poniedziałek, 30 grudnia 2019

Przeczytane 2019, czyli moja ulubiona kategoria

Pora na ostatnie podsumowanie tego roku, czyli to co lubię najbardziej: książki! 💓 W zakładce przeczytane na górze znajdziecie wszystkie, w grudniu każdego roku (na koniec) znajdziecie też podsumowania (np. 2018 jest tu). Czytam w papierze, słucham, czytam e-, często po kilka naraz, ale mimo wszystko wcale tak dużo tego w skali roku nie wychodzi. 118 tytułów to wcale nie tak wiele - wychodzi raptem dwie książki tygodniowo, a większość to czytadła, które połyka się dość szybko.
To jedno z postanowień na rok przyszły - za wszelką cenę uporać się z zaległościami do recenzji, ograniczyć napływ nowości, a to "co trzeba" przeplatać tym na co akurat mam ochotę, choćby były to rzeczy dużo starsze. Mimo tego, że wydaje się cała masa tytułów, sporo z nich naprawdę nie jest warta naszego czasu i uwagi. A może inaczej: są rzeczy dużo bardziej na to zasługujące. Czasem jestem pytany czemu na Lubimy Czytać moje oceny są tak niskie. Ale powiedzcie sami: czy każdy tytuł po który sięgacie zasługuje na 9 lub 10?
I tak cierpię niepomiernie widząc na swoich stosach wiele rzeczy, które z tego roku pominąłem, dlatego że wolałem sięgnąć po kolejne czytadło i uporać się z recenzją. Nawet jeśli w przyszłym roku będzie jeszcze mniej rzeczy przeczytanych, chciałbym mieć możliwość delektowania się tym co czytam.
Zanim do konkretnych tytułów na pewno wypada kilka spraw podsumowania:
- eksperymentuję z kontem premium empiku - niby wybór ebooków i audiobooków jeszcze skromny, ale i tak mam w czym wybierać, a wychodzi raptem niecała 10 za miesiąc;
- nie wiem czy to wydawca przeze mnie najczęściej czytany, ale moja prywatna nagroda dla wydawcy poleci w tym roku do Poznańskiego. Chodzi nie tylko o wybór tytułów, wydawanie debiutów, różnorodność serii (cudowna skandynawska, reportaże), ale i o staranność (no może, czasem redakcja nawala, ale to w rękach się nie rozwali);
- dodatkowe wyróżnienia dla wydawnictw, które nie tylko próbują ścigać się na nowości, ale i odświeżają klasykę - choćby Vonegutt i Jordan w Zysk i S-ka, Prószyński z Le Guin, czy seria klasyki S-F Rebisu. Zdecydowanie polecam.

niedziela, 29 grudnia 2019

Niewidzialna ręka - Maciej Wasielewski, czyli 10 milionów dobrych uczynków

Niewidzialna ręka
Ostatnia notka książkowa w tym roku. Nie ukrywam, że dla mnie wyjątkowa. Zbierałem się do jej pisania od kilku miesięcy, bo trudno mi było oddać słowami wszystkie emocje jakie we mnie wywołała. Płakałem, wzruszałem się, cieszyłem, kończyłem raczej z gorzkimi refleksjami choć i z nadzieją. To rzecz bardzo osobista, może nie idealna literacko. Za dużo w niej samego autora, jego przemyśleń, ale może właśnie w sytuacji gdy znajdzie się czytelnik (jak ja), który czuje i myśli podobnie, tekst może poruszyć jak niewiele innych. Mamy więc sytuację, że tytuł, który u kogoś widziałem już na liście pięciu najgorszych książek przeczytanych w roku 2019, u mnie ląduje na liście najlepszych. Nic chodzi bowiem jedynie o przypomnienie cudownego projektu z przeszłości, o którym dziś już zapomniano (to taka Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, wielki poryw młodych serc i masa dobra), ale zadanie pytanie o to czy dziś bylibyśmy w stanie zrobić coś podobnego. Nie tylko dzieci, ale i dorośli. Nie idąc na łatwiznę, bo dać do puszki albo puścić sms to nie jest problem, ale robiąc coś fizycznie dla innych i nie oczekując za to podziękowań, w sekrecie... 

sobota, 28 grudnia 2019

Podsumowanie tego co na małym i dużym ekranie, czyli filmy 2019 na Notatniku

Coroczne podsumowanie i jego część druga. Filmy, kinowe, telewizyjne, stare i nowe, niszowe i wielkie produkcje. Dla każdego coś miłego. Kto ma ochotę przejrzeć podsumowania z lat poprzednich znajdzie je zawsze w ostatnich dniach grudnia każdego roku. Ostatnie znajdziecie tu. 
Wciąż nie uporałem się po awarii jaką mi zrobił blogspot z listą obejrzanych - teraz to już pewnie ponad 1600 tytułów, ale mam nadzieję, że do końca stycznia wreszcie ją uporządkuję (to te zakładki na górze bloga). W tym roku 133 notki filmowe. Obejrzanych dużo więcej, ale zdecydowanie za mało jest dni w roku, by o wszystkim zdążyć napisać. O części z nich pewnie więc zapomnę, a o części będę pisał w styczniu. Notatnik nie umiera :)
133. Dużo to czy mało? Przeliczając na godziny pewnie będzie to grubo ponad 300 godzin kina (lub telewizji, a sporo tu seriali, których jestem fanem). Godnych polecenia jest moim zdaniem może połowa, takiego z ręką na sercu może jedna czwarta. Ale piszę o wszystkich (przynajmniej się staram), choćby dla samego siebie. Pełną listę znajdziecie na końcu notki.
Co zwróciło moją uwagę w roku 2019?

Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie, czyli to już nie to samo


Ostatnia notka filmowa w tym roku, jeszcze dziś podsumowanie. Będzie sentymentalnie. Coś się kończy. Choć dla mnie dawno się skończyło, bo liczą się tak naprawdę jedynie Gwiezdne Wojny 4-6, cała reszta to dodatki, mniej lub bardziej udane. I w sumie w tamtych, klasycznych też pewnie ktoś by doszukał się nielogiczności, błędów, śmiesznych scen, jednak do cholery to było coś nowego, a opowiadana historia wdarła się do wyobraźni wielu pokoleń.
Te nowe, chyba już nie budzą tak wielkich emocji, bo też i konkurencja na historie, superbohaterów, efekty, jest nieporównywalna. Podobnie jak w Batmanie, czy w kilku innych przypadkach trzeba by odwagi by coś zmienić. Dopóki Star Wars jest w rękach Disneya to raczej nierealne. Mamy więc powtarzane w kółko te same schematy: straceńcze ataki na flotę Imperium, walki na miecze świetlne, uwięzienie i ucieczkę oraz co najbardziej zabawne kolejne finały w stylu: ja sem twoj tatinek.
Nie mogłem jednak tego przegapić, nie tylko ze względu na córkę, ale i sam byłem ciekaw podomykania różnych wątków.

