niedziela, 30 czerwca 2019

Krzysiu gdzie jesteś? Czyli w życiu potrzebne są kolorowe baloniki

Czerwiec zakończony zgodnie z planem, kolejny miesiąc udaje się napisać tyleż samo notek co dni. I nie pytajcie jak długo jeszcze mam tak zamiar. Dopóki sił starczy :)
Pomysłów nie brakuje. W kolejce na najbliższe dni może nowy Ćwirlej, coś z zapowiedzi kinowych i może Stowarzyszenie Umarłych Poetów w wersji teatralnej.
A dziś film, który chyba bardziej wzruszy dorosłych niż dzieci. Kubusia Puchatka uwielbiają jedni i drudzy, tu jednak nie o samą sympatię czy o sentyment chodzi. Twórcy odwołują się do tego dziecka, które jest w każdym z nas i apelują, by je od czasu w sobie uwolnić, szczególnie gdy ma się własne dzieci.

sobota, 29 czerwca 2019

Zdrowaś mario - Aleksandra Pezda, czyli reportaże o medycznej marihuanie

Wokół medycznej marihuany wyrosło tyle mitów i kontrowersji, że czasem naprawdę warto ze spokojem usiąść i przeczytać coś, by samemu dowiedzieć się o co tak naprawdę chodzi. Są dowody naukowe na skuteczność? A jeżeli tak, to co tak naprawdę działa, w jaki sposób? Czy można ten efekt sprowadzić do stwierdzenia: chodzi o efekt ulgi u ludzi, którzy cierpią, to nie jest lekarstwo.
Książka ukazała się już w ubiegłym roku, gdy byliśmy po pierwszych miesiącach funkcjonowania nowych przepisów, jak twierdzi sama autorka: raczej martwych niż dających ludziom tak naprawdę szansę. Ciekawie byłoby zobaczyć co się zmienia, czy te ścieżki trochę się przetarły, a urzędnicy przestali stawiać bariery... Pewnie będę jeszcze szukał świeższych informacji.

piątek, 28 czerwca 2019

Dead Can Dance, czyli dzieci Słońca

Marzenie się spełniło. Blisko 40 lat słuchania muzyki Dead Can Dance, parę ich wizyt w Polsce, gdzie cena była dla mnie poza zasięgiem i wreszcie zacisnąłem żeby, wyłożyłem prawie 700 zł i mogłem zobaczyć ich na żywo!
O dziwo Torwar, który dotąd raczej niezbyt dobrze utrwalił się w moich wspomnieniach od strony akustyki, zachwycił bardzo pozytywnie. I pal licho, że krzesełka mało wygodne... Tego wieczoru liczyła się muzyka!
A że pewnie to jedna z ich ostatnich tras koncertowych, tym bardziej cieszę się, że mogłem w tym uczestniczyć. To był taki the best-of, bo zagrali chyba tylko jeden fragment z najnowszej płyty, a większości sięgnęli po to co najbardziej znane i kochane. Materiał wydawany jeszcze w latach 80 i 90, to nie tylko wtedy była magia - nadal nią jest! Mimo, że może i głos Lisy Gerard już jakby nie ten sam, nie tak mocny. Wciąż jednak wywołuje ciarki na plecach.  

Wyspa, czyli bunt na pokładzie


Całkiem ciekawa produkcja w reżyserii Michaela Baya. Może i obsada nie powala, jest trochę scenariuszowych mielizn i finał razi naiwnością, ogląda się to sympatycznie. Fantastyka nie musi silić się na poważne analizy, może po prostu pod ich płaszczykiem fundować akcję, w której jakiś mięśniak i piersiasta blondyna najpierw uciekają przed zagrożeniem, a potem mszczą się na tych, którzy chcieli ich dopaść. Wiem, upraszczam, ale trochę prawdy w tym streszczeniu jest. Przecież wiadomo, że fabuła nie jest tu najważniejsza i trzeba ją tak uprościć by przeciętny dwunastolatek to zrozumiał i kupił (amerykański dwunastolatek!). Mamy więc miłe buzie (Scarlett Johansson) i trochę pościgów.

czwartek, 27 czerwca 2019

Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót - Stefan Darda, czyli czemu tak mało?

