisać. Przecież nie będę Wam zdradzał akcji i opisywał wszystkich perypetii bohaterów. Tu najczęściej ważne jest to na ile ciekawy jest świat jaki stworzył autor i czy da się polubić bohaterów na tyle, by im kibicować, by śledzić w napięciu ich losy.

poniedziałek, 23 marca 2015

Sąsiady, czyli kto mi dał w skrzydła?

Po raz kolejny próbuję robić sobie jakieś plany dotyczące kolejności notek i niewiele mi z tego wychodzi. Próbuję na razie uporać się z zaległościami dotyczącymi przeczytanych książek, ale mam też sporo rzeczy filmowych i to takich, które są właśnie na naszych ekranach. Dziś właśnie jedna z takich pozycji. 

Sąsiady mogłem obejrzeć na jednym z pokazów przedpremierowych dzięki wygranym zaproszeniom, więc może trzeba brać poprawkę na reakcje widowni (jak coś jest za darmo to się tego nie szanuje). Ale wiecie co? Sam miałem ochotę wyjść z kina, a moje uczucia falowały między znudzeniem/zmęczeniem i szczerym śmiechem. To ostatnie nawet nie z powodu jakichś szczególnych wątków komediowych, ale chyba nas wszystkich dopadła tzw. głupawka, czyli odreagowanie kolejnych surrealistycznych scen przez łapanie się za głowę z myślą: "kto dał na to pieniądze?".

niedziela, 22 marca 2015

Jak zostałam wiedźmą, czyli choć na jeden wieczór poczuć to co czuje dziecko

Jeszcze nie ochłonąłem do końca po organizowanej w moim miasteczku wymienialni książek, a tu pojawiają się kolejne pomysły, aby w kwietniu rozkręcić ją jeszcze bardziej. Ale to daje frajdę! Czasem sobie tak myślę, że zazdroszczę tym, którzy "robią w kulturze", bo pewnie mają jeszcze więcej okazji by nie tylko cieszyć się nią sami, ale jeszcze zarażać nią innych. Choć pewnie czasu wcale nie mają więcej :)
Dziś o przedstawieniu, a jutro znowu na przedstawienie, rzadko tak się układa, ale tylko się z takich okazji cieszyć.
Jak zostałam wiedźmą generalnie jest przedstawieniem dla dzieci, ale byłem go strasznie ciekaw, no i skusiło mnie to, że kilka spektakli oprawę muzyczną Voo Voo miało grać na żywo. Jak tu przepuścić taką okazję? W towarzystwie dziesiątek pociech w różnym wieku zasiedliśmy więc w sobotni wieczór w teatrze Studio, z satysfakcją obserwując, że wiele z nich naprawdę potrafi się zachować w takim przybytku kultury (może taką umiejętność się traci w trakcie wyjść klasowych???). 
I wiecie co? Nie sądziłem, że ja stary byk, będę miał tyle frajdy z przedstawienia dla dzieci.

Jacek Dukaj - Starość Aksolotla, czyli czy androidy mogą czuć nostalgię


Nie sądziłem, że będę miał z najnowszą książką Jacka Dukaja taki kłopot. I nie chodzi mi nawet o styl w jakim to jest napisane, bo przecież autor przyzwyczaił nas już do tego, że traktuje swojego czytelnika bardzo poważnie - stawia przed nim pytania, wyzwania intelektualne, filozoficzne, unikając jednocześnie łatwych odpowiedzi i prostych historii.
Tym razem zgrzytnęło mi jednak trochę przy promocji tej książki. Nie wiem na ile zamierzenia autora są zbieżne z efektem końcowym i czy wszystko dobrze przemyślał, ale zamiast zapowiadanej rewolucji, pierwszej nowoczesnej książki 2.0, otrzymujemy mini powieść z ciekawymi dodatkami. Może to rzeczywiście jakiś przełom, pierwszy krok, a następne będą odważniejsze, jednak wyszło średnio i to z kilku powodów. 