piątek, 27 grudnia 2019

Teatralnie i muzycznie, czyli co na dawało frajdę oczom i uszom

Już trzeci rok w podsumowaniach tego co na blogu, łączę muzykę i teatr. Przede wszystkim dlatego, że teatru robi się coraz więcej, a o muzyce piszę rzadziej i nie ma co robić jakichś specjalnych notek dla tej niewielkiej ilości wpisów. Mam nadzieję, że takie połączenie nikogo nie oburza. Te zmiany na korzyść teatrów widać w statystykach: w roku 2017 pisałem o 12 koncertach, 15 płytach i 39 spektaklach, w roku 2018 było podobnie, ale w tym roku spektakli było już 49, a koncertów jedynie 6. To znaczy tych opisanych. Ale o tym za chwilę. Wszystkie listy z całego roku znajdziecie na końcu notki, a poniżej kilka zdań o tym co wydaje mi się najciekawsze z roku 2019.
Zacznijmy od muzyki...

czwartek, 26 grudnia 2019

Cokolwiek wybierzesz - Jakub Szamałek, czyli oby się klikało


Już na początku roku 2019 WAB reklamowało ten thriller hasłem: nic lepszego w tym roku nie przeczytasz. Jak zwykle jest w tym dużo przesady, ale widać, że Szamałek znalazł pomysł, którym się jakoś wstrzelił w potrzeby i zainteresowania. Trochę to zaskakujące, bo jak dla wszystkich korposzczurów i mieszkańców wielkich miast, zbyt często sięga po oczywistości, prezentując je jako prawdy objawione, o których poza nimi nikt nie wie, a znowu dla tych, którzy mieszkają w niewielkich miasteczkach czy na wsi, życie bohaterów ze wszystkimi ich ambicjami (ach sukces! Warszawa, bo poza nią nie ma życia), może wydawać się dziwaczne. Cykl "Ukryta sieć" jednak widać chwycił i ja również przyłączam się do tych, którzy po lekturze pierwszego tomu, mają ochotę na więcej. Mimo wad, mimo pewnej sztuczności jaką wyczuwałem w niektórych fragmentach, podobała mi się intryga, tempo, i w sumie również finał, na tyle otwarty, by nie sprawiać wrażenie happy endu.  

wtorek, 24 grudnia 2019

Spotkanie, czyli życzenia

Dziś notka wyjątkowa. Nigdy przecież nie piszę na blogu o czymś czego nie czytałem. A tu jak byk nowość książkowa, która dopiero przede mną. Ba, sam ją sobie kupiłem pod choinkę zaledwie wczoraj. Wybaczcie, ale zainspirowała mnie do wpisu trochę bardziej osobistego i podzielenia się z Wami życzeniami. Mam nadzieję, że przebrniecie przez moje przydługie dywagacje, ale jak ktoś chce przejść od razu do życzeń, niech zjedzie na sam dół.

Bóg. Cisza. Prostota.

poniedziałek, 23 grudnia 2019

Na krawędzi otchłani - Bernard Minier, czyli zanim kupisz kolejny elektroniczny gadżet...

Zwykle w okolicach Wigilii wylogowuję się na trochę i nie piszę notek, a tu przecież pora powoli ogarniać podsumowania. A ja nawet z książkami się nie wyrobię. Z teatrami jedynie zdążyłem, choć M. jeszcze podrzuciła jeden tekst. Sporo tego. Dużo jednak przejdzie na rok przyszły. Po Świętach Bożego Narodzenia spodziewajcie się jedynie dwóch książek, które myślę, że warto by się znalazły w podsumowaniach, może jak zdążę dorzucę jeszcze Star Wars, no i potem 3 notki podsumowujące rok. Jutro notka wyjątkowa (zapraszam), a dziś jedna z zaległości. Książka przeczytana kilka tygodni temu, a raczej połknięta błyskawicznie. Moje pierwsze spotkanie z tym autorem, ale chętnie sprawdzę inne jego rzeczy. Ten tytuł mam wrażenie, że jest jednak dość wyjątkowy, to znaczy wychodzi poza ramy jego serii i nie jest nawet banalnym kryminałem, czy thrillerem.
Snując jakąś intrygę Minier bierze jednocześnie pod lupę rozwój nowych technologii i ich wpływ na ludzi, na to jak powoli oddajemy pod ich kontrolę różne dziedziny życia. Nie, nie, nie chodzi o tak banalne zagrożenie jak dawanie zgody na dostęp do swoich danych, ani o słynne zagrożenie blackoutem, czyli odcięciem od prądu i wyzerowaniem danych. Chodzi o zagrożenie równie realne, a kto wie czy nawet nie groźniejsze.

niedziela, 22 grudnia 2019

Karimski Club - Kolory Świąt, czyli obudzić w sobie dziecko

Już prawie świątecznie, choć niby jeszcze jutro do pracy, ale w serduchu już myślami przy Bożym Narodzeniu, kolędach, prezentach i czasie z bliskimi. Oby jak najwięcej radości i jak najmniej żółci w te dni w nas samych...

Jedna z ostatnich notek przed Świętami dość wyjątkowa, bo dużo nie będę pisał. Każdy pewnie z Was ma jakieś swoje ulubione wersje kolęd, przy których nuci, śpiewa, lubi ich słuchać. A co roku na rynku pojawiają się kolejne. I jakoś spodobała mi się propozycja kolektywu Karimski Club, trochę międzynarodowa, ale bardzo klimatyczna i dziecięca.

sobota, 21 grudnia 2019

Raz, dwa, trzy... giniesz Ty!, czyli witajcie na planie filmowym

Przypomniał mi się jeszcze jeden spektakl o którym nie pisałem, więc przed podsumowaniami roku 2019 pora nadrobić tą zaległość. Mam jednak pewien problem z tym przedstawieniem. Widziałem je tuż po premierze, a wiadomo, że czasem zespół potrzebuje trochę czasu, by różne rzeczy dopracować. Druga rzecz: mam niestety wrażenie, że tym razem pewne rzeczy wymagają poprawki nawet przy samym scenariuszu. Niestety nie będzie to pewnie łatwe, bo bilety sprzedają się jak ciepłe bułeczki, fani Alka Rogozińskiego walą drzwiami i oknami, rozpływają się w zachwytach, autor też jest zadowolony, jak więc teraz przekonać kogoś do tego, że jednak nie jest idealnie? A moim zdaniem nie jest.
Ale może będzie? M. była parę tygodni po mnie (recenzja poniżej) i już z inną obsadą...

czwartek, 19 grudnia 2019

Tajemnica Henriego Picka, czyli we Francji jest więcej pisarzy niż czytelników




Gdy czasem oglądam programy literackie, słucham krytyków i ich wzniosłych teorii, to mam wrażenie, że żyją oni w jakimś innym świecie, bardziej teorii i definicji, niż emocji. Trudno jednak odmówić im pasji, prawda? W końcu czytanie tego co ci podsuną wydawcy, a niekoniecznie tego na co masz ochotę w danej chwili, wcale nie jest proste (oj wiem coś o tym). Czy dużo zatem trzeba szczęścia, by przebić się wśród masy innych tytułów ze swoim debiutem? Szczególnie w kraju, gdy jak żartują bohaterowie "Tajemnicy Henriego Picka", więcej ludzi chce pisać i to robi, niż tych którzy chcą czytać i to robią...
Trudno zdefiniować "Tajemnicę...", choć najbliżej jej do komedii. Ma w sobie i zagadkę kryminalną, elementy śledztwa, trochę humoru, ale przede wszystkim olbrzymią dawkę ciepła. Nawet gdy bohater jest trochę "cięty" na kogoś, nigdy nie traci ogłady, a i ci którzy mają mu za złe jego poszukiwania, też raczej nie uciekają się do rękoczynów. Wszyscy (albo prawie wszyscy) rozprawiają o książkach z pasją, z miłością, z ogromnymi emocjami, nawet jeżeli różnią się w swoich upodobaniach i to jest właśnie to za co pokochałem ten film. To zabawa zarówno filmowa, jak i literacka, bo przecież śledztwo może być doprowadzone do końca jedynie na podstawie tropów zawartych w książce.

