poniedziałek, 31 października 2011

Rącze konie - Cormac Mc Carthy czyli zauroczony

Cormac McCarthy to pisarz, który kusi mnie już od dawna. Znam już kilka ekranizacji jego powieści i za każdym razem stwierdzam (a przecież zwykle ekranizacja i tak nie dorównuje książce), że są to dzieła niebanalne, w których scenariusz jest jedną z mocniejszych rzeczy. Kusił, aż wreszcie zdecydowałem, że mimo braku czasu na czytanie róznych rzeczy chyba przyszła pora i wiecej odkładać lektury jego powieści nie ma co. Spotkanie z McCarthym pora zacząć. A zaczynam od tzw. trylogii pogranicza i jej pierwszego tomu, potem najwyżej cofnę się do wcześniejszych powieści.

Funky Koval - Bez oddechu czyli wspominki sprzed lat i po raz pierwszy o komiksie

Ponieważ zbliża się koniec kolejnego miesiąca i wszystko wskazuje na to, że to kolejny miesiąc, w którym liczba wizyt rośnie, a ja z wywieszonym językiem, ale daję radę "wyrabiać normę" czyli pisać jedną notkę dziennie to czas dopisać ostatnie notki i świętować. Postanowiłem, że jedna będzie poważniejsza, a druga troszkę mniej. Bo będzie po raz pierwszy o komiksie. A to najczęście sztuka traktowana trochę z przymrużeniem oka, choć znawcy tematu pewnie w zanadrzu mieliby niejeden album pokazujący, że to dzieła wartościowe i piękne (no właśnie literatury?), a nie tylko rozrywka.
Trafił w moje ręce pierwszy album z serii o Funkym Kovalu. Ach ile emocji i frajdy sprawiały te drukowane w odcinkach w Fantastyce komiksy. Gdy takich obrazkowych historii było na naszym rynku tyle co kot napłakał (a jeżeli już to dziecinne np. świetne Kajko i Kokosz) oto pojawiała się historia, która do dzić może wciągać i się podobać...

niedziela, 30 października 2011

Pather Panchall - droga do miasta czyli perła z lamusa

TVP kultura po raz kolejny pokazuje mi piękno kino i pozwala mi odkrywać cudeńka i to sprzed tylu lat, że myślałem że wszystkie tytuły warte obejrzenia już dawno krytycy spisali a ja o większości wiem. Jak pokazuje ten przykład znam może kino europejskie albo hollywood, ale na tym świat się ni ekończy. Lata 50-te i niesamowity obraz z Indii "Pather Panchali" to uczta dla oczu i dlaserca. Obserwowanie jak wyglądał wtedy warsztat reżysera i jakie mieli rozwiązania to zawsze przyjemność, a jeżli na dodatek komuś uda sie stworzyć coś poruszającego to dwie godziny siedzi się przed ekranem, a potem długo jeszcze nosi w sobie poszczególne sceny.

piątek, 28 października 2011

Superheavy czyli kaprys to, reklama, zabawa czy też wydarzenie muzyczne?

Dawno nie pisałem o muzyce? A przeciez słucham róznych rzeczy non stop. A ostatnio często w uszach mam właśnię tę płytę. Dlaczego spytacie - czy taka dobra? Czy świetni wykonawcy? A ja chyba musiałbym odpowiedzieć chyba, że to ze względu na jakąś pozytywną energię, która akurat dobrze trafiła w mój nastrój. No bo muzycznie nie jest jakoś super odkrywczo, choć na pewno ciut zaskakująco. Bo sam zestaw wykonawców tworzacych ten projekt to lekkie zaskoczenie: Mick Jagger podobno namówiony do tego przez Dave'a Stewarta (tak, tak Eurythimcs się kłania), potem dobrali sobie jeszcze Rahmana (kompozytor m.in. muzyki do Slumdoga, Joss Stone i Damiana Marleya (zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa). No wiec co to jest? Rock, pop, folk a la Bollywood, reggae czy muzyka elektroniczna?