Idę zatem za ciosem i oto kolejna książka Stefana Dardy. Tym razem nowy cykl, w tej chwili mam wrażenie że bardziej kryminalny z otoczką paranormalną, a nie w klimacie grozy, jednak ten autor nawet pisząc wydawałoby się o prozaicznych sytuacjach, potrafi wywołać u mnie stan napięcia czy niepokoju.
Nowa seria przypomina mi trochę pomysły Pilipiuka: trochę historii, jakiś magiczny artefakt,  który może wpływać na ludzi, podróże w czasie, tyle że Darda nie bawi się raczej w groteskę, trzyma się prawdziwego życia. Sama historia ostatnich miesięcy jakie bohater książki przeżył stanowi ciekawy punkt wyjścia i pewnie jeszcze będzie powracać, choć przecież nie stanowi głównej osi fabuły. Fakt, iż siedział on w więzieniu, został wypuszczony gdy znalazły się dowody na jego niewinność, że ciągnie się za nim plotka o skłonnościach pedofilskich, sprawia iż Jakub Domaradzki jest człowiekiem dość samotnym, który zostaje zmuszony do budowania życia od nowa. Tam gdzie mieszkał raczej życia nie ma. Choć właśnie tam nadal mieszka dziewczyna, w której od lat się kocha.



wtorek, 25 czerwca 2019

Czarny Wygon. Starzyzna - Stefan Darda, czyli klątwa na was i na dzieci

Stefan Darda i "Słoneczna dolina" to moje odkrycie sprzed paru miesięcy i wiedziałem, że długo nie będę zwlekał z kontynuacją. Na razie tom drugi (uwaga czasem trudno się połapać bo 1 i 2 są wydane też łącznie), a na stosie już naszykowany kolejny. I po cichu się przyznam że połknąłem już najnowszą jego książkę (nowy cykl), więc autor będzie w tym roku u mnie częstym gościem na blogu.

Starzyzna. Powracamy do przeklętej wioski zawieszonej w czasie i wreszcie będą mogły potwierdzić się nasze domysły na temat przyczyny klątwy jaka spadła na mieszkańców słonecznej doliny. Znowu część wydarzeń będzie działa się współcześnie, a część poznamy z zapisków czytanych przez bohatera, który poświęcił się, by spróbować jakoś pomóc wiosce, wrócił tam, wykorzystując odpowiedni moment i szuka odpowiedzi, jakichś wskazówek co do możliwości uwolnienia tych ludzi od klątwy.
A żywych jest tam już coraz mniej, poddają się beznadziei i przechodzą w mrok, stając się kolejnymi upiorami. Ich podszepty, wizje jakie podsuwają mogą zwieść każdego i nie jest łatwo się przed nimi bronić.

poniedziałek, 24 czerwca 2019

Humor francuski czy brytyjski, czyli Imię i Mayday 2


Dwa różne teksty, dwa teatry, różne obsady i nawet charakter obu spektakli inny, a jednak za każdym razem wieczór bardzo udany i towarzystwo rozradowane.

"Imię" przypomina trochę w klimacie "Boga mordu", czyli tak naprawdę ciężko zakwalifikować to jako typową komedię. Może raczej jako komediodramat? Zwyczajny wieczór i konfrontacja, której nikt nie planował, otwiera puszkę Pandory i powoduje szereg nie tyle sytuacji zabawnych co raczej przypominających wyładowania elektryczne w trakcie burzy. A mimo to, może dzięki dobrze dobranej obsadzie, całość jest lekka, nie dołuje, a raczej zmusza do refleksji na temat hipokryzji i skrywanych sekretów. Czujemy, że takie oczyszczenie atmosfery chyba było potrzebne... Może ktoś nawet kombinuje czy wokół siebie nie ma podobnych sytuacji.

niedziela, 23 czerwca 2019

Pochyłe niebo. Pajęczyna - Ewa Cielesz, czyli tu mamy budować nowe życie?

Przeszukuję bloga, uzupełniam notki (m.in. krótki wpis o "Weselu" z Teatru Telewizji) i marzę o urlopie. Na razie z niego nici, ale może choć na krótki czas coś w lato uda się zorganizować. A póki co sporo czytam. Nawet przez chwilę chyba pojawiło się tempo szybsze niż nadsyłania nowych rzeczy do recenzji :) I oddaję tradycyjnie wszystko na wymianki lub cele charytatywne. Mam już sporą gromadkę znajomych, którzy dzięki mnie wzięli na cel jakichś autorów. Jak choćby Ewę Cielesz.
Przyznaję się bez bicia: mam do niej słabość. Pewnie jest wiele powieści obyczajowych, które są podobne, a może nawet lepsze, ale jakoś to właśnie jej książki sprawiają że nie mogę się od nich oderwać. Może ze względu na to, że wcale nie są czarno-białe, że ich bohaterki popełniają błędy, dokonują wyborów, które nie zawsze są szczęśliwe. Zamiast czarować nas słodkimi romansami, autorka opowiada historie pełne chmur, trudnych doświadczeń, z których co najwyżej od czasu do czasu przebije światełko nadziei. Uczy tego, że jej postacie się nie załamują, choć wielu pewnie by tak zrobiło i nawet w największym mroku, beznadziei, trzymają się tego co ważne: jakiejś drugiej osoby, może dziecka, może kogoś bliskiego, dla kogo warto żyć dalej.