środa, 18 grudnia 2019

Eight Hands Quartet, czyli co za pozytywne zaskoczenie

Wychodząc z założenia, że jak jest piątek 13-go grudnia, to może się coś nie udać, brniemy wraz z mężem przez zatłoczoną, stojącą w korkach Warszawę na koncert czwórki młodych pianistów. Mąż nie przepada za instrumentami klawiszowymi, a ja się nie znam na muzyce, ale lubimy wchodzić w nowe, dotąd niezbadane przez nas „smaczki” kultury. A na koncercie fortepianowym jeszcze nie byliśmy. Docieramy do Teatru Druga Strefa, siadamy w pierwszym rzędzie…

wtorek, 17 grudnia 2019

Zabójcze święta, czyli panie czy panowie?

Wydawnictwo Skarpa Warszawska od kilku lat zbiera wokół siebie autorów kryminałów i promuje nie tylko ich autorskie powieści, ale raz na jakiś czas obdarza nas zbiorem opowiadań. Dzięki temu, nie ukrywam że często odkrywam kogoś interesującego, by potem szukać więcej jego rzeczy. Nie da się nadążyć za wszystkim co jest wydawane, co i rusz więc dopisuję jakieś nazwiska do listy do sprawdzenia. Ale tym, których polubiłem - jestem wierny (np. Jacek Ostrowski).
Tym razem tematem przewodnim są Święta Bożego Narodzenia, Wigilia i czas, który kojarzy nam się raczej rodzinnie, słodko, pozytywnie. A tu proszę. Ci którzy mają dość takiej słodkiej atmosfery, lubują się w kryminałach, zbrodniach, makabrze, mogą znaleźć dla siebie coś miłego... Choinka, herbatka, kocyk, te sprawy i dobra lektura. A że to opowiadanka, to łyka się błyskawicznie. 

Jakoś leci - Kofta, czyli... Piotr Machalica wspomina Artystę


Scena na dole im. Wojciecha Młynarskiego w Teatrze ATENEUM tym razem ugościła widzów koncertem Piotra Machalicy „Jakoś leci – Kofta”. Lubię twórczość Jonasza Kofty (choć do tej pory wielbicielką nie byłam), natomiast jestem miłośniczką poezji śpiewanej w wykonaniu Piotra Machalicy. Bo Piotr Machalica zawsze, ale to zawsze, doskonale oddaje emocje w swoich interpretacjach. A przecież znał osobiście Jonasza Koftę i wiedział jakie struny pociągnąć, aby powstał prawdziwy portret Poety opisany jego własną twórczością. A jaki był Kofta? Inny. Był wzruszeniem i zabawą, melancholią i szyderstwem w jednym ciele o nienachalnej urodzie (jakby powiedziała Maria Czubaszek). Był kpiarzem, który nie ranił kpiną, bystrym obserwatorem, który „nie ciął po oczach”. W jego tekstach są zwroty mądre, wzruszające, zabawne, melancholijne, prześmiewcze i wzniosłe. Ale dopiero w interpretacjach Piotra Machalicy, zarówno w deklamacjach, melorecytacjach czy śpiewie - to wszystko nabiera barw, pięknego sznytu i mocno zapada w duszę.

poniedziałek, 16 grudnia 2019

Animowane i nie dla dzieci cz.1, czyli Ruben Brandt Kolekcjoner i Wieża


Wciąż szkiców notek więcej niż czasu na ich pisanie, ale wszystko wskazuje na to, że kolejny rok uda się skończyć listą notek równą liczbie dni. Potem tylko trochę czasu na porządki podsumowania. Teatralne praktycznie mogę już robić. Książkowe wciąż ma jakieś zaległości, ale będę starał się je nadrobić. Ale dziś dla odmiany film.
Nagromadziło mi się trochę takich ciekawostek - niby animacja, ale na pewno nie dla dzieci. Raczej dla smakoszy, którzy docenią kreskę, klimat, treść. No dobrze, oglądać mogą i starsi i młodsi, ale chyba ci pierwsi bardziej to docenią. Choćby jak w przypadku pierwszego z filmów. Większość kadrów to jakieś nawiązania do obrazów, postaci charakterystycznych dla pewnych malarzy, a do tego kryminalna akcja. Tylko, że bez zwracania uwagi na detale, na wszystkie sceny nawet z drugiego planu, ta historia może wydawać się zbyt prosta.
Oto słynny psychoterapeuta Ruben Brandt, cierpiący z powodu nocnych koszmarów - śni mu się, że przeżywa jakieś przygody na swoich ulubionych obrazach, ale zwykle nie są one wcale przyjemne. Jak zmierzyć się z traumą?

niedziela, 15 grudnia 2019

Blisko, czyli co ja zrobiłem, co oni zrobili

MaGa: Miło znowu znaleźć się w MŁYNIE i znów się przekonać, że było warto.

R.: Dotąd kojarzyliśmy go raczej z przedstawieniami, w których była jakaś szczypta humoru, czasem sporo piosenek, chyba jedynie "Córka", była takim akcentem zupełnie na poważnie. Teraz Młyn ma w takim razie w repertuarze dwa mocne, dramatyczne punkty. Próba zmierzenia się z powieścią jednego z noblistów, w mojej ocenie bardzo udana. Oczywiście nie jest to wierna adaptacja, ale może dzięki temu jeszcze bliżej nam do tego tekstu i dylematy bohaterów są jeszcze bardziej poruszające.
MaGa: Nie czytałam książki „Hańba” J. M. Coetzee’a, nie jestem więc w stanie dokonywać porównań. Jednak sam spektakl – powiem szczerze – wcisnął mnie w fotel. Zarówno temat jak i gra aktorska. A mówię tu o szacunku do innego człowieka, nawet wtedy, gdy jego los jest w naszych rękach, gdy pomagamy, gdy jawimy się jako samarytanie. I o tym, że nie wolno deptać niczyjej godności.

Głos - Arnaldur Ingridason, czyli Boże Narodzenie w Reykjaviku

Już od dawna wokół słyszałem ciepłe słowa na temat islandzkich kryminałów Ingridasona (zimnych w odróżnieniu od ciepłych słów) i wreszcie dorwałem się do jednego z nich. Nie wiem czy dobrze trafiłem, ale pewnie będę kontynuował sprawdzanie innych jego powieści.
Tu Islandii jest niewiele, a chłód o tyle, że za oknami zima i zbliżające się Boże Narodzenie. Niby prawie wszystko dzieje się w jednym budynku - hotelu gdzie dokonano morderstwa i gdzie bazę zrobił sobie prowadzący śledztwo komisarz Erlendur, jest jednak w tej powieści coś takiego, że bez wahania myśli się: no gdzieżby indziej niż w krajach północy. Ten chłód jakoś trochę czuje się również ludziach, w więziach między nimi, w tym że tak wiele osób żyje w samotności, nie wtrącając się nawet w sprawy swoich dzieci... W "Głosie" to właśnie wątek dzieciństwa, traum, błędów i wyrzutów sumienia będzie odgrywał istotną rolę.

sobota, 14 grudnia 2019

Nie piję, nie palę, chętnie zrobię z pani mamę, czyli oby dalej mieli dobrych nauczycieli


MaGa: Scena Debiutów (Teatr WARSawy) może dorzucić do swojej puli kolejny udany spektakl, czyli „Nie piję, nie palę, chętnie zrobię z pani mamę”.