Spotkania na krańcach świata czyli zadziwienie w obliczu piękna i tajemnicy

Nazwisko Herzoga to dla mnie przede wszystkim jego dawne filmy i ich niepowtarzalny klimat. Ale jak się wypatrzy to nazwisko na jakims nowym projekcie to jak tu przejść obojętnie? Wiedziałem, że będzie ciekawie.
Nie potrafię powiedzieć jednoznacznie czym ten film jest - dokumentem przyrodniczym, zbiorem wywiadów z dziwakami, którzy wybrali Antarktydę za miejsce gdzie moga znaleźć swoje miejsce, filmem, nakręconym z namowy przyjaciela i który stał się zabawą i zlepkiem różnych pomysłów, a może wreszcie jakąś dośc pokrętną próbą powiedzenia czegos serio o kondycji współczesnego człowieka? Faktem na pewno jest to, że wszystkiego jest tu po trochu - momentami jest pięknie, momentami śmiesznie, a momentami czujemy się baaardzo zdezorientowani.  

czwartek, 27 października 2011

Tobruk czyli jak to fajnie na wojnie było

Ci którzy spodziewają się filmu wojennego i scen bitewnych lepiej po ten tytuł niech nie sięgają, bo czeka ich okrutny zawód. Żołnierzy niemieckich prawie nie widać, latają tylko kule, czasem widać rannych, a większa część akcji dzieje się jak nie w obozie to w okopach. Ale ciekawostka: bohaterami są żołnierze czescy. Tak, tak oni także tułali się po róznych frontach, choć pewnie ich było mniej niż Polaków. Trafili także do północnej Afryki, by walczyć z Włochami i Niemcami. Słynna obrona Tobruku to koszmar i pewnie trauma na całe życie dla młodych ludzi rzuconych w warunki przekraczające jakiekolwiek wyobrażenia. Dowódcy musztrą i ćwiczeniami nie byli w stanie ich do tego przygotować. Nie ma tu specjalnie miejsca na bohaterstwo - to zwykli ludzie, którzy sie boją, chcą uciekać, klną i nawet nienawidzą swoich przełożonych zmuszających ich do wykonywania ich zdaniem straceńczych rozkazów. 

Sherlock, czyli mimo, że współcześnie to nadal atrakcyjnie

O tym serialu dowiedziałem się kiedyś z bloga Malwiny, a że kryminały uwielbiam, wiedziałem, że prędzej czy później gdzieś go upoluję. No i wreszcie BBC pokazało go w cyklu "Mordercze zagadki" w niedzielne wieczory. „Sherlock" to jedynie (na razie bo powstają kolejne) tylko 3 odcinki, ale za to na szczęście są dość długie. To co może zaskakiwać fanów słynnego detektywa to fakt, iż twórcy trzymając się dość wiernie pomysłów z książek Artura Conan Doyla całą akcję przenieśli do współczesnego Londynu. Wszystkie więc postacie będą trochę inaczej wyglądać, ale za to możemy być spokojni, że się pojawią. Co zostało? Na pewno dość ciekawa postać Sherlocka - i nie chodzi tu o samą zdolność analizy i dedukcji, ale o inne jego wariactwa. Tu trochę nawet więcej miejsca poświęcono jego dziwactwom niż samemu śledztwu (być może postać dr Housa i fascynacja tą postacią trochę zainspirowała twórców scenariusza), detektyw tym razem bez fajki i swej czapczki, ale za to ekscentryczny równie bardzo jak jego pierwowzór.

środa, 26 października 2011

Ojciec żołnierza czyli a dokąd to staruszku?

Mimo, że na konferencję wziąłem sobie lekturę i jakiś film na wieczór z moich planów nici. Jak nie praca to potem i tak jeszcze mnóstwo rozmów, dyskusji i spotkań z ludźmi - jak tu siedzieć w pokoju? Ale, że wcześnie uzbierało się sporo rzeczy, o których chciałem napisać, a nie było kiedy teraz mogę sięgać do tej listy. Na dziś powrót do kina wojennego i radzieckiego. 
II wojna światowa - w wiosce w Gruzji dokąd działania wojenne nie doszły starsze małżeństwo otrzymało informację, iż ich syn, który poszedł na front został ranny i leży w szpitalu. Prosty gruziński chłop, wyprawiony przez małżonkę z tobołkami smakołyków, które mają pomóc w powrocie do zdrowia (nie dziwię się - gruzińskie wino z domowych winnic pewnie umarłego by postawiło na nogi) wyrusza w długą podróż. Gdy dociera na miejsce dowiaduje się, że syn już doszedł do siebie i wrócił do swojego oddziału (jest dowódcą czołgu). Staruszek, który bardzo chce zobaczyć swego syna, najpierw jest kompletnie załamany, potem jednak postanawia wyruszyć jego śladem.