piątek, 20 marca 2015

Sprawa G - Hakan Nesser, czyli Ty wiesz, on wie, a jednak nic nie udowodnisz

ImageDawno nie było u mnie kryminałów? To pora wrócić do świetnej Czarnej Serii. I widzę, że wciąż mam sporo do nadrobienia w Skandynawach. Zwykle sprawdzam różne nazwiska jakie często pojawiają się na naszym rynku, ale Nesser najwyraźniej został przeze mnie przegapiony. I to niesłusznie jak się okazuje. 
Dziwnie trochę zabierać się do jakiegoś cyklu kryminalnych powieści od końca, ale może to mnie skłoni by szybciej nadrobić zaległości? Sprawa G to bowiem dziesiąty tom, zamykający sprawy komisarza Van Veeterena. To obok inspektora Barbarottiego chyba najpopularniejszy bohater Nessera, mimo że tu widzimy go u końca kariery, to może jeszcze wróci? Wszak zawsze możemy cofnąć się w czasie i poznać jakąś kolejną mroczną sprawę. Jedno jednak jest pewne - sprawa G to jedyna sprawa, której nie udało się rozwiązać w trakcie służby, obsesja i wyzwanie, które nie daje spokoju nawet na emeryturze. A jaka piękna ta emerytura :) Prowadzić antykwariat i mieć dużo czasu na czytanie na stare lata to po prostu marzenie.

czwartek, 19 marca 2015

Sils Maria, czyli ten nieubłagany upływ czasu

Z jutrzejszych premier aż trzy już obejrzane i spokojnie można by o nich pisać, ale przecież nie wszystko w jednej notce, prawda? Wstępnie mogę Wam jednak zdradzić, że o ile "Sils Maria" i "Złotą klatkę" polecam (choć dla specyficznego widza), to "Sąsiady" mnie przerosło, więc ode mnie słów zachęty nie usłyszycie.
Na początek jednak propozycja Gutek Film. Ciekawa, z niezłą obsadą, jednak nie wszystko mnie w tym filmie przekonuje. No i nie dajcie się nabrać na plakat, który mógłby obiecywać jakaś wyprawę w góry - kilka spacerów będzie, ale to raczej dramat psychologiczny, gdzie dialogi ogrywają najważniejszą rolę.
Znana aktorka dostaje propozycję gry w nowej wersji sztuki teatralnej, w której debiutowała w wieku lat 18. Rola młodziutkiej dziewczyny uwodzącej i wykorzystującej starszą kobietę, była wtedy dla niej drogą do kariery. Tyle, że teraz ma zagrać rolę uwodzonej. Wrócić do tych samych scen, dialogów, patrząc na nie z zupełnie innej strony.

środa, 18 marca 2015

Makbet - Shakespeare's Globe on Screen, czyli ukłony dla pomysłodawców

Dziś kolejny wypad - pokaz przedpremierowy filmu "Sąsiady" i po raz kolejny wiec zmieniam plany co do kolejności notek. Ale wolę choć w kilku słowach napisać coś na gorąco o wczorajszym przedstawieniu.
Strasznie się cieszę z tego projektu Multikina (zerknijcie co jeszcze pokażą przed wakacjami), bo powiedzcie sami - na ile jest szansa, że nam samym zdarzy się wyskoczyć na weekend do Londynu by pójść na przedstawienie do zrekonstruowanego teatru The Globe? A chciałoby się, no nie? I to na niejedną sztukę! I chyba nie tylko ja tak mam, bo sala była pełniutka - od młodzieży (nauczyciele ich namówili?) aż po osoby dużo ponad średnią z seansów kinowych. Kapitalna sprawa. Przedstawienie w oryginale (podziękowania dla drugiego z partnerów - British Council), ale z napisami. Niby nie jesteś na żywo w teatrze (nam przynajmniej na głowy nie napada, no i mamy miejsca siedzące), ale za to masz świetne zbliżenia. A przecież w tej sztuce nie tylko sama scenografia i akcja, ruch i dialogi się liczą, ekspresja i umiejętności odgrywają ogromną rolę.