R.: Zgoda, widzieliśmy już ich całkiem sporo w tym roku i w sumie chyba tylko raz przeżyliśmy rozczarowanie. Pracy z debiutantami nie trzeba się bać, jak widać liczy się pomysł, praca i pasja, a reszta z czasem może się wypracować. A i widzowie powinni odważniej wybierać się na takie spektakle - może czasem i trema zżera aktorów, ale na pewno nie zobaczy się tu gwiazdorzenia, odwalania fuszerki od niechcenia, każdy daje z siebie maksimum.

MaGa: No właśnie. Debiutanci tak mocno się starają. A tym razem tytuł sugerował, że będzie można się pośmiać… a tu niespodzianka; bo jeśli się śmiejemy, to jest to śmiech przez łzy.

R.: Sporo z tych scenek przypominało mi reportaż, który kiedyś czytałem: „Polak sprzeda zmysły” Konrada Oprzędkai potem sprawdziłem, że faktycznie to jego teksty wykorzystano. To takie przyglądanie się pragnieniom, tęsknotom i żądzom młodych ludzi - ktoś pragnie dziecka, ale nie stałego związku, ktoś inny zarabia na sprzedaży swojej używanej bielizny, jeszcze inny frustruje się tym, że wymarzona stabilizacja jest nierealna w sytuacji gdy wciąż zasuwa na umowy zlecenia, bez etatu i jakiejkolwiek pewności na przyszłość...

piątek, 13 grudnia 2019

Bękarty z Pizzofalcone - Maurizio de Giovanni, czyli policjant też człowiek


Miło jest czasem zrobić wycieczkę w rejony trochę inne niż te odwiedzane po wielokroć. Dlatego gdy wśród kryminałów wypatrzę coś spoza Skandynawii i krajów anglojęzycznych sięgam po to z dużą ciekawością. I niejednokrotnie są to bardzo smakowite kąski. Tyle że nie zawsze muszą to być piękne winnice, czy jakieś urokliwe zakątki, jak się okazuje klimaty bardziej mroczne, miejskie i to z tych "gorszych" dzielnic, w kryminalnych fabułach też się sprawdzają. Po Manzinim mam kolejnego autora z Włoch, którego zamierzam obserwować. Zwłaszcza, że wchodzę w cykl o komisarzu Giuseppe Lojacono od drugiej części - trzeba będzie nadrobić szybko pierwszą.
Tam rozwiązał głośną sprawę, ale ponieważ to było jego samotne dochodzenie wcale nie spodobało się to jego kolegom i przełożonym. Gdy ktoś rzucił plotkę o jego współpracy z mafią, znalazł się więc on na czarnej liście i gdy tylko znalazła się okazja do tego by go usunąć z oczu, szybko z tego skorzystano.

czwartek, 12 grudnia 2019

Dobrze się kłamie, tyle lat się znamy, a tu coś takiego

Był oryginalny film włoski, ileś wersji filmowych krajowych (w tym niezła polska), można więc było się spodziewać, że prędzej czy później ktoś wpadnie na pomysł by przerobić to na sztukę. W końcu rzecz jest dość kameralna i w sumie opiera się na dialogach, na interakcji między postaciami, dużo więc nawet nie trzeba.
Marcin Hycnar i Bartosz Wierzbięta (tak to ten od Shreka i Pingwinów) zostawili główne wątki, trochę zmienili dialogi i podkręcili tempo. Zapowiada się przebój (na razie grany gościnnie w Studio Buffo, ale pewnie ruszy w Polskę), bo publika bawi się naprawdę nieźle. Choć wnioski jakie można wysnuć z obserwacji bohaterów nie są zbyt wesołe, mimo wszystko bawi nas pogrążanie się przez nich w próbach wyjaśnienia różnych kłamstw i robienie z siebie kretynów. Gdyby nie kłamali, nie musieliby potem wstydzić się coraz bardziej żenujących rzeczy jakie wychodzą na jaw. Tylko czy rzeczywiście to takie proste?

środa, 11 grudnia 2019

Na noże, czyli podjąłem decyzję


Zanim kolejne notki teatralne (do podsumowań coraz mniej czasu), jeszcze jedna świeżynka kinowa. Dla samej obsady warto się wybrać, bo jest bardzo smakowita, ale jeszcze lepsze jest to, że mamy do czynienia z kryminałem gdzie udało się utrzymać zainteresowanie widza do samego końca. A to przecież rzadkość. Gdy już, już masz motyw i sprawcę, nagle wolta i zmiana punktu widzenia. Dawno nie było czegoś co w tym gatunku by dawało tyle frajdy. 

wtorek, 10 grudnia 2019

Serialowo i kryminalnie, czyli Zasada przyjemności i Nieświadomi

Niby jestem w rzeczach, które już znam, czyli z lubością przy Lutherze (skończyłem po raz kolejny 3 sezony), przy Dorwać Małego (drugi sezon), Pod powierzchnią (drugi), Chyłka (drugi), Mr. Mercedes (trzeci) ale wypatruję też nowych rzeczy i oglądam je nie raz z przyjemnością. O Żmijowisku innym razem, a dziś dwa inne seriale ze zbrodnią w tle.
I jak kiedyś, gdy pisałem o Belfrze i Pustkowiu, znowu mamy do czynienia z pojedynkiem Canal+ i HBO. Zgadujcie kto wygrał.
Zasada przyjemności ma u mnie plus za próbę zrobienia czegoś międzynarodowego - Ukraina, Czechy, Polska, są tu nie tylko miejscem prowadzenia śledztwa, ale i mają swoich reprezentantów w dochodzeniu. Bez tej współpracy nie doszliby do niczego.

poniedziałek, 9 grudnia 2019

Chrobot - Tomasz Michniewicz, czyli szanse, możliwości, codzienność

Z tegorocznej kampanii Czytaj.pl wybrałem dla siebie nie wersje e-, tylko audio, wracam powoli do słuchawek (zima idzie). A ponieważ kilka tytułów znałem wcześniej wybrałem coś dla siebie nowego, czyli "Chrobot" Tomasza Michniewicza. Przyzwyczaił czytelników do pisania o podróżach, a tu coś nie do końca reportażowego. Wydawca nazwał to siedmioma podróżami w czasie. Życie najzwyklejszych ludzi świata to historie, które mają w sobie oczywiście prawdę jak rasowy reportaż, lecz w tym ujęciu, gdy historia obejmuje kilkadziesiąt lat życia każdego z bohaterów, zamienia się to jednak nieuchronnie w fikcję, którą autor ubarwia, rozwija i tworzy na bieżąco. Po co?
Gdyby to było pokazanie jedynie losów dzieci, wychowujących się w różnych punktach świata: w USA, Kolumbii, Ugandzie, Indiach, Finlandii, Zimbabwe, Japonii, samo w sobie dałoby nam poruszający tekst o tym jak odmienne są warunki i szanse jakie dostają one od losu. Michniewicz idzie jednak dalej i próbuje przy tej okazji pokazać problemy z jakimi się oni zmagają również w okresie dorastania i w życiu dorosłym. Tym samym wszystko się trochę rozmywa.