poniedziałek, 24 października 2011

Tajna wojna z terrorem czyli chronią i kontrolują

Tajna wojna z terrorem - kolejny dokument "upolowany" na tvn 24 w cyklu dokumentalnym. Rzecz dośc ciekawa, bo pokazująca oprócz całej historii znanej nam od zamachów w Nowym Jorku, poprzez wszystkie zamachy (również te mniej nagłośnione) i próby dokonywania zamachów całą "walkę" z terroryzmem od drugiej strony, czyli ujawnia co nieco na temat metod jakimi posługują się służby specjalne różnych krajów by poradzić sobie z zagrożeniem.he secret war on terror to cykl wywiadów z różnymi osobami zaangażowanymi, albo w działania służb, albo próbującymi te działania demaskować powołując się na prawa człowieka, trochę informacji o kolejnych etapach  tej "wojny" oraz scen inscenizowanych (miały rozumiem na celu uatrakcyjnienie trochę tego filmu).

niedziela, 23 października 2011

Czarny dzień w Black Rock czyli blisko 60 lat, a jak się trzyma

Kilka godzin za kółkiem, potem w zwiedzanie kopalni w Bochni, potem jeszcze spory spacerek po mieście i człowiek pada z nóg. Bardzo miło, ale jednak zważywszy na to, że jutro nie ma odpoczynku tylko dość intensywna praca to trzeba zaraz w kimono. Planowałem sobie jeszcze coś obejrzeć przed snem, ale chyba sił braknie. A więc notka na dziś, a potem lekturka do poduszki :)
A dziś chiałbym napisać kilka słów o filmie w stylu, którego już dawno nie oglądałem - króluje w przypominaniu takich klasyków chyba tylko kanał TCM. Kiedyś jednak było takich obrazów sporo - jasny podział dobry-zły, jakiś konflikt, troszkę napięcia i wreszcie zwycięstwo samotnego (albo prawie samotnego bohatera) - nie zawsze są to westerny, czasem przypomina to bardziej kryminał, dramat psychologiczny, czy thriller. Tym razem tłem małe miasteczko na Dzikim Zachodzie, a za bohatera robi Spencer Tracy. Pewnie młode pokolenie nie będzie kojarzyć kto to taki... Poszukajcie jakichś filmów z jego udziałem, aby zobaczyć na kim wzorowali się niektórzy Wasi ulubieńcy i jak wielu ze współczesnych nie dorasta do pięt dawnym gwiazdom ekranu.

sobota, 22 października 2011

Sonata Kreutznerowska czyli anatomia zazdrości

Niech sobie rozdawajka trwa, ale czas na kolejne notki. Wśród ostatniego zabiegania przecież czytam sporo, tyle, że czasu brakuje by zebrac myśli - o filmie pisze się szybciej niż o książce :) A przecież od wczoraj już pora na kolejną lekturę klubu dyskusyjnego na blogu Ani. Ale, że jutro wyjazd służbowy, więc i notka będzie którka, a na samą dyskusje pewnie zajrzę dopiero jutro w nocy...
Cieniutka książeczka Tołstoja byla dla mnie prawdziwą przyjemnością, ale nie ukrywam, że trochę również zaskoczeniem. Jakoś w głowie miałem zupełnie inny język i inny klimat powieści Tołstoja. Ale to po raz kolejny miłe zaskoczenie, że coś co wydawałoby się już trochę przebrzmiałe, klasyczne, w odległej dla nas perspektywie, okazuje się nie tylko czytelne, ale i całkiem aktualne (albo nadal świeże).

czwartek, 20 października 2011

Stosik nr 5 czyli losowania, nowa rozdawajka i znów trochę muzyki

Znowu notka rozbudowana łącząca różne mniejsze i większe podsumowania. Najpierw to na co pewnie trochę osób czeka czyli roztrzygnięcie konkursu z ksiązką Beara Gryllsa, potem ogloszenie nowej rozdawajki/konkursu (mniej więcej w środku notki) nazywajcie to jak chcecie (trzeba robić miejsce na półkach na nowe pozycje). No właśnie a propos nowych pozycji notka będzie okazją do pokazania kolejnego stosu do przeczytania (oj rosną te stosy!). To jednoczesnie i przyjemność mieć taki wybór i przebierać, ale czasem żal, że niektóre pozycje muszą długo czekać na swoją kolejkę - chciałoby się wszystko na raz. No i na koniec jak zwykle w takich notkach kilka wspomnień muzycznych.