Młodość i starość, czyli Trafikant i Pamiątki Claire Darling

 
Ponad 100 szkiców i kolejka tego o czym chciałbym napisać się wydłuża. Znowu chyba trzeba nie tylko zdawać się na los jak dotąd, ale i grupować jakieś tytuły po dwa lub trzy. Może nawet w takim chaosie ktoś je odnajdzie...
Tym razem dwa tytuły z kin studyjnych.

sobota, 22 czerwca 2019

Podniebna Pieśń - Abi Elphinstone, czyli dziecięca ufność nie tylko zagrożeniem, ale i siłą

Kolejna młodzieżówka, klimatyczna baśń w scenerii mroźnej krainy. Skojarzenia z Królową Lodu pewnie nie są nie na miejscu, choć autorka zadbała, by całość wypełniona była przygodami, kolejnymi niebezpieczeństwami w jakich stawia swoich bohaterów - jest więc więc współcześnie i atrakcyjnie. Gdybym jednak miał porównywać "Podniebną pieśń" to bliżej jej byłoby do Narnii Lewisa, niż do dużo bardziej surowych "Igrzysk śmierci". Bohaterowie są bardziej dziećmi niż młodzieżą, która musi szybko dorosnąć i choć świat jest nie mniej dla nich groźny, oni są pełni wiary w to, że mają jakąś misję, a podania mówiące o szansie na pokonanie złej królowej zawierają ziarnko prawdy.Ich pobratymcy, starsi od nich, są nieufni, nie chcą konfrontacji i wolą chować się w swoich kryjówkach, niż szukać jakiejś mitycznej szansy na zwycięstwo. Przegrali ich rodzice, do dziś są więzieni, więc po co się dać osłabiać przez kolejne próby walki? A dzieci jak to dzieci.

czwartek, 20 czerwca 2019

Bajki dla dorosłych - Rutkowski&Piotrowski, czyli jazz i 3 godziny nawijki

Minęło już trochę czasu od wieczoru z bajkami dla dorosłych, ale to improwizowane wydarzenie będzie powtórzone, kto wie może będzie nawet lepiej niż za pierwszym razem. Zawsze przecież trzeba chwili na to by się dotrzeć, by sprawdzić jak ten pomysł sprawdza się w praktyce, jak reaguje na niego publiczność. Ona tu jest bardzo istotna, bo wieczór nie ma z góry założonego scenariusza, rozwija się bardzo na gorąco.

środa, 19 czerwca 2019

Nie tylko Starsi Panowie, czyli Wasowski do Kwadratu


Pierwsze spotkanie ze Sceną Kameralną w Teatrze Kwadrat i… niewypał. Spektakl, który miał mnie przenieść w dawnych wspomnień czar nie spełnił oczekiwań. Wygląda na to, że proste przełożenie twórczości Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego nie jest takie proste mimo muzyki na żywo, którą zawsze bardzo lubię w spektaklach, mimo naprawdę uroczej i czysto śpiewającej Klementyny Umer i opowiadającego w sposób lekki anegdotki i ciekawostki z życia i kariery Jerzego Wasowskiego – syna Grzegorza. Spektakl miał w założeniu przybliżyć mniej znaną twórczość Pana Jerzego, ale wyszło coś na kształt „smuty”.

wtorek, 18 czerwca 2019

Stroiciele - Ewa Kowalska, czyli mroczny las jest jedynie legendą

Lada dzień kolejny tom tego cyklu, chyba więc pora wrzucić wreszcie notkę na temat "Stroicieli". I powiem Wam, że mam trochę dylemat. To nie jest "przeciętniak" jakich obrodziło na naszym rynku - fantasy dla młodzieży jest cała masa, ale większość z nich trochę na jedno kopyto, jakby kopie Pottera tylko dekoracje się zmieniają. Sierotka lub biedak (częściej dziewczyna niż chłopak, wszak czytają częściej dziewczyny), wrzucony w jakąś emocjonującą przygodę, pełną niebezpieczeństw, z czasem odkrywa że ma jakieś wyjątkowe umiejętności i to od niego zależy uratowanie miasta/kraju/świata. Ewa Kowalska wyszła trochę z innego założenia. Przede wszystkim próbuje powoli odsłonić przed nami realia świata, w jakim tkwią jej bohaterowie, nie skupia się tak bardzo na akcji, jakichś przygodach. Postacie mogą nawet wydawać nam się trochę dziwaczne, nie do końca je rozumiemy, a o polubieniu to już trudno nawet mówić. One same znalazły się w trochę nowej dla siebie sytuacji, przekroczyły pewną granicę, której dotąd nikt z ich otoczenia nie chciał przekraczać. Można powiedzieć, że czytelnik wraz z nimi próbuje znaleźć odpowiedzi na pytania, które wciąż pojawiają się w głowie.

poniedziałek, 17 czerwca 2019

Rysa - Igor Brejdygant, czyli jak ona może tak funkcjonować?


