środa, 31 grudnia 2014

Przeczytane 2014, czyli koniec podsumowań i to na bogato


Czas domknąć rok 2014. Notka na blogu numer 1461 w tym roku 365, a więc jutro świętowanie 4 urodzin Notatnika! Coś co miało być prywatne, kameralne i jak wiele moich rzeczy, po jakimś czasie umarło by śmiercią naturalną, zmieniło się w ogromną pasję. 
I sobie i Wam na ten nowy rok życzę właśnie pasji w życiu! Wielu pozytywnych emocji z kontaktu z innymi ludźmi (nie tylko przez blog) i z obcowania z kulturą. Film, książka, muzyka, naprawdę wnosi w nasze zabieganie wiele radości i światła. A jak znajdziemy kogoś z kim tą radość możemy dzielić, to już w ogóle pełnia szczęścia! Najlepszego!

Gdyby porównywać rok do roku, to wydaje się, że ten był jakiś szczególnie bogaty w różne przeżycia, ale może to subiektywne, bo wiele rzeczy jest na świeżo. W ilości przeczytanych książek (przekroczyłem setkę, ale kilka jeszcze czeka na notki) różnic nie widać, ale za to wokół lektur sporo było fajnych wydarzeń: rozwija się akcja wymiankowa, dużo satysfakcji dają oba kluby DKK gdzie mamy spory wpływ na listę lektur, miłym doświadczeniem było spotkanie blogerów w Agorze, pod koniec roku pojawiła się też szansa na pierwsze poważniejsze pieniądze z tej mojej pisaniny blogowej. Działo się... I niech się dzieje dalej! 

Z ciekawością zaglądam na Wasze podsumowania i spisuję wiele tytułów - wciąż widzę ile mam zaległości i ile rzeczy kusi, woła żebym ich nie odkładał. Te listy robią się coraz dłuższe i ich końca nie widać. Postanowienie, by więcej nowych tytułów zdobywać na czytnik (bo na półkach już miejsca nie ma), a czytać również starsze rzeczy, odświeżać lub zawierać znajomość z autorami jeszcze mi nie znanymi (tyle osób np. mówiło mi o Cherezińskiej), pozostaje aktualne na rok 2015. Trzeba chyba też będzie mocno pilnować się, by nie brać zbyt wiele do recenzji, bo niestety wtedy nie starcza czasu na nic innego. Trochę żal, bo przecież i tak wybieram z tych propozycji już prawie same smakołyki. 
A tak wyglądały podsumowania na blogu w latach: 2011, 20122013

Jaki był ten rok?

wtorek, 30 grudnia 2014

Sapkowski Andrzej - Miecz przeznaczenia, czyli niby powtórka, ale zabawa przednia


Przedostatnia notka w tym roku. Nawet wszystkie książki przeczytane się nie zmieściły, ale trudno - opiszę je w roku przyszłym. Oby tylko czasu starczyło na pisanie, bo tematów na pewno mi nie zabraknie. Jedna notka dziennie będzie kontynuowana. Przypominam jeszcze tylko o trwającym do jutra do północy konkursie (zakładka na górze) i szybko o Sapkowskim.
Czemu szybko? Bo tu już prawie wszystko zostało przez lata powiedziane. To już naprawdę klasyka. I trochę zawiedziony najnowszym tomem przygód Wiedźmina, postanowiłem sobie właśnie do tych pierwszych tomów wrócić. O Ostatnim życzeniu mogliście już u mnie przeczytać. A teraz tom drugi. Wciąż są to jeszcze opowiadania dość luźno sugerujące to co będzie tematem wiodącym sagi, ale to może dobra okazja do tego by ci, którzy nie znają jeszcze twórczości Sapkowskiego, zakosztowali przygody, humoru i tego świetnie wykreowanego świata, tak przesiąkniętego słowiańskim duchem. Zostawcie różne wampiry, sagi zza Oceanu, wciąż powtarzające te same schematy. Wróćcie do Wiedźmina!

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Obejrzane 2014, czyli podsumowań ciąg dalszy

Po podsumowaniu muzycznym, pora na filmy (a pojutrze o książkach). O ile w płytach widać u mnie kryzys, to z filmami szaleństwo trwa. Opisanych w tym roku 211, a przecież jeszcze ponad 40 czeka na swoją notkę (niektóre od dawna). Pełną listę znajdziecie na dole tej notki.
Jeżeli jesteście ciekawi jak wyglądały podsumowania filmowe w poprzednich latach to macie je tu: 2011,  2012, 2013

Jaki to był rok? Jak pewnie nie raz zauważyliście z nowościami u mnie troszkę na bakier :) Staram się oczywiście np. nominowane do Oscara zaliczać (w tym roku hitem dla mnie był Wilk z Wall Street), ale brak czasu i kasy niestety wyklucza częste wypady do kina. Nawet z pokazów prasowych często rezygnuję, bo przecież pędzę na nie w ramach urlopu, albo sporadycznie oddawania krwi w danym dniu. Na szczęście dzięki Małgosi z Gutka i Małgosi z Meteora Films udało się zobaczyć właśnie na pokazach kilka perełek. 
Na próżno na moich listach możecie wypatrywać rzeczy widowiskowych, bo rzeczywiście dużo wyżej stawiam rzeczy takie jak choćby Pewnego razu na dzikim wschodzie, Mandarynki, Omar, Pozycja dziecka, czy Droga Krzyżowa, o której napiszę na dniach. Kino nietypowe, do przemyślenia, z krajów, których kinematografia jest nam mniej znana.