środa, 19 października 2011

1920 Bitwa Warszawska, czyli krew, kurz i łzy?


No jakże to przepuścić taką okazję by zobaczyć pierwszą produkcję polską w 3d :) I jeszcze na taki temat. I jeszcze z taaaaakimi "gwiazdami". I jeszcze "miszcza" Hoffmana... No jakże to.  Byłem, nawet już jakiś czas temu, ale jakoś nie mogłem się zebrać by napisać akurat o tym. A moje odczucia są bardzo mieszane. Daleki jestem od totalnej krytyki jaka panuje wśród wielu recenzentów i kinomanów (szczególnie młodych co historię mają za nic). Bliższy - opiniom, że to dość widowiskowy i nieźle zrobiony film - spokojnie można go porównywać z wielkimi produkcjami historycznymi innych krajów. Bo nie chodzi o same efekty specjalne, ale pokazanie jakiejś (najczęściej melodramatycznej) historii w jakimś ciekawym tle. Tam liczą się gwiazdki i kasa - historia jest tylko tłem, Hoffman rozumiem, że to tło chciał rozbudować bardziej, bo starsi polscy reżyserowie już tak mają, że mają ambicje wszystkich edukować i wpisać się w panteon tych co najwierniej oddali nasze mity narodowe.  Tyle, że chyba nie tylko on decydował o ostatecznym kształcie.

wtorek, 18 października 2011

Lenny czyli komik o moralności

Dziś padnięty po podróży służbowej więc tylko krótka notka, ale za to film świetny. Warto o nim napisać bo chyba mało osób go zna. A nie dość, że film ciekawy to jeszcze dwa znane nazwiska, które tu pokazały klasę! Bob Foss jako reżyser w ciekawy sposób (trochę stylizowany na dokument - patrz fragmenty wywiadów retrospekcyjnych) opowiedział biografię kontrowersyjnego komika Lenny'ego Bruce'a. A Dustin Hoffman zagrał tu chyba jedną z lepszych swoich ról.

poniedziałek, 17 października 2011

Mięso papugi - Krzysztof Kąkolewski czyli mały chłopiec wobec wielkiej historii

Już dawno przy czytanie nie miałem sytuacji żeby aż tak mnie od książki "odrzucało", a jednocześnie zachęcało. Mieliście kiedyś tak? Podczas czytania tak wiele rzeczy denerwuje, że mówicie, że już chyba dość, a z drugiej strony ciągniecie dalej ciekawi: co on jeszcze wymyśli i dokąd to wszystko prowadzi... Kąkolewskiego nazwisko znalazłem na jednym z blogów (wybaczcie już nawet nie pamiętam u kogo) - tam reklamowano jedną z jego książek, kiedy więc nadarzyła się okazja sięgnałem po powieść, która reklamowana jest jako jego najlpesza powieść. Hmm.

Mildred Pierce, czyli lata 20-te, lata 30-te

No i wczoraj zakończyliśmy wraz z żoną oglądanie tego miniserialu. Odczucia? Ja prawdę mówiąc dość mieszane. Wciągnęła nas ta historia - niewiele jest zresztą ostatnio produkcji tego typu - nie komedia, nie sensacja i akcja, ale uczciwa, żywa historia, ciekawe postacie, ludzkie emocje... Obyczajowych seriali jak na lekarstwo. Tu na dodatek fajnie oddany klimat lat 20 i 30-tych, niezła scenografia, stroje - jednym słowem drobiazgi o jakie HBO potrafi zadbać.
Gwiazdką tego serialu miała być Kate Winslet i tu trochę zawód. Nawet nie mam pretensji do samej aktorki - to raczej kwestia scenariusza, że postać głównej bohaterki jest strasznie rozlazła, zmienna i mało autentyczna. Raz potrafi świetnie poradzić sobie z trudną sytuacją, innym razem jest bezradna jak dziecko, raz jest silna i walczy o swoje, innym razem inni manipulują ją jak marionetką. Sam nie wiem czy można by było zagrać to inaczej, lepiej - parę scen gdy pozwolono jej na pokazanie wybuchu emocji pokazała do potrafi - dlatego raczej winą obciążam nie aktorkę, a twórców tego dzieła.