wtorek, 17 marca 2015

Furia, czyli jak to na wojence ładnie, tfu strasznie

Za chwilę zbieram się do Multikina na Makbeta, w domu będę cholernie późno, więc po raz kolejny okazuje się, że nie dam rady napisać porządnej notki. Sięgam więc do zasobów z filmami obejrzanymi  - tam mam tyle tematów, że jeszcze długo mi nie zabraknie. I niech będzie to Brad Pitt i jego "Furia". 
Nie wiem czy więcej widzów miało podobne oczekiwania przed filmem - znowu będzie jakaś produkcja z bohaterskimi Amerykanami, może trochę scen batalistycznych, ale głównie przygoda, patos i bohaterstwo. No i niby to jest, ale utopione w takiej warstwie błota, brutalności, pesymizmu, że człowiek naprawdę zaskoczony jest tym co widzi na ekranie. Przynajmniej ja tak miałem.

poniedziałek, 16 marca 2015

Niewinność zagubiona w deszczu - Eduardo Mendoza, czyli zaznać szczęścia w życiu

Burzę trochę rytm film-książka-film, więc dopiero jutro o Szumowskiej, potem pewnie Dukaj i Zadie Smith. Ach, no i Makbet w oryginale - ktoś się wybiera do Multikina jutro?
Moje trzecie spotkanie z Eduardo Mendozą i ci, którzy zaglądają częściej znają już mój stosunek do niego. Za każdym razem powtarzam sobie - może nie trafiłem jeszcze na tę najlepszą powieść, może nie mam szczęścia... Ale do tej słynnej trylogii fryzjerskiej też się może kiedyś dobiorę. 
Muszę jednak przyznać, że póki co "Niewinność zagubiona w deszczu" podobała mi się najbardziej. Drażni mnie tym samym co i wcześniej czytane powieści (o tym za chwilę), ale skondensowana na niewielkiej ilości stron wymusza fakt iż autor nie gmatwa się tak bardzo, nie przeciąga różnych wydarzeń w nieskończoność. A to wychodzi tej książce na plus.

niedziela, 15 marca 2015

Szewc z Lichtenrade - Andrzej Pilipiuk, czyli niektórzy to potrafią opowiadać

Na warsztat biorę właśnie najnowszą książkę filozofa i wizjonera polskiej fantastyki, czyli Jacka Dukaja, ale notkę dzisiejszą poświęcam największemu gawędziarzowi i grafomanowi tego gatunku (choć bliżej może mu do fantasy). Aż się dziwię, że przez ponad 4 lata poświęciłem mu tylko jedną notkę, bo przecież wcześniej zaczytywałem się nim często. Na początek weźmy na warsztat jego opowiadania (pisałem już o jednym zbiorze) - to już 5 zbiorów pokazujących jego styl i kreowane światy. 
Powracają starzy znajomi, pojawiają się nowi i wciąż zadziwia nas łatwość z jaką przychodzi Pilipiukowi spisywanie różnych zwariowanych pomysłów. Co prawda po jednym zbiorze, kolejne pokazują już nam elementy wspólne w różnych opowiadaniach, ale i tak nie odbiera to frajdy z lektury. To taka rzecz, że można usiąść gdziekolwiek i łykać opowiadania jedno za drugim. Kiedyś pamiętam mając dwie godziny czasu wolnego, udałem się więc do Empiku i tylko "przeglądając" przeczytałem prawie połowę jednego ze zbiorów siedząc sobie na podłodze między półkami.

sobota, 14 marca 2015

Wiosna filmów, czyli ambitnie, egzotycznie, oryginalnie i dwa przykłady: Wilkołacze sny i Tosty po meksykańsku