Gdybym miał wybierać kinowe filmy, które zrobiły na mnie największe wrażenie pozytywne to pominę wszystko to co było bardzo reklamowane jak np. Nimfomanka, Miasto 44.

Moje sześć typów, które koniecznie trzeba zobaczyć to:

niedziela, 28 grudnia 2014

Olive Kitteridge, czyli dość udawania


Jutro przymierzam się do kolejnego podsumowania, tym razem filmowego, więc śpieszę się jeszcze z jedną notką, tym razem serialową. Oczywiście boleję nad tym iż nie udało się napisać o wszystkim co obejrzałem w tym roku - ponad 40 tytułów czeka wciąż w kolejce na swoją notkę, ale mówi się trudno. Tego miniserialu HBO jednak nie mogło zabraknąć, bo też pojawi się on pewnie również jutro w podsumowaniach rocznych.
Ja po prostu kocham takie produkcje, gdzie aktorstwo, scenariusz są na takim poziomie, że niepotrzebne są żadne fajerwerki, kryminalne zagadki i zwroty akcji. To ludzie stanowią najpiękniejszą opowieść. Bo prawdziwą. 
Raptem cztery godziny oglądania, ale zaręczam Wam, to perełka na najwyższym poziomie!

sobota, 27 grudnia 2014

Przesłuchane 2014, czyli małe podsumowanie i mój prywatny kryzys

Czas pierwszych subiektywnych podsumowań. Cały rok zbieram wszystkie notki w zakładkach, by spokojnie potem do nich wracać - dopiero po jakimś czasie widać, co było tylko chwilową fascynacją, a co mimo pierwszego niezbyt dobrego wrażenia, potem często pojawiało się w odtwarzaczu. 
Oczywiście wyraźnie widać po tym spisie (cała lista na dole notki), że jakoś ten rok był u mnie dość ubogi pod względem muzycznym. Nowości nigdy u mnie w zestawieniach nie królują, ale w tym roku nawet rzeczy starszych jest malutko. To wyjątkowo skromny zestaw  - tylko 27 płyt i jeszcze większy smutek - tylko 4 koncerty (a nawet 3, bo klezmerski jednak bardziej kameralny). 
Powodów tego kryzysu jest przynajmniej kilka. 

Po pierwsze: prawdziwy kryzys - brak kasy powoduje, że człowiek z wielu wydarzeń jest zmuszony zrezygnować, nie kupuje płyt, a i tak kombinuje na czym by tu jeszcze przyoszczędzić. 
Po drugie: chyba lenistwo, bo przecież wydarzeń darmowych
w W-wie nie brakuje, ale samemu się jeździć nie chce, a ostatnio i małżonka mocno zakręcona i nie ma energii na koncerty. A jak ona ma, to bywa, że ja padnięty, a przecież do tanga trzeba dwojga... Żona w ogóle mi się mocno "radykalizuje" pod względem muzyki i słucha coraz ostrzejszych rzeczy, a ja nie zawsze mam ochotę na punk rocka. Co zresztą widać po pobieżnym przejrzeniu tytułów (na samym dole). 
Po trzecie - jakoś ostatnimi czasy coraz mniej słucham muzyki. Kasia przynajmniej może sobie w pracowni odpalać stację radiową jaką tylko chce, ja w pracy nie mam takiej możliwości, czasem zapuszczę sobie coś na słuchawki, ale przecież trudno wtedy liczyć na to, że posłucha się więcej niż kilka utworów. Coraz częściej słucham muzyki z sieci (deezer, mozodajnia jak chcę ściągnąć legalnie całą płytę itp.), tam wybieram sobie nowości, ale obcowanie z nimi przez słuchawki i komórkę jakoś średnio mnie satysfakcjonuje - może stąd tak niewiele rzeczy uznałem za warte tego by je opisać? Bo przecież słuchałem też innych płyt, np. czegoś na co czekałem z dużymi nadziejami, czyli najnowszego krążka U2. Ale jakoś bez większych emocji i bez chęci pisania (może ona jeszcze przyjdzie).

O paru krążkach pewnie napiszę już po nowym roku - w kolejce czeka np. Bukartyk, albo energetyczny Hope, którego wydanie wsparłem przez portal crowdfundingowy.