niedziela, 16 października 2011

Dziecko czyli o niedojrzałości

Ten film ogląda sie prawie jak dokument. Kamera, która po prostu towarzyszy naszym bohaterom wszędzie gdzie idą, niewiele dialogów, zero znanych twarzy, większość sprawia wrażenie naturszczyków. No i tempo - niespieszne, wiele scen celebrowanych, bez muzyki...
Bruno i Sonia są jeszcze bardzo młodzi. Ona ma osiemnaście lat, on zaledwie dwadzieścia, żyją z jej zasiłku i kradzieży popełnianych przez Bruna i jego gang małoletnich złodziejaszków. Kiedy pojawia się Jimmy, ich wspólne dziecko, Sonia bardzo się zmienia - chciałaby stabilizacji, ma nadzieję, że Bruno stanie się bradziej odpowiedzialny. A on? Najchętniej żyłby tak jak dawniej - po chwilach szaleństwa gdy kupuje wszystko to co najlepsze dla dziecka, wspólnej radości, przychodzi chwila gdy zaczyna sie zastanawiać czy nie skorzystać z okazji i dziecka... nie sprzedać.

sobota, 15 października 2011

Elżbieta I Królowa dziewica, czyli o takiej postaci można opowiadać po wielokroć

 Coky Giedroyc - mówi Wam coś to nazwisko? Do tej pory gościa zupełnie nie kojarzyłem, a tu okazuje się, że w ciągu kilku tygodni podpasowały mi dwie jego produkcje. Obie to takie "mini-seriale", pierwszy to Sherlock Holmes z 2010 roku, a drugi to Elzbieta z roku 2005. Jedynie dwa odciki, ale to prawie 4 godziny oglądania. Zupełnie inny od dotychczas przez mnie oglądanych produkcji o Elżbiecie - jak to stwierdziła moja małżonka - jest mało amerykański. Najbardziej skupia się na jej fascynacji mężczyznami na różnych etapach życia - od Roberta Dudleya, aż po księcia Essex, ale oczywiście jest tu mnóstwo wydarzeń dziejących sie na dworze w trakcie jej rządów. Od bardzo trudnych doświadczeń gdy więziła ją jej własna siostra, przez objęcie władzy, naciski by wyszła za mąż, triumf nad Wielka Armadą, aż do jej starości.

piątek, 14 października 2011

Hiroszima, moja miłość, czyli uczucia w trudnych czasach

Znowu jakieś wariactwo i brak czasu na cokolwiek. A do tego zimno :( czego raczej nie lubię... Najchętniej człowiek by cały dzień siedział pod kocem z ciepłą herbatką tylko jak to połączyć z innymi obowiązkami?
A na dziś notka o czymś co obejrzałem ze sporą ciekawością, ale też wymagało to sporo uwagi i pozbycia się nawyków z "kina współczesnego". Bo to rzecz sprzed 52 lat, obraz czarno biały i chyba jeden z lepszych przykładów "nowej fali". Podchodząc do tego jak do filmów współczesnych (a przecież oglądam tego sporo wiec tu nagle wkrada się niespodziewana odmiana) warto ostrzec, że może pojawić się odruch sprzeciwu (co to jest? nuda, trzeba wyłączyć). Ale jak już trochę się przełamałem obejrzałem ten obraz z przyjemnością.

środa, 12 października 2011

Bear Grylls - Misja przetrwanie. Wilczy szlak, czyli coś dla młodych czytelników

I czas na kolejny konkursik (na końcu szczegóły)  i kolejną książkę, którą otrzymałem do recenzji. Ale ponieważ to powieść dla młodzieży to najpierw powędrowała do syna koleżanki z pracy - Kuby - gimnazjalisty i harcerza - chyba jego ocena będzie bardziej obiektywna :) A oto co napisał:

Muszę przyznać że podchodziłem do książki „Wilczy Szlak” z dużym sceptycyzmem. Dla osoby Beara mam duże uznanie, jednak nie oczekiwałem po jego twórczości literackiej żadnych fajerwerków.
Zostałem jednak pozytywnie zaskoczony.