Jestem już po lekturze "Układu", czyli najnowszej powieści z komisarz Moniką Brzozowską w roli głównej, ale przecież wypada najpierw napisać o początkach tej historii. Słyszałem dobre opinie, ale książka wpadła mi w ręce dopiero niedawno, na Targach Książki w Warszawie. Połknąłem i od razu wyciągnąłem ze stosu czekających pozycji również "Układ". Och, jakie to jest dobre! Kryminał, odrobina thrillera psychologicznego, ciekawa bohaterka i duża dawka emocji.
Z początku trzeba się było trochę przyzwyczaić do "jazd" pani komisarz, z czasem jednak muszę przyznać, że nie tylko stanowiły one klucz do rozwiązania tej historii, ale i nadają jej ciekawego kształtu. Policjantka, która kiedyś mocno ćpała, ledwo odratowano jej życie, a teraz, próbując zagłuszyć jakieś własne demony, znowu zaczyna eksperymentować, to już jakiś ewenement. Alkohol pewnie nas by nie zdziwił, ale narkotyki? Jak ona może funkcjonować, a co dopiero prowadzić jakiekolwiek śledztwo? Jej historia ma sporo białych plam, o których nie wiemy nie tylko my jako czytelnicy, nie wie nawet o nich ona sama. Kilkanaście lat temu trafiła na odwyk praktycznie w stanie agonalnym, ledwie ją uratowano, Monika Brzozowska niewiele jednak pamięta z tamtego okresu, jakby ktoś wyciął z jej życia prawie dwa lata. Od czasu do czasu pojawiają się jej jakieś obrazy, mgliste wspomnienia, których nie potrafi rozpoznać, ale jeszcze częściej nocne koszmary, które nie dają jej spokoju.

niedziela, 16 czerwca 2019

Tolkien, czyli czyjąś wyobraźnię na ekran nie jest przenieść łatwo

Gdy ma się do czynienia z pisarzem, który stworzył jedną z najsłynniejszych powieści XX wieku, a jednocześnie cały świat, z jego historią, legendami, językiem, ludami, to chętnie weszłoby mu się do głowy, by choć trochę zakosztować jego geniuszu. Z produkcji Dome’a Karukoskiego chyba jednak mało kto będzie zadowolony. Nie chodzi jedynie o to, że skupia się on na dzieciństwie i młodości J.R.R. Tolkiena, a kończy jego biografię jeszcze zanim zabrał się ona za pisanie powieści. Mam wrażenie, że tak naprawdę nie dowiadujemy się o autorze nic takiego, co by dawało nam odpowiedź na pytania o wyjątkowy charakter jego twórczości.



sobota, 15 czerwca 2019

Powiesić, wybebeszyć i poćwiartować - Jonathan J. Moore, czyli historia egzekucji

Na stosie kolejny tytuł tego autora, czyli "Zastrzelić, zadźgać i otruć", nie ma co więc dłużej odkładać notki o pierwszym jego wydawnictwie. Książka bardzo specyficzna, nie tylko ze względu na dość makabryczny temat, ale i sposób opowiadania.
To taki bryk, przewodnik, pełen różnych historii i anegdot, ale daleko mu do encyklopedycznej szczegółowości, czy też do popularyzatorskiej zwięzłości analizy i komentarza. Niby styl opowiadania jest swobodny, brak jednak trochę w tym wszystkim autora, jakiegoś bardziej emocjonalnego czy osobistego tonu. Ot, zebrał z różnych archiwów ciekawostki, pogrupował je według sposobu zadawania śmierci i bólu, okrasił to ilustracjami i już. Tymczasem aż by się prosiło o oddzielenie od siebie tortur celem wydobycia zeznań, od publicznych egzekucji, które miały zupełnie inny cel. Ciekawie też by było przyjrzeć się od strony psychologicznej temu jakie emocje wzbudzały takie pokazy - same anegdoty na temat reakcji ludzi to trochę mało.