No dobra. Ja tu gadu, gadu, okładki jakieś pojawiają się z boku, a ja nic jeszcze nie napisałem o płytach, które wydały mi się w tym roku najważniejsze. No to do rzeczy. Każdej z płyty możecie "spróbować", bo staram się pod każdą notką wrzucać jakieś próbki.

piątek, 26 grudnia 2014

Kosogłos. Część 1, czyli ja tam zawiedziony nie jestem


Zanim wybiorę się na ostatnią część Hobbita, to końcówkę roku wykorzystam nie tylko na subiektywne podsumowania, ale i może jeszcze ze trzy notki zmieszczę. To już czwarty rok, gdzie udaje się codziennie wrzucić jakąś notkę na temat filmu/płyty/książki. Rzeczy przeróżne, ale chyba stosunkowo mało u mnie blockbusterów, wielkich produkcji, które zarabiają miliony na całym świecie. Wyjątki robię głównie dla Jacksona i dla serii Igrzysk Śmierci. W tym drugim przypadku nawet nie tyle ze względu na własne upodobania, ale fascynację starszej córy, której chcę przynajmniej w pewnych tytułach towarzyszyć (bo nie zawsze już przyjmuje moje propozycje). Tym razem oglądaliśmy osobno, nie udało się zorganizować wspólnego wypadu na seans nocny. I co ciekawe mamy zupełnie inne oceny tego filmu, choć oboje zgrzytamy zębami na durny pomysł dzielenia filmu na pół. 

czwartek, 25 grudnia 2014

Pan od muzyki, czyli kochamy filmy, które poruszają w nas czułą strunę

Jeżeli już macie dosyć oglądania po raz kolejny Kevina i szukacie czegoś ciepłego, świątecznie optymistycznego i bez banału to mam dla Was film idealny. 
Od razu się przyznaję, że mam ogromną słabość do tego typu obrazów, gdzie mamy wyraźny model: mistrz-uczeń, gdzie nauczyciel mimo, że nie jest mu łatwo, jakoś dociera do serc i umysłów swoich wychowanków. Ale chyba nie tylko ja kocham takie filmy, wzruszam się na nich i chciałbym aby więcej było takich pedagogów z powołaniem i z sercem.
No i "Pan od muzyki" to nie tylko masa ciepła wlewająca się do naszych wnętrz przez obraz, fabułę, ale też genialna muzyka. Bo tym razem nauczyciel właśnie przez muzykę (a dokładniej przez zorganizowanie chóru), dotrze do swoich wychowanków, na których inni już dawno postawili kreskę.

środa, 24 grudnia 2014

Opowieści wigilijne, czyli ta szczególna noc

Dla jednych to przeżycie religijne, szansa by na nowo pewne rzeczy przemyśleć, zacząć od nowa, napełnić swoje serce radością i nadzieją, dla innych jedynie tradycja, bez jakiejś wyjątkowej treści, ale z sympatycznymi momentami (np. prezenty). Dla wszystkich chyba wyjątkowe wspomnienia z dzieciństwa gdy Boże Narodzenie było rzeczywiście czasem wyczekiwanym, magicznym, bez tego całego hałasu komercji już od listopada. No i czas dla rodziny, dla bliskich, okazja do pojednania, choćby przy dzieleniu się opłatkiem, przy wieczerzy wigilijnej. 
Niezależnie w której grupie siebie lokujecie, życzę by to był wyjątkowy czas. Pełen ciepła, radości, ale i refleksji nad naszym życiem, nad tym co możemy zmieniać w sobie - cała ta symbolika obdarowywania się, pustego talerza dla wędrowca, życzliwości dla wszystkich nie musi być przecież pustym gestem. Miłość i dobro w sercu przemieniają nawet największe porażki. 

O tym wszystkim jest książka, która dziś jest tematem notki. Pisząc o niej dziś, zdradzam jednocześnie, że będzie na pewno jedną z trzech książek wylosowanych w rozdawajce grudniowej (patrz zakładka z konkursami). Ktoś chętny?

wtorek, 23 grudnia 2014

Kraina lodu, czyli choć odrobinę tego śniegu stamtąd...


photo.titleJuż prawie, prawie świątecznie, tylko pogoda spłatała nam figla, najdelikatniej mówiąc. Może jeszcze jutro będzie chwilka, by wrzucić notkę z życzeniami, ale gdyby nie - to już dziś ode mnie dla Was.
Ciepła w sercu i w domu, zimna za oknem, porządku w głowie i lekkiego, twórczego bałaganu w tym co robicie, czym się zajmujecie, wygodnych kapci, fotela, a odrobiny dyskomfortu w pracy, by nie spędzać tam zbyt wiele czasu. No i przede wszystkim czasu dla siebie i dla bliskich! Nie dajmy się zwariować, że tylko kasa, kasa, praca, praca, obowiązki. 

I dziś notka, która mi się kojarzy z czasem świątecznym. Wiecie dlaczego? Nie, wcale nie dlatego, że to plenery zimowe, a ja już tęsknię do prawdziwej aury Bożego Narodzenia, jaką pamiętam z dzieciństwa. Chodzi o to, że jak już wrócimy ze spacerów, odejdziemy od stołów, to fantastyczny czas, który możemy spędzić całą rodzinką np. przy planszówce, albo przy takich bajkach jak ta. Disney jak zwykle niezawodny. Coś tam do śmiechu, coś do wzruszenia się. Dla każdego coś miłego.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Hańba - J. M. Coetzee, czyli kara bez winy, wina bez kary


Moje drugie spotkanie z Coetzee. Czekając na barbarzyńców zachwyciło, natomiast Hańba czytana trochę w biegu, okazała się wyzwaniem dużo trudniejszym. 