Ojciec chrzestny 2, czyli chyba najlepszy seqel w historii kina

Trudno przebić coć co zachwyciło i jeżeli ma się zamiar podejść do kontynuacji zwykle wykorzystuje się tylko powielone wzorce co sprawia, że uzyskujemy coś wtórnego. A Coppoli udało sie coś niesamowitego. Bo część druga "Ojca Chrzestnego" jest nawet pod pewnymi względami lepsza od jedynki. Może sprawia to połączenie równolegle prowadzonych wątków - współczesnego i przeszłości jego ojca? Gdybyśmy mieli tu jedynie współczesność i wątek powolnego upadku i utraty wpływów Michaela zostałby jedynie dramat psychologiczny z pewnymi wątkami gangsterskimi. Gdy łączymy to z historią jego ojca Vita Corleone - od zabójstwa rodziny, ucieczki z Włoch, przybycia do Stanów i wchodzenia na ścieżkę przestępczą, budowania władzy i wpływów - wszystko nam się układa w szerszą całość - opowieść nie tylko o sukcesie ale i o przekleństwie, który za sobą ciągnie.

wtorek, 11 października 2011

Wyznanie wiary, czyli ile Boga w sercu i w życiu

Z rzeczy ostatnio obejrzanych nazbierało się tyle, że aż trudno wybrac o czym napisać najpierw, seriale jednak zostawię do opisania do końca danego sezonu, dokument też nie ucieknie, więc wybieram pomiędzy trzema zupełnie różnymi filmami. No to w kolejności oglądania pierwszym było "Wyznanie wiary", czyli opowieść o muzułmanach żyjących w Niemczech. Tak naparwdę nie jest to film aspirujący do jakiegoś szerszego spojrzenia społecznego - raczej dramat psychologiczny, który opowiada na podstawie kilku historii o tym jak trudno w konsumpcyjnym świecie żyć zgodnie z zasadami własnej wiary. Nic nie jest tu takie oczywiste i podane na tacy za to jest dużo pytań, wątpliwości, zmagania się ze sobą, poszukiwania... Żaden z bohaterów nie chce żyć ot tak, szybko, łatwo i przyjmenie, odrzucają to choc często przez to cierpią.

poniedziałek, 10 października 2011

Bumer, czyli wściekłe psy po rosyjsku

Skojarzenia? Ano właśnie "Wściekłe psy", czy nasze "Psy" choć oczywiście tutaj mamy specyficzną rosyjską siermiężną rzeczywistość, zupełnie inne realia i bandyci też zupełnie inni. Oto kilku zaprzyjaźnionych młodych ludzi - nazywajmy ich jak chcemy: gangsterami albo "nowoczesnymi przedsiębiorcami" - próbuje pomóc swojemy kumplowi - stracił pechowo samochód i podpadł innym "przedsiębiorcom". Gdy obie grupy wpadają na siebie, niestety w nerwach padaja strzały i cała czwórka ostanawia zniknąć z Moskwy by uniknąć zemsty za morderstwo. Rozpoczyna sie podróż przez Rosję tytułową Beemką (czyli Bumerem).

sobota, 8 października 2011

Zabawa w śmierć, czyli władza telewizji

Mocna rzecz. 50 lat minęło od słynnego eksperymentu Stanleya Milgrama (zresztą sporo wtedy było eksperymentów, które do dziś stanowią kanon i wstrząsają - choćby Zimbardo z więźniami i strażnikami), który badał wpływ autorytetu na ludzi, posłuszeństwa posuniętego poza granice, których wczęsniej na pewno by nie przekroczyli. Pamiętacie? Ludzie byli proszeni o pomoc naukowcom i dostawali zadanie by zadawać pytania drugiej osobie (której nie widzieli) i razić prądem o coraz większym natężeniu za błędne odpowiedzi.  
Twórcy dokumentu "Zabawa w śmierć" powtórzyli badanie Milgrama. Jednak tym razem "autorytetem" był nie naukowiec, ale producent programu telewizyjnego - cały eksperyment przeniesiono do studia, a uczestnicy wiedzieli, że biorą udział w testowaniu nowego elektryzującego teleturnieju (który niebawem ma być hitem w tv).