czwartek, 13 czerwca 2019

Czarny wdowiec - Jacek Ostrowski, czyli obsypana klejnotami

Już się bałem, że za dużo czytam kryminałów, bo niewiele tytułów mnie zachwycało, ale chyba znowu trafiłem na dobrą passę. Brejdygant "Rysą" wciągnął mocno i od razu zabieram się za "Układ", a nie tak dawno skończyłem drugi tom z serii z papugą. Pamiętacie "Paragraf 148"? To teraz jest nawet lepiej. Ostrowski wymyślił fajną bohaterkę i nawet jak sprawa kryminalna nie jest zaskakująca, to samo towarzyszenie mecenas Zuzannie Lewandowskiej w jej codziennym zmaganiu się z rzeczywistością, która ją mierzi, daje sporo frajdy. O ile Ćwirlej z PRL trochę się nabijał, u Ostrowskiego też humoru nie brakuje, ale mam wrażenie że jednak jest trochę realniej, mniej w tym kabaretu. Owszem, większość milicjantów to półgłówki, ludzie nabijają się z władzy, mimo wszystko jakoś w niej tkwią, próbują ją oswajać. Kartki, kolejki, załatwianie wszystkiego co potrzebujesz za przysługi i wymianę towarową, marzenia o odrobinie luksusu i otaczająca siermiężność, to obrazki w "Czarnym wdowcu" przy których niby się uśmiechamy (jeżeli ktoś pamięta), ale bardzo do śmiechu wcale tak bardzo nie jest.
I może dlatego tak lubi się Lewandowską?

Mordercze krewetki, czyli krótkie, proste, a dające frajdę

Choć gier typu karcianego jest na rynku coraz więcej, niektóre nawet powtarzają pewne elementy mechaniki, nie znaczy to że nie warto szukać nowości. Wśród nich są np. Mordercze krewetki od ekipy, która wcześniej wymyśliła Eksplodujące kotki.
105 kart z krewetkami w siedmiu różnych kolorach - czy to może stać się podstawą do emocjonującej rozgrywki? Jak najbardziej, a w dodatku niski próg wejścia sprawia, że to może może być gra dla całej rodziny.
Zbierasz zestawy pasujących do siebie obrazków, kradniesz je od przeciwników i liczysz po cichu, że to właśnie Tobie uda się wygrać. Musisz w swoim akwarium zebrać 10 kart na swoim stosie punktowania. Czy to takie proste? Niekoniecznie.

środa, 12 czerwca 2019

Rocketmen, czyli brokat, pióra i okulary

Po sukcesie ubiegłorocznego filmu "Bohemian Rhapsody" kolejna biografia ekscentrycznego muzyka natychmiast wymusza porównania. Tymczasem wcale niełatwo te filmy porównać, podobnie jak niełatwo jest porównać twórczość obu panów. Można oczywiście dostrzec pewne podobieństwa, które zostały uwypuklone w filmach (np. samotność, wykorzystywanie przez managerów), ale styl w jakim zostały zrobione jest jednak inny. Na próżno w Rocketmen szukać większych fragmentów koncertów, nagrywania kolejnych płyt, czy komponowania przebojów. Nawet chronologii w kolejności utworów nie ma żadnej. Mimo to ten film może się podobać.

poniedziałek, 10 czerwca 2019

Zaklęte rewiry, czyli metafora naszych czasów


Robert: Zarówno powieść „Zaklęte rewiry” Henryka Worcella, jak i słynna ekranizacja z Markiem Kondratem i Romanem Wilhelmim, dziś są już trochę zapomniane, szczególnie przez młode pokolenie. Cóż może im powiedzieć ciekawego o mechanizmach świata i kondycji ludzkiej historia z lat 30? Trzeba jednak powiedzieć, że Adam Sajnuk miał nosa, bo jego spektakl jest nie tylko żywy, pełen ciekawych pomysłów scenicznych, ale zmusza do refleksji, pokazuje pewne rzeczy, które aż tak bardzo w dzisiejszym świecie się nie zmieniły. Wchodzisz w tryby pewnej machiny/instytucji, uczysz się i powoli pozbywasz się ideałów, złudzeń, stajesz się kimś innym, kim nie chciałbyś być. Awans oznacza większe pieniądze, możliwości, ale czy oznacza że jesteś bardziej szczęśliwy...