Na początek dobre wieści - do kolejnego Festiwalu Filmowego Wiosna Filmów już niecały miesiąc. Od 10 do 19 kwietnia zapowiada się prawdziwa uczta dla kinomaniaków, bo w warszawskim kinie Praha przez 10 dni będzie okazja zobaczyć najciekawsze, nagradzane, zauważone przez krytyków filmy z całego świata. Będę miał okazję już po raz trzeci uczestniczyć w tym wydarzeniu i jedyny problem jaki mi się szykuje to fakt, że chyba nie będę mógł wziąć urlopu w pracy, więc pewnie nie obejrzę wszystkiego co sobie wypatrzę w programie.
Pierwsze tytuły już znamy - będzie okazja zobaczyć francusko-mauretański "Timbuktu", który był nominowany do Oscara, kontrowersyjny i ciekawy "Plemię" (cały w języku migowym), czy dokumentalny "Jestem Femen". Warto wypatrywać kolejnych tytułów, szczegółowego programu i rezerwować sobie już czas. Wbijajcie po szczegóły na www.wiosnafilmow.pl i www.facebook.com/wiosnafilmow.
Owszem, są inne festiwale i okazje by zobaczyć kino bardziej ambitne, ale rzadko kiedy w takiej ilości, przedpremierowo i w takiej cenie - bilety są tylko po 7 złotych! 

Namawiam wszystkich, którzy lubią w kinie rzeczy oryginalne, a nie dla mas objadających się popcornem. To właśnie w kinie Praha miałem okazję zobaczyć filmy z Kazachstanu, Słowenii, Rumunii, Iranu, Meksyku, Gruzji, czy z Azji. Wystarczy zerknąć na listę filmów obejrzanych, przejrzeć podsumowania z danego roku, by zobaczyć, że często to właśnie takie filmy lubię najbardziej, po prostu zapamiętuje się je na długo. Czasem dyskusyjne, ale nigdy nie banalne. Droga krzyżowa, Omar, Mandarynki, Viviane chce się rozwieść, Pozycja dziecka, to tylko przykłady prawdziwych perełek.

I dziś też dwa takie obrazy, których raczej w multipleksach nie zobaczycie - oba są już na ekranach kin studyjnych, więc piszę po premierze, ale może jeszcze je gdzieś upolujecie. Wilkołacze sny i Tosty po meksykańsku.

piątek, 13 marca 2015

Wyprawa w głąb interioru - Laurens van der Post, czyli poczuć Afrykę

Seria Terra Incognita wydawana przez WAB od dawna zwraca moją uwagę, choć o ile dobrze pamiętam jak dotąd na blogu pisałem jedynie o "Wytępić całe to bydło", choruję na pewno na Bator i na Horvitza, ale tam jest jeszcze kilka niezłych tytułów. 
Niedawno wpadł mi w ręce kolejny. "Wyprawa w głąb interioru" to literacko-dokumentalna relacja z wyprawy do Afryki. Choć pisana raczej z perspektywy czasu i wspomnienia przelatane są różnymi refleksjami, migawkami z innych przeżyć autora, trudno więc traktować ją jako reportaż, jest w niej coś szalenie ciekawego. To nie tyle obraz czarnego kontynentu, co próba opisania jego duszy, widzianej oczyma białego człowieka. Dżentelmena i nieodrodnego syna imperium brytyjskiego, a zarazem również żołnierza, awanturnika, który patrzy na kolonie trochę inaczej niż biali urzędnicy, siedzący w Londynie za biurkami. To właśnie oni wysyłają go na misję - ma zbadać płaskowyż Nyika i masyw górski Mlandżi (obecnie Malawi). Nie dowiemy się dokładnie w jakim celu, bohater dokładnie też nie wyjaśnia nam tych detali. Czym więc jest jego opowieść jeżeli nie dokumentalną relacją z wyprawy? 