piątek, 7 października 2011

Oddział chorych na raka - Aleksander Sołżenicyn, czyli traktat o życiu, umieraniu, samotności i szczęściu

Zachęcony przez kolejny klub dyskusyjny, w który nie omieszkałem się władować (ratujcie kiedy ja na to znajdę czas?) sięgnałem po tę pozycję i po raz kolejny moge tylko westchnąć: jak to dobrze, że czasem spotykamy kogoś kto coś nam podsunie lub poleci. Bo sam pewnie bym nie sięgnął przekonany, że na ten temat to już wszystko wiem i szkoda czasu na czytanie klasyki skoro czytało się już np. Archipelag Gułag... Ta książka też była na indeksie, bo spokojnie w opisie szpitala możemy sobie znaleźć mnóstwo odniesień i alegorii do totalitaryzmu. Ale wciągnęła mnie nie przez to, że jest "zaangażowana" - przecież teraz już czyta sie takie rzeczy bez wypieków na twarzy, ale poprzez dobrze zarysowane postacie, ich losy i klimat tego szpitala. Poznajemy zarówno pacjentów oddziału jak i lekarzy, personel. Mimo, że są dwaj "główni" bohaterowie wokół których dzieje się większość wydarzeń to tych postaci jest dużo więcej, każdy ma jakąś swoją ciekawą historię, każdy przyciąga uwagę.

Millennium. Zamek z piasku, który runął, czyli teorie spiskowe

Finał filmowej wersji znanej trylogii Stiega Larssona. I to ciekawe, ale znowu jest zupełnie inny klimat niż poprzednio - tym razem akcja posuwa sie bardzo szybko i otrzymujemy mieszankę filmu political-fiction z budowanym napięciem na sali sądowej (ale i tak przewidujemy koniec). W roli głównej obok Lisbeth i Mikaela tym razem wreszcie pojawiają się ci, którzy stali za wszystkimi działaniami przeciw niej - za jej uwięzieniem w szpitalu psychiatrycznym, próbą wrobienia w morderstwo, zacieraniem śladów dotyczacych jej ojca i oczywiście innymi machlojkami na wyższym szczeblu. Tajna organizacja, o której nie wie obecny rząd, bo zeszła do podziemia (ale miała poparcie porzedników), a która jest wszechwładna, a jej członkowie są tak fanatycznie jej oddani by iść nawet na misję samobójczą - czyż to nie przesada, że tak mało dowiadujemy się o ich działaniach tak jakby głównym tematem ich zainteresowania była Salander? Naciągane to trochę. Ale pewnie to kwestia tego, że trudno pomieścić calą książkę w 3 godzinach filmu...

czwartek, 6 października 2011

Aion - Dead Can dance, czyli głos anioła


Płytka może i ma swoje lata (21 dokładnie), ale ta muzyka się nie starzeje, a ostatnio do niej coraz częściej wracam. Jesień w końcu idzie, a jaka pora roku kojarzy się nam bardziej z aniołami niż jesień? Zaczynałem od słuchania audycji T. Beksińskiego i "bakcyl" tej niesamowitej muzyki pozostał na lata, potem juz sam szukałem kolejnych płyt. W okolicach 1 listopada przesłuchajcie np. Within The Realm Of A Dying Sun, a zakosztujecie jak ta muzyka może niesamowicie wpływać na oderwanie się od naszej przyziemnej rzeczywistości. Jak dla mnie to przede wszystkim zasługa niesamowitego wokalu Lisy Gerard, ale coby nie mówić - jej solowe projekty już nie robią aż tak wielkiego wrażenia jako domknięta całość. Widać więc wpływ na kompozycje drugiej połowy trzony zespołu czyli Brendana Perry jest niebagatelny... A dziś kilka słów o płycie Aion - trochę zmieniajacej obraz zespołu.