MaGa: Czyli, wypisz wymaluj, współczesna korporacja. Cieszę się, że i Tobie się podobało, bo już myślałam, że staję się nieobiektywna (zaczynam chodzić „na Sajnuka”, a Mariusza Drężka baaardzo lubię). Mnie się spektakl bardzo podobał, miał tempo, dynamikę, nerw, muzykę na żywo i ciekawą scenografię…
Robert: Jesteśmy zaskakiwani już od samego wejścia, gdy widzimy, że publiczność może siadać nie tylko na widowni, ale i przy stolikach ustawionych na scenie. Stajemy się nie tylko obserwatorami, ale i w pewien sposób uczestnikami tej historii, gośćmi w restauracji „Pacyfik”. I ten pomysł sceniczny, dość prosty, ale genialny będzie budował całą atmosferę, mimo pewnych uproszczeń bardzo realistyczną. Oto świat ludzi „na zmywaku”, uczniów, barmanów, kelnerów i wreszcie, na szczycie drabiny - szefów sali. W latach 20 czy 30 dla wielu ludzi był to szczyt marzeń, by przejść taką drogę od zera na sam szczyt. Bezrobocie sprawiało, że można było zaciskając zęby wiele znieść, by po paru latach samemu stać się podobnym potworem dla nowicjuszy... Bo tak trzeba? Bo inaczej się nie da?
MaGa: A nie odnosisz wrażenia, że ten spektakl to metafora naszych czasów? To zaplecze restauracji „Pacyfik” to niemal współczesna korporacja, a w niej zawiści, pęd do zaszczytów, wyścig szczurów…

niedziela, 9 czerwca 2019

Mazurscy w podróży - Agnieszka Stelmaszczyk, czyli ahoj przygodo

Agnieszkę Stelmaszczyk u nas w domu kojarzymy bardzo dobrze z serii Kronik Archeo, którą uwielbia moja młodsza córka. Czasem widuję inne jej propozycje, adresowane do młodszych, ale jakoś nigdy nie miałem okazji, by się z nimi zapoznać. Do dziś. Wpadł mi bowiem w ręce pierwszy tom nowego cyklu pt. Mazurscy w podróży. Autorka wykorzystując własne wspomnienia (i fotografie!) zabiera nas na wyprawę pełną ciekawych miejsc, ale i przygód.
Ten pomysł zresztą wykorzystuje dość często w swoich powieściach i choć schemat jest podobny, za każdym razem młodzi czytelnicy pochłaniają je z wypiekami na twarzy. Nowe miejsce, a co za tym idzie nowa sceneria do różnych perypetii (często kryminalnych), dawka ciekawostek i wiedzy, to coś co sprawia, że nie można nudzić się przy lekturze. W Kronikach bohaterowie to dzieciaki archeologów, dlatego jeżdżą po całym świecie, w najbardziej egzotyczne miejsca. W nowe serii wyruszamy zaś w podróż z przeciętną polską rodzinką, jednym autkiem, bez jakichś wypasionych ekstrawagancji, czasem będąc trochę ograniczonym portfelem, czasem lub zachciankami innych członków familii. I to nawet jest fajne, bo dość swojskie.

sobota, 8 czerwca 2019

Milcząca rewolucja, czyli nie będziecie mnie uczyć czym jest socjalizm

Mało znana, choć ciekawa historia i na jej podstawie niezły film. Tak można by podsumować niemiecki dramat reżysera Larsa Kraume, autora thrillera „Fritz Bauer kontra państwo”.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że biografie kręci się o jakichś bardzo znanych postaciach, a tu mamy zwyczajną klasę maturzystów z NRD. Co w nich wyjątkowego? Byli zwykłymi młodymi ludźmi, którzy lubią się powygłupiać, rozmawiać, mają swoje marzenia, może i różnią się charakterami i poglądami na wiele spraw, ale dobrze się dogadują. Nawet ich "czyn", który zapoczątkował wobec nich całą falę represji nie był niczym wielkim, dla części to być może miało charakter jakiegoś symbolu, dla innych było być może raczej formą zabawy, wygłupu. Przecież do głowy by im nie przyszło, by w jakiś wyraźny sposób występować przeciwko władzy.

Cztery drogi - Tommi Kinnunen, czyli opowieść złożona z puzzli


Kolejny debiut, który mi wpadł w rękę i który mi się podoba. Tym razem „Cztery drogi” Tommi’ego Kinnunen’a – debiutancka powieść, która zdobyła wiele nagród i uznanie czytelników. Myślę, że zasłużenie.

