czwartek, 29 marca 2012

Bohater z cienia. Kazik Ratajzer - Witold Bereś i Krzysztof Burnetko czyli warto słuchać świadków

Notka troszkę nietypowa, bo mając różne rzeczy do czytania na wielkich stosach zacząłem się tymi książkami dzielić. Korzyść obopólna: ktoś ma frajdę, że może przeczytać dobrą pozycję (a u mnie i tak czekają na swoją kolej), a dla mnie to wsparcie i jakaś odmiana we wrzucanych notkach, jakaś rożnorodność. Oczywiście, że sam również przeczytałem, więc notka rozbudowana też o jakieś moje refleksje - mamy więc dwuglos :) Książka ciekawa, choć być może warto z nią podyskutować, poszperać w innych źródłach. Dobrze, że takie pozycje powstają, bo świadków żyjących już coraz mniej - tym bardziej warto ich słuchać - jak to pamiętają ci, którzy to przeżyli.
Zapraszam do przeczytania notki autorstwa Doroty (bardzo Ci dziekuję!). I podziękowania oczywiście dla Świata Książki za przesłany egzemplarz. 

Powieść biograficzna „Bohater z cienia. Losy Kazika Ratajzer” autorstwa Witolda Beresia i Krzysztofa Burnetki, przedstawia nieznaną mi do tej pory postać działacza Żydowskiej Organizacji Bojowej, uczestnika powstania w gettcie warszawskimi, bohaterskiego wykonawcy planu wyprowadzenia z getta ostatnich jego bojowników – Kazika Ratajzera (Simchy Rotema). Książka opisuje jego losy od czasów przedwojennych do lat współczesnych. Jest to bardzo ciekawa pozycja odkrywająca wiele nieznanych szczegółów historycznych takich jak np. jak akcja „Zemsta”, mająca na celu zorganizowanie przez „Mścicieli”  odwetu na Niemcach (niektórzy byli za tym, że na całym narodzie inni za tym, że tylko na nazistach) za lata cierpienia, poniżenia za  zagładę narodu żydowskiego. A także opisująca znane już mi wydarzenia dziejowe z nowej perspektywy, kolejnej osoby, która w nich uczestniczyła.
         Książka ma moim zdaniem charakter rozrachunkowy, z przywódcami getta (np. dlaczego nie podjęto decyzji o powstaniu kiedy w getcie było kilkaset tysięcy ludzi, tylko dopiero wtedy gdy większość wywieziono do obozów zagłady i zostało ich dziesięć razy mniej), władzami nowopowstałego państwa Izrael („Izrael otoczył się aurą świętości ostatniej z ofiar. Jednocześnie pozostaje głuchy na krytykę i dialog z innymi narodami”), ale przede wszystkim z Polakami („Więc tak, Polacy pomagali, ale w porównaniu z liczbą ludności to był ułamek, no mniej niż jeden procent”).
Mało znam historię, wiem, że za mało i dlatego teraz nadrabiam braki sięgając po ciekawe książki zwłaszcza biograficzne przedstawiające bardzo ciekawe postaci, niekiedy nieznane, niekiedy zapomniane. Wiem, że nie ma jednej historii, wiem, że każdy ma swoją historię. Dwie osoby żyjące w tym samym czasie, walczące w tym samym oddziale, ukrywające się w tym samym schronie przedstawią dwie różne historie bo napiszą je przez pryzmat swoich doświadczeń, emocji, postaw, lęków. I właściwie trudno z tym dyskutować zaprzeczać, że było inaczej itp. one tak to czują.
Jednakże budzi się we mnie sprzeciw gdy bagatelizuje się działalność polskiego „podziemia” – „Polskie podziemie też niewiele mogło zrobić. Zabili Niemca tu, zabili tam – no i co?” albo minimalizuje pomoc Polaków dla Żydów. „Pewnie wielu pomagało, ale ich nie poznałem osobiście, więc jak będę liczył to nie wiem czy dojdę do 10 takich ludzi”. Choć gdy czytałam tę książkę to miałam wrażenie, że w jej treści pojawia się chyba więcej niż 10 osób narodowości polskiej, które bohater spotkał na swej drodze.
Informacja o polskiej organizacji Radzie Pomocy Żydom „Żegota” pojawia się dopiero w drugiej części książki i to chyba tylko raz. Nie ma też w książce żadnej informacji, że Irena Sendlerowa, będąca odpowiedzialna za referat dziecięcy w Żegocie uratowała  ponad 2,5 tys dzieci żydowskich, że dla ponad 50 tys Żydów zdobyto dokumenty, że 4 tys mieszkańców getta wspierano materialnie. To wszystko odbywało się w warunkach gdy za pomoc Żydom groziła kara śmierci, nie tylko dla osoby pomagającej, ale także dla całej jej rodziny. Rada Pomocy Żydom była jedyną w okupowanej przez nazistów Europie instytucją państwową ratującą Żydów. 

Prof. Bartoszewski: „...według Starego Testamentu brakowało dziesięciu ludzi do uratowania Sodomy. W Polsce tych Sprawiedliwych znalazły się tysiące... Myślę, że nie tylko Żydzi uratowani w infernalnych warunkach mają im coś do zawdzięczenia, ale i my wszyscy, ówcześni i potomni".