środa, 5 października 2011

Morderca z Whitechappel, czyli historii szczypta

Czatując na BBC na współczesną serialową wersję Sherlocka Holmesa (fajne!, ale o tym za czas jakiś), którego reklamowała  Malwina trafiłem na coś jeszcze co mnie zainteresowało. To mini serial dziejący się we współczesnym Londynie i opowiadający o dość klasycznym układzie - młody rozpoczynający karierę detektyw trafia do ekipy doświadczonych policjantów - zapał i podejście "nowoczesne" kontra doświadczenie, skuteczność (w przesłuchaniach :)) ale i pewne schematy w myśleniu. A pierwsze zadanieich wspólne niełatwe - ulice dzielnicy Whitechapel wstrzymały oddech z odrazy - na ulicach jakiś zbrodniarz atakuje kobiety i w okrutny sposób, niczym rzeźnik je okalecza i morduje.

wtorek, 4 października 2011

Wichry Kołymy, czyli chyba jednak Amerykanin niewiele zrozumie

Gdy Amerykanie angażują się w jakis projekt historyczny dotyczący innego kraju niż USA to najczęściej wychodzą z tego niestety gnioty okrutne - zbyt łopatologiczne, niby tchnące dramatyzmem, ale w porówaniu z językiem jakim potrafią o tych samych wydarzeniach opowiadać twórcy europejscy to wygląda jak bajka dla dzieci. I tak neistety trochę jest i tym razem. Nie znam powieści Eugenii Ginzburg, na podstawie której stworzono ten filmik, ale mimo, że zaangażowano też w kooprodukcję Polskę, to wyszedł z tego przeciętniak i to nudnawy. A przecież ta historia ma w sobie potencjał - jak wzorowa komunistka może trafić na listę osób podejrzanych o knucie przeciw władzy ludowej i z dnia na dzień stracić wiarę w system...

poniedziałek, 3 października 2011

Śniadanie na Plutonie, czyli nawet dla tych, którzy nie akceptują "inności"

Lata 70-te, Irlandia, dużo muzyki, trochę humoru i postać, która idzie pod prąd wszelkim schematom? No czyż nie zapowiada się obiecująco? Opowiedziana (mimo, że sama historia bardzo wesoła nie jest) z pewną ironią i dystansem historia młodego transwestyty może nie jest kawałkiem kina wybitnego, ale na pewno wbija się w pamięć - głównie przez kreację aktorską głównego bohatera (brawa dla Cilliana Murphy'ego). Swój film dość znany reżyser czyli Neil Jordan
oparł na książkowej biografii Patricka "Kociaka" Bradena (niestety chyba u nas niedostępnej). Ta opowieść ma w sobie jakąś lekkość, optymizm, odrobinę absurdu nie tylko w podejściu do rzeczywistości samego bohatera, ale i w stylu narracji.  

sobota, 1 października 2011

I Bóg stworzył seks, czyli z kamerą wśród...

Hmmm. Chyba powinienem zastrzec, że notka chyba dla osób pełnoletnich...
Dokumenty HBO to zwykle produkcje na niezłym poziomie, ale z góry możemy spodziewać sie kontrowersji (czy pamiętacie np. Czekając na sobotę?). Tak jest trochę i tutaj. Reżyser Konrad Szołajski jak sam opowiadał w wywiadach myślał o tego typu dokumencie już od jakiegoś czasu - robił podchody np. pod uczestników parafialnych nauk przedmałżeńskich. Tam mu się nie udało, ale temat wciąż miał w głowie - jak to u katolików (najlepiej takich "hard" czyli mocno trzymajacych się nauk Kościoła) jest z życiem seksualnym. Gdyby się udało mu nakręcić nauki to pewnie (bo niestety są takie parafie) moglibyśmy umierać ze śmiechu lub z zażenowania - bo to co tam jest często przekazywane na temat pożycia to język i treści sprzed pół wieku, zresztą sami uczestnicy już się śmieją z tego i coraz wiecej małżeństw szuka nauk np. wyjazdowych w formie rekolekcji organizowanych przez różne wspólnoty i niektóre parafie (wtedy często prowadzi nie tylko osoba duchowna ale i świeccy). Ale stety-niestety się nie udało. Reżyser dotarł za to do osoby dość specyficznej - kapucyna o. Ksawerego Knotza, który prowadzi nauki i rekolekcje dla małżeństw gdzie o seksie mówi z nimi takim jezykiem jakiego pewnie byśmy się spodziewali po edukatorach od Starowicza niż po duchownym.