Po pierwsze, trochę drażnił mnie główny bohater i jego dylematy, po drugie (i chyba bardziej istotne), cały czas miałem wrażenie, że to co najważniejsze w tej książce, kryje się gdzieś między słowami. Wcale nie w dialogach, wyrażanych opiniach i deklarowanych stanowiskach, a tym bardziej w czynach. Od tego co zrobiły konkretne postacie, istotniejsze jest to czego nie zrobiły. 
Żeby rozgryźć tę powieść według tego klucza, chyba będę musiał kiedyś zrobić drugie podejście. Tym razem przyznaję się bez bicia - prześlizgnąłem się przez nią, bez specjalnego analizowanie i prawdę mówiąc bez większej przyjemności. 

niedziela, 21 grudnia 2014

Buszujący w zbożu - J.D. Salinger, czyli gdy ma się naście lat...

Lektura wybrana na DKK i dzięki temu mogłem nadrobić zaległości sprzed lat :) Nawet nie wiem czemu nigdy mnie nie kusiła ta powieść, widać wtedy miałem inne gusta (dzięki starszemu bratu mocno siedziałem w fantastyce) i przegapiłem chyba ten moment gdy tę powieść trzeba czytać. Bo chyba większość znających "Buszującego..." zgodzi się ze mną, że gdy jest się w wieku licealnym, tę powieść odbiera się zupełnie inaczej. 
Gdy lat ma się trochę więcej to człowiek zaczyna się drapać w głowę i zadawać pytanie co też takiego sprawiło, że stała się takim fenomenem. Czy dlatego, że powstała w latach 50-tych, gdy niewielu pisarzy podejmowało temat buntowniczych nastrojów w głowach młodych ludzi? Ale przecież dziś młodzież buntuje się zupełnie inaczej...

sobota, 20 grudnia 2014

Dziecię Boże, czyli ludzie widzą w nim zwierzę

Ponieważ wśród zaległych filmów, czekających na notkę, znalazłem ekranizację prozy McCarthy'ego, to zróbmy ciąg dalszy z tym autorem. A potem kolejne dwie klasyczne powieści rodem z Ameryki i Południowej Afryki. 
Chyba jedna z bardziej kontrowersyjnych i mocnych powieści McCarthy'ego, nic dziwnego, że i film przyjemny nie jest. Współczucie dla głównego bohatera miesza się w nas cały czas z obrzydzeniem. James Franco może i nakręcił film dość wierny klimatowi książki, ale chyba raczej dla koneserów, lub wielbicieli prozy pisarza.  

piątek, 19 grudnia 2014

Sunset Limited - Cormac McCarthy, czyli czy widzisz światełko w tunelu?

Nie uporam się z porządkami przed świętami..  Ani w domu, ani na blogu. Ale może lepiej sobie pewne rzeczy odpuścić, by nie zepsuć czegoś ważniejszego?  
Niedługo przyjdzie czas na jakieś subiektywne podsumowania, ale to już może w ostatnim tygodniu tego roku. Na dziś i jutro klasycy zza oceanu. 
McCarthy to dla wciąż wyzwanie i zagadka. Dwa tytuły, zresztą tak różne od siebie nie dają mi możliwości, by móc powiedzieć, że go już rozgryzłem. Wciąż mam wrażenie, że więcej w mojej głowie jest opinii na jego temat innych ludzi, przeczytanych recenzji, niż własnych odczuć. Kiedyś w jakimś komentarzu pod moją notką ktoś fajnie podsumował, że jego twórczość nie sprawia przyjemności, ale fascynuje. Jak mało kto potrafi pisać pięknym językiem o tak mało przyjemnych sprawach, że aż się człowiek zdumiewa tymi kontrastami. W przyszłym roku obowiązkowy powrót do tego autora! 

Sunset Limited trudno nazwać książką - to tekst dramatu, raptem niewiele ponad 100 stron dialogu rozpisanego na dwie role. Czy warto więc po nią sięgać? Może po prostu lepiej zobaczyć kiedyś to na deskach teatru lub sięgnąć po świetną ekranizację, o której już kiedyś pisałem?

czwartek, 18 grudnia 2014

Gomorra, czyli żyj nie jak niewolnik, ale jak król

Dodaj obrazek
Pamiętacie film sprzed kilku lat "Gomorra"? To warto będzie teraz go sobie odświeżyć aby porównać z serialem, podobnie jak i będzie warto przypomnieć sobie powieść Roberto Saviano, która była inspiracją do przeniesienia na ekran tych opowieści o włoskiej mafii. 

Również do nas dotarł serial, który na całym świecie zbiera pochwały (a ile telewizji światowych kupuje nasze produkcje, że tak spytam dla porównania?). Na razie pierwszy sezon - 12 odcinków, ale to i tak dawka na tyle mocna, że człowiek się zastanawia, czy jest sens ciągnąć dalej tę historię. Przecież tu chodzi nie tylko o losy poszczególnych postaci przedstawionych w serialu, ale głównie o pokazanie mechanizmów funkcjonowania ośmiornicy, która wpływa na wszystkie dziedziny życia - od prostych ludzi i szans na pracę, przez różne przysługi, zależności, układy, aż po politykę i wielkie pieniądze mafii, inwestowane tam, gdzie nawet byśmy ich istnienia nie podejrzewali. To głównie dlatego ten serial sprawia, że ciarki chodzą po plecach. Jego siłą nie są wcale trupy, przemoc i nawet nie realizm różnych wydarzeń, ale właśnie to tło społeczno-obyczajowe. Drobne sceny, które pokazują nam jak mocno kamorra wryła się w tamtejszą rzeczywistość. I działania władz i policji, które by chciały to zmienić, nie na wiele się zdają.