Jaronizmy, czyli nietypowo, ale za to z konkursem

Notka trochę nietypowa, bo niby o komiksach już pisywałem, ale Paweł Jaroński wyłamuje się z jakichkolwiek definicji. To takie prace, które można traktować raczej jako plakat, kartkę, choć przecież za każdym razem opowiadają jakąś historię :) I to o tę historie tu chodzi. Jego zabawy językowo-graficzne są tak przewrotne, dowcipne, zaskakujące, inteligentne, że odkąd miałem kontakt z pierwszymi pracami (słynne już "Jestem podły" czy "To nie miłość"), gdzie tylko mogę reklamuje jego rysunki. Zdarzają się mu również kilku obrazkowe komiksy, ale to te pojedyncze plansze najbardziej mnie rajcują.

Z Targów w Krakowie przywieźliśmy pierwszy album do kolekcji i to z wyjątkową, bo niepowtarzalną rysunkową dedykacją - któż by inny spełnił tak groteskową prośbę córki, że nie chce swojej podobizny tylko pierniczka na kocie.
Lekcja polszczyzny i inteligentnej zabawy słowem, wyobraźni i czasem czarnego humoru. Pewnie z kolejnych targów wrócimy z kolejnym zakupem.
Poniżej znajdziecie przykłady jego prac - te gorszej jakości to z mojego albumu focone wczoraj w nocy komórką, gdy wpadłem na pomysł tej notki - wybaczcie, ale za to na końcu znajdziecie mały konkurs.

niedziela, 8 grudnia 2019

Taksówka, czyli czy w Wigilię można być samotnym?


Gdy udostępnia się na swoim blogu miejsce innym potem wychodzą różne kwiatki. Okazuje się że M. pisała już o tym spektaklu, więc jej tekst przeklejam tu. Tam pewnie pojawi się jakiś wpis filmowy - poinformuję o tym na pewno!

I jeżeli jesteście ciekawi co na temat Truciciela z Teatru Och sądzi M. to znowu musicie zajrzeć do mojego wpisu.

Chyba już wygaszam swoją aktywność teatralną do końca roku, niedługo będę robił jakieś podsumowania, ale zanim to nastąpi to jeszcze kilka rzeczy do opisania.
Na początek Teatr Soho i kultowy już spektakl "Taksówka". Pasujący klimatem do zbliżających się świąt, bo jego akcja dzieje się w Wigilię. Prosty pomysł dzięki świetnemu tempu, grze aktorów oraz dowcipowi w scenariuszu, dają fantastyczny efekt. Oto taksówkarz, który wyrusza w kolejną nocną trasę, nie wiedząc kogo spotka, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Oczekiwania na klientów umila mu słuchanie radia - niestety jakiś ciul urwał mu antenę i teraz łapie jedynie jedną stację, w której didżej strasznie smęci. Zdaje się, że ma doła z powodu dyżuru który przypadł mu w udziale. A może i tak nie miałby za bardzo z kim spędzić tego wieczoru? Puszcza muzę i opowiada o najbardziej żenujących życzeniach świątecznych, coraz bardziej markotny i samotny...

czwartek, 5 grudnia 2019

Niewidzialni. Białe morze - Roy Jacobsen, czyli serce wciąż bije


Skoro było przez kilka dni o kobietach nieprzeciętnych, to dorzucam do kompletu jeszcze jedną. Tym razem jedynie bohaterkę literacką, ale czy to jej coś umniejsza? "Białe morze" jest kontynuacją "Niewidzialnych", ale o ile tam obserwowaliśmy losy całej rodziny, to tu w centrum pozostała tylko ona. Ingrid została sama na wyspie Barrøy. Tu się wychowała i dobrze jej z tym rytmem życia, z surowymi, ale znanymi warunkami, z tym że jest niezależna od nikogo. Samotność jej nie doskwiera, choć gdy nagle odkryje, że nie jest na wyspie sama, poza przerażeniem odczuje też odrobinę radości. Ma w sobie ogromną potrzebę opiekowania się innymi, nawet kosztem zapominania o sobie. I nie chce nic w zamian. Może poza tym, żeby od czasu do czasu móc się do kogoś przytulić. Gdy za oknem zimno to najlepszy sposób na to by odczuć w sercu spokój i szczęście.

Burza w Narodowym, czyli... ech, szkoda


Spektakl w Teatrze Narodowym, którego nie umiem opisać. Zwabiona tytułem i autorem… poszłam, zobaczyłam i oniemiałam. Jednak nie z zachwytu. Nie umiem powiedzieć co mnie w tym spektaklu zniechęca, bo przecież nie gra aktorska, ta była wyborna – na scenie śmietanka, elita wykonawców, każda kwestia przez nich wypowiedziana trafia do widza, nienaganna dykcja, kreacje aktorskie na najwyższym poziomie. Jerzy Radziwiłowicz jako Prospero, Mariusz Benoit jako Ariel/Kaliban, Jan Frycz jako Antonio i Mariusz Bonaszewski jako Trinkulo to przecież aktorzy nietuzinkowi, oni stoją na scenie i mówią swoje kwestie po mistrzowsku, a my w zasłuchaniu, skupieniu je chłoniemy, analizujemy, wchodzimy w świat ich kreacji. 

środa, 4 grudnia 2019

Hedda Gabler, czyli... klasyka w mistrzowskim wykonaniu

Dwa lata temu oglądałam to przedstawienie w ramach transmisji National Theatre Live z Londynu, gdzie rolę główną kreowała Ruth Wilson i sądziłam, że jej kreacja będzie nie do pobicia. Zaczynam jednak się wahać…

Od zawsze lubiłam Ibsena, lubię jego bohaterów niejednoznacznych w postawach i działaniach, wyrywających się ze schematów myślowych, narzuconych norm społecznych, często postaci irracjonalnych. Ibsen według mnie jest ponadczasowy. „Hedda Gabler”, ta sztuka może się dziać tu i teraz, a także w przeszłości i przyszłości, może dziać się w każdym zakątku świata albo nigdzie. Mam słabość do Ibsena i jego postrzegania świata. Dlatego wybrałam się na „Heddę Gabler” w Teatrze Narodowym w reżyserii Kuby Kowalskiego dla porównania ze spektaklem z Londynu i to był strzał w dziesiątkę.

wtorek, 3 grudnia 2019

Boznańska. Non finito - Angelika Kuźniak, czyli kobiety nietypowe cz. 2


Kolejna kobieta nieprzeciętna. Ekscentryczna. A może po prostu trudna do uchwycenia i zrozumienia?
Angelika Kuźniak nie pisze biografii typowych, bywa mniej lub bardziej poetycko, szuka jakiegoś pomysłu na swoją bohaterkę, czasem to wyjdzie, a czasem nie. Tym razem moim zdaniem wyszło co najwyżej średnio. Czy dowiemy się czegoś nowego o Oldze Boznańskiej? Nie. Czy autorka zainteresuje nas jakimiś ciekawymi pytaniami? Tak. Czy uzyskamy na nie odpowiedzi? Nie. I tak można by jeszcze ciągnąć.
Sięgając po różne dokumenty, wspomnienia, porządkując źródła, nadaje całości kształt, który intryguje na równi z samą bohaterką. Mimo potwierdzonych faktów, dociekliwości autorki, która stara się w wielu miejscach cytować konkretne osoby obok ich opinii lub opisów wydarzeń, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że sama bohaterka trochę wymyka się próbom uporządkowania, opisania, z wszystkimi odpowiedziami na nasze pytania.

poniedziałek, 2 grudnia 2019

Kobiety nieprzeciętne cz.1, czyli Nico 1988, Runaways i Westwood

Spektakl na podstawie książki Rogozińskiego musi jeszcze chwilę poczekać na swoją notkę, a ja z masy różnych szkiców wyborem dziś coś filmowego. A jutro ciąg dalszy kobiet nieprzeciętnych.