czwartek, 12 marca 2015

To właśnie seks, czyli w poszukiwaniu idealnej recepty



W kinach podobno największym przebojem wciąż 50 twarzy..., a ja chciałbym Wam zaproponować coś dużo lepszego. Zamiast oglądać bajki o kopciuszku co się zakochuje w bogatym księciu, może lepiej zejść na ziemie i zastanowić się nad tym czemu w różne związki wkrada się czasem monotonia, a ogień przygasa? Australijska komedia "To tylko seks" pokazuje, że nie tylko można śmiać się z różnych naszych dziwactw, fantazji, ale może nawet czasem trzeba się z tego pośmiać, porozmawiać o tym. Czemu to ma być tabu? Uwaga, zaznaczam, że film dla dorosłych, nie tyle ze względu na sceny (bo ich tu nie ma), ale raczej ze względu na to, że to ludzie dorośli, trochę okrzepli już w związkach będą mieli z tego największy ubaw. 

środa, 11 marca 2015

House of Cards - Michael Dobbs, czyli skrupuły są dla słabych

house of cards dobbsSerial znają już prawie wszyscy. Genialny. Trzymający w napięciu. Świetny aktorsko. Trzeci sezon jest wypatrywany w napięciu prawie takim samym jak kultowa Gra o tron. I chyba już mało kto pamięta, że serial amerykański oparty był na produkcji dużo wcześniejszej, brytyjskiej, a ta znowu była ekranizacją książki, której okładkę widzicie obok. Po ponad 20 latach dostajemy ją do rąk lekko tylko odświeżoną. I najbardziej zabawne jest to, że prawie nic nie straciła na aktualności. Politycy zmieniają samochody, komputery, zegarki i telefony, ale wszystkie mechanizmy w jakich funkcjonują pozostają takie same. 

wtorek, 10 marca 2015

Nocny Maraton Filmowy, czyli 4 razy horror


Znowu notka zbiorcza. Ale nie przypadkowo. Wszystkie filmy bowiem zaliczone na jednym seansie. Chyba po raz trzeci byłem na takim wydarzeniu i widzę, że znoszę je coraz lepiej (to znaczy za każdym razem jestem mniej senny). Polecam Wam takie doświadczenie (nie koniecznie z horrorami), w tej chwili widzę, że Multikino urządza je dość regularnie - najbliższa okazja to nadrabianie zaległości z ubiegłego roku z kina polskiego już w najbliższy piątek. 

Horrory jak mało który gatunek pasują na takie seanse i wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że ja trochę już z nich wyrosłem. Ale za to 15 letnia córa wciągnęła się mocno i namówiła mnie żebym robił za opiekuna i kierowcę dla niej i 3 koleżanek. Już samo to zapowiadało niezły horror, nie? Ale przeżyłem. I prawie wszystkie z pokazywanych filmów obejrzałem z przyjemnością, nie brakowało też miłego dreszczyku i podskakiwania w fotelu (a dziewczyny zakrywały głowy kocami, które ze sobą przywiozły). No więc o kolei.

poniedziałek, 9 marca 2015

Spisek Tudorów - C.W. Gortner, czyli podchody wokół tronu


Miała być notka na temat innej książki, ale jak to ostatnio u mnie bywa - wybieram to co napisze się szybciej, a to co poważniejsze musi poczekać na swoją kolej. Na razie rytm - książka, film, książka - uda się podtrzymać, bo tytułów jeszcze trochę mam w zanadrzu. Chyba to już ponad 30 książek przeczytanych w tym roku, ale to dlatego, że cały czas mam "na warsztacie" po trzy, cztery rzeczy - jedna np. w słuchaniu, w formie papierowej coś lekkiego i rozrywkowego, a na komórce lub czytniku jakąś poważniejszą cegłę...