Na zakręcie Czterech Dróg stoi ogromny dom, największy we wsi. Powstał na powojennych gruzach poprzedniego, ogromniał od marzeń, ucieczek od siebie, traum wojennych i nieodkrytych sekretów rodzinnych. Dom, który pociągał, ranił, odrzucał, z którego każdy chciał odejść, choć to nie dom był temu winien. To opowieść rozrzucona w czasie, na którą składa się historia trzech kobiet jednej rodziny i jednego mężczyzny. Cztery drogi, jakimi przeszli swe życie, cztery różne historie, które splotły się ze sobą. To także opowieść o kobietach. Silnych, niezależnych, które płaciły za to wysoką cenę. Za wybory jakich dokonały i ich konsekwencje. Zaczyna się w roku 1895 kończy w 1996. Każda kolejna historia to cząstka uzupełniająca historii poprzedniej. Urzekająca powieść o fińskiej rodzinie z małej wsi gdzieś na końcu świata…

czwartek, 6 czerwca 2019

Sługa dwóch panów, czyli nie lubię komedii dell’arte



Niekiedy coś nie wypali. I nie zawsze jest to wina spektaklu. Prędzej widza – w tym wypadku, mnie – bo poszłam na nazwiska, za którymi już tęskniłam i do teatru, w którym dawno nie byłam, nie bacząc na to, że nigdy nie pociągały mnie komedie tego typu. I co z tego, że napisał to Szekspir. On też, by żyć, musiał się parać komercją.

Teatr Dramatyczny, „Sługa dwóch panów”, Krzysztof Szczepaniak, Waldemar Barwiński, komedia Szekspira, zachwyty znajomych… a dla mnie męka.

I jestem w takim dziwnym rozdwojeniu jaźni. Z jednej strony to jest spektakl, który jako komedia dell’arte jest dobry, zagrany tak jak być powinien; jest przaśnie, są postaci charakterystyczne takie jakie być powinny, jest dużo biegania, miłosne podchody, pomyłki, błazeństwa, odniesienia do aktualnych sytuacji, są maski, pochyleni starcy, nawet charakterystyczna scenografia lub płachta materiału jako tło.

wtorek, 4 czerwca 2019

4 czerwca 30 lat temu, czyli uczcić trzeba

Nie mam własnych fotek z tamtych dni, biegaliśmy z plakatami i klejem, raczej oglądając się za siebie, żeby potem nie mieć kłopotów w liceum, nikt chyba nie myślał o robieniu fotek.
Ale pamiętam dobrze tamte emocje, nadzieję, potem triumf. I choć sama nazwa związku już dawno została rozmieniona na drobne, nie wszyscy ludzie okazali się tak sprawni, mądrzy i uczciwi jak myśleliśmy, środowiska się podzieliły, to tą datę uważam że warto uczcić niezależnie od wszystkiego. Bo ona nie jest tylko ich - polityków. Ale nas wszystkich.
Choć więc zmęczenie i ryzyko zaspania na jutrzejszy pociąg raniutko do Krakowa, biegnę na koncert. Niestety tylko jeden, ale parę słów potem napiszę. A może się spotkamy?
Wrzucam też info o drugim (na ten wybiera się żona).

poniedziałek, 3 czerwca 2019

Norma - Sofi Oksanen, czyli mafiosi, duchy i dar...

Chyba pora na dwie książki, które sprawiły mi w ostatnich dwóch miesiącach trochę kłopotu. Ciężko je zakwalifikować gatunkowo, drażnią, może i męczą, jednocześnie jednak budzą jakąś ciekawość, która zachęca by ich nie odkładać.
Na początek Sofi Oksanen, o której "Oczyszczeniu" słyszałem dużo dobrego. "Norma" wprawiła mnie jednak w sporą konfuzję. Thriller to, kryminał, czy może jednak powieść psychologiczna? O co tak naprawdę chodziło autorce: abyśmy odkryli mroczną stronę biznesu, który wydaje się bezpieczny i swojski, czy jednak w tej na poły baśniowej opowieści istotniejszy dla niej był motyw odkrywania tajemnicy skrywanej przez wiele lat przez matkę... Raz jedno, raz drugie wydaje się bardziej istotne, brutalna realność zderza się z opowieściami z pogranicza snu, fantazji.
Jak bowiem można traktować fakt, że czyjeś włosy mogą żyć własnym życiem, wyczuwać emocje innych ludzi, ich choroby, rosnąć w zawrotnym tempie. To przekleństwo, czy błogosławieństwo? Zważywszy na to, że inność zawsze budzi niepokój, nic dziwnego, że matka Normy stara się ukrywać jej przypadłość przed światem. Czemu jednak ukrywa fakt, że to nie przydarzyło się w ich rodzinie po raz pierwszy, czemu nie wtajemniczy we wszystkie mroczne strony tego "daru"?

