czwartek, 22 marca 2012

Rafał Ziemkiewicz - Ognie na skałach, czyli rozdawajka i kolejna zagadka blogowa

Czwartek - w Łodzi słoneczko i po miłym spacerze wieczornym, aż chciałoby się zostać tu dłużej aby chłonąć atmosferę tego miasta. Kafejki i restauracje na Piotrkowskiej, Manufaktura, krajobraz bez świątyń, a tuż obok obskurne kamienice, straszące bramy, pustostany... Ale niestety zdjęć nie mam, więc nawet nie mogę specjalnie rozbudować tej notki aby troszkę opowiedzieć o wrażeniach. Może jeszcze w tym roku uda się tu wrócić... A teraz o rozdawajce - zresztą już zakończonej:
Do wygrania była książka, trzeba było jedynie zgadnąć autora i odnaleźć na moim blogu notkę o innej pozycji tego samego autora. Słowa klucze: trust, publicystyka. Wydawało mi się, że to będzie łatwe, ale odgadła tylko jedna osoba... A może reszta nie była zainteresowana rozdawajką? Gratulacje dla Rusty Angel! :)
A o samej książce dużo chyba nie napiszę - czytałem już jakiś czas temu i prawdę mówiąc z Ziemkiewiczem to mam tak:
Nie przeszkadzają mi jego felietony, czasem je czytuję, z częścią poglądów politycznych nawet sympatyzuję, prozę próbowałem, ale jakoś nie powlaiły na kolana, a najbardziej lubie go za fantastykę. A tu im był młodszy tym lepszy.
Ta książka miała być jego powrotem do tego nurtu i była wydawana przez Fabrykę Słów jako bestseller (ano niech pokażą cwaniaki wyniki sprzedaży). Powieść fantasy (a nie to co mu wychodziło najlepiej, czyli political fiction) niestety to nie jest gatunek, w którym RAZ byłby mistrzem. Tło jest wymyślone jako tako, bohater też jakiś ciut płaski, ma jakąś tajemnicę, ale słabo to jest rozwinięte, a akcji to tutaj za grosz. A wszak wiadomo, że to jest to co tygrysy lubia najbardziej (za to kochamy Sapkowskiego czy Kresa).
Żegost - najemnik i weteran wielu wojen w pewnej nadmorskiej osadzie wszczyna jakąś awanturę i wchodzi w konflikt z lokalną władzą. Podejmuje też próbę wyjaśnienia tajemniczych mordów na okolicznych rybakach, znikających ławicach ryb (podejrzewany jest morski potwór) oraz tajemniczej postaci żony władcy tych ziem, którą ten przywiódł na zamek w dziwnych okolicznościach. Wszystkie te sprawy jakoś łączą się ze sobą, a wyjaśnienie pojawia się dość szybko, co jeszcze bardziej rozczarowuje nas w trakcie czytania. Pozostaje trochę gadania o magii, o uciskaniu biednego ludu przez nadętą i głupią władzę oraz o problemach malżeńskich...
Może to i dobry materiał, ale na krótkie opowiadanie. Niestety jako powieść czyta się marnie.  

6 komentarzy:

  1. Tomasz Terlikowski

    wyrażam chęć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. po pierwsze proszę tu nic nie sugerować innym, po drugie to błędna odpowiedź :) uprasza się aby pisać zgłoszenie jedynie pod notką którą uznamy za trafną

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakże miło czytać takie słowa na temat Łodzi!:) Dla mnie to miasto turpistyczne; tak brzydkie i obskurne, że aż piękne w tej swej brzydocie;) Paskudne, socjalistyczne molochy, sąsiadujące - tak dla hecy chyba - z przepięknymi kamienicami; zakamarki bocznych uliczek i bram na Piotrowskiej, w których spotkać możemy (i tu niemal rosyjska ruletka) albo urokliwą kawiarenkę, albo meneli... wrażenia murowane;)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. coś w tym jest i dlatego ma wyjątkowy klimat, w Lublinie można znaleźć na Starówce takie zestawienia w sąsiedztwie ale tylko na niewielkim obszarze, reszta bez uroku, a tu kawał miasta jest właśnie praktycznie do "zwiedzania" - tuż obo kamienicy skąd butelka poleciała nam na głowy mijaliśmy ciekawe i architektonicznie piękne budynki - ba, nawet podświetlone, jak np pierwsza (w Polsce?) lecznica dla zwierząt. Zdecydowanie warto skręcić w boczne uliczki a nie tylko siedzieć na Piotrkowskiej

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie skojarzyłam o co chodzi tym razem ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. trust a potem tzw klub tfurców to była grupa młodych zdolnych, którzy chcieli się uczyc warsztatu pisarskiego i wymieniali się swoimi próbkami - oprócz Ziemkiewicza o ktorego mi chodziło było tam jeszcze sporo nazwisk, które do dziś są znane nie tylko na poletku SF

    OdpowiedzUsuń