Na początek "Westwood: punkówa, ikona, aktywistka”. Ta kobieta na pewno wymyka się schematom. Znana najbardziej ze swoich projektów ubrań, kojarzona ze światem mody, od początku chciała być sobą, łamać stereotypy. Punk na salonach? Możemy się śmiać z niektórych jej pomysłów, ale trudno nie bić jej brawa za odwagę, za pewną bezczelność. Ma w sobie pasję i choć dziś jej ubrania są raczej marką na masową skalę (a chciała przecież tego uniknąć), to mimo wieku wciąż potrafi głośno wyrażać swoje zdanie i czasem wyrzucić cały projekt do kosza. Pieniądze to nie wszystko. Ona zaznała i klepania biedy i kapitalistycznego zachłyśnięcia sukcesem. A dziś zmaga się z prawami rynku, który czasem stawia ją przed wyborami, których nie akceptuje.   

niedziela, 1 grudnia 2019

Woman Power, czyli czy kobiecie jest trudniej w stand-up comedy?

Dla M. to już trzeci wieczór komediowy w Teatrze WARSawy w ramach Sceny Debiutów, dla mnie drugi. I pewnie z przyjemnością wybierzemy się na kolejne. Tym razem oddaję jej głos, sam jedynie uzupełniam tam gdzie pamiętam nazwiska. No i na wstępie dwa zdania ode mnie. Wiadomo, że poziom jest różny, zwłaszcza gdy część już na własną rękę ma za sobą jakieś próby występowania, a inni są zupełnie świeży i spięci. Pod okiem profesjonalistów mieli okazję popracować nad swoim materiałem, tu jednak dużo zależy od luzu jaki w sobie się ma, podążania za energią publiczności, umiejętności dialogowania. Tym razem same kobiety, co skłoniło nas potem do rozmowy na temat tego kiedy wulgaryzmy brzmią dziwnie, a kiedy naturalnie w ustach kobiet i czy łatwiej im, czy jednak trudniej w występach stand up. Pomysłów i tematów jak pokazały im nie brakuje.
***

Stand-up jaki jest – większość wie. Własne przeżycia, przemyślenia, zmyślenia, doświadczenia ubiera się w śmieszne, urojone lub koszmarne szaty, doprawia szczyptą kłamstwa, złudnej odwagi, rzuconego tu i tam wulgaryzmu, a potem wychodzi się na scenę i tą mieszaniną usiłuje rozbawić widownię. A różnych ludzi bawią różne rzeczy, więc trudno rozbawić wszystkich i trafić ze swoim tekstem do każdego.

sobota, 30 listopada 2019

Metoda Kominskiego, czyli każdego to czeka

Przyzwyczajeni jesteśmy, że w serialach komediowych są młodzi ludzie i twórcy opowiadają o ich problemach. A tu zaskoczenie, Netflix postawił na świetny scenariusz i aktorów starszego pokolenia i osiągnął sukces. Nie wiem co prawda w jakich grupach wiekowych, ale ja za ten serial ich kocham. Co prawda jeszcze się identyfikuję z nimi, może raczej widzę w nich swoich rodziców, ale już przekroczyłem tę barierę, gdzie po pierwsze jestem świadomy, że różne rzeczy czekają każdego i to prędzej niż później, a po drugie, że nie ma tematów żenujących. Skoro można się śmiać z nadaktywności seksualnej młodych, to czemu nie z jakiejkolwiek aktywności w tym obszarze ludzi starych :)
To humor trochę spod znaku Woody'ego Allena, ale mniej jest psychoanalizy, żarty są bardziej wprost. Bywa też jednak poważnie, bo serial opowiada o przyjaźni, bliskich relacjach, zranieniach i marzeniach o sławie.

piątek, 29 listopada 2019

Morderca jest wśród nas. Odsłona 2, czyli 069 zgłoś się



MaGa: Okazuje się, że to druga odsłona z cyklu „Morderca jest wśród nas”. Gdzieś nam to umknęło, a szkoda – teraz nie możemy porównać.

R.: Za to trafiliśmy wyjątkowo, bo odsłona listopadowa była z muzyką na żywo, co dodało jej jeszcze więcej ikry. Taki to już jest chyba pomysł na ten cykl, że on wciąż ewoluuje, aktorzy się zmieniają, modyfikacjom podlega nawet sam scenariusz, można więc zajrzeć po jakimś czasie i zobaczyć jakby nową wersję tego co oglądaliśmy. Każdy wieczór może być wyjątkowy, bo wykorzystuje nie tylko energię widzów, ale i wciąga ich do zabawy.


MaGa: To kolejny spektakl Sceny Debiutów prowadzonej przez Teatr WARSawy i znowu udany. Przynajmniej mnie się podobało. Chociaż tym razem „na obczyźnie”.

R.: No tak, miejsce mnie zaskoczyło, bo Teatru Syrena "od zaplecza" jeszcze nie zwiedzałem. Muszę jednak przyznać iż mimo mniejszej ilości widzów jaką mieści ta sala, jej atmosfera bardzo sprzyja rozwiązywaniu kryminalnej zagadki. Tu nie brakuje jakichś dziwnych rekwizytów i technicznych pozostałości, a wiele z nich może okazać się wcale nie przypadkowych i zbędnych. 

czwartek, 28 listopada 2019

Echnaton, czyli nowatorska, współczesna, zadziwiająca opera Philipa Glassa


Przyznam, że jestem pod ogromnym wrażeniem i jednocześnie pod urokiem tej na wskroś nowoczesnej opery Philipa Glassa w inscenizacji McDermotta wystawionej w Metropolitan Opera w Nowym Yorku. To przedstawienie wciąga i nie pozostawia obojętnym, hipnotyzuje widzów i wywołuje efekt wstrzymywania oddechu, przede wszystkim za sprawą muzyki Glassa oraz amerykańskiego kontratenora Antony’ego Roth’a Constanzo, jako faraona Echnatona (Akhnatena).
Philip Glass postawił przed sobą trudne zadanie, postanowił bowiem napisać opery biograficzne, a właściwie stworzyć tryptyk operowych rewolucjonistów. Wcześniej napisał operę o człowieku nauki (Einsteinie) i człowieku polityki (Gandhim); „Echnaton” – traktuje o człowieku religii. Każdy z bohaterów jego oper był twórcą fundamentalnej zmiany w jakiejś dziedzinie życia, każdy dokonał czegoś wielkiego angażując w to pomysł, determinację a nie broń.

środa, 27 listopada 2019

Śmierć z ogłoszenia - Grzegorz Kalinowski, czyli czy marzysz o karierze i sławie?