niedziela, 2 czerwca 2019

Gambit - Maciej Siembieda, czyli pionek w grze może być poświęcony

Już dwa poprzednie tytuły Macieja Siembiedy strasznie mnie kusiły przy różnych wypadach do księgarni. Ostatecznie mam je w wersji elektronicznej i pewnie do końca roku połknę, mając nadzieję, że są podobne do "Gambitu". Może komuś nie podobać się fakt, iż nie ma tu jakiegoś ogromnego napięcia, akcję śledzimy bez ekscytacji, ale przecież nie znaczy to, że bez ciekawości. Zamiast sztuczek jak by tu sprawić, że stawiając bohatera/bohaterkę w niebezpiecznych sytuacjach, wciąż zaciskamy kciuki, Siembieda snuje swoją opowieść niespiesznie, za to wypełniając ją bardzo ciekawymi smaczkami. Jako dziennikarz śledczy i pasjonat historii, potrafi zgrabnie połączyć fakty znane, z tymi o których mówi się już mniej i sami możemy być zaskoczeni tym co w tej powieści jest fikcyjne, a co miało jak najbardziej miejsce. Wykorzystując różne życiorysy, zgrabnie splata z nich historię może nie tyle kryminalną, ale szpiegowską, sensacyjną, gdzie gra idzie o losy całych państw. Gdyby od jednej osoby i od tego czy przekaże ona na czas to co ma posiadaniu zależały decyzje przywódców największych mocarstw, pewnie byśmy byli zdziwieniu. Kto wie jednak jak było naprawdę...
Losy żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego, wielka polityka, szpiedzy różnych krajów, a wszystko to w jednej powieści, której akcja nie dzieje się jedynie w Polsce, choć wciąż pozostaje ona w centrum różnych wydarzeń.

Mać. One Woman Show, czyli posłuchajcie co czuje wk....ona matka

Trudno mi w jakikolwiek sposób zakwalifikować ten spektakl. Monodram? Był „mono”, ale nie był „dram”. Dla mnie prędzej był to stan-up. Tekst niby zabawny, momentami można się szczerze roześmiać, ale mimo wszystko czegoś tu brakuje. Trudno mi nawet powiedzieć co tu nie zagrało. Może Karolina Piechota jest za mało drapieżna do takiego tekstu? Może jest jeszcze za blisko z macierzyństwem, aby móc śmiać się z samej siebie? Może do występu w teatrze potrzeba włożyć więcej wysiłku niż np. na scenie w klubie? 

sobota, 1 czerwca 2019

Adrienne Lecouvreur, czyli opera z motywem polskim

Jedna z niewielu oper, która opowiada historię miłości rzeczywistych osób. Otóż autentyczna gwiazda Comedie Francaise Adrianne Lecouvreur (1692-1730) miała płomienny romans z Maurycym Saskim, nieślubnym synem Augusta II Mocnego – króla Polski. Ona zasłynęła z tego, że jako aktorka odrzuciła pompatyczne deklamowanie tekstów literackich na rzecz prostoty i naturalności, co uczyniło ją teatralną divą, on natomiast – był młodzieńcem przystojnym, mężnym, ale jednocześnie – na co są dowody historyczne – był kobieciarzem oraz obiektem westchnień niejednej damy z towarzystwa. Kiedy w niewyjaśnionych okolicznościach Adrienne zmarła niebawem po zerwaniu z Maurycym, powstała plotka/podejrzenie, że została otruta przez swoją rywalkę – księżnę de Bouillon bukiecikiem zatrutych fiołków. I tak jej współcześni przekazali tę opowieść kolejnemu pokoleniu, a na jej podstawie Francesco Cilea skomponował swoją operę „Adrienne Lecouvreur”. Ta opera jest niezwykle melodyjna, ale i niezmiernie ciekawa. Opowiada o postaci związanej z teatrem wobec tego na scenie oprócz opery mamy również i teatr i balet. To jakby teatr w teatrze. Osobiście pierwszy raz widziałam takie połączenie, gdzie śpiewaczka operowa musi, choć przez chwilę, deklamować tekst literacki. Jest w niej również bardzo wyraźnie zaakcentowany styk możnych z klerem i obłuda obu tych stanów.

Dom bez klamek - Jędrzej Pasierski, czyli udany debiut

Bardzo lubię mroczne thrillery, najlepiej psychologiczne, gdzie napięcie rośnie z każdą stroną. Jednak czasami trzeba od nich odpocząć. I w ten sposób trafiłam na książkę Jędrzeja Pasierskiego „Dom bez klamek”, jak się okazało – debiut literacki tego autora (2018).
W grudniową noc w szpitalu psychiatrycznym zostaję zamordowany pacjent. Tak się rozpoczyna ten całkiem przyzwoity kryminał. Ktoś wszedł z zewnątrz czy może ktoś będący w środku budynku dokonał zbrodni? Któryś z pacjentów czy może ktoś z personelu? Na miejsce przybywa podkomisarz Nina Warwiłow, która poprowadzi śledztwo…