środa, 17 grudnia 2014

Hinterland, czyli znowu surowa, chłodna północ, ale tym razem nie Skandynawia

Muszę ogarnąć trochę zaległości serialowe, bo zwykle staram się pisać na gorąco, jeszcze przed końcem sezonu, aby nie zdradzać zbyt wiele/nie rozczarować się finałem, a tu już jest kilka produkcji, które szybciutko mignęły przez ekrany i nie wiadomo kiedy doczekamy się kontynuacji. Zabieram się wiec do pisania. Jutro o rzeczy, którą jeszcze oglądam i wciągnąłem się prawie tak mocno jak w Prawo ulicy, a dziś coś bardziej kameralnego i klimatycznego. Raptem cztery dwugodzinne odcinki, ale za to nastrój jak w kryminałach skandynawskich - czuje się, że w różnych miejscach świata uczą się na dobrych wzorcach :)
Na kontynuację liczę, bo wiele rzeczy w tym sezonie jest jedynie sugerowanych i począwszy od tajemniczego głównego bohatera, jego przeszłości, wiele spraw pozostało do wyjaśnienia.

wtorek, 16 grudnia 2014

Wojna futbolowa - Ryszard Kapuściński, czyli ile wiemy o krajach "trzeciego świata"?

W zaległościach jeszcze jeden kryminał do opisania, ale trzeba trochę zrobić porządków też w innych lekturach, bo jak tak dalej pójdzie, to będę musiał wracać do książki - nie pamiętając detali z powodu czasu, który upływa od jej odłożenia, do momentu gdy wreszcie siadam do pisania. Kapuścińskiego na przykład czytałem na przełomie października i listopada na DKK. Nie mogąc zdecydować się na wybór lektury wśród zbyt wielu propozycji, postawiliśmy na klasykę, a ja, nie bez przyjemności, wróciłem do tego po latach. Nie pamiętam zupełnie jak mi się to czytało na początku 90-tych - w głowie utkwił mi na pewno reportaż tytułowy i może dlatego kojarzyłem ten tytuł jako w całości poświęcony Ameryce Łacińskiej/Południowej. Tymczasem przecież większość tekstów poświęcona jest Afryce i z tytułem nie ma nic wspólnego.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Pan Przypadek i trzynastka - Jacek Getner, czyli ludzie są tacy przewidywalni

Notka numer 1445. Tyle razy udało się przygotować coś na bloga :) Gdy czasem zerkam na te liczby, np. na fakt iż na liczniku odwiedzin minęło niedawno 600 000 to nie mogę wyjść ze zdumienia. Wiadomo, każdy bloger się cieszy z tego, że ktoś do niego zagląda, ktoś go czyta, ale chyba każdy ma troszkę kompleks "tych prawdziwych blogerów", którzy wymiatają w różnych pomysłach na przyciągnięcie uwagi i nawet jak piszą o niczym mają setki komentarzy swoich fanów (no i bądźmy szczerz, również heiterów). Piszący o kulturze nie walczą tak mocno o swój sukces, a jednak warto raz na jakiś czas zrobić sobie jakieś małe święto z tego powodu, że nie piszą jedynie w próżnię...
A na dziś wybrałem kolejny kryminał - tym razem jednak zupełnie na luzie i w dodatku produkt krajowy. Aż dziwne, że tak mało tej książki w bibliotekach, księgarniach. Czy dlatego, że mało znane, mniejsze wydawnictwo? A może niepozorna objętość pozycji sprawia, że nie traktuje się jej poważnie? 

niedziela, 14 grudnia 2014

Melasa, czyli witajcie w raju

Film, który przegapiłem zaraz po premierze, a teraz już pewnie znika z kin, więc spieszę się by o nim wspomnieć. Może gdzieś w telewizji niedługo się pojawi. Będę zachęcał do obejrzenia znajomych, ze szczególną dedykacją dla tych, którym wydaje się, że socjalizm był lepszy niż obecny "dziki" ustrój kapitalistyczny. 
Co prawda myślę sobie, że takie obrazki można spotkać w wielu miejscach, ale tam przynajmniej ludzie nie czują się tak jak w więzieniu, skazani na bylejakość i brak perspektyw na zmianę. Proszę Państwa - oto obrazki z Kuby. Raju na ziemi, gdzie wszyscy mają po równo.
A raczej, jak to w socjalizmie bywa, miejscu rajo podobnym.

sobota, 13 grudnia 2014

Jaskiniowiec - Jorn Lier Horst, czyli ojciec, córka i dwa śledztwa

Kolejna notka  kryminalna (jeszcze dwa zostały do opisania w tym roku). Reklamowana hasłem "nowy Jo Nesbo", ale nawet nie zastanawiajmy się nad pomysłami wydawców i ich sposobem myślenia. Wszystko co ze Skandynawii zdaje się, że musi mieć etykietę nawiązującą do Lackberg, Nesbo lub Larssona. W zalewie różnych tytułów rzeczywiście czasem trudno się przebić, jednak ten sposób chyba nie jest najlepszy na to, by nowe nazwiska mogły się przebić. To tak jakby każdy nowy polityk startował z łatką "nowy Tusk", albo "nowy Kaczyński", a nie pod własnym. 
Nie spieram się czy to konieczne, ja tego nie lubię i tyle. Tymczasem wystarczyła wrzutka z okładką tej pozycji na naszej akcji wymiankowej, a od razu ktoś zgłosił się, żeby mu ją odłożyć, bo chce ją koniecznie.