Maraton kryminalny u mnie trwa. A że Kalinowskiego w wersji retro bardzo lubię, długo nie czekał na stosie. Kto ma ochotę sprawdzić notki na temat poprzednich powieści wiecie gdzie zajrzeć - na górze zakładka przeczytane.
Nie ukrywam, że byłem większym fanem powieści z cyklu "Śmierć frajerom", bo ich przygodowy, łobuzerski charakter w połączeniu z przedwojenną Warszawą był czymś zupełnie nowym. W wydaniu kryminalnym też jest ciekawie, ale może ciut mniej oryginalnie, zwłaszcza że główny bohater wraz z kolejnymi awansami trochę jakby traci swoje poczucie humoru i odrobinę szaleństwa, staje się statecznym śledczym, kierującym kilkuosobowym zespołem, a i życie prywatne jakieś takie już uporządkowane. Gdzież to szaleństwo? Nawet kontrowersyjne pomysły wychodzą zdaje się częściej od jego kolegów, a nie od niego samego.
Sam styl Kalinowskiego jednak się nie zmienił. Fabuła jest wielowątkowa i to co zawsze mi się podobało: zawiera całą masę ciekawostek z życia w II Rzeczpospolitej. Głównie oczywiście Warszawa, z jej tętniącymi rozrywkami klubami i kawiarniami, ale zajrzymy też np. do Lwowa, czy do Truskawca.

Córka trenera, czyli ile poświęcisz?

W kinie przegapiłem, ale w telewizorku nie mogłem się oprzeć. I polecam Wam mocno. Nie tylko ze względu na bardzo dobrą rolę Jacka Braciaka (kto ogląda go głównie w Rodzince.pl i ma za ciepłe kluchy bardzo się myli), ale i ciekawy temat podjęty przez reżysera.
Łukasz Grzegorzek opowiada nie tylko o bardzo ciekawej relacji między ojcem i córką, ale dotyka tematu, o którym mówi się niewiele, a dotyczy on przecież nie tylko sportu, ale i innych dziedzin (muzyka, ale i przedmioty ścisłe). Chodzi o ambicje rodzica, który widząc "talent" stara się go wspierać ile tylko może. Przecież robi to "dla dobra dziecka", prawda?

wtorek, 26 listopada 2019

Chłopiec znikąd - Katherine Marsh, czyli swoi i obcy

Gdy jest się po 40, ciężko pisać o książkach dla nastolatków, bo większość wydaje się dość infantylna, pusta, niby czasem można pogadać o nich z własnymi dziećmi, np. o dylematach bohaterów, ale samemu emocji się nie czuje.
Czasem zdarza się jednak taka powieść, która jest mądra, wzrusza, przy której czujemy się tak jakbyśmy sami zaledwie wczoraj mogli przeżywać podobne problemy. Przypominają nam się nasze własne lektury z młodości i aż zazdrościmy, że dziś młodzi mogą odkrywać, podobnie jak my kiedyś, ważne wartości, wydarzenia z historii, które mogą budzić nie tylko ciekawość, ale i emocje.
W "Chłopcu znikąd" jest zarówno historia, jak i problemy jak najbardziej współczesne. Dorośli o nich rozmawiają, dyskutują, ale nie zawsze potrafią dobrze wyjaśnić swoje zdanie na jakiś temat - mówią: to niełatwe do ogarnięcia, będziesz starszy to zrozumiesz, nic nie można zrobić, a młody człowiek czasem czuje, że nie potrafi stać z boku, dystansować się, udawać że czegoś nie ma. Serce nie pozwala na obojętność wobec zła czy cierpienia...

sobota, 23 listopada 2019

Przebudzenie - Ania Rusowicz, czyli uwaga komplement: grają jak dawniej!


W zapasie dwa spektakle, około 10 książek i cała masa filmów. Rety, trudno zdążyć z pisaniem o wszystkim, zwłaszcza gdy czasu brakuje. Dziś jednak coś muzycznego, choć parę zdań i wracam do wklepywania ankiet. Płyta nagrana przy użyciu taśmy, na "setkę", jak za dawnych czasów i mocno nawiązuje do lat 60, 70. I w sumie to jej siła. Ania Rusowicz od dawna poszukuje w takich klimatach, bynajmniej nie kopiując nikogo, choć niektórzy próbowali ją porównywać wokalnie z jej mamą.
To taka fajna mieszanka funkowo-bluesowa,z dęciakami, rozbujany rockandroll, oczywiście troszkę stylizowany, ale czuje się że cały zespół czerpie z tego frajdę.

piątek, 22 listopada 2019

Katagoria: dziwne cz.1, czyli Prawdziwe zbrodnie i Synonimy

Czasem zdarza się obraz, który cię skusi, ale potem z niedowierzaniem patrzysz na ekran i chciałbyś jak najszybciej seans zapomnieć. Dziś dwa takie filmy. 
Jim Carrey w polskim filmie? Przecież to fenomenalne wydarzenie i szansa na wypromowanie czegoś naszego szerzej. Tylko najpierw musi być scenariusz i jakiś pomysł. Tymczasem cały film przypomina mroczną etiudę studencką, w której nie wiadomo o co biega, aktorzy snują się bez sensu, i nawet przełomowe wydarzenia nas nie ruszają emocjonalnie.  
Historia policjanta, samotnego człowieka ogarniętego jakaś obsesją, daje obietnice kryminału, ale tak naprawdę nie wiadomo za bardzo czym jest.

czwartek, 21 listopada 2019

Kastor - Wojtek Miłoszewski, czyli kapitalizm się rodzi, a dla policji pora umierać

Akcja Czytaj.pl  z roku na rok ma coraz większe zasięgi i jeżeli tylko nie załapaliście się na jedną z 12 tegorocznych książek, namawiam Was do tego gorąco - za darmo, a każdy znajdzie coś dla siebie. W wersjach e- oraz audio. Jakby co na dole macie kod do zeskanowania.
A ja coraz częściej sięgam właśnie po audio. Z akcji wybrałem "Chrobot" i słucham z przyjemnością, ale nie mogło u mnie obyć się też bez kryminału. W ostatnich dniach zarzuciłem sobie audiobooka z książką Wojtka Miłoszewskiego, dużo lepszą moim zdaniem od serii Inwazja-Farba-Kontra. A przynajmniej mnie bardzie wciągnęło. Janusz Zadura sprawdza się w tych kryminalnych, męskich klimatach naprawdę fajnie. No i jest Kraków, który bardzo lubię.

Korsarz, czyli od lorda Byrona do Teatru Bolszoj


Kiedy Byron pisał swoją powieść poetycką „Korsarz” (wydaną w 1814r.) zapewne nie podejrzewał, że dwa wieki później będzie można obejrzeć opowieść baletową opartą na motywach jego dzieła w wykonaniu mistrzów baletu klasycznego w kinach na całym świecie. Kilku librecistów, muzyków i choreografów na przestrzeni lat wystawiało swoją wizję „Korsarza”, natomiast ta wystawiona obecnie przez balet Teatru Bolszoj w ramach nazywowkinach.pl jest oparta na muzyce Adolphe Adama i na podstawie choreografii Mariusa Petipy, czyli w inscenizacji, która zdobyła największe uznanie widzów (choreografia odświeżona przez Aleksieja Ratmańskiego i Jurija Burłaka).


Pozbawiona rozważań politycznych zawartych w dziele Byrona opowieść baletowa dotyczy uczuć znanych wszystkim: miłości, przyjaźni, szlachetności, ale również zazdrości, zawiści, pogoni za bogactwem.