Zdecydowanie nie jestem z tych osób „które chcą tylko dostrzegać tę jasna piękną część swojej twarzy (historii narodu). Ciemniejszej nie mając  odwagi oglądać”. Chcę poznawać historię, chcę poznawać bohaterstwo ludzi i łajdactwo też. W tej książce zdecydowanie więcej jest o bohaterstwie. O niesamowitej woli życia, u ludzi którym tego podstawowego prawa odmawiano.
Cieszę się, że żyję w innych czasach i nie muszę podejmować decyzji przed jakimi stawali ludzie wczasach wojny. Nikogo nie osadzam bo nie mam prawa - „Tyle wiemy o sobie na ile nas sprawdzono” . To nie ludzie zachowywali się nie normalnie, to czasy były nie normalne. Podziwiam bohaterów, ale nie mogę wymagać bohaterstwa od innych, bo nie wszystkim jest ono dane.
Książkę zdecydowanie polecam.
Dorota
*********************************************************************
Co by dodać od siebie do tego co napisała Dorota. Rzeczywiście przyglądanie sie losom tego czlowieka, który przecież dla większości z nas jest postacią anonimową było bardzo interesujące. Bo ma o czym opowiadać. Zarówno o dzieciństwie, o tym w jakiej atmosferze wzrastał na warszawskim Czerniakowie, o wybuchu wojny, o tym jak wyglądało życie w getcie, wybuch powstania i późniejsze starania o to by po klęsce wyciągnąć z getta jak najwięcej ludzi. Ciekawe są też jego opowieści o czasach powojennych - akcja "Zemsta", w której brał aktywnie udział (ciekawa historia godna osobnej książki), wyjazd do Izraela, budowanie swego prywatnego życia na tle historii tego państwa. Czułem spory niedosyt, bo chciałoby się wiecej! Więcej szczegółów, informacji! A tu trochę tak przelatujemy w szybkim tempie i zostaje w nas sporo pytań, ciekawości. Jest to wiec pozycja, która raczej rozbudza apetyt, niż zaspokaja.
Konstrukcja tej książki jest dość złożona. Mamy więc pewnego rodzaju opowieść o losach naszego bohatera (który ze względu na niesemickie rysy, często pposługiwal się inną tożsamością stąd jego ksywka "Kazik"), mamy wywiad autorów książki z bohaterem, który uzupełnia pewne wydarzenia, komentuje je. Ale jest jeszcze trzeci i trochę zaskakujący element: rozmowy bohatera z Markiem Edelmanem. Zapis duskusji, rozmów o przeszłości, sporów o to jak było, o ocenę wydarzeń, osób, zadawanie pytań co by było gdyby. Ta część najmniej "składna", niedostosowana do reszty, pojawia się sporo odpowiedzi wymijających, fragmentarycznych, wyrywkowych wspomnień. Ale na swój sposób to też jest ciekawe - na pewno budzi chęć poszukania kolejnych pozycji, choćby książek p. Marka Edelmana.
Simcha Rotem (Kazik Ratajzer) nie robi się z siebie bohatera. Dla niego to, że próbował ratować innych, działać, nie być biernym było czymś bardzo naturalnym.
Nie mówiłem i nie mówię, że powstanie było dla historii, dla narodu, dla honoru. Ja tylko nie chciałem dusić się w komorze gazowej. Bardzo nie chciałem. Więc łatwiej umrzeć w walce. Szybciej. Ale nie żeby w imię czegoś poświęcać życie. Nie. Życie ludzkie jest ważniejsze niż honor.

Dorota wspomniała już o pewnych niekonsekwencjach pojawiających się w tekście. Dużo dobrych słów o rożnych ludziach, którzy im pomagali, a potem stwierdzenia, że to wszystko zbyt mało. Ale przecież jest to zapis rozmowy i wspomnień - czasem bardzo emocjonalnych. Trudno oczekiwać aby mówił tylko o rzeczach dobrych, jeżeli działo się tyle zła (również ze strony Polaków), trudno wymazać pewne doświadczenie opuszczenia, zaszczucia, zagrożenia... Nie jest to wiec podręcznik historii, ale świetna tego przedmiotu lekcja - spotkanie z żywym świadkiem, który opowiada nie tylko o tym jak było, ale co wtedy się czuło, jak myślało... Tyle pytań. Wątpliwości. Zdarzeń, ale i ich interpretacji i oceny.
Kawałek historii. Tej wielkiej. Ale i tej małej - konkretnych osób, ich losów, przeżyć, pragnień, lęków, emocji. AK. AL. ŻOB. Cywile. Polacy. Żydzi. Niemcy. Ludzie. Każdy opowiada swoją historię, a czytelnik zbiera te wszystkie elementy i próbuje zrozumieć ich losy, poglądy.
Słuchajmy świadków póki jeszcze mogą nam o tym wszystkim opowiedzieć. Dajmy wybrzmieć słowom i emocjom. Bo nie tylko liczby i interpretacja wydarzeń tworzą historię.
  Robert

2 komentarze:

  1. I tak cię podziwiałam - chyba codziennie nowa notka na blogu o samych dobrych pozycjach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ech pomysłów i tak jest więcej niż dni :) w kolejce jeszcze kilkadziesiąt szkiców do rzeczy już przeczytanych, przesłuchanych, obejrzanych. Ale ważna też odmiana - moje notki chyba mogą sie znudzić, bo wszystkie mają podobny styl (np. dużo pytajników i wielokropków) i mało przypominają recenzję

    OdpowiedzUsuń