piątek, 12 grudnia 2014

Między słowami, czyli odnaleźć bratnią duszę


Miało być co prawda dziś o czymś innym, ale prawdę mówiąc "chodzi za mną" ten film od jakiegoś czasu, więc napisać o nim muszę. A wszystko zaczęło się od niesamowitych rekolekcji Plaster miodu, nagrywanych przez o. Adama Szustaka. W jednym z odcinków mocno nawiązał do tego filmu i choć może budzić zdziwienie zestawienie rekolekcji o więzi z Bogiem do filmu, który opowiada o uczuciu jakie zrodziło się między dwójką ludzi (dodajmy mających swoje rodziny), to musielibyście posłuchać tego fragmentu i zobaczyć film, żeby zrozumieć o co chodzi. Chodziło dokładnie o tę scenę, którą widzicie obok.
Niezależnie od tego czy takie zestawienie jest na miejscu - w 100% zgadzam się z ojcem Adamem, że to jeden z piękniejszych filmów ostatnich lat. Może dlatego iż podobnie jak w "Spragnionych miłości", którym zachwycałem się dwa lata temu, wszystko jest tak delikatnie jedynie zasugerowane, subtelnie opowiedziane - to bardziej przyjaźń, głęboka więź duchowa czy psychiczna, niż romans. W dodatku jak to jest zagrane!

czwartek, 11 grudnia 2014

Macondo, czyli między dzieciństwem, a odpowiedzialnością

Jutro premiera kinowa, ale ponieważ pewnie niewiele będzie seansów i jedynie w kinach studyjnych, robię szybką notkę, by zwrócić Wam na ten obraz uwagę. 
Film bardzo kameralny, subtelny, powiedziałbym, że skromny, ale na pewno nie banalny. To nie tylko ciekawa historia, ale przede wszystkim ciekawy sposób jej opowiadania, sprawiający iż mimo tego, że jest to fabuła, a nie dokument, to nawet na chwilę nie ma w tym żadnej sztuczności. Dobór aktorów, sposób ich prowadzenia (podobno nie dostawali kwestii do nauczenia, a byli jedynie wprowadzani w poszczególne sceny), sprawiają iż jest w tym bardzo duża autentyczność, naturalność.

środa, 10 grudnia 2014

Stulecie - Herbjorg Wassmo, czyli silne kobiety w surowej Norwegii

Ponieważ wkrótce koniec roku, pora uporać się z zaległościami. Skoro nie jestem w stanie z filmami (jest ich zbyt dużo i wciąż pojawiają się nowe), to przynajmniej z książkami spróbuję. W kolejce jeszcze 3 kryminały, ale może najpierw rzeczy ciut ambitniejsze. To dobrze, że wraz z modą na skandynawskie kryminały, przyszła też pora, by przedstawić naszym czytelnikom również inne powieści i pisarzy z surowej, pięknej północy. 
Nie czytałem pierwszej powieści Pani Wassmo wydanej u nas, czyli "Księgi Diny", ale podobno wzbudziła sporo pozytywnych emocji. Warto więc rozpowszechniać recenzje o jej powieściach, bo może wtedy będzie szansa, że doczekamy się wydania kolejnych tomów trylogii. 

Przyznam, że "Stulecie" trochę mnie zaskoczyło. Wiedziałem już z opisów na okładce, że czeka mnie saga rodzinna, opowieść o kilku pokoleniach kobiet, które zmagają się zarówno z trudami życia na północy, jak i z własnymi ambicjami, tęsknotami. Gdy jednak człowiek myśli sobie o takich historiach, spodziewa się jakiejś wyraźnej ciągłości fabularnej, wyjaśnienia różnych tajemnic, doprowadzenia różnych wątków do mniej lub bardziej szczęśliwego finału. Tymczasem "Stulecie" pozostawia nas z bardzo wieloma domysłami, sprawami, które ledwie zostały wspomniane i trochę nie domkniętą historią. Pozostaje pytanie czy otrzymamy jakąś kontynuację, czy też takie było zamierzenie autorki.

wtorek, 9 grudnia 2014

Zaginiona dziewczyna, czyli musisz się przyznać

Mała przerwa w notkach o kryminałach, ale dziś jedynie krok w bok, bo dzisiejszy film to ekranizacja powieści Gillian Flynn (kilka dni temu pisałem o jej powieści), okrzykniętej nową mistrzynią thrillerów psychologicznych. Do tego za reżyserię zabrał się David Fincher, znany z tego, że unika w swoich dziełach sztampy. W efekcie mamy rzecz naprawdę zaskakującą, trzymającą w napięciu (niektórzy film nazywają godnym Hitchcocka), świetną rozrywkę. Czy to wielkie kino? Raczej nie. Ale na wypad do kina jak znalazł. Nie przegapcie!