środa, 20 listopada 2019

Ciemne sekrety - Hjorth/Rosenfeldt, czyli maski spadają

Wpadła mi w ręce książka sprzed kilku lat, autorów dotąd mi nieznanych, która wprawiła mnie w niejakie zadziwienie, ale i zafascynowała; bo mimo wyraźnego przedstawienie jej jako powieści kryminalnej, powiedziałabym że jest to również dobra powieść psychologiczna, która z całą bezwzględnością zrywa maski ze współczesnych społeczeństw.

Jest zbrodnia dokonana na nastolatku, jest śledztwo prowadzone przez miejscową policję wspomaganą przez Krajową Policję Kryminalną, jest psycholog sądowy, który przypadkowo dołączył do śledztwa, jest szereg podejrzanych, żmudne śledztwo. Tylko że na plan pierwszy nie wysuwają się krwawe opisy zbrodni, ale złożone, skomplikowane relacje międzyludzkie wszystkich bohaterów.

wtorek, 19 listopada 2019

Gdyby ulica Beale umiała mówić, czyli miłość wszystko przetrzyma

Coraz mniej czasu na pisanie notek, ale nie chcę porzucać rytmu, więc choć parę zdań. Choć pewnie o tym filmie wyjdzie pewnie więcej niż kilka.
Młodzi ludzie, zakochani, planujący przyszłość i nagle jakaś dziwna sytuacja, pomyłkowe oskarżenie o gwałt i rozdzielają ich kraty. Nie dość, że w drodze dziecko, to trzeba próbować ratować ukochanego, bo ewidentnie prokurator nie chce słuchać o innym sprawcy... Wymiar sprawiedliwości złapał już winnego i jest usatysfakcjonowany, bo jednego "czarnucha" mniej na ulicy. Z tej historii niejeden reżyser by wycisnął masę łez, dramat pełną gębą, jeszcze z głośnym oskarżeniem o niesprawiedliwość i prześladowanie na tle rasowym. Barry Jenkins (to ten od cholernie ciekawego Moonlight o którym kiedyś pisałem) pragnie opowiedzieć to po swojemu. I dlatego ten film jest tak wyjątkowy, przeplata poetyckość z realizmem.

poniedziałek, 18 listopada 2019

Obywatel Jones, czyli czemu was to nie obchodzi


Agnieszka Holland powraca na ekrany kin. Znowu sięga po temat z przeszłości, coś jednak jest w tej historii takiego, że uruchamiają się natychmiast refleksje dotyczące współczesności. Chyba nie będę zajmował się streszczaniem fabuły, bo jak ktoś sięgnął po tą notkę, pewnie i tak już ją zna. Więc raczej parę moich refleksji zamiast tego.

Tu nie chodzi jedynie o misję dziennikarską, ale próbę pokazania jak często "pokazywanie prawdy" wciągnięte jest w większą grę polityczną, jak jest manipulowane. Nawet śmierć ludzi może być rozpatrywana w kategoriach mniejszego zła, jakichś błędów i wypaczeń, które się przydarzyły przy próbie robienie czegoś dobrego. Komunizm często tak się tłumaczył, chciał rządzić nie tylko ciałami, ale i duszami ludzkimi, do dziś wielu uważa Stalina za dobrodzieja, a nie zbrodniarza. Przecież jednak sprawa nie dotyczy jedynie przeszłości, dalej media krzycząc o prawdzie mają na myśli swoją prawdę, coś co jest wygodne dla ich polityki, strategii długofalowej, interesów właścicieli... I obawiam się, że taki pojedynczy człowiek niewiele w tym zakresie zmieni. Czy Jones wygrał? Niektórzy mu uwierzyli, inni nie, ale nawet ci którzy mu uwierzyli, nie zawsze uznawali jego oskarżenia jako dowód na prowadzenie świadomie polityki mającej na celu eksterminację jednej z grup etnicznych własnego kraju. Pojawiające się dość mocne cytaty z Orwella i samo spotkanie głównego bohatera z nim, mówią nie tylko o potępieniu zbrodniczego systemu, ale i sugerują pewną wątpliwość, pokazują, że świat nie jest bez winy, że to próby stworzenie państwa bardziej sprawiedliwego, ale z powodu sprzeciwu innych krajów, próby bardzo mozolne... Czyli nawet sama reżyserka trochę łagodzi swój przekaz i oskarżenie Stalina i wymordowanie kilku milionów ludzi, zajmując się nie tylko działaniami Sowietów, ale i unikową polityką Brytyjczyków, czy Amerykanów. Pieniądz, równowaga sił, wielkie interesy były ważniejsze niż jacyś tam głodujący Ukraińcy. A bo to pierwszy raz?
Gdy słuchasz niektórych argumentów, na myśl przychodzą współczesne nam komentarze: po co pomagać, co oni nas obchodzą, mamy swoje problemy... I jednak ciarki chodzą po plecach.

niedziela, 17 listopada 2019

444 - Maciej Siembieda, czyli kamienie na ścieżce proroka

Brakowało nam na rynku literackim autora, który z jednej strony dobrze czuje się w tematach historycznych, potrafi nimi zainteresować czytelnika, a z drugiej, wciąga w intrygę sensacyjno-kryminalną, czy też przygody bohaterów, tworząc smakowite połączenie. Najpierw zachwycił mnie Leszek Herman, a ostatnio Maciej Siembieda i naprawdę z przyjemnością wypatruję i sięgam po ich kolejne powieści.
"Miejsce i imię" (możecie znaleźć notkę w spisie przeczytanych) pokazało, że prokurator Jakub Kania z IPN jako bohater sprawdza się bardzo dobrze, jest dobrym pomysłem na cały cykl z różnymi sprawami do rozwiązania, ciekaw byłem więc początków jego kariery. Wracam zatem do debiutu Siembiedy, którym pokazał, że nie brakuje mu rozmachu ani umiejętności. Śledztwo historyczne w sprawie zaginionego obrazu Jana Matejki to nie tylko poszukiwania we współczesności, ale też ciekawe zarysowanie jego hipotetycznych losów od momentu namalowanie.
Wiele ciekawostek i prawdziwych wydarzeń (choć czasem trudno w nie uwierzyć), umiejętnie udało się wpisać w fabułę, czasem podawane są ot tak, mimochodem, jako sprawy warte poznania, a o których wiedzę miał bohater, ale częściej udaje się je połączyć z własną wyobraźnią i zaprosić czytelnika do uczestnictwa i obserwacji scen sprzed wieków.

sobota, 16 listopada 2019

Happy now?, czyli co to jest szczeście?

Autorka Lucinda Coxon napisała utwór dramatyczny, niekoniecznie odkrywczy w treści ani nowatorski, może jedynie z aspiracjami, aby przedstawić pierwsze pokolenie 30-40-latków XXI w. , ludzi z nosami w telefonach, poradników wszelkiej maści i „Seksu w wielkim mieście” będących w wiecznej pogoni za szczęściem. Utwór o ludziach, takich co to już coś osiągnęli w życiu, mają – całkiem przyzwoitą – stabilizację, dobrą pracę, podchowane dzieci. I są nieszczęśliwi, wiecznie zawieszeni między realiami życia codziennego i marzeniami, którym się wydaje, że u sąsiada trawa zawsze bardziej zielona.

Ten utwór reżyser Adam Sejnuk obsadził świetnymi aktorami, zaakcentował po swojemu i wyszła całkiem dobra, inteligentna sztuka o relacjach damsko-męskich, o dążeniu do szczęścia we współczesnym świecie. A wszystko to zaprawione ironią i sarkazmem.


Happy now?