No to dziś coś z tych rzeczy bardziej na luzie. 
Okładka mówi sama za siebie - będzie zbrodnia, tajemnica i może jakiś romans. Nie przepadam za takimi tytułami, ale ponieważ lubię powieści historyczne postanowiłem zaryzykować. Trochę teraz zgrzytam zębami, bo okazało się, że wpadł w moje ręce drugi tom cyklu - główny bohater często powraca wspomnieniami do wydarzeń z przeszłości, co skutecznie mi psuło przyjemność z lektury. A mogło być nieźle. 

niedziela, 8 marca 2015

Zaginiony, czyli koszmar każdego rodzica



W oczekiwaniu na kolejne sezony Gry o tron i House of Cards (wiosna zawsze jest ucztą dla serialomaniaków) zerkam w poszukiwaniu innych rzeczy i oczywiście ci którzy zaglądają na bloga, wiedzą że szukam głównie rzeczy kryminalnych. Tyle, że nie na kanałach z masowymi produkcjami amerykańskimi, gdzie wszystko jest jakoś podobne do siebie. Czasem Cinemax, czasem Ale kino i oczywiście przeglądanie blogów w poszukiwaniu recenzji, a potem tylko polowanie na kolejne odcinki. Ze smakiem łyknąłem Endeavour, zajrzyjcie więc na notkę, która pojawiła się na miejsce zakończonego konkursu. 
Drugą godną polecenia rzeczą jest "Zaginiony". Brytyjska, ośmioodcinkowa produkcja, może nie powala tempem, ale brawa należą się za scenariusz, który nie idzie po najmniejszej linii oporu, zaskakuje i pozwala się przyglądać poszczególnym postaciom dużo wyraźniej niż seriale kryminalne do których jesteśmy przyzwyczajeni. 

sobota, 7 marca 2015

Człowiek w cieniu - Eustachy Rylski, czyli wołanie rosyjskiej duszy


Książka pofrunęła już do nowego właściciela (i przypominam, że 3 kolejne pozycje są do rozdania w zakładce z konkursami), a ja próbuję ogarnąć swoje wrażenia, by sklecić choć kilka zdań. Przyznam od razu, że Rylski nieodmiennie mnie zachwyca swoją erudycją, piękną polszczyzną, wplataniem w akcję nastrojów, przemyśleń, wspomnień, które czasem są ważniejsze niż same wydarzenia. Tak. Zachwyca, ale i wpędza w kompleksy. Bo to taka literatura, którą się smakuje, jak ją potem więc recenzować, sprowadzić do prostych słów, to co u Rylskiego jest wzniosłe, pełne znaczeń, a jednocześnie tak ulotne. 
Pisząc o najnowszej powieści, czyli "Obok Julii" zastanawiałem się ile w tym wszystkim prawdziwej głębi, a na ile zabawy z czytelnikiem, popisywania się - patrzcie, piszę tylko dla inteligentnych i wrażliwych. Kiedyś tak zgrzytałem zębami na Liberę za "Madame", ale tam to było dla mnie wyraźne, tu zaś miałem jedynie przeczucie, podejrzenie. Po co brać się za jakieś wątki kryminalno-gangsterskie, jeżeli potem się ich nie do końca wykorzystuje? Bohaterowie Rylskiego mają w sobie więcej z filozofa niż z przestępcy, jest w nich jakaś zadra, jakie pełne beznadziei wycie, które nijak ma się do maski twardziela jaką noszą. Po lekturze "Człowieka w cieniu" już nie podejrzewam autora o popisywanie się. On po prostu tak ma. Być może tak patrzy na świat, tak czuje. I stąd w jego tekstach tyle nostalgii, a jednocześnie ryzykanctwa, bo przecież żyje się po to by coś poczuć, by coś znaczyć choć przez chwilę, a nie być nijakim, nudnym, szarym.

piątek, 6 marca 2015

Bardzo polska historia wszystkiego - Adam Węgłowski, czyli historia nie musi być nudna!


Nie tak dawno robiłem u siebie konkurs z tą książką, kilka dni temu wreszcie doczekałem się też własnego egzemplarza, a że rzecz to lekka i przyjemna, w dwa dni została pochłonięta, pomiędzy innymi lekturami.
Do książki można zajrzeć tu i zorientujecie się, że nawet dla ludzi, którzy nie przepadają za historią, może to być lektura, którą czyta się szybko i bez problemów. Spora ilość nazwisk, różnych wydarzeń, ale podana w sposób powiedziałbym dziennikarski - tak aby nie czytelnika nie przysypać, a raczej zaciekawić. Autor pisywał wcześniej do wielu pism (m.in. do Focus Historia), więc możecie się spodziewać nie tyle badań naukowych, a raczej podawania w sposób zachęcający, masy ciekawostek. Takie niby śledztwo historyczne, gdzie bawimy się w wyszukiwanie tropów, powiązań i źródeł. Tym razem zabawa dotyczyć będzie poszukiwania wątków polskich w różnych życiorysach i historiach.

czwartek, 5 marca 2015

Dumni i wściekli, czyli uścisk dłoni

Jutro premiera, więc najwyższa pora by wspomnieć o kolejnej premierze naszykowanej przez Gutek Film. Co prawda przegapiłem u nich pokazy prasowe, ale za to Multikino nie zawiodło i udało się po raz kolejny wbić na spotkanie w ramach Kocham Kino. I powiem Wam, że możliwość spotkania z jednym z prawdziwych bohaterów wydarzeń przedstawionych w filmie, trochę zmienia mi obraz całości. Niby film jest zabawny, we mnie jednak jest jakieś spore "ale" do tej produkcji. 

Zacznijmy od punktu wyjścia - lata 80 w Wielkiej Brytanii, protesty górników przeciw planom rządowym zamykania kopalni, strajki, atmosfera bardzo napięta, w wielu miasteczkach gdzie nie ma innej pracy, sytuacja materialna rodzin robi się krytyczna. A w tym samym czasie, w Londynie grupka gejów i lesbijek wpada na pomysł, by zaangażować się w zbiórkę na rzecz górników. Szumnie nazwana organizacja LGSM (Lesbians and Gays Support the Miners) to raptem kilka osób, ale za to pełnych dobrych chęci i zdeterminowanych. Skoro już nazbierali trochę kasy, chcieliby ją przekazać. Tylko jak, skoro gdy tylko mówią nazwę swojej organizacji, wszyscy rozmówcy odkładają słuchawkę i twierdzą, że nie są zainteresowani taką pomocą?
Wreszcie (pomyłka?) udaje im się nawiązać kontakt z ludźmi z małego walijskiego miasteczka Onllwyn. Jadą. No i teraz wyobraźcie sobie miny i reakcje w większości konserwatywnych, prostych ludzi na widok grupy kolorowych dziwaków, w dodatku na każdym kroku podkreślających swoje preferencje seksualne.

środa, 4 marca 2015

Trzy razy Monty Python, czyli tyle lat, a wciąż bawi. Dzięki Panie Beksiński!


Uzbierało mi się tyle filmów do opisania, że muszę je jakoś łączyć w notki, tym razem na szczęście nie mam żadnych problemów, bo przecież za trzema dzisiejszymi produkcjami stoi ta sama ekipa. 
Niepowtarzalny klimat i szaleństwo jakie są charakterystyczne dla ich produkcji nie wszystkim odpowiadają, ale ja to ich poczucie humoru po prostu uwielbiam i nawet z dzisiejszej perspektywy dostrzegana siermiężność ich wizji mi nie przeszkadza. To element zabawy, bo gdyby mieli budżet by wszystko było idealne, pewnie nie było by tak zabawne (jak choćby rycerze jadący ze swoimi służącymi "konno"). 
Niektóre rzeczy oglądam po raz n-ty, inne po raz pierwszy w całości (jak "Bandyci..."), ale miejsca dla nich na blogu i na liście obejrzanych nie może zabraknąć.
Odwracam chronologię, bo ważniejsze dla mnie jest to jak się je odbiera (a tak się składa, że najświeższy z nich jest jednocześnie moim zdaniem najsłabszy).
1981 Bandyci czasu
1979 Żywot Briana
1975 Monty Python i święty Graal
Oto genialna trupa komików i ich wariackie pomysły. Na polski genialnie przełożone przez Tomasza Beksińskiego.

wtorek, 3 marca 2015

Porucznik Jamróz - Marcin Ciszewski, czyli żadna tam 5 część serii, ale miły dodatek do www

Jutro notka filmowa, troszkę nawiązująca do jednego z wczorajszych bohaterów, czyli Tomasza Beksińskiego (kto zgadnie o jakim filmie będzie?), dziś jeszcze kolejny pokaz prasowy, filmów więc w najbliższych dniach nie zabraknie, ale póki co czytamy, a raczej słuchamy. Bo rzecz, o której dziś chcę wspomnieć, póki co nie jest wydana w formie papierowej, a jedynie w wersji audio.
Dla fanów Marcina Ciszewskiego (a ja się do takowych zaliczam - zerknijcie do zakładki z przeczytanymi lub tu) to miły dodatek do serii tzw. wojennej, która wydawała się już na dobre zakończona. A dla tych, którzy tej serii (1939.pl, 1944.waw.pl, Major, www.ru2012.pl) nie znają może to będzie przystaweczka, która rozbudzi apetyt? Tylko nie sugerujcie się dopiskiem 5 część serii - to raczej mini słuchowisko, które jest uzupełnieniem książki, w której bohaterowie cyklu postanowili zaangażować się w Powstanie Warszawskie. Wszystko trwa raptem 45 minut, zachęcam więc by wyglądać promocji cenowych, bo póki co audioteka przegina. Może powinien to być bonus np. za dwa złote do innych części?

poniedziałek, 2 marca 2015

Beksińscy. Portret podwójny - Magdalena Grzebałkowska, czyli artyści i ich demony



Nawet się ucieszyłem gdy w ubiegłym tygodniu w mediach pojawiła się informacja iż twórcy "Carte blanche" mają zamiar zabrać się za film o Beksińskich. Mam nadzieję, że choć trochę odda on tą dziwną atmosferę domu i fenomen charakterologiczny obu panów. Bo Grzebałkowskiej udało się to świetnie. Usłyszałem niedawno opinię, że zrobiło wiwisekcję, że była zbyt surowa, że przedstawiła ich jako wariatów, że ich chyba nie lubiła. Ale powiedzcie sami: czytaliście dobrą biografię, która była by pisana na kolanach? Zawsze trzeba trochę oddalić się od swoich bohaterów, wyzbyć się własnych opinii, a skupić się na źródłach, na tym co mówią inni, po to by pokazać ich pełniej niż tylko własny, subiektywny obraz. Oczywiście - nie potrzeba żadnych komentarzy, bo czasem sam dobór źródeł i rozłożenie akcentów już może być jakąś formą wpływania na opinię czytelnika, sugerowaniem ocen. Ale Grzebałkowska mam wrażenie, że nie pastwi się nad swoimi bohaterami. Ona z zafascynowaniem stara się ich poznać, zrozumieć. I my w tym procesie, przez który przeszła, również możemy uczestniczyć.

niedziela, 1 marca 2015

Sędzia, czyli nawet chłopaki czasem płaczą. I rozdawajka

b
Dramat, który chyba nawet pojawił się w tegorocznych nominacjach oscarowych (Robert Duvall rzeczywiście dobry) i aż żal, że jakoś mało wokół niego było zamieszania w naszych kinach. Jeżeli ktoś lubi kino amerykańskie - pełne wzruszeń, dramatycznych decyzji, balansujące między zwykłymi ludzkimi nieszczęściami, a poświęceniem do jakiego jesteśmy zdolni dla innych - to właśnie Sędzia będzie świetnym materiałem na seans.