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Kwestia krwi - Marcin Wroński, czyli jak hartowała się stal, a raczej komisarz Maciejewski



Kolejny autor, którego twórczość śledzę od dawna, choć chyba nie widać tego akurat na blogu. Po prostu część książek o komisarzu Maciejewskim czytałem jeszcze zanim założyłem notatnik, a część czeka na półce na swoją kolej, bo zaraz po kupieniu wędrowało wśród znajomych i dopiero niedawno je odzyskałem. Ale mam wszystkie! W różnych wydaniach, więc tylko mogę zazdrościć tym, którzy teraz dopiero kompletują tę serię, że mogą to zrobić w jednolitej oprawie graficznej, ale najważniejsze, że mam, prawda?
Przyszły rok daję sobie na nadrobienie wszystkich zaległości, więc komplet notek na pewno się pojawi! Choć czytałem jeszcze wcześniejsze powieści Pana Marcina, to dopiero przy tych klimatach lubelskich, męskich, soczystych i pełnych życia, moje serce zabiło żywiej. 
Pewnie niektórym pojawia się taka pokusa, by porównywać tę serię i jej bohatera z twórczością Marka Krajewskiego. Ten kto myśli, że wszystkie retro-kryminały są identyczne, naprawdę jednak grubo się myli.

niedziela, 7 grudnia 2014

Krüger. Szakal - Marcin Ciszewski, czyli historyczne tło nawet ciekawsze od kryminalnej fabuły

Ciszewskiego czytam wszystko! I choć nadal największym sentymentem darzę pierwsze trzy tomy nazwijmy je patriotyczną Sci-Fi, to każdą jego powieść czytałem ze sporą przyjemnością. To literatura czysto rozrywkowa - sensacyjna, czasem z elementami historii, kryminału, z amerykańskim rozmachem i tempem, ale z mocno podkreśloną "swojską" nutą. Nasze realia, bohaterowie z krwi i kości, którzy dadzą się lubić i trzymająca w napięciu akcja - za to można lubić Ciszewskiego. I oto dostajemy do rąk tom rozpoczynający nową serię. Kryminał retro, a może raczej trafniej byłoby powiedzieć: powieść przygodowo-sensacyjna z mocno zarysowanymi realiami historycznymi? 


sobota, 6 grudnia 2014

Mroczny zakątek - Gillian Flynn, czyli jeszcze raz spojrzeć w przeszłość

mroczny-zakatek-b-iext26343254 Trochę porządków na początek. W różne miejsca po zakończonych konkursach, wskoczyły nowe notki - podaję je tu, żebyście nie przegapili.
Rewizor, czyli władza deprawuje
Do Ciebie człowieku, czyli czego my tak naprawdę pragniemy, za czym gonimy
Hostages - Zakładnicy, czyli zrobisz wszystko czego chcę.

A dziś obiecany początek serii notek książkowych. Uzbierało się tego trochę.Zrobię najwyżej jakiś mały przerywnik filmowy, ale obiecałem sobie, że z opisem lektur muszę się wyrobić do końca miesiąca. Na początek kryminały i thrillery. Bo dzisiejszy tytuł chyba bym zakwalifikował raczej do tej drugiej kategorii.
Cała ta historia kojarzyła mi się mocno z genialną książką "Z zimną krwią" (chyba muszę do niej wrócić, bo czytałem ją jeszcze zanim zacząłem pisać na blogu) - tam też wszystko zaczynało się od tajemniczego mordu dokonanego na rodzinie z dziećmi, na jakiejś farmie na pustkowiu. Tam mieliśmy powieść psychologiczną, dramat, bo szybko dowiedzieliśmy się kto zabił, ciekawsze stawało się dlaczego. Tu nie znamy odpowiedzi na oba pytania, a szukamy ich po latach. 

piątek, 5 grudnia 2014

Atlas zbuntowany, czyli fantastyka mniej widowiskowa, a bardziej zaangażowana


Próbuję na nowo wejść w rytm notek, dziś jeszcze filmowo, ale od jutra chyba cała seria wpisów o książkach - w kolejce mam chyba 8 rzeczy, w tym 5 kryminałów :) 

A dziś Atlas Zbuntowany.
Znalazłem ten ten film zupełnie przypadkowo - gdzieś obił mi się o uszy tytuł, i informacja, że to Sci-Fi. I choć sam obraz nie powala, to jednak jest w tej historii coś na tyle interesującego, że teraz zastanawiam się nad zdobyciem książki. Bo to od niej się zaczęło. Ayn Rand w latach 50 stworzyła ponad 1300 stronicową dystopię, powieść, która jest pewnego rodzaju ostrzeżeniem i manifestem politycznym. Do dziś podobno jej książka jest cholernie w Stanach popularna i uważana za dzieło ponadczasowe. Ale wróćmy do filmu. 


Nawet nie mam zamiaru zakładać się, na ile wiernie udało się odtworzyć obraz świata wykreowanego przez autorkę i oddać jej wszystkie idee - z góry wiadomo, że ekranizacje upraszczają sporo, a tu widać, że brakowało też środków finansowych. Całość sprawia wrażenie produkcji dla telewizji, w dodatku między pierwszą, a drugą częścią filmu zmieniono większość obsady - tych samych bohaterów potem grają już inni aktorzy. No i nie spodziewajcie się tu żadnych fikuśnych wizji przyszłości - wygląda to mniej więcej jak nasza współczesność i tyle. Pytanie tylko czy autorce zależało na pokazaniu tego jak technologicznie zmieni się świat - mam wrażenie, że nie. 

czwartek, 4 grudnia 2014

Wesele, czyli degrengolada, albo Polaków portret własny. I Ty możesz zostać świętym Mikołajem


Pora kończyć notki na temat Smarzowskiego, jednego z najbardziej oryginalnych twórców ostatnich lat w Polsce. Kilka już razy oglądałem Wesele - jego debiut. I nieodmiennie robi ono na mnie spore wrażenie. 
Postrzegany dziś (szczególnie przez młodsze pokolenie) jako kultowa komedia i źródło dowcipów na temat tzw, Polski B, prowincjonalnej, wiejskiej, od której podobno widz oglądający jest sto razy lepszy. Gwarantuję Wam młodzieży, że gdyby ktoś ponagrywał Wasze imprezowanie, mielibyśmy ubaw bardzo podobny - jesteście równie zabawni i równie żałośni. A może nawet bardziej jeżeli uważacie się za lepszych.


środa, 3 grudnia 2014

Gdzie jest mikołaj, czyli nikt nie jest doskonały

012cb51a-85f7-44b2-abef-7d4aa300a82d.jpg
W zalewie wszystkich dowcipnych, rozrywkowych produkcji jakimi jesteśmy bombardowani w okolicach Świąt Bożego Narodzenia, mających nas przekonać, że musimy się wybrać z naszymi milusińskimi do kina, od lat brakuje filmów z jakimś przekazem, familijnych w znaczeniu takim jak rozumie to moje pokolenie. Liczy się przecież nie tylko sama rozrywka i zabawne postacie, dialogi, ale i jakiś morał, wartości, o których można porozmawiać z dzieckiem po seansie. 
Oczywiście - można znaleźć i takie produkcje, ale mam wrażenie, że szczególnie w tematach "około Mikołajowych" dominuje tandeta i niewiele tam rzeczy mądrych. Zresztą dzieci nie dość, że przestały wierzyć w św. Mikołaja, to mocno wpojono im komercyjny obraz faceta w durnej czerwonej czapce i z białą brodą, który jest elementem zabawy z rodzicami - my udajemy, że wam wierzymy, a wy macie zadanie przynieść wszystko czego sobie zażyczymy (bez specjalnego wysiłku z naszej strony). 
Gdzie jest Mikołaj jest właśnie trochę o (i dla) takich dzieciaków. Które nie wierzą, straciły złudzenia i magię Świąt, wszystko im spowszedniało, a zamiast najdroższych prezentów czasem wolałyby, żeby rodzice (oboje) mieli dla nich trochę więcej czasu.

wtorek, 2 grudnia 2014

Przeszłość, czyli nie potrafimy ze sobą rozmawiać

Po raz kolejny oglądając kino irańskie, mam wrażenie jakbym sięgał po tematy i sposób opowiadania z naszego kina moralnego niepokoju. Asghar Farhadi sprawia wrażenie jakby snuł wciąż tę samą opowieść, pokazywał zmieniających się ludzi w ich małych i wielkich dramatach codzienności. Ale nie tylko on - za chwilę będę pisał o kolejnej premierze z Iranu i znów pewnie wróci część refleksji. 
Człowiek i jego wybory, odpowiedzialność za każdy gest, słowo, konsekwencje, których nie jest w stanie przewidzieć, życie ze sobą i obok siebie. Niektórzy porównują to do Kieślowskiego i pewnie coś w tym jest. Cechą wspólną ich filmów jest to, że pozostawiają z pytaniami. Ważnymi.
To nie jest kino do popcornu i coli. To obrazy, które się smakuje, bo emocje, słowa, twarze (to spore wyzwanie dla aktorów) i gesty tworzą całą fabułę. Czasem nawet milczenie może wiele znaczyć, więc nasza uwaga musi być skoncentrowana.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Na własne ryzyko, czyli poszukuję towarzysza... I konkurs


Prawdę mówiąc nawet nie pamiętam jak trafiłem na ten film. Pewnie ktoś gdzieś wspomniał ten tytuł, zapisałem go nic tak naprawdę o nim nie wiedząc. A potem w gronie znajomych gdy wybieraliśmy coś do obejrzenia, los wskazał właśnie na "Na własne ryzyko". I jak to stwierdzili moi znajomi, tytuł dobrze oddaje sytuację w jakiej stawiany jest widz. Ani tego specjalnie nie da się traktować zupełnie serio, ani też nie ma nic specjalnie do śmiechu.
Ot dziwaczna mieszanka komedii, dramatu i na dodatek pomysłu rodem z Sci-Fi, raczej z niewielkim budżetem i bez specjalnych ambicji by udawać wielką produkcję. 
Jak dla mnie było to całkiem sympatyczne, bo postacie głównych bohaterów pokazane zostały w fajnym świetle - tacy dziwacy jak z kina niezależnego, mało przypominający super idealne postacie. Gdyby zagrał tu ktoś sławny i do scenariusza przysiedliby spece z Hollywood, byłoby może i bardziej efektownie, ale chyba też bardziej